z prostym napisem Jones.
Jeannie stala przez chwile, natezajac sluch, ale slyszala tylko bicie wlasnego serca. Z wewnatrz nie dobiegal zaden dzwiek. Chyba go tam nie bylo.
Zapukala do mieszkania 5A. Po chwili drzwi otworzyly sie i na korytarz wyszedl starszy bialy mezczyzna. Ubrany byl w bialy garnitur w prazki, niegdys szalenie modny, i mial wlosy tak intensywnie rude, ze musial je chyba farbowac. Wydawal sie przyjaznie nastawiony.
– Czesc – powiedzial.
– Czesc. Czy panski sasiad jest w domu?
– Nie.
Jeannie doznala jednoczesnie ulgi i rozczarowania. Wyjela fotografie Steve'a, ktora dal jej Charles.
– Czy to on?
Sasiad wzial od niej zdjecie i przyjrzal mu sie, mruzac oczy.
– Zgadza sie.
Mialam racje! Oto kolejny dowod! Moj program komputerowy jest niezawodny.
– Prawdziwy przystojniak, nie?
Jeannie domyslila sie, ze sasiad jest gejem. Eleganckim starszym gejem. Usmiechnela sie.
– Ja tez tak uwazam. Wie pan, gdzie moze teraz byc?
– Niedziele spedza na ogol poza domem. Wychodzi kolo dziesiatej, wraca po kolacji.
– Czy wychodzil gdzies w zeszla niedziele?
– Wychodzil.
To on, to musi byc on.
– Wie pan moze, dokad jezdzi?
– Nie.
Ja wiem. Jezdzi do Baltimore.
– Nie jest zbyt rozmowny – kontynuowal mezczyzna. – W gruncie rzeczy prawie wcale sie nie odzywa. Jest pani policjantka?
– Nie, ale czuje sie, jakbym byla.
– Co takiego zrobil?
Jeannie zawahala sie. Dlaczego nie powiedziec mu prawdy?
– Zgwalcil dziewczyne – rzucila.
Mezczyzna nie wydawal sie specjalnie zdziwiony.
– Nietrudno w to uwierzyc. To dziwny facet. Widzialem dziewczyny, ktore wychodzily stad z placzem. Zdarzylo sie to dwa razy.
– Zaluje, ze nie moge zajrzec do srodka – mruknela. Moze udaloby jej sie odkryc jakis dowod wiazacy go z gwaltem.
Facet rzucil jej chytre spojrzenie.
– Mam klucz – oznajmil.
– Naprawde?
– Dal mi go poprzedni lokator. Przyjaznilismy sie. Jakos go nie oddalem, kiedy sie stad wyniosl. A ten facet nie zmienil zamkow. Mysli pewnie, ze jest taki duzy i silny, ze nikt go nie obrabuje.
– Wpusci mnie pan do srodka?
Mezczyzna zawahal sie.
– Mnie tez ciekawi, co tam jest. Ale co bedzie, jesli facet wroci i zastanie nas w swoim mieszkaniu? To wielki chlop… nie chcialbym, zeby sie na mnie wsciekl.
Jeannie takze miala pewne obawy, lecz ciekawosc byla silniejsza.
– Jesli pan chce, wezme wine na siebie – powiedziala.
– Niech pani zaczeka. Zaraz wracam.
Ciekawe, co znajdzie w srodku? Swiatynie sadyzmu, jak w mieszkaniu Wayne'a Stattnera? Niechlujna nore pelna nie dojedzonych szybkich dan i brudnych ciuchow? Schludne az do bolu wnetrze swiadczace o obsesyjnej osobowosci?
Sasiad pojawil sie z powrotem.
– A propos, jestem Maldwyn.
– Jeannie.
– Naprawde nazywam sie Bert, ale to takie banalne imie, prawda? Zawsze wolalem, zeby mowiono mi Maldwyn.
Sasiad obrocil klucz w zamku i wslizgnal sie do srodka.
Weszla w slad za nim.
Apartament Harveya byl typowa studencka kawalerka z aneksem kuchennym i mala lazienka. Umeblowanie skladalo sie z nie pasujacych do siebie starych gratow: sosnowej polki, pomalowanego na bialo stolu, zapadajacej sie sofy i wielkiego starego telewizora. Pokoj byl od dawna nie sprzatany, lozko nie poslane. Nie rzucalo sie tu w oczy nic niezwyklego.
