minute lub dwie, az sprawdzil go komputer. Po raz pierwszy w zyciu mial wrazenie, ze kontrola wymierzona jest przeciwko niemu, ze to jego wlasnie szukaja. Czul sie winien, mimo ze nie zrobil nic zlego. Bylo to dziwne uczucie. Przestepcy musza doznawac go przez caly czas, pomyslal. Podobnie jak szpiedzy, przemytnicy i niewierni mezowie.
Ruszyli dalej i po pokonaniu paru kolejnych zakretow staneli przed oszklonymi drzwiami. W srodku siedzialo przy komputerach kilkunastu mlodych zolnierzy, wprowadzajac dane i odczytujac dokumenty za pomoca skanerow. Straznik przy drzwiach skontrolowal po raz kolejny paszport Steve'a i wpuscil ich do srodka.
W pozbawionej okien, skapanej w miekkim swietle sali panowala cisza i unosil sie charakterystyczny zapach przefiltrowanego powietrza. Praca kierowal pulkownik, siwy mezczyzna z waskim niczym olowek wasikiem. Nie znal ojca Steve'a, ale oczekiwal go. Prowadzac ich do terminalu, z ktorego mieli skorzystac, malo sie odzywal; byc moze uwazal ich za natretow.
– Musimy sprawdzic dane medyczne dzieci urodzonych mniej wiecej dwadziescia dwa lata temu w wojskowych szpitalach – wyjasnil ojciec.
– Nie mamy tutaj tych danych.
Steve poczul, jak zamiera mu serce. Czy dadza sie tak latwo odprawic?
– Gdzie sa przechowywane?
– W St. Louis.
– Czy nie mozemy sprawdzic ich z tego miejsca?
– Powinien pan miec upowaznienie do korzystania z laczy.
– Nie przewidzialem tego problemu, pulkowniku – stwierdzil oschlym tonem tato. – Czy chce pan, zebym ponownie zadzwonil do generala Krohnera? Nie bedzie chyba zadowolony z tego, ze zawracamy mu niepotrzebnie glowe w sobotni wieczor, ale zrobie to, jesli pan sie upiera.
Pulkownik rozwazal przez chwile, czy lepiej naruszyc regulamin, czy narazic sie na irytacje generala.
– Wydaje mi sie, ze mozemy to zrobic. Lacza nie sa aktualnie zajete, a powinnismy je i tak sprawdzic w ten weekend.
– Dziekuje.
Pulkownik wezwal do siebie mniej wiecej piecdziesiecioletnia kobiete w mundurze porucznika i przedstawil ja jako Caroline Gambol. Tega i scisnieta gorsetem, wygladala jak kierowniczka szkoly. Tato powtorzyl jej to, co powiedzial pulkownikowi.
– Czy wie pan, ze te dane sa strzezone przez ustawe o ochronie dobr osobistych? – zapytala.
– Tak. Mamy odpowiednie zezwolenie.
Porucznik Gambol siadla przy terminalu.
– Jakiego rodzaju przeszukanie chce pan przeprowadzic? – zapytala po chwili.
– Mamy nasz wlasny program.
– Z przyjemnoscia go panu zaladuje.
Tato spojrzal na Steve'a, ktory wzruszyl ramionami i wreczyl kobiecie dyskietki. Ladujac program, poslala mu zaciekawione spojrzenie.
– Kto to napisal? – zapytala.
– Profesor z Uniwersytetu Jonesa Fallsa.
– Bardzo sprytny program – stwierdzila. – Nigdy nie widzialam czegos podobnego. – Spojrzala na pulkownika, ktory zagladal jej przez ramie. – A pan?
Pulkownik potrzasnal glowa.
– Program jest zaladowany. Czy mam go uruchomic?
– Prosze bardzo.
Porucznik Gambol wcisnela klawisz ENTER.
49
Jakis impuls kazal Berringtonowi sledzic czarnego lincolna marka, kiedy ten ruszyl spod domu w Georgetown. Nie mial pojecia, czy Jeannie jest w samochodzie; widzial tylko siedzacych z przodu pulkownika i Steve'a, ale to byl model coupe i mogla schowac sie z tylu.
