siedemdziesiatych w typowym stylu podmiejskiego rancza. Po lewej znajdowal sie elegancko umeblowany, pusty salon. Przed soba mial korytarz z kilkoma drzwiami, prawdopodobnie do sypialni. Po prawej – dwoje zamknietych drzwi. Jedne z nich prowadzily do gabinetu – ale ktore?

– Idz do gabinetu – powtorzyl Berrington, jakby Harvey nie uslyszal go za pierwszym razem.

Steve nacisnal pierwsza klamke.

Wybral zle drzwi. Prowadzily do lazienki.

Berrington rzucil mu poirytowane spojrzenie.

Steve zawahal sie, a potem przypomnial sobie, ze ma byc wsciekly.

– Moge sie chyba wpierw odlac? – warknal i nie czekajac na odpowiedz wszedl do srodka i zamknal za soba drzwi.

To byla lazienka dla gosci, z klozetem i mala umywalka. Steve oparl sie o umywalke i spojrzal w lustro.

– Chyba jestes szalony – szepnal do swego odbicia.

Spuscil wode, umyl rece i wyszedl.

Uslyszal dobiegajace z glebi domu meskie glosy. Wszedl do gabinetu, zamknal za soba drzwi i rozejrzal sie szybko dookola. W srodku bylo biurko, szafka, duzo polek z ksiazkami, telewizor i kilka foteli. Na biurku stala fotografia atrakcyjnej blondynki kolo czterdziestki, trzymajacej na rekach dziecko. Ubrana byla w stroj mniej wiecej sprzed dwudziestu lat. Czy to zona Berringtona? Moja „matka”? Otworzyl po kolei szuflady biurka, a potem zajrzal do szafki. W najnizszej szufladzie, prawie tak jakby Berrington chcial ja ukryc, stala butelka whisky Springbank i kilka krysztalowych kieliszkow. Kiedy zamykal szuflade, drzwi otworzyly sie. Do gabinetu wszedl Berrington i dwaj inni mezczyzni. Steve rozpoznal senatora Prousta, ktorego lysa glowa i wielki nos stanowily ulubiony motyw karykaturzystow. Domyslil sie, ze wysoki brunet to „wujek” Preston Barek, prezes Genetico.

Przypomnial sobie, ze ma byc w zlym humorze.

– Nie musieliscie mnie tutaj tak szybko sciagac – mruknal.

– Wlasnie skonczylismy kolacje – powiedzial pojednawczym tonem Berrington. – Chcesz cos zjesc? Marianne moze ci przyniesc.

Zoladek Steve'a byl scisniety ze zdenerwowania, ale Harvey na pewno nie pogardzilby kolacja. Steve udal, ze poprawil mu sie humor.

– Jasne, chetnie cos przegryze.

– Marianne! – zawolal Berrington.

Po chwili w progu stanela ladna, sprawiajaca wrazenie zdenerwowanej, czarna dziewczyna.

– Przynies Harveyowi kolacje – polecil jej Berrington.

– Juz przynosze, monsieur – odparla cicho i wyszla.

Steve zauwazyl, ze idac do kuchni, przeszla przez salon. Gdzies obok musiala byc rowniez jadalnia, chyba ze jedli w kuchni.

– No i czego sie dowiedziales, moj chlopcze? – zapytal Proust, pochylajac sie w jego strone.

Steve ustalil juz wczesniej z Jeannie, co im powie.

– Mysle, ze przynajmniej na razie nie musicie sie zbytnio przejmowac – oznajmil. – Jeannie Ferrami zamierza pozwac Uniwersytet Jonesa Fallsa pod zarzutem bezprawnego zwolnienia. Uwaza, ze bedzie mogla wspomniec o istnieniu klonow podczas procesu. Do tego czasu nie chce zwracac sie z tym do prasy. Umowila sie na srode z adwokatem.

Trzej mezczyzni wyraznie sie odprezyli.

– Proces o bezprawne zwolnienie z pracy – powiedzial Proust. – To potrwa co najmniej rok. Mamy mnostwo czasu, zeby zrobic co trzeba.

Nabralem was, starzy glupcy.

– A co ze sprawa Lisy Hoxton? – zapytal Berrington.

