podniosla gorna czesc i wlaczyla go.
– Mam tutaj pogram, ktory nazywa sie E-FIT. Electronic Facial Identification Technique, czyli Elektroniczna Technika Identyfikacji Twarzy. Lubimy skroty – stwierdzila, usmiechajac sie polgebkiem. – Wlasciwie opracowal go pewien detektyw ze Scotland Yardu. Program umozliwia sporzadzenie portretu pamieciowego bez udzialu rysownika.
Lisa spojrzala na Jeannie.
– Jak myslisz?
– Nie pozwol, zeby cie do czegokolwiek zmuszano – powiedziala Jeannie. – Pomysl o sobie. Masz prawo odmowic. Rob to, co uwazasz za sluszne.
Mish spiorunowala ja wzrokiem.
– Nikt nie wywiera na pania presji – zapewnila Lise. – Jesli chce pani, zebym wyszla, nie ma sprawy. Ja do niczego pani nie zmuszam, ja prosze. Chce zlapac tego gwalciciela i potrzebuje pani pomocy. Bez pani nie mam zadnej szansy.
Jeannie spojrzala na nia z podziwem. Mish kontrolowala przebieg calej rozmowy, od momentu gdy weszla do mieszkania, nie uciekala sie jednak przy tym do manipulacji ani do nacisku. Wiedziala, o czym mowi, i wiedziala, czego chce.
– Sama nie wiem – mruknela Lisa.
– Moze rzuci pani po prostu okiem na ten program – zaproponowala Mish. – Jesli to pania zdenerwuje, przerwiemy. Jesli nie, bede miala przynajmniej portret mezczyzny, ktorego szukam. Potem, kiedy skonczymy, zdecyduje pani, czy chce jechac do Mercy.
– Dobrze – odparla po krotkim wahaniu Lisa.
– Pamietaj, ze jesli sie zle poczujesz, mozesz w kazdej chwili przerwac – przypomniala jej Jeannie.
– Na poczatek postaramy sie ustalic podstawowe cechy twarzy. Portret nie bedzie go zbytnio przypominal, ale posluzy nam jako podstawa. Potem dopracujemy szczegoly. Chce, zeby przypomniala pani sobie twarz sprawcy i powiedziala mi, jakie sa jej najwazniejsze cechy. Prosze sie nie spieszyc.
Lisa zamknela oczy.
– Jest bialym mezczyzna mniej wiecej w moim wieku – stwierdzila. – Ma krotkie wlosy, nieokreslonego koloru. Oczy jasne, chyba niebieskie. Prosty nos…
Mish uzywala myszy. Jeannie stanela z tylu, zeby widziec ekran. Program pracowal pod Windowsami. W prawym gornym rogu widniala twarz podzielona na osiem czesci. Kiedy Lisa wymieniala kolejne cechy, Mish podswietlala fragment twarzy, otwierala menu i wybierala z niego odpowiednie opcje: krotkie wlosy, jasne oczy, prosty nos.
– Podbrodek raczej kwadratowy – kontynuowala Lisa. – Nie ma brody ani wasow. Jak mi idzie?
Mish kliknela mysza i na ekranie ukazal sie caly portret: twarz bialego trzydziestoletniego mezczyzny o regularnych rysach. Tak mogly wygladac twarze tysiaca ludzi. Policjantka odwrocila komputer, zeby Lisa mogla zobaczyc efekt swojej pracy.
– Teraz bedziemy stopniowo zmieniac szczegoly. Najpierw pokaze pani te twarz z roznymi czolami i liniami wlosow. Prosze mowic tylko „tak”, „nie” albo „byc moze”. Gotowa?
– Jasne.
Mish kliknela mysza. Twarz na ekranie zmienila sie i nagle na czole ukazaly sie zakola.
– Nie – powiedziala Lisa.
Mish kliknela ponownie. Tym razem nad czolem pokazala sie rowno przycieta grzywka w stylu Beatlesow.
– Nie.
Po nastepnym kliknieciu wlosy ukladaly sie falami.
– Cos w tym rodzaju – stwierdzila Lisa. – Ale wydaje mi sie, ze mial przedzialek.
Teraz wlosy byly kedzierzawe.
– Tak jest lepiej niz poprzednio. Ale wlosy sa za ciemne.
– Po sprawdzeniu wszystkich wariantow – oznajmila Mish – wrocimy do tych, ktore wydaly sie pani najbardziej trafione, i wybierzemy najlepsze. A kiedy bedziemy mialy cala twarz, bedziemy mogly uzyc retuszu: rozjasnic troche albo przyciemnic wlosy, przesunac przedzialek, odmlodzic lub dodac lat calej twarzy.