Cieszyl sie, ze moze sie wreszcie czyms zajac. Polaczenie bezruchu i rosnacej irytacji bylo zabojcze. Bolaly go plecy i zesztywnialy mu nogi. Mial ochote dac sobie spokoj i odjechac. Mogl siedziec teraz w restauracji przy butelce dobrego wina badz tez odpoczywac w domu, sluchajac dziewiatej symfonii Mahlera albo rozbierajac Vivvie Harpenden. Ale potem pomyslal o korzysciach, ktore mogla przyniesc transakcja. Po pierwsze pieniadze; jego udzial wynosil szescdziesiat milionow dolarow. Po drugie wladza polityczna, wynikajaca z obecnosci Jima Prousta w Bialym Domu i funkcji lekarza naczelnego kraju, ktora wowczas on sam obejmie. Po trzecie, szansa stworzenia nowej innej Ameryki w dwudziestym pierwszym wieku, Ameryki takiej, jaka kiedys byla: silnej, odwaznej i czystej. Dlatego zacisnal zeby i w dalszym ciagu udawal prywatnego detektywa.
Jazda za Loganem spokojnymi waszyngtonskimi ulicami nie sprawiala mu przez jakis czas trudnosci. Trzymal sie dwa samochody z tylu, jak na policyjnym filmie. Samochod Lincoln Mark VIII prezentowal sie calkiem elegancko. Byc moze powinien zamienic na niego swego town cara. Sedan wygladal niezle, ale wydawal sie troche zbyt stateczny; coupe bylo bardziej ekstrawaganckie. Zastanawial sie, ile moze dostac za town cara. A potem przypomnial sobie, ze w poniedzialek bedzie bogaty. Jesli chce sprawic sobie ekstrawagancki woz, moze kupic ferrari.
Nagle lincoln skrecil za rogiem, swiatla zmienily sie na czerwone, toyota jadaca przed Berringtonem zatrzymala sie i stracil z oczu samochod Logana. Zaklal pod nosem i potrzasnal glowa. Zaczynal snic na jawie. Monotonia tego, co robil, oslabiala jego koncentracje. Kiedy swiatla zmienily sie z powrotem na zielone, skrecil z piskiem opon i dodal gazu.
Chwile pozniej zobaczyl stojace przed kolejnymi swiatlami czarne coupe i odetchnal z ulga.
Okrazyli Lincoln Memorial i przejechali na druga strone Potomacu mostem Arlington. Czy kierowali sie na lotnisko National? Logan skrecil w Washington Boulevard i Berrington zorientowal sie, ze ich celem musi byc Pentagon.
Zjechal w slad za nimi estakada na olbrzymi parking, znalazl wolne miejsce w sasiednim rzedzie, zgasil silnik i obserwowal. Steve i jego ojciec wysiedli z samochodu i ruszyli w strone budynku.
Berrington sprawdzil lincolna. W srodku nie bylo nikogo. Jeannie musiala zostac w ich domu w Georgetown. Co takiego knuli Steve i jego ojciec? I co robila teraz Jeannie?
Ruszyl za nimi, trzymajac sie dwadziescia, trzydziesci jardow z tylu. Byl wsciekly, ze musi ich sledzic. Bal sie, ze go zauwaza. Co wtedy powie? Nie wiedzial, czy zdola zniesc takie upokorzenie.
Na szczescie zaden z nich sie nie obejrzal. Wspieli sie po schodach i weszli do budynku. Sledzil ich az do pierwszego punktu kontrolnego, gdzie musial zawrocic.
Znalazl automat telefoniczny i zadzwonil do Jima Prousta.
– Jestem w Pentagonie. Sledzilem Jeannie do domu Loganow, a potem przyjechalem tutaj za Steve'em Loganem i jego ojcem. Martwie sie, Jim.
– Pulkownik pracuje przeciez w Pentagonie?
– Tak.
– To moze byc cos zupelnie niewinnego.
– Po co mialby jechac do biura w sobote wieczor?
– Na partyjke pokera w gabinecie generala, jesli dobrze pamietam swoja sluzbe w wojsku.
– Nie zabiera sie syna na partyjke pokera, bez wzgledu na to, w jakim jest wieku.
– Czy w Pentagonie jest cos, co moze nam zaszkodzic?
– Archiwa.
– Nie masz racji – odparl Jim. – W wojsku nie ma informacji o tym, co zrobilismy. Jestem tego pewien.
– Musimy wiedziec, co tam robia. Czy nie mozesz sie tego jakos dowiedziec?
– Chyba moge. Jesli nie mam przyjaciol w Pentagonie, nie mam ich nigdzie. Przedzwonie tu i tam. Badz w kontakcie.
Berrington odlozyl sluchawke i przez chwile wpatrywal sie w telefon. Frustracja doprowadzala go do szalu.