– Jeannie wie, kim jestem, i uwaza, ze to zrobilem, ale nie ma zadnych dowodow. Najprawdopodobniej zawiadomi policje, ale bedzie to wygladac na bezpodstawne oskarzenie, wysuniete z checi zemsty przez byla pracownice.

Berrington pokiwal glowa.

– To dobrze, ale mimo wszystko bedziesz potrzebowal adwokata. Wiesz, co zrobimy? Zostaniesz tu na noc… i tak za pozno juz, zebys wracal do Filadelfii.

Nie chce spedzac tutaj nocy!

– No nie wiem…

– Rano pojedziesz ze mna na konferencje prasowa, a zaraz potem odwiedzimy Henry'ego Quinna.

To zbyt ryzykowne!

Nie wpadaj w panike, zastanow sie.

Jesli zostane, bede przez caly czas wiedzial, co szykuja ci trzej dranie. Dla czegos takiego warto zaryzykowac. Kiedy bede spal, nic mi sie chyba nie stanie. Moglbym zadzwonic po kryjomu do Jeannie i powiedziec, co sie dzieje.

– W porzadku – zadecydowal po chwili.

– Wynika z tego, ze niepotrzebnie zamartwialismy sie na smierc – oswiadczyl Proust.

Barek nie pozbyl sie tak szybko watpliwosci.

– Nie przyszlo jej do glowy, zeby przeszkodzic w sprzedazy Genetico? – zapytal z powatpiewaniem.

– Jest sprytna, ale nie zna sie chyba zbyt dobrze na interesach – stwierdzil Steve.

Proust mrugnal do niego okiem.

– Jaka jest w lozku?

– Ognista – odparl Steve, szczerzac zeby, i Proust ryknal smiechem.

Do gabinetu weszla Marianne, niosac na tacy kilka plastrow pieczonego kurczaka, salatke z cebula, chleb i butelke budweisera. Steve usmiechnal sie do niej.

– Dziekuje – powiedzial. – Wyglada to wspaniale.

Marianne rzucila mu zdumione spojrzenie i zdal sobie sprawe, ze Harvey nie nalezy do ludzi, ktorzy mowia „dziekuje”. Zlapal spojrzenie Prestona Barcka, ktory uwaznie mu sie przygladal. Ostroznie, ostroznie! Nie zepsuj tego teraz, wszystko poszlo tak, jak chciales, musisz tylko przetrwac jakos te godzine przed pojsciem spac.

Zaczal jesc.

– Pamietasz, jak zabralem cie na lunch do hotelu Plaza w Nowym Jorku, kiedy miales dziesiec lat? – zapytal nagle Preston.

Steve mial juz zamiar odpowiedziec twierdzaco, kiedy dostrzegl zdziwienie na twarzy Berringtona. Czy to jest test? Czy Barek nabral podejrzen?

– Do hotelu Plaza? – powtorzyl, marszczac czolo. Nie mogl sie wykrecic, musial odpowiedziec tak albo nie. – Nie, za cholere nie pamietam.

– Moze to byl syn mojej siostry – wycofal sie Barek.

Malo brakowalo.

Berrington wstal z fotela.

– Po tym piwie leje jak kon – stwierdzil i wyszedl.

– Napilbym sie szkockiej – mruknal Proust.

– Zajrzyj do najnizszej szuflady. Tam ja zwykle chowa – poradzil mu Steve.

Proust podszedl do szafki i otworzyl szuflade.

– Brawo, chlopcze – powiedzial, wyjmujac butelke i kilka kieliszkow.

– Wiem o tym od dwunastego roku zycia – oznajmil Steve. – Wtedy wlasnie zaczalem ja podpijac.

– Proust wybuchnal smiechem. Steve zerknal ukradkiem na Barcka. Z jego twarzy zniknely watpliwosci i szeroko sie usmiechal.

60

Pan Oliver wyciagnal olbrzymi pistolet, ktory zachowal z drugiej wojny swiatowej.

– Zabralem go niemieckiemu wiezniowi. Kolorowym zolnierzom nie wolno bylo na ogol w tamtych czasach nosic broni – mowil, sadowiac sie na kanapie i biorac na muszke Harveya.

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату