— Co tu sie dzieje? — zapytal Bykow surowo.

— Aha, jestes! — ucieszyl sie Dauge, wylazac spod stolu. Twarz mial usmiechnieta, bluza i kolnierz koszuli byly rozpiete.

Jurkowski tylem wygramolil sie spod kanapy.

— O co chodzi? — zapytal Bykow.

— Gdzie moja Warieczka? — odpowiedzial mu pytaniem Jurkowski, wstajac na nogi. Byl bardzo rozdrazniony.

— Potwor! — wyrazil sie glosno Dauge.

— Prozniaki — powiedzial Bykow.

— To on! — rzekl Dauge dramatycznym glosem. — Spojrz na te twarz, Wolodia. To kat!

— Aleksiej, mowie najzupelniej powaznie — irytowal sie Jurkow-ski. — Gdzie jest moja Warieczka?

— Wiecie co, planetolodzy — odezwal sie Bykow. — Idzcie do diabla!

Bykow wydal policzki i ruszyl do kabiny nawigacyjnej. Dauge rzucil w slad za nim:

— On spalil Warieczke w reaktorze. Bykow glosno zatrzasnal za soba luk.

W kabinie nawigacyjnej bylo cicho. Przy stole przy analizatorze matematycznym siedzial na zwyklym miejscu nawigator Michail Antonowicz Krutikow, podpierajac podwojny podbrodek zwinieta w kulak pulchna dlonia. Maszyna matematyczna wydawala lekki szmer, mrugajac neonowymi swiatlami lamp kontrolnych. Michail Antonowicz zwrocil na kapitana swe lagodne spojrzenie.

— Pospales sobie, Loszenka, co?

— A pospalem — odrzekl Bykow.

— Odebralem z Amaltei namiary — powiadomil go Michail Antonowicz. — Wyczekuja nas tam, aj, jak wyczekuja… — Pokiwal przy tym glowa. — Wyobraz sobie, Loszenka, ze dzienna racja wynosi teraz dwiescie gramow sucharow i piecdziesiat gramow czekolady. Poza tym zupa z chlorelli. Trzysta gramow zupy z chlorelli. To przecie okropnie niesmaczne.

Ciebie by tam poslac, pomyslal Bykow, schudlbys zdrowo, grubasie. Obrzucil nawigatora surowym spojrzeniem i nie wytrzymal — usmiechnal sie. Michail Antonowicz zafrasowany wydal grube wargi i ogladal pokratkowany arkusz niebieskiego papieru.

— Masz, Loszenka — rzekl. — Opracowalem program koncowej trasy lotu. Sprawdz, prosze.

Programow trasy, opracowanych przez Michaila Antonowicza, nie trzeba bylo zwykle sprawdzac. Michail Antonowicz byl nadal

najgrubszym i najbardziej doswiadczonym nawigatorem z calej flotylli statkow miedzyplanetarnych.

— Sprawdze pozniej — powiedzial Bykow. Ziewnal serdecznie, oslaniajac usta dlonia. — Podaj program do autonawigatora.

— Juz podalem, Loszenka — odezwal sie tonem winowajcy Michail Antonowicz.

— Aha — mruknal Bykow. — No wiec coz, dobrze. Gdzie jestesmy?

— Za godzine wchodzimy w strefe koncowa — poinformowal Michail Antonowicz. — Przelecimy nad polnocnym biegunem Jowisza — slowo „Jowisz” wymowil przy tym ze szczegolnym akcentem zadowolenia — w odleglosci dwoch srednic, dwustu dziewiecdziesieciu megametrow. A potem jeszcze ostatnie okrazenia. W zasadzie mozemy uwazac, ze jestesmy na miejscu, Loszenka…

— Odleglosc liczyles od srodka Jowisza?

— Tak, od centrum.

— Gdy wejdziemy w strefe koncowa lotu, bedziesz co kwadrans podawal odleglosc od egzosfery.

— Tak jest, Loszenka — rzekl Michail Antonowicz.

Bykow ziewnal raz jeszcze, dlonmi zwinietymi w piesci z zaklopotaniem przetarl klejace sie ze snu oczy i przeszedl wzdluz pulpitu sygnalizacji awaryjnej. Tutaj wszystko bylo w porzadku. Silnik pracowal bez zrywow, plazma dochodzila rytmicznie, regulacja pulapek magnetycznych dzialala bez zarzutu. Za prace pulapek magnetycznych odpowiadal inzynier pokladowy Zylin. Zuch, Zylin, pomyslal Bykow. Wyregulowal znakomicie, zuch chlopak.

Bykow zatrzymal sie i sprobowal zmieniajac odrobine kurs zaklocic regulacje pulapek, ale bezskutecznie. Biale swiatelko za przezroczysta szyba z masy plastycznej nawet nie drgnelo. Zuch chlopak, pomyslal znowu Bykow. Teraz wyminal wypukla sciane, ktora stanowila oslone fotoreaktora. Przy aparaturze kontrolujacej dzialanie zwierciadla stal Zylin z olowkiem w zebach. Obiema rekami opieral sie o pulpit i prawie niewidzialnymi ruchami wybijal czeczotke, poruszajac przy tym poteznymi lopatkami na przygarbionych plecach.

