stosunku, ktory odbyli na podlodze, spokojnie sie ubrala, uczesala, pocalowala go i wyszla. Nazajutrz Berrington przekonal dziekana, zeby udzielil jej tylko nagany.
Dal sie przekupic, poniewaz przekonal sam siebie, ze to wcale nie byla lapowka. Judy poprosila go o pomoc, on zgodzil sie, ona nie mogla sie oprzec jego urokowi i pokochali sie. Z biegiem czasu dostrzegl w tym rozumowaniu czysta hipokryzje. Seksualna oferta zawarta byla w calym jej zachowaniu, a kiedy obiecal jej to, o co prosila, Judy przypieczetowala sprytnie umowe. Chociaz lubil uwazac sie za osobe kierujaca sie w zyciu zasadami, zrobil cos absolutnie haniebnego.
Korumpowanie bylo prawie tak samo zle jak przyjecie lapowki. Mimo to Berrington wiedzial, ze jesli tylko zdola, przekupi Jacka Budgena. Myslac o tym, krzywil sie z niesmakiem, ale trzeba to bylo zrobic. Byl zdesperowany.
Zrobi to w ten sam sposob jak Judy: pozwalajac Jackowi wmowic sobie, ze to nie jest lapowka.
Zastanawial sie jeszcze kilka minut, a potem podniosl sluchawke i zadzwonil do Jacka.
– Dziekuje, ze przyslales mi swoja propozycje rozbudowy biblioteki wydzialu biofizyki – zaczal.
Budgen przez chwile milczal zaskoczony.
– Ach tak – wyjakal w koncu. – Minelo juz troche czasu… ale ciesze sie, ze znalazles chwile, zeby ja przeczytac.
Berrington rzucil na nia zaledwie okiem.
– Uwazam, ze jest bardzo sensowna. Zadzwonilem, zeby powiedziec, ze popre cie, kiedy sprawa stanie na komisji.
– Dziekuje. Jestem ci bardzo wdzieczny.
– Wlasciwie moglbym przekonac Genetico, zeby pokrylo czesc kosztow.
Jack z entuzjazmem podchwycil jego pomysl.
– Moglibysmy nadac jej nazwe Biblioteka Biofizyczna Genetico.
– Swietny pomysl. Porozmawiam z nimi. – Berrington chcial, zeby Jack sam poruszyl temat Jeannie. Moze uda sie go naprowadzic przez tenis. – Jak ci sie udaly wakacje? – zapytal. – Byles w Wimbledonie?
– W tym roku nie. Za duzo roboty.
– To niedobrze. – Berrington udal z drzeniem serca, ze ma zamiar zakonczyc rozmowe. – Pogadamy pozniej.
Zgodnie z jego oczekiwaniami Jack uprzedzil go.
– Aha, Berry. Co sadzisz o tych bredniach, ktore napisali dzisiaj w „Timesie”? O Jeannie?
Berrington odetchnal z ulga.
– O tym? Burza w szklance wody – mruknal lekcewazacym tonem.
– Probowalem sie do niej dodzwonic, ale nie ma jej w gabinecie.
– Mozesz sie nie martwic o Genetico – powiedzial Berrington, chociaz Jack nie wymienil wcale nazwy firmy. – Nie wzieli sobie tego do serca. Na szczescie Maurice Obeli zareagowal w sposob szybki i zdecydowany.
– Masz na mysli komisje dyscyplinarna?
– Uwazam, ze to bedzie formalnosc. Jeannie narazila na szwank dobre imie uczelni, nie chciala przerwac badan i poszla z tym do prasy. Watpie, czy w ogole bedzie chciala sie bronic. Powiedzialem ludziom z Genetico, ze kontrolujemy sytuacje. W tej chwili nic nie zagraza ich dobrym stosunkom z uczelnia.
– To swietnie.
– Oczywiscie, jesli komisja z jakiegos powodu ujmie sie za Jeannie i wystapi przeciwko Maurice'owi, znajdziemy sie w opalach. Ale to chyba malo prawdopodobne, nie sadzisz? – Berrington wstrzymal oddech.
– Wiesz, ze jestem przewodniczacym?
Jack nie odpowiedzial na jego pytanie. Niech go diabli.
– Tak, i bardzo sie ciesze, ze zebrania nie bedzie prowadzil jakis zapaleniec. Gdyby przewodniczacym byl Malcolm Barnet, Bog jeden wie, co mogloby sie zdarzyc. – Barnet byl ogolonym na pale profesorem filozofii.