Jeannie zamknela za soba drzwi.
– Niech pani niczego nie dotyka – powiedzial Maldwyn. – Nie chce, zeby domyslil sie, ze tu wchodzilem.
Zastanawiala sie, czego wlasciwie szuka. Planu budynku z zaznaczona kotlownia i napisem: „Zgwalc ja tutaj”? Nie zabral Lisie bielizny, zeby miec po niej groteskowa pamiatke. Byc moze przez kilka tygodni przed napascia sledzil ja i robil zdjecia. Moze mial mala kolekcje nalezacych do niej przedmiotow: szminke, rachunek z restauracji, opakowanie po batonie, reklamowe przesylki z jej nazwiskiem.
Rozgladajac sie po pokoju, mogla poznac troche dokladniej osobowosc gospodarza. Na jednej ze scian wisiala wydarta z erotycznego czasopisma rozkladowka przedstawiajaca naga kobiete z wygolonymi wlosami lonowymi i kolczykiem w wargach sromowych. Patrzac na nia, poczula, jak przechodzi ja dreszcz.
Przejrzala zawartosc polki. Bylo tam tanie wydanie Stu dwudziestu dni Sodomy markiza de Sade, cala seria pornograficznych kaset wideo z tytulami w rodzaju Bol i Extreme, a takze kilka podrecznikow ekonomii i biznesu. Harvey studiowal najwyrazniej zarzadzanie.
– Czy moge obejrzec jego ubrania? – zapytala Maldwyna. Nie chciala, zeby sie obrazil.
– Jasne, dlaczego nie?
Otworzyla szafe. Ubrania Harveya, podobnie jak Steve'a, utrzymane byly w nieco konserwatywnym jak na jego wiek stylu: nosil sztruksowe spodnie i koszulki polo, tweedowe marynarki, koszule z przypinanym kolnierzykiem, skorzane polbuty i mokasyny. W lodowce znalazla dwa kartony piwa po szesc butelek kazdy i butelke mleka: Harvey jadal poza domem. Pod lozkiem lezala sportowa torba z rakieta do squasha i brudnym recznikiem.
Byla rozczarowana. W tym pokoju mieszkal potwor, lecz zamiast palacu perwersji odkryla niechlujna garsoniere ozdobiona wulgarna pornografia.
– Skonczylam – powiedziala do Maldwyna. – Sama nie wiem, czego szukalam, ale nie udalo mi sie tego znalezc.
W tej samej chwili jej wzrok padl na wiszaca na haku za drzwiami czerwona baseballowa czapke.
Zabilo jej szybciej serce. Nie mylilam sie, odnalazlam drania, to niezbity dowod! Podeszla blizej. Z przodu czapka miala wypisany bialymi literami napis SECURITY. Jeannie odtanczyla triumfalny taniec dookola pokoju Harveya Jonesa.
– Znalazla pani?
– Lajdak mial te czapke, kiedy zgwalcil moja przyjaciolke. Wynosmy sie stad.
Wyszli z mieszkania i zamkneli drzwi. Jeannie uscisnela reke Maldwynowi.
– Nie wiem, jak panu dziekowac. To bylo dla mnie bardzo wazne.
– Co pani teraz zrobi? – zapytal.
– Wroce do Baltimore i zawiadomie policje.
Jadac do domu droga numer 95, rozmyslala o Harveyu Jonesie. Po co jezdzil w niedziele do Baltimore? Zobaczyc sie z dziewczyna? Odwiedzic rodzicow? To drugie wydawalo sie bardziej prawdopodobne. Wielu studentow zawozilo w weekend do domu pranie. Zajadal teraz pewnie pieczen, ktora zrobila.matka, albo ogladal w telewizji mecz ze swoim ojcem. Czy przed powrotem do Filadelfii napadnie znowu jakas dziewczyne?
Ilu Jonesow moglo mieszkac w Baltimore: tysiac? Znala oczywiscie jednego z nich: swojego bylego szefa, profesora Berringtona Jonesa…