– Sie masz, byku. Co u ciebie?

– W porzadku, Karl. Dalej lubisz majstrowac przy sprzegle?

– No. Caly sufit mi sie luszczy od zeschlej spermy.

– Grzeczny chlopczyk.

– Dzieki, stary. Wzialem po tobie co najlepsze. Ale, ale, mam dla ciebie dobra wiadomosc. Jestes ciekaw, byku jeden?

– Jak najbardziej, stary.

– No wiec oprocz tego, ze odgwizdalem cala „Dixi” przez dziure w zadku, udalo mi sie jeszcze przetlumaczyc 3 z twoich ksiazek: poezje Wszy zaglady, opowiadanie Stek marzen i powiesc Podpalacz na Glownym.

– Zasluzyles na moje lewe jajco, Karl.

– O.K., mozesz je nadac lotnicza. Ale, stary, mam jeszcze cos dla ciebie.

– Blagam, powiedz…

– Mielismy w zeszlym tygodniu targi ksiazki. Spotkalem 6 najwiekszych niemieckich wydawcow. Cholernie sie napalili. Wyobraz sobie, chca cie wziac calego!

– Calego?

– Utwory zebrane, kapujesz?

– Kapuje, stary.

– Sciagnalem ich wszystkich do pokoju hotelowego, rzucilem na stol piwo, wino, ser, orzeszki. Powiedzialem, ze otwieram przetarg na promocje 3 twoich ksiazek. Parskneli smiechem i wzieli sie do picia. Wiedzialem, ze mam skubancow w garsci. Te ksiazki to beda przeboje sezonu i oni zdaja sobie z tego sprawe. Opowiedzialem pare wicow, zeby ich rozluznic, i zaczalem przetarg. Reasumujac, sprawy sie macaja tak, ze Krumph zaoferowal najwyzsza sume. Wzialem sukinsyna za kark i kazalem mu podpisac umowe, po czym wszyscy golnelismy po jednym. Cala banda dalismy tego w banie. Przodowal Krumph. Dobra nasza! Wsliznelismy sie bez wazeliny.

– Cwaniura z ciebie, Karl. Jaka bedzie moja dola?

– 35 patoli jak nic, brachu. Przekabluje ci forse najpozniej za tydzien.

– Chlopie, niezly numer wykreciles!

– Lepsze to niz rznac szklo, stary wuju.

– Nie ma dwoch zdan. Ej, Karl, a to slyszales? Jaka jest roznica miedzy kurza dupa a dupa krolicza?

– Nie mam pojecia?

– Spytaj malego Wacka.

– Kapuje! Ale w deche!

Tym akcentem zakonczylismy rozmowe.

W ciagu godziny stalem sie bogatszy o 45 tysiecy dolarow. 30 lat glodu i zapoznania wydalo wreszcie owoc.

Wrocilem do maszyny, nalalem hojna reka, chlapnalem i nalalem jeszcze raz. Zmacalem 3/4 zwietrzalego cygara, Zapalilem. Radio dawalo Piata Szostakowicza. Uderzylem w klawisz.

Barman, niejaki Luke, przechyla sie przez lade, zwracajac sie do mlodego czlowieka.

LUKE

Ty. sluchaj, siedzisz tutaj dniem i noca. Nic nie robisz, tylko zlopiesz na okraglo.

MLODY CZLOWIEK

No.

LUKE

Nie chcialbym cie w zaden sposob urazic, rozumiesz, ale mam wrazenie, ze w ten sposob daleko nie zajdziesz.

MLODY CZLOWIEK

Dobra, Luke, o mnie sie nie martw. Zajmij sie lepiej goscmi.

LUKE

Nie ma sprawy, chlopcze. Powiedz jednak, czy nie wydaje ci sie, ze zostales stworzony do czegos innego?

MLODY CZLOWIEK

Ej, Luke, a ten slyszales? Jaka jest roznica miedzy kurza dupa a dupa krolicza?

LUKE

Nie mam zamiaru wysluchiwac jakichs wicow. Odpowiedz: czy czujesz, ze zostales stworzony do czegos lepszego?

MLODY CZLOWIEK

No dobra, kurcze… Musialem byc w jakiejs 6. klasie. Nauczyciel kazal nam opisac przezycie, ktore nas najbardziej poruszylo, ale nie chodzilo mu o nasza przeprowadzke do Denver.

LUKE

Taa…

MLODY CZLOWIEK

No wiec napisalem o tej zabce, ktora znalazlem w ogrodzie. Jedna lapka uwiezla w drucianym ogrodzeniu. Nie mogla sie wyswobodzic. Wyplatalem jej nozke z siatki, ale ona dalej sie nie poruszala.

LUKE

(ziewajac)

Taa…?

MLODY CZLOWIEK

Wzialem ja na kolana i zaczalem do niej mowic. Powiedzialem jej, ze tez jestem w potrzasku. Moje zycie tez ugrzezlo w martwym punkcie. Mowilem do niej bardzo dlugo. W koncu zeskoczyla mi z kolan, skaczac przeciela trawnik i zniknela w zaroslach, a ja po raz pierwszy w zyciu poczulem, ze kogos utracilem.

LUKE

Taa…?

MLODY CZLOWIEK

Nauczyciel przeczytal wypracowanie calej klasie. Wszyscy sie pobeczeli.

LUKE

Taa…? I co?

MLODY CZLOWIEK

I nic, przyszlo mi do glowy, ze moglbym kiedys zostac pisarzem.

LUKE

(przechylajac sie przez lade)

Chlopcze, chyba ci odbilo.

Uznalem, ze mam juz dosc scenariusza jak na ten wieczor. Nie wstajac od maszyny, zaczalem sluchac muzyki w radio. Nie pamietam, zebym sie kladl. Ale rano obudzilem sie w lozku.

8

Vin Marbad zjawil sie za goracym poreczeniem Michaela Huntingtona, mojego oficjalnego fotografa. Michael pstrykal mnie na okraglo, ale jak dotad nie bylo specjalnego popytu na jego dziela.

Marbad byl konsultantem do spraw podatkowych. Maly, sniady czlowieczek, ktoregos wieczoru wyrosl w progu z walizeczka w reku. Juz od paru godzin popijalem w spokoju, ogladajac z Sara film na moim starym czarno – bialym telewizorze.

Zastukal godnie i stanowczo. Wpuscilem go, przedstawilem Sarze i nalalem mu wina.

– Dziekuje. – Upil odrobinke. – Zdaje pan sobie sprawe, ze w Ameryce, jesli nie wyda pan pieniedzy, to je panu zabiora?

– Naprawde? Co wobec tego powinienem pana zdaniem zrobic?

– Zadatkowac nowy dom.

– He?

– Wplaty na hipoteke sa wolne od opodatkowania.

– Rozumiem. Co jeszcze?

– Kupic samochod. Wolny od opodatkowania.

– Calkowicie?

– Nie, czesciowo. Niech mi pan pozwoli sie tym zajac. Musimy po prostu skonstruowac system parawanow, ktore oslonia pana przed prawem podatkowym. Prosze na to spojrzec…

Vin Marbad otworzyl walizeczke i wyjal plik papierow. Z papierami w reku wstal i podszedl do mnie.

– Nieruchomosci. O tu, widzi pan, kupilem kawalek gruntu w Oregonie. Odpisany od podatku. Ciagle jeszcze jest pare akrow tlo wziecia od reki. Spodziewamy sie rocznej zwyzki wartosci gruntu o 23%. Inaczej mowiac, za cztery lata panskie pieniadze podwoja swoja wartosc.

Вы читаете Hollywood
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×