I wtedy zobaczyl porucznik Gambol.
Stala obok straznika, zdyszana i zaczerwieniona.
Steve zaklal pod nosem. W ogole sie jej nie pozbyl. Dotarla po prostu pierwsza do wejscia.
Postanowil, ze ja zlekcewazy.
Podszedl do straznika i podal mu swoja karte identyfikacyjna.
– Prosze nie oddawac karty – zwrocila sie do niego porucznik Gambol. – Chcial z panem rozmawiac general.
Steve polozyl karte na biurku.
– Niestety nie mam czasu – stwierdzil, ukrywajac strach pod maska pewnosci siebie. – Dziekuje pani za pomoc i zegnam.
– Nalegam, zeby poszedl pan ze mna.
Steve udal, ze zaczyna tracic cierpliwosc.
– Nie ma pani prawa nalegac – odparl. – Jestem cywilem, nie moze pani mi rozkazywac. Nie zrobilem nic zlego; nie moze mnie pani aresztowac. Jak pani widzi, nie wynosze stad zadnego wojskowego sprzetu. – Mial nadzieje, ze nie widac dyskietki tkwiacej w tylnej kieszeni jego spodni. – Nie wolno pani mnie zatrzymywac.
– Nie pozwolcie mu wyjsc – powiedziala do straznika, mniej wiecej trzydziestoletniego mezczyzny o cztery cale nizszego od Steve'a.
Steve usmiechnal sie do niego.
– Jesli mnie dotkniecie, zolnierzu, to bedzie napasc. Bede mial prawo sie bronic i wierzcie mi, ze to zrobie.
Porucznik Gambol rozejrzala sie za posilkami, ale w poblizu widac bylo tylko dwie sprzataczki i elektryka naprawiajacego oswietlenie.
Steve ruszyl w strone drzwi.
– Stoj, bo strzelam! – krzyknal za nim straznik.
Steve odwrocil sie. Zolnierz wyciagnal pistolet i celowal w niego.
Sprzataczki i elektryk obserwowali w bezruchu cala scene.
Pistolet drzal lekko w rekach straznika.
Wpatrujac sie w lufe, Steve poczul, jak tezeja mu miesnie. Wysilkiem woli przezwyciezyl paraliz. Straznik w Pentagonie nie bedzie strzelal do nie uzbrojonego cywila, byl o tym przekonany.
– Nie strzelisz do mnie. To byloby morderstwo – powiedzial, po czym odwrocil sie i zaczal isc do wyjscia.
Byl to najdluzszy spacer w jego zyciu. Odleglosc wynosila tylko trzy albo cztery jardy, ale mial wrazenie, ze pokonuje ja przez cala wiecznosc. Czul, jak plonie mu skora na plecach.
Kiedy dotknal reka klamki, rozlegl sie strzal…
Ktos krzyknal.
Sukinsyn strzelil w powietrze, pomyslal Steve, ale sie nie obejrzal. Zamiast tego pchnal drzwi i wybiegl na dwor. Zapadl juz zmierzch i na parkingu palily sie latarnie. Uslyszal za soba krzyki, a potem kolejny strzal. Zbiegl dlugimi schodami na dol i skrecil w krzaki.
Po jakims czasie wybiegl na jezdnie i zobaczyl przed soba przystanki autobusowe. Na jeden z nich podjechal wlasnie autobus. Wysiadlo z niego dwoch zolnierzy i weszla kobieta w cywilu. Steve wskoczyl tuz za nia.
Autobus odjechal z przystanku, skrecil na autostrade i zaczal oddalac sie od Pentagonu.
51
W ciagu kilku godzin Jeannie zdazyla ogromnie polubic Lorraine Logan.
Matka Steve'a byla o wiele bardziej korpulentna niz na fotografii, ktora zamieszczano nad jej kacikiem samotnych serc w gazetach. Duzo sie usmiechala i jej pulchna twarz pokrywala sie wtedy siecia zmarszczek. Zeby zapomniec na chwile o trapiacych je zmartwieniach, opowiedziala Jeannie, o czym pisza do niej ludzie: o apodyktycznych tesciach, brutalnych mezach, narzeczonych-impotentach, corkach zazywajacych narkotyki, szefach, ktorzy nie potrafia trzymac rak przy sobie. Na kazdy temat miala do powiedzenia cos nowego. Dlaczego nigdy nie spojrzalam na to w ten sposob, zastanawiala sie co chwila Jeannie.
