– Obie dziewczynki maja na imie Caroline – powiedzial Benny – ale moj chlopak nazywa sie John, a jego Richard.
– Chcialem, zeby nazywal sie John – wyjasnil Arnold – ale zona uparla sie przy Richardzie.
– Niesamowite – zdziwil sie Steve. – Nie mozna przeciez odziedziczyc upodobania do cameli.
– Kto to moze wiedziec.
– A gdzie jest twoj blizniak? – zapytala Steve'a jedna z dziewczynek, Elizabeth.
– Nie mam blizniaka – odparl. – To tym sie tutaj zajmuja? Badaniem blizniakow?
– Tak – poinformowala go Elizabeth. – Sue i ja jestesmy dwujajowe.
Steve podniosl brew. Mala nie wygladala na wiecej niz jedenascie lat.
– Nie jestem pewien, czy wiem, co to znaczy – powiedzial.
– Nie jestesmy identyczne. Rozwinelysmy sie z dwu odrebnych jaj. Dlatego roznimy sie wygladem. Benny i Arnold sa jednojajowi – dodala, wskazujac kowbojow. – Maja takie samo DNA. Dlatego sa do siebie tacy podobni.
– Widze, ze swietnie sie w tym orientujesz – stwierdzil Steve. – Jestem pod wrazeniem.
– Bylysmy tu juz przedtem – wyjasnila.
Drzwi za Steve'em sie otworzyly i Elizabeth podniosla wzrok.
– Dzien dobry, doktor Ferrami – powiedziala. Steve odwrocil sie i zobaczyl wczorajsza tenisistke.
Jej muskularne cialo okrywal siegajacy kolan bialy laboratoryjny fartuch, ale podchodzac do nich, poruszala sie jak sportsmenka. Na jej twarzy wciaz malowalo sie skupienie i koncentracja, ktore tak urzekly go na korcie. Gapil sie na nia, nie mogac uwierzyc we wlasne szczescie.
Doktor Ferrami pozdrowila dziewczynki i przedstawila sie pozostalym. Kiedy podawala reke Steve'owi, w jej oczach ukazalo sie zaskoczenie.
– A wiec to pan jest Steve Logan – powiedziala.
– Swietnie gra pani w tenisa – odparl.
– Wczoraj przegralam – stwierdzila siadajac. Geste ciemne wlosy spadaly jej luzno na ramiona i w bezlitosnym swietle jarzeniowek Steve dostrzegl, ze ma juz kilka siwych. Zamiast srebrnego kolczyka w nosie miala dzisiaj prosty zloty sztyfcik. Byla umalowana i maskara pod oczyma sprawiala, ze jej spojrzenie wydawalo sie jeszcze bardziej hipnotyczne.
Podziekowala wszystkim za to, ze poswiecaja swoj cenny czas dla dobra nauki, zapytala, czy smakowala im pizza, i po kilku dalszych uprzejmosciach odeslala dziewczynki i kowbojow na popoludniowa serie badan.
A potem usiadla obok Steve'a, ktory nie potrafil sie oprzec wrazeniu, ze jest z jakiegos powodu zaklopotana. Wygladalo to prawie tak, jakby miala mu do przekazania zla wiadomosc.
– Na pewno zastanawia sie pan, o co tutaj chodzi – powiedziala.
– Myslalem, ze wybrano mnie, poniewaz zawsze tak dobrze radzilem sobie w szkole.
– Nie – odparla. – To prawda, osiaga pan bardzo wysokie wyniki we wszystkich testach na inteligencje. W gruncie rzeczy szkolne oceny nie oddaja w pelni panskich zdolnosci. Panski iloraz inteligencji wykracza poza skale. Byl pan prawdopodobnie najlepszy w klasie, nie przykladajac sie przy tym szczegolnie do nauki. Mam racje?
– Tak. Ale nie dlatego tutaj sie znalazlem?
– Nie. Celem naszych badan jest okreslenie, w jakim stopniu charakter czlowieka jest zdeterminowany jego genetycznym dziedzictwem. Czy to DNA decyduje, ze jestesmy inteligentni, agresywni, romantyczni, wysportowani? Czy tez wazniejsze jest wychowanie? – W miare jak zaglebiala sie w temat, znikalo jej poczatkowe zaklopotanie. – A jesli wplyw maja oba czynniki, jak na siebie oddzialywaja?
– To stara kontrowersja – stwierdzil Steve. Uczeszczal na zajecia z filozofii i od dawna fascynowal go ten dylemat. – Czy jestem taki, jaki jestem, dlatego ze taki sie urodzilem? Czy tez stanowie produkt wychowania i spoleczenstwa, w ktorym dorastalem? Natura czy srodowisko? – dodal, przypominajac sobie antynomie, ktora wyrazala w skrotowej formie caly spor.
Doktor Ferrami pokiwala glowa i jej dlugie wlosy zafalowaly ciezko niczym ocean. Steve zastanawial sie, jakie sa w dotyku.
