– Jak sie nazywa?

– Nie wiem. – Steve smutno sie usmiechnal. – Splawila mnie, nie zwalniajac nawet kroku. Prawdopodobnie nie spotkam jej juz nigdy w zyciu.

Ricky nalal kawy do filizanek.

– Moze to i lepiej. Masz przeciez stala panienke, prawda?

– Powiedzmy. – To, ze tak latwo zadurzyl sie w tej tenisistce, obudzilo w nim poczucie winy. – Nazywa sie Celine. Razem studiujemy – dodal. Uczyl sie na wydziale prawa w Waszyngtonie.

– Spisz z nia?

– Nie.

– Dlaczego?

– Nie czuje sie az tak bardzo zwiazany.

Ricky nie kryl zdziwienia.

– To jezyk, ktorego nie znam. Musisz czuc sie zwiazany z dziewczyna, zeby ja przeleciec?

– Taki juz jestem – odparl lekko zaklopotany Steve.

– Od urodzenia?

– Nie. W liceum robilem wszystko, na co pozwalaly mi dziewczyny. Tak jakby to byly zawody albo cos w tym rodzaju. Bzykalem kazda dziewczyne, ktora gotowa byla zdjac majtki, ale tamto bylo wtedy, a to jest dzisiaj. Nie jestem juz chyba malym chlopcem.

– Ile ty masz lat? Dwadziescia dwa?

– Zgadza sie.

– Ja mam dwadziescia piec, ale jestem chyba mniej dorosly od ciebie.

Steve wyczul w glosie Ricky'ego uraze.

– Nie chcialem cie krytykowac.

– Okay. – Ricky nie sprawial wrazenia gleboko dotknietego. – Co robiles, kiedy cie splawila?

– Poszedlem do baru w Charles Village i zamowilem pare piw i hamburgera.

– To przypomina mi, ze jestem glodny. Chcesz cos do jedzenia?

– A co masz?

Ricky otworzyl szafke.

– Boo Berry, Rice Krispies i Count Chocula.

– Count Chocula brzmi zachecajaco.

Ricky postawil na stole glebokie talerze i mleko i obaj posilili sie platkami kukurydzianymi. Potem pozmywali naczynia i przygotowali sobie spanie. Steve polozyl sie na kanapie w samych szortach; bylo za goraco, zeby przykrywac sie kocem. Ricky zajal lozko.

– Co bedziesz robil na Uniwersytecie Jonesa Fallsa? – zapytal.

– Poprosili mnie, zebym wzial udzial w programie badawczym. Mam sie poddac testom psychologicznym i tak dalej.

– Dlaczego akurat ty?

– Nie mam pojecia. Powiedzieli, ze stanowie ciekawy przypadek i ze wyjasnia mi wszystko, kiedy przyjde.

– Dlaczego sie zgodziles? Mnie wydaje sie to po prostu strata czasu.

Steve mial pewien szczegolny powod, ale nie chcial o nim mowic Ricky'emu. Jego odpowiedz zawierala tylko czesc prawdy.

– Chyba z ciekawosci. Czy ty nigdy nie zastanawiasz sie nad soba? Na przyklad, jaki naprawde jestes i czego chcesz w zyciu?

– Chce byc slynnym chirurgiem i zarabiac miliony dolcow, powiekszajac kobiece piersi. Nie jestem chyba zbyt skomplikowany.

– Nie pytasz, po co to wszystko?

Ricky rozesmial sie.

– Nie, Steve, nie pytam sie. Ale ty to robisz. Zawsze byles myslicielem. Nawet kiedy bylismy dziecmi, rozmyslales o Bogu i tego rodzaju sprawach.

To byla prawda. Steve przeszedl przez faze religijna w wieku trzynastu lat. Odwiedzil kilka roznych kosciolow, synagoge i meczet, i zadawal rozbawionym duchownym powazne pytania na temat wiary. Zaintrygowalo to bardzo jego rodzicow, ktorzy byli agnostykami.

– Zawsze wydawales sie troche inny – podjal Ricky. – Nigdy nie znalem nikogo, kto mialby tak dobre stopnie, w ogole sie nie uczac.

To takze byla prawda. Steve zawsze bardzo szybko sie uczyl i bez trudu zajmowal pierwsze miejsce w klasie. Czasami tylko, kiedy dokuczali mu inni, umyslnie popelnial bledy, zeby tak bardzo sie nie wyrozniac.