— Witaj, Wania — powiedzial Bykow.

— Witajcie, Aleksieju Pietrowiczu — odpowiedzial Zylin, odwracajac sie gwaltownie. Olowek wypadl mu z zebow, ale Zylin zrecznie pochwycil go w locie.

— Jak tam zwierciadlo? — zapytal Bykow.

— Zwierciadlo w porzadku — odparl Zylin, ale Bykow mimo wszystko pochylil sie nad pulpitem i przeciagnal szeroka blekitna tasme z zapisem danych kontrolnych.

Zwierciadlo to najwazniejszy i najdelikatniejszy element silnika fotonowego, gigantyczne paraboliczne lustro pokryte piecioma warstwami substancji mezonowej o wielkiej wytrzymalosci. W literaturze zagranicznej zwierciadlo takie nazywa sie czesto „sail” — zagiel. W soczewce paraboloidu co sekunda nastepuja zaplony milionow porcji deutronowo-trytonowej plazmy, ktora przeksztalca sie w promieniowanie. Potok bladofioletowych plomieni uderza w powierzchnie zwierciadla, tworzac sile ciagu. Przy tym w warstwie substancji mezonowej powstaja tytaniczne skoki temperatur, a sama substancja wypala sie stopniowo warstwa po warstwie. Ponadto zwierciadlo ulega bez przerwy niszczacemu dzialaniu korozji meteorytowej. A jesli przy wlaczonym silniku zwierciadlo ulegnie zniszczeniu u samej nasady, w miejscu gdzie dochodzi do niego gruba rura fotoreaktora, statek momentalnie zostanie zniszczony przez bezglosny wybuch. Dlatego tez zwierciadla statkow fotonowych sa wymieniane po kazdych stu jednostkach astronomicznych lotow. I dlatego wlasnie za pomoca systemu kontrolnego prowadzi sie nieprzerwanie pomiary stanu warstw substancji mezonowej na calej powierzchni zwierciadla.

Tak — stwierdzil Bykow, obracajac w palcach tasme. — Pierwsza warstwa splonela.

Zylin przyjal te slowa w milczeniu.

— Misza, czy wiesz, ze pierwsza warstwa splonela? — powtorzyl glosno Bykow.

— Wiem, Loszenka — odrzekl nawigator. — Coz chcesz? Oversun. Loszenka…

Oversun, czyli inaczej „skok przez Slonce”, wykonuje sie bardzo rzadko i tylko w sytuacjach wyjatkowych, jak na przyklad obecnie, gdy „Stacji J” zagraza, glod. Przy oversunie miedzy start-planeta a finisz-planeta znajduje sie Slonce. Taki uklad jest bardzo niedogodny z punktu widzenia kosmogacji bezposredniej. Przy oversunie silnik fotonowy pracuje z maksymalna moca, szybkosc statku dochodzi do szesciu-siedmiu tysiecy kilometrow na sekunde, a na aparaturze daja sie zaobserwowac skutki mechaniki nieklasycznej, bardzo slabo dotychczas poznane. Zaloga prawie nie spi, zuzycie paliwa i zwierciadla jest olbrzymie, a na domiar wszystkiego statek podchodzi zawsze do finisz-planety od strony bieguna, co sprawia wiele trudnosci i komplikuje ladowanie.

— Tak — przyznal Bykow. — Oversun. No i masz ten oversun. Wrocil do nawigatora i spojrzal na licznik rejestrujacy zuzycie

paliwa.

— Daj no mi kopie koncowej trasy lotu, Misza.

— Chwileczke. Loszenka — odrzekl nawigator.

Byl w tej chwili bardzo zajety. Na stole lezaly rozrzucone kartki papieru, polautomatyczna przystawka do analizatora elektronowego pracowala prawie bezszelestnie. Bykow usiadl w fotelu i przymknal lekko powieki. Widzial niewyraznie, jak Michail Antonowicz, nie odrywajac wzroku od tasmy z zapisem, przeciagnal rekaw strone pulpitu i szybko przebiegl palcami po klawiaturze. Reka jego byla podobna do wielkiego bialego pajaka. Analizator matematyczny zaszumial glosniej, po czym zatrzymal sie i zapalilo sie swiatelko „stop”.

— Co ci jest, Loszenka? — zapytal nawigator, nie odrywaj ac wzroku od swych zapisow.

— Daj program trasy koncowej — rzekl Aleksiej Pietrowicz, otwierajac z wysilkiem oczy.

Z analizatora zaczela wypelzac tasma tabelogramu i Michail Antonowicz wczepil sie w nia obiema rekami.

— Jedna chwile — odrzekl pospiesznie. — Chwileczke. Bykow poczul przyjemny szum w uszach, pod powiekami zawirowaly zolte ogniki. Glowa opadla mu na piersi.

— Loszenka — przemowil nawigator. Pochylil sie nad stolem i poklepal Bykowa po ramieniu. — Loszenka.

Вы читаете Lot na Amaltee, Stazysci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×