— Zechce zrec, przylezie — przekonywal Dauge. — Tak jest ze wszystkimi zwierzakami.

Jurkowski pokrecil glowa.

— Nie, Grisza, ona nie przyjdzie.

Znow wszedl na stol i zaczal, centymetr po centymetrze, obszukiwac sufit. Rozleglo sie stukanie do drzwi. Po chwili drzwi bezszelestnie odjechaly w bok i w progu ukazal sie maly, czarnowlosy radiooptyk Charles Molliar.

— Wejsc mnie? — zapytal Molliar.

— Oczywiscie — rzekl Dauge. Molliar klasnal w dlonie.

— Mais non! — zawolal, usmiechajac sie radosnie. Zawsze sie tak usmiechal. — Non „wejsc”. Pytam, czy wchodzic?

— Naturalnie — odezwal sie Jurkowski z wysokosci stolu. — Naturalnie, wchodzic Charles, dlaczego by nie?

Molliar wszedl, zamknal za soba drzwi i z ciekawoscia zadarl do gory glowe.

— Waldemar — rzekl, wymawiajac swietne, gardlowe „r”. — Wy sie ucza chodzic po suficie?

— Oui, madame — odrzekl Dauge z koszmarnym akcentem. — To znaczy monsieur. Wlasciwie to, il chercher la Warieczka.

— Nie, nie — rzekl glosno Molliar, wymachujac przy tym rekami. — Tylko nie tak. Tylko po rosyjsku. Ja mowie tylko po rosyjsku!

Jurkowski zlazl ze stolu i zapytal:

— Charles, nie widzieliscie czasem mojej Warieczki? Molliar pogrozil mu palcem.

— Wy sie ze mna wciaz zartujecie — rzekl, nieprawidlowo akcentujac slowa. — Wy zartujecie ze mna dwanascie dni. — Usiadl na kanapie obok Daugego. — Co to jest Warieczka? Slyszalem tyle razy „Warieczka”, teraz jej szukacie, ale ja nie widzialem jej ani razu. Co? — spojrzal na Daugego — Czy to ptak? A moze kotka? Albo… tez…

— Hipopotam? — dokonczyl Dauge.

— Co to „hipopotam”? — zapytal Molliar.

— C’est taka l’hirondelle! — odrzekl Dauge. — Jaskolka.

— O, l’hirondelle! — zawolal Molliar. — To hipopotam?

— Yes — powiedzial Dauge. — Naturlich.

— Non, non! Tylko po rosyjsku! — Molliar zwrocil sie do Jurkowskiego: — Gregoire mowil prawde?

— Bzdury plecie twoj Gregoire — ze zloscia odparl Jurkowski. — Brednie.

Molliar spojrzal na niego z uwaga.

— Wy sa zdenerwowani, Wolodia — rzekl. — Moze ja pomoge?

— Nie, Charles, nic z tego. Trzeba po prostu szukac. Obmacywac wszystko rekami, tak jak ja…

— Po co obmacywac? — zdziwil sie Molliar. — Powiedzcie tylko, jak ona wyglada, bede szukal.

— Ha — rzekl Jurkowski — gdybym to ja wiedzial, jak ona w tej chwili wyglada.

Molliar odchylil sie na oparcie kanapy i przyslonil oczy dlonia.

— Je ne comprends pas — wyrzekl z zalem. — Nic nie rozumiem. Nie ma zadnego wygladu? A moze ja nie rozumiem po rosyjsku?

— Nie, wszystko w porzadku, Charles — odrzekl Jurkowski. — Musi przeciez miec jakis wyglad. Tylko ze u niej wyglad stale sie zmienia, rozumiecie? Gdy sie znajdzie na suficie, upodabnia sie do niego, gdy na kanapie, nie mozna jej odroznic od kanapy…

— A gdy siadzie na Gregoire’a, to bedzie jak Gregoire — rzekl Molliar. — Wciaz zartujecie.

— Nie, prawde mowi — wlaczyl sie do rozmowy Dauge. — Warieczka stale zmienia barwe. Potrafi nadzwyczajnie sie maskowac, rozumiecie? Zdolnosc przystosowania.

— Mimikra u jaskolka? — zgorszyl sie Molliar. Znow zapukano do drzwi.

— Wchodzic! — zawolal radosnie Molliar.