Byl jednak jeszcze jeden powod, dla ktorego ciekawilo go wlasne wnetrze. Ricky nie mial o nim pojecia i nie znali go koledzy na wydziale prawa. Wiedzieli o nim tylko jego rodzice.

Steve o malo kogos nie zabil.

Mial wtedy pietnascie lat; byl wysoki, lecz chudy. Druzynie koszykowki z Hillsfield High udalo sie wlasnie dotrzec do polfinalu mistrzostw miejskich, a on byl jej kapitanem. Grali z bezwzglednymi ulicznymi zabijakami ze szkoly polozonej w waszyngtonskich slumsach. Jeden z przeciwnikow, niejaki Tip Hendricks, faulowal Steve'a podczas calego meczu. Byl niezlym zawodnikiem, ale caly swoj talent wykorzystywal, zeby grac nieczysto. Za kazdym razem, kiedy mu sie to udalo, szczerzyl zeby w usmiechu, jakby chcial powiedziec: „Znowu ci dowalilem, palancie”. Steve byl wsciekly, ale musial trzymac nerwy na wodzy. Tak czy owak gral zle i druzyna przegrala, tracac szanse na zdobycie pucharu.

Tak sie nieszczesliwie zlozylo, ze Steve spotkal Tipa na parkingu, gdzie czekaly autobusy, ktore mialy zabrac zawodnikow z powrotem do ich szkol. Na domiar zlego, jeden z kierowcow zmienial kolo i na ziemi lezala jego torba z narzedziami.

Steve zignorowal Tipa, ale ten rzucil w niego niedopalkiem papierosa. Pet wyladowal mu na kurtce.

Ta kurtka znaczyla bardzo duzo dla Steve'a. Skladal na nia pieniadze, zarobione w weekendy w McDonaldzie i kupil ja zaledwie dzien wczesniej. Byla przepiekna: ze sciagaczem w pasie, uszyta z zoltej miekkiej skory; teraz miala wypalony slad dokladnie na piersi, gdzie wszyscy mogli go zobaczyc. Nadawala sie tylko do wyrzucenia. Dlatego Steve uderzyl go.

Tip walczyl zazarcie, kopiac i bijac z glowy, ale wscieklosc Steve'a byla tak wielka, ze prawie nie czul uderzen. Twarz Tipa byla zalana krwia, gdy jego oczy padly na torbe z narzedziami. Zlapal lyzke do zdejmowania opon i dwukrotnie zdzielil nia Steve'a w twarz. Uderzenia naprawde bolaly i Steve wpadl w slepa furie. Wyrwal lyzke Tipowi – a potem nie pamietal nic az do momentu, kiedy ktos krzyknal: „Jezu wszechmogacy, on chyba nie zyje!” i zdal sobie sprawe, ze stoi nad cialem Tipa, z zakrwawionym zelazem w reku.

Tip nie umarl. Zginal dwa lata pozniej, zabity przez importera marihuany z Jamajki, ktoremu byl winien osiemdziesiat piec dolarow. Ale Steve chcial go zabic, probowal go zabic. Nic go nie usprawiedliwialo: zadal pierwsze uderzenie i chociaz to Tip podniosl z ziemi lyzke do zdejmowania opon, Steve uczynil z niej naprawde krwawy uzytek.

Skazano go na szesc miesiecy wiezienia z zawieszeniem. Po procesie zmienil szkole i jak zwykle zdal wszystkie egzaminy. Poniewaz w chwili popelnienia przestepstwa byl mlodociany, jego wyrok ulegl zatarciu i nie przeszkodzil mu w dostaniu sie na wydzial prawa. Dla mamy i taty cale wydarzenie bylo koszmarem, ktory szczesliwie minal. Steve jednak nie pozbyl sie watpliwosci. Wiedzial, ze tylko lut szczescia i odpornosc ludzkiego organizmu uchronily go przed procesem o morderstwo. Tip Hendricks byl istota ludzka, a on o malo go nie zabil z powodu jakiejs glupiej kurtki. Przysluchujac sie spokojnemu oddechowi spiacego Ricky'ego, lezal z otwartymi oczyma na kanapie, zadajac sobie pytanie: Kim jestem?

PONIEDZIALEK

5

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату