Kiedy w koncu przyjechala, wpakowali go do srodka i Jeannie nacisnela guzik na parter.
W trakcie jazdy pan Oliver uderzyl Harveya ponownie w brzuch.
Jeannie byla wstrzasnieta; wiezien nie dal im zadnego powodu.
Harvey jeknal i zgial sie wpol dokladnie w momencie, kiedy otworzyly sie drzwi. Dwaj mezczyzni czekajacy na winde wlepili w niego wzrok.
– Przepraszam panow, ale ten mlody dzentelmen wypil o jednego drinka za duzo – powiedzial pan Oliver, wyprowadzajac potykajacego sie Harveya z windy. Mezczyzni zeszli im szybko z drogi.
Kolejna winda juz na nich czekala. Zaladowali do niej Harveya i Jeannie wcisnela przycisk osmego pietra. Kiedy drzwi sie zamknely odetchnela z ulga.
Dotarli na gore bez zadnych przeszkod. Harvey dochodzil do siebie po ciosie pana Olivera, ale byli juz prawie u celu. Jeannie ruszyla przodem do pokoju, ktory wynajela, gdy nagle ujrzala z przerazeniem, ze drzwi sa otwarte, a na klamce wisi kartka z napisem: SPRZATANIE POKOJU. Pokojowka musiala slac lozka albo cos w tym rodzaju. Jeannie jeknela ze zdenerwowania.
Harvey zaczal sie szarpac. Wymachiwal wsciekle zwiazanymi rekoma i wydawal glosne gardlowe odglosy. Pan Oliver probowal go uderzyc, ale on sie uchylil i przebiegl kilka krokow korytarzem.
Jeannie pochylila sie i zlapala za kabel, ktory krepowal jego kostki. Harvey zachwial sie. Pociagnela ponownie, lecz tym razem bez rezultatu. Jezu, ale on ciezki. Harvey podniosl rece, zeby ja uderzyc. Zmobilizowala wszystkie sily i szarpnela jeszcze raz. Harvey stracil rownowage i runal jak dlugi na podloge.
– Wielkie nieba, co sie tutaj, na milosc boska, dzieje? – rozlegl sie nagle afektowany glos za ich plecami. Pokojowka – ubrana w nieskazitelny uniform czarna kobieta kolo szescdziesiatki – wyszla z pokoju i stanela na srodku korytarza.
Pan Oliver uklakl obok Harveya i wzial go pod ramiona.
– Ten mlody czlowiek za ostro balowal – stwierdzil. – Zarzygal cala maske mojej limuzyny.
Rozumiem, pomyslala Jeannie, na uzytek pokojowki pan Oliver jest naszym szoferem.
– Balowal? – zdziwila sie pokojowka. – Bardziej wyglada mi to na bojke.
– Czy moze pani zlapac go za nogi? – zapytal pan Oliver, zwracajac sie do Jeannie.
Jeannie zrobila to i podniesli wspolnie Harveya, ktory zaczal sie znowu szarpac. Pan Oliver puscil go niby przypadkiem i podstawil kolano, tak ze wpadajac na nie, Harvey stracil oddech.
– Uwazajcie, zrobicie mu krzywde! – zawolala pokojowka.
– Jeszcze raz, prosze pani – powiedzial pan Oliver.
Dzwigneli go, zaniesli do pokoju i rzucili na stojace blizej lozko.
Pokojowka weszla za nimi do srodka.
– Mam nadzieje, ze nie bedzie tu wymiotowal.
Pan Oliver usmiechnal sie do niej.
– Jak to sie stalo, ze cie nigdy przedtem nie spotkalem? – zapytal. – Mam oko na ladne dziewczyny, ale nie przypominam sobie, zebym cie tu kiedys widzial.
– Za duzo sobie nie pozwalaj – odparla, ale usmiechnela sie. – Nie jestem dziewczyna.
– Mam siedemdziesiat jeden lat, ale ty nie mozesz miec wiecej niz czterdziesci piec.
– Mam piecdziesiat dziewiec i jestem za stara, zeby sluchac takich glupot.
Pan Oliver wzial ja delikatnie pod ramie i wyprowadzil z pokoju.
– Sluchaj, zaraz bede wolny. Chcesz sie przejechac moja limuzyna? – zapytal.
– Z rzygami na masce? Nie ma mowy – odparla, rechoczac glosno.