Jeannie byla zafascynowana, ale moglo to potrwac godzine, moze dwie, a ona musiala isc do pracy.
– Musze juz leciec – powiedziala. – Dobrze sie czujesz, Liso?
– Dobrze – odparla Lisa i Jeannie widziala, ze mowi prawde. Moze bedzie dla niej lepiej, jesli zaangazuje sie w sciganie tego faceta. Zerknela na Mish i zobaczyla blysk triumfu w jej oczach. Czy na pewno mialam racje, zastanawiala sie, traktujac ja wrogo i starajac sie chronic Lise? Mish potrafila zdobyc sympatie swojego rozmowcy. Znala wszystkie wlasciwe slowa. Mimo to najwazniejsze bylo dla niej ujecie gwalciciela, a nie udzielenie pomocy Lisie. Lisa w dalszym ciagu potrzebowala prawdziwej przyjaciolki, kogos, kto mialby na uwadze glownie jej dobro.
– Zadzwonie do ciebie – obiecala.
Lisa usciskala ja.
– Nie wiem, jak ci sie odwdziecze za to, ze ze mna zostalas – stwierdzila.
– Milo bylo pania poznac – oswiadczyla Mish, wyciagajac reke.
Jeannie uscisnela ja.
– Zycze powodzenia. Mam nadzieje, ze go zlapiecie.
– Ja tez – odparla Mish.
6
Steve zaparkowal samochod na duzym studenckim parkingu w poludniowo-zachodniej czesci stuakrowego kampusu. Dochodzila dziesiata i wszedzie widac bylo ubranych w letnie stroje studentow, podazajacych na pierwszy tego dnia wyklad. Idac alejka, wypatrywal wczorajszej tenisistki. Szanse na to, ze ja zobaczy, byly nikle, ale mimo to wodzil wzrokiem za kazda wysoka ciemnowlosa kobieta, sprawdzajac, czy nie ma kolczyka w nosie.
Wydzial psychologii miescil sie w nowoczesnym trzypietrowym budynku wzniesionym z tej samej czerwonej cegly, co inne gmachy utrzymane w bardziej tradycyjnym stylu. Steve podal swoje nazwisko w hallu i skierowano go do laboratorium.
W ciagu kilku nastepnych godzin przeszedl wiecej badan, niz wydawalo mu sie to w ogole mozliwe. Zwazono go, zmierzono i pobrano odciski palcow. Pracownicy naukowi, laborantki i studenci sfotografowali jego uszy, zbadali sile uscisku i ocenili wrazliwosc emocjonalna, pokazujac mu zdjecia ofiar pozaru i okaleczonych cial. Zadawano mu pytania dotyczace jego zainteresowan i pogladow religijnych, jego dziewczyn i aspiracji zawodowych. Musial powiedziec, czy potrafi naprawic dzwonek przy drzwiach, czy uwaza sie za czlowieka wyksztalconego, czy uderzylby swoje dziecko i czy pewnego rodzaju muzyka nasuwa mu na mysl obrazy lub zmieniajace sie kolory. Na razie nikt jednak nie wyjawil mu, dlaczego stal sie obiektem badan.
Nie byl sam. W laboratorium byly rowniez dwie male dziewczynki i facet w kowbojskich butach, dzinsach i kraciastej koszuli. W poludnie wszyscy zebrali sie w sali klubowej z sofami i telewizorem i zjedli na lunch pizze. Dopiero wtedy Steve zorientowal sie, ze mezczyzn w kowbojskich butach jest dwoch: byli blizniakami ubranymi tak samo.
Przedstawil sie i dowiedzial, ze kowboje nazywaja sie Benny i Arnold, a male dziewczynki Sue i Elizabeth.
– Zawsze ubieracie sie tak samo? – zapytal mezczyzn, kiedy jedli.
Spojrzeli jeden na drugiego, a potem Benny odpowiedzial:
– Nie wiem. Dopiero sie spotkalismy.
– Jestescie blizniakami i dopiero sie spotkaliscie?
– Po urodzeniu zostalismy obaj zaadoptowani. Przez dwie rozne rodziny.
– I przypadkowo ubraliscie sie tak samo?
– Na to wyglada.
– Poza tym obaj jestesmy stolarzami – dodal Arnold. – Obaj palimy papierosy marki Camel Lights i obaj mamy dwojke dzieci, chlopaka i dziewczynke.