Siedzialy na patio, czekajac niecierpliwie na powrot Steve'a i jego ojca. Jeannie opowiedziala Lorraine o zgwalceniu Lisy.
– Bedzie starala sie jak najdluzej udawac, ze to sie w ogole nie wydarzylo – stwierdzila Lorraine.
– Tak to wlasnie teraz wyglada.
– Ta faza moze trwac nawet do szesciu miesiecy. Ale wczesniej czy pozniej Lisa uswiadomi sobie, ze musi przestac udawac, iz nic sie nie stalo. Zda sobie sprawe, ze musi stawic temu czolo. Ten etap zaczyna sie, gdy kobieta probuje rozpoczac na nowo normalne zycie seksualne i odkrywa, ze nie czuje tego, co przedtem. Wtedy wlasnie do mnie pisza.
– I co im radzisz?
– Zeby zwrocily sie do specjalisty. Nie ma tutaj latwego rozwiazania. Gwalt rani dusze kobiety i trzeba ja uleczyc.
– To samo mowi sierzant Delaware.
Lorraine uniosla brwi.
– To musi byc nieglupi policjant.
– Policjantka – poprawila ja z usmiechem Jeannie.
Lorraine rozesmiala sie.
– Strofujemy mezczyzn za to, ze popelniaja tego rodzaju pomylki. Blagam cie, nie mow nikomu, jaka dalam plame.
– Obiecuje – odparla Jeannie.
Przez dluzsza chwile obie milczaly.
– Steve cie kocha – powiedziala w koncu Lorraine.
Jeannie pokiwala glowa.
– Tak, chyba rzeczywiscie sie we mnie zadurzyl.
– Matka potrafi to poznac.
– Wiec byl juz przedtem zakochany?
– Czytasz miedzy wierszami. – Lorraine usmiechnela sie. – Tak, byl. Ale tylko raz.
– Mozesz mi o niej opowiedziec? Steve chyba sie nie pogniewa.
– Nie sadze. Nazywala sie Fanny Gallaher. Miala zielone oczy i rude krecone wlosy. Niczym sie nie przejmowala i byla jedyna dziewczyna w szkole sredniej, ktora nie interesowala sie Steve'em. Smalil do niej cholewki, a ona opierala sie przez kilka miesiecy. Lecz w koncu dopial swego i chodzili ze soba mniej wiecej przez rok.
– Myslisz, ze ze soba spali?
– Wiem o tym. Fanny nocowala u nas. Nie lubie zmuszac dzieciakow, zeby robily to na parkingach.
– Co na to jej rodzice?
– Rozmawialam z matka Fanny. Zgodzila sie ze mna.
– Ja stracilam cnote w alejce obok klubu rockowego w wieku czternastu lat. Bylo to tak przykre, ze nastepnym razem kochalam sie dopiero po ukonczeniu dwudziestu jeden lat. Zaluje, ze moja matka nie byla do ciebie bardziej podobna.
– To, czy rodzice sa surowi, czy tolerancyjni, nie ma, moim zdaniem, wiekszego znaczenia. Najwazniejsze jest, zeby byli konsekwentni. Dzieci potrafia przystosowac sie do regul postepowania, dopoki sa one jasno okreslone. Najbardziej szkodzi im arbitralna tyrania.
– Dlaczego ze soba zerwali?
– Steve mial pewien problem… ale powinien ci chyba o tym sam powiedziec.
– Myslisz o bojce z Tipem Hendricksem?
Lorraine uniosla brew.
– Powiedzial ci! Moj Boze, on ci naprawde ufa.
Uslyszeli warkot samochodu. Lorraine wstala i wyjrzala za rog domu.
– Steve wrocil do domu taksowka – stwierdzila ze zdumieniem.