– Moglbym je zmyc.
– W domu czeka na mnie maz. Gdyby uslyszal, co tutaj wygadujesz, mialby pan wieksze klopoty niz paw na masce, panie szofer.
– Nie to nie. – Pan Oliver uniosl rece w przepraszajacym gescie. – Nie mialem na mysli nic zlego. – Udajac strach, wycofal sie do pokoju i zamknal drzwi.
Jeannie opadla na krzeslo.
– Boze wszechmogacy, udalo nam sie – szepnela.
61
Zaraz po kolacji Steve wstal z fotela.
– Ide spac – oznajmil. Chcial jak najszybciej wycofac sie do pokoju Harveya. Kiedy bedzie sam, nikt go nie zdemaskuje.
Przyjecie skonczylo sie. Proust wypil resztke whisky i Berrington odprowadzil obu gosci do samochodu.
Steve zorientowal sie, ze moze zatelefonowac do Jeannie i powiedziec jej, co sie dzieje. Zakradl sie do telefonu i zadzwonil do informacji. Dlugo trwalo, zanim podniesli sluchawke. Szybciej, szybciej! W koncu uzyskal polaczenie i poprosil o numer hotelu. Za pierwszym razem pomylil sie i polaczyl z jakas restauracja. Drzaca reka wystukal ponownie numer i tym razem dodzwonil sie do hotelu.
– Chcialbym mowic z doktor Jean Ferrami – powiedzial.
Berrington wszedl do gabinetu dokladnie w tej samej chwili, kiedy Steve uslyszal jej glos.
– Halo?
– Czesc, Linda, tu Harvey.
– To ty, Steve?
– Tak. Doszedlem do wniosku, ze zostane u taty. Za pozno juz, zeby wracac do domu.
– Na litosc boska, Steve, wszystko u ciebie w porzadku?
– Mam troche klopotow, ale to nic takiego, z czym nie moglbym sobie poradzic. Jak minal ci dzien, kotku?
– Przemycilismy go do pokoju hotelowego. Nie bylo to latwe, ale udalo sie. Lisa skontaktowala sie z George'em Dassaultem. Obiecal, ze przyjedzie, wiec bedziemy miec co najmniej trzech.
– To dobrze. Teraz ide spac. Mam nadzieje, ze sie jutro zobaczymy.
– Zycze powodzenia.
– Ja tobie tez. Dobranoc.
– Goraca laska? – zapytal, mrugajac okiem, Berrington.
– Ciepla.
Berrington wyjal jakies tabletki i popil jedna z nich whisky.
– To dalmane – wyjasnil widzac, ze Steve przyglada sie fiolce. – Po tym wszystkim potrzebuje po prostu czegos, zeby zasnac.
– Dobranoc, tato.
Berrington objal go ramieniem.
– Dobranoc, synu – powiedzial. – I nie martw sie, jakos sobie poradzimy.
Naprawde kocha tego degenerata, pomyslal Steve. Przez chwile poczul irracjonalne wyrzuty sumienia: oszukiwal kochajacego ojca.
A potem zdal sobie sprawe, ze nie wie, gdzie jest jego pokoj.
Wyszedl z gabinetu i przeszedl kilka krokow korytarzem, ktory, jak sie domyslal, prowadzil do sypialni. Nie mial pojecia, za ktorymi drzwiami moze byc pokoj Harveya. Obejrzal sie przez ramie i uspokoil widzac, ze Berrington nie obserwuje go z gabinetu. Otworzyl szybko pierwsze drzwi, starajac sie desperacko nie robic za wiele halasu.
Zobaczyl duza lazienke, z wanna i prysznicem.
Zamknal delikatnie drzwi.
Obok stala szafa z recznikami i posciela.
Uchylil drzwi po drugiej stronie. Prowadzily do sypialni z duzym podwojnym lozem i kilkoma szafami. Na klamce wisial opakowany w folie z pralni garnitur w prazki. Nie sadzil, zeby Harvey nosil cos takiego. Mial zamiar je cicho zamknac, kiedy uslyszal tuz za plecami glos Berringtona.
– Potrzebujesz czegos z mojego pokoju?
Wzdrygnal sie przerazony. Przez chwile kompletnie stracil rezon. Co mam mu, do diabla, powiedziec? A potem splynelo na niego natchnienie.
– Nie mam w czym spac – oznajmil.