– Staramy sie odpowiedziec na to pytanie w scisle naukowy sposob – podjela. – Otoz identyczne blizniaki maja takie same geny; dokladnie takie same. Bliznieta dwujajowe maja inne geny, ale wychowywane sa na ogol w tym samym srodowisku. Badamy jedne i drugie, a potem porownujemy je z blizniakami, ktore wychowywano oddzielnie, i oceniamy, jak bardzo sa do siebie podobne.
Steve zastanawial sie, co to ma z nim wspolnego. Zastanawial sie, takze, ile lat moze miec Jeannie. Kiedy patrzyl, jak biegala wczoraj po korcie z wlosami schowanymi pod czapka, uznal, ze jest w jego wieku; teraz widzial, ze zbliza sie do trzydziestki. Nie zmienilo to uczuc, jakie do niej zywil, nigdy dotad nie zafascynowala go jednak tak dojrzala kobieta.
– Gdyby srodowisko mialo wiekszy wplyw – kontynuowala – blizniaki wychowywane razem bylyby bardzo podobne, a te wychowywane oddzielnie zupelnie inne, bez wzgledu na to, czy sa jedno – czy dwujajowe. Jest jednak odwrotnie. Jedno-jajowe bliznieta sa identyczne niezaleznie od tego, kto je wychowal. Wychowywane oddzielnie jednojajowe sa do siebie bardziej podobne niz wychowywane razem dwujajowe.
– Tak jak Benny i Arnold?
– Wlasnie. Widzi pan, jacy sa do siebie podobni, mimo ze dorastali w innych rodzinach. To typowe. Zbadalismy na naszym wydziale ponad sto par wychowywanych oddzielnie jednojajowych blizniat. Z tych dwustu osob, dwie byly poetami z dorobkiem publikacyjnym i stanowily pare blizniakow. Dwie inne byly zawodowo zwiazane z domowymi zwierzetami: treser psow oraz hodowca… i rowniez okazaly sie blizniakami. Mielismy dwoch muzykow: nauczyciela gry na fortepianie i gitarzyste… oni tez byli blizniakami. To tylko najbardziej wymowne przyklady. Jak mial pan sie okazje przekonac dzis rano, mierzymy w sposob naukowy rozne komponenty osobowosci, iloraz inteligencji oraz wymiary ciala. Wyniki wykazuja, ze bliznieta jednojajowe maja prawie identyczne dane bez wzgledu na to, jak zostaly wychowane.
– Podczas gdy Sue i Elizabeth dosc znacznie roznia sie od siebie.
– Racja. Mimo ze mialy tych samych rodzicow, dorastaly w tym samym domu, chodzily do tej samej szkoly, podobnie sie odzywialy i tak dalej. Zgaduje, ze Sue milczala przez caly lunch, ale Elizabeth opowiedziala panu cale swoje zycie.
– Dokladnie rzecz biorac, wytlumaczyla mi, co znaczy slowo „dwujajowe”.
Doktor Ferrami rozesmiala sie, pokazujac biale zeby i kawalek rozowego jezyka i to, ze zdolal ja rozsmieszyc, sprawilo Steve'owi niezmierna radosc.
– Jeszcze jednak nie wyjasnila mi pani, dlaczego sie tu znalazlem – powiedzial.
Na jej twarzy znowu ukazalo sie zaklopotanie.
– To troche trudne – stwierdzila. – Cos takiego nigdy mi sie jeszcze nie przydarzylo.
Nagle zrozumial. To bylo oczywiste, ale tak zaskakujace, ze wpadl na to dopiero teraz.
– Uwaza pani, ze mam blizniaka, o ktorym nic nie wiem? – zapytal z niedowierzaniem.
– Nie potrafie przygotowac pana stopniowo na te wiadomosc – odparla z wyraznym smutkiem. – To prawda, tak uwazamy.
– Rany boskie. – Poczul zawrot glowy; ciezko bylo przyjac to do wiadomosci.
– Naprawde bardzo mi przykro.
– Nie ma pani chyba za co przepraszac.
– Owszem, mam. Normalnie ludzie wiedza, ze sa blizniakami, zanim do nas przyjda. Ostatnio jednak wprowadzilam nowy system pozyskiwania osob, ktore mozemy poddac badaniom, i pan jest pierwszy. Wlasciwie to, ze nie wie pan o istnieniu brata blizniaka, potwierdza w istotny sposob trafnosc mojej metody. Nie przewidzialam tylko, ze ludzie moga doznac szoku, kiedy przekazemy im te wiadomosc.
– Zawsze chcialem miec brata – szepnal Steve. Byl jedynakiem i urodzil sie, kiedy rodzice zblizali sie do czterdziestki. – To brat, prawda?
– Tak. Jestescie identyczni.
– Identyczny brat blizniak – wymamrotal Steve. – Ale jak to sie stalo, ze nic o tym nie wiem?
Jeannie nie wiedziala, gdzie ma podziac oczy.
– Niech pani zaczeka, sam zgadne – powiedzial. – Moglem zostac adoptowany.
Jeannie pokiwala glowa.
Ta mozliwosc jeszcze bardziej nim wstrzasnela: moglo sie okazac, ze mama i tato nie sa jego rodzicami.
– Albo adoptowano mojego brata. Tak.