— Wejsc — poprawil Jurkowski.

Wszedl Zylin, olbrzymi, rumiany i jakby oniesmielony.

— Wybaczcie mi, Wladimirze Siergiejewiczu — przemowil, pochylajac sie nieco ku przodowi. — Mnie…

— O! — zawolal Molliar, rozplywajac sie w usmiechu. Zawsze okazywal zywa sympatie inzynierowi pokladowemu. — Le petit ingenieur! Jak zdrowie, doskonal-je?

— Doskonale — odparl Zylin.

— A jak dziewczynki? Doskonal-je?

— Doskonale — odrzekl Zylin. Przyzwyczail sie juz do tego. — Tres bien.

— Masz swietny akcent — rzekl Dauge z nutka zazdrosci. — A propos, Charles, dlaczego pytacie zawsze Wanie o dziewczynki?

— Bardzo je lubie — odparl z powaga Molliar. — 1 zawsze jestem ich ciekaw.

— Tres bien — rzekl Dauge. — Je vous comprend.

Zylin zwrocil sie do Jurkowskiego:

— Wladimirze Siergiejewiczu, przychodze z polecenia kapitana. Za czterdziesci minut przejezdzamy przez perijovum niemalze w samej egzosferze.

Jurkowski poderwal sie z miejsca.

— No, wreszcie!

— Jesli bedziecie prowadzili obserwacje, jestem do waszej dyspozycji.

— Dziekuje, Wania — odparl Jurkowski i zwrocil sie do Daugego: — No wiec Johanyczu, do dziela!

— No, Jowiszu, trzymaj sie — rzekl Dauge.

— Les hirondelles, les hirondelles — zanucil Molliar. — A ja pojde szykowac obiad. Dzisiaj moj dyzur i na obiad bedzie zupa. Lubicie zupe, Wania?

Zylin nie zdazyl odpowiedziec. Statkiem gwaltownie szarpnelo i inzynier polecial w otwarte drzwi, ledwie zdazyl uchwycic sie framugi. Jurkowski potknal sie o wyciagniete nogi rozwalonego na kanapie Molliara i wpadl na Daugego. Dauge az jeknal.

— Oho — rzekl Jurkowski. — Meteoryt.

— Zlez ze mnie — powiedzial Dauge.

3. Inzynier pokladowy podziwia bohaterow, a nawigator odkrywa Warieczke

Ciasna kabina obserwacyjna wypelniona byla po brzegi aparatura planetologow.

Dauge przykucnal przed olbrzymim, lsniacym aparatem, podobnym do kamery telewizyjnej.

Byl to spektrograf do badania egzosfery. Planetolodzy pokladali w nim wielkie nadzieje.

Aparat byl calkiem nowy, wprost z fabryki. Jego dzialanie bylo zsynchronizowane z wyrzutnia bomb. Matowoczarna komora wyrzutni bomb wypelniala polowe kabiny. Obok w lekkich metalowych stelazach polyskiwaly czarne boki plaskich pojemnikow na bombo-sondy. Kazdy z pojemnikow zawieral dwadziescia bombosond i wazyl czterdziesci kilogramow. Zgodnie z projektem, pojemniki powinny byc podawane do wyrzutni bomb automatycznie. Ale statek fotonowy „Tachmasib” nie zostal nalezycie przystosowany do prowadzenia badan naukowych na wieksza skale, wiec na jego pokladzie nie starczylo juz miejsca na zainstalowanie tego typu urzadzen automatycznych. Wyrzutnie bomb obslugiwal Zylin.

— Laduj — podal komende Jurkowski.

Zylin odsunal pokrywe komory, uchwycil rekami z obu stron pierwszy pojemnik, podniosl go z wysilkiem i wstawil w prostokatny otwor komory wyrzutni. Pojemnik bezszelestnie wsunal sie na miejsce. Zylin zaciagnal pokrywe, szczeknal zamkiem i powiedzial:

— Gotow.

— Ja tez — odrzekl Dauge.

— Misza — rzekl Jurkowski do mikrofonu — czy predko?

— Jeszcze pol godzinki — zachrypial niewyrazny glos nawigatora. Statek znow zadrzal gwaltownie. Podloga usunela sie spod nog.

Вы читаете Lot na Amaltee, Stazysci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×