Jack rozesmial sie.
– Senat nie jest taki glupi. Nie postawiliby Malcolma nawet na czele komisji parkingowej: potraktowalby ja jako instrument spolecznej zmiany.
– Ale z toba jako przewodniczacym komisja z pewnoscia poprze rektora.
Odpowiedz Jacka byla po raz kolejny prowokacyjnie ambiwalentna.
– Nie sposob przewidziec reakcji wszystkich czlonkow.
Ty draniu, czy robisz to, zeby mnie dreczyc?
– No, od przewodniczacego cos przeciez zalezy.
Berrington starl z czola kropelke potu. W sluchawce zapadla cisza.
– Nie powinienem z gory przesadzac o wyniku posiedzenia, Berry…
Idz do diabla!
– …ale moge chyba powiedziec, ze Genetico nie powinno sie niczego obawiac.
Nareszcie!
– Dziekuje, Jack. Doceniam to.
– Mowie ci to oczywiscie w zaufaniu.
– Naturalnie.
– W takim razie do zobaczenia jutro.
– Do widzenia.
Berrington odlozyl sluchawke. To byla prawdziwa meka. Czy Jack nie zdawal sobie sprawy, ze zostal przekupiony? Czy oszukiwal sam siebie? Czy tez swietnie rozumial i tylko udawal naiwnego?
Nie mialo to wiekszego znaczenia, jesli we wlasciwy sposob pokieruje komisja.
Nie oznaczalo to oczywiscie konca sprawy. Decyzje komisji musial ratyfikowac senat. W ktoryms momencie Jeannie moze wynajac jakiegos ostrego adwokata i zaskarzyc uczelnie o odszkodowanie. Sprawa bedzie ciagnac sie latami. Ale jej badania zostana przerwane i to tylko sie liczylo.
Decyzja komisji nie byla jednak stuprocentowo pewna. Jesli rano cos pojdzie nie tak, Jeannie moze wrocic jutro w poludnie do swojego gabinetu i ruszyc dalej goracym tropem tajemnic Genetico. Berrington zadrzal: niech Bog broni. Przysunal do siebie blok i zapisal nazwiska czlonkow komisji.
Jack Budgen – biblioteka
Tenniel Biddenham – historia sztuki
Milton Powers – matematyka
Mark Trader – antropologia
Jane Edelsborough – fizyka
Biddenham, Powers i Trader byli ludzmi odpowiedzialnymi, profesorami, ktorych kariery zwiazane byly na trwale z Uniwersytetem Jonesa Fallsa oraz prestizem i spokojnym rozwojem uczelni. Berrington nie mial watpliwosci, ze popra rektora. Czarnym koniem byla kobieta, Jane Edelsborough.
Nia musial sie zajac w nastepnej kolejnosci.
33
Jadac droga miedzystanowa numer 95 do Filadelfii, Jeannie ponownie rozmyslala o Stevenie Loganie.
Wczoraj w nocy pocalowala go na dobranoc na uniwersyteckim parkingu dla gosci. Zalowala teraz, ze pocalunek byl taki krotki. Steve mial wydatne suche usta i ciepla skore. Miala ochote zrobic to powtornie.
Dlaczego przeszkadzal jej jego mlody wiek? Coz bylo takiego pociagajacego w starszych mezczyznach? Trzydziestodziewiecioletni Will Tempie rzucil ja dla pustoglowej panienki. Tyle, jesli chodzi o dojrzalosc.
Nacisnela przycisk SEEK w radiu, zeby znalezc jakas dobra stacje, i zlapala Nirvane grajaca Come as You Are. Za kazdym razem, gdy myslala o romansie z mezczyzna w jej wieku albo mlodszym, oblatywal ja strach, podobny do tego dreszczyku grozy, ktory towarzyszyl nagraniu Nirvany. Starsi mezczyzni dawali jej poczucie bezpieczenstwa, wiedzieli, jak postepowac.
Czy to do mnie podobne, zdziwila sie. Jeannie Ferrami, ktora robi, co chce, i gwizdze na caly swiat, potrzebuje poczucia bezpieczenstwa? Daj sobie siana, dziewczyno!
Cos w tym jednak bylo. Moze mial na to wplyw jej ojciec. Nigdy juz nie chciala kolejnego nieodpowiedzialnego