– Nie. Pracuje na wlasny rachunek.

– Wolno spytac, co pan robi?

– Jestem pisarzem.

– Ach tak! Napisal pan jakies ksiazki?

– Hmm… Nie bardzo jeszcze dojrzalem do tego, by napisac powiesc. Pisze artykuly i takie krotsze rzeczy do periodykow. Wlasciwie nic specjalnie wartosciowego, ale sie rozwijam.

– No to swietnie. Zaraz dam panu klucz i wypisze pokwitowanie.

Podazylem za nia. Gdy schodzila na dol po schodach, jej dupa nie kolysala sie juz tak ladnie, jak przy wchodzeniu na gore. Patrzylem na jej kark i wyobrazalem sobie, ze caluje ja tuz za uchem.

– Nazywam sie Adams – przedstawila sie. – A pan?

– Henry Chinaski.

Gdy wypisywala mi kwit, uslyszalem jakies dzwieki dochodzace zza drzwi na lewo od nas. Zupelnie jakby ktos pilowal drewno, tyle ze dluzsze rzezenia przerywaly krotkie, rozpaczliwe proby lapania powietrza. Kazdy z tych oddechow wydawal sie ostatnim, a mimo to bolesnym mozolem wywolywal nastepny oddech.

– Moj maz jest chory – powiedziala pani Adams, wreczajac mi klucz i pokwitowanie, po czym sie do mnie usmiechnela. Miala cudownego koloru oczy, piwne i roziskrzone. Odwrocilem sie i poszedlem schodami na pietro.

Znalazlszy sie w pokoju, przypomnialem sobie, ze zostawilem na dole walizke. Zszedlem po nia. Gdy przechodzilem obok pokoju pani Adams, to rzezenie i lapanie powietrza stalo sie jeszcze glosniejsze. Zanioslem walizke na gore, rzucilem ja na lozko, zbieglem ponownie na dol i wyszedlem w noc. Kawalek dalej, idac na polnoc, znalazlem glowna aleje, a przy na niej sklep spozywczy, w ktorym kupilem sloik orzechowego masla i bochenek chleba. Mialem scyzoryk, moglem uzyc go do krojenia, smarowania, i w ten sposob cos zjesc.

Po powrocie do pensjonatu przystanalem na dole w korytarzu, posluchalem pana Adamsa i bylem juz pewien, ze to jest Smierc. Po czym wrocilem na gore, do swego pokoju, otworzylem sloik z maslem orzechowym i sluchajac dochodzacych z dolu odglosow umierania, zanurzylem w nim palce. Zlizywalem maslo wprost z palcow. Smakowalo wspaniale. Nastepnie rozpakowalem chleb. Byl zielony, splesnialy i mial ostry, kwasny zapach. Jak oni moga tu sprzedawac takie pieczywo? Co to za miejsce ta Floryda? Rzucilem bochenek na podloge, rozebralem sie, zgasilem swiatlo, naciagnalem na siebie koldre i lezalem w ciemnosciach, nasluchujac.

54

Gdy obudzilem sie rano, bylo juz cicho. To milo, ze zabrali go do szpitala czy kostnicy – pomyslalem. Moze wreszcie zdolam sie wysrac. Ubralem sie, poszedlem korytarzem do lazienki i rzeczywiscie poszlo mi doskonale. Potem wrocilem do pokoju, wlazlem do lozka i znowu zasnalem.

Obudzilo mnie pukanie do drzwi. Usiadlem i zanim zdazylem pomyslec, kto to moze byc, powiedzialem „prosze”.

Byla to pani cala ubrana na zielono. Miala na sobie bluzke z duzym dekoltem i bardzo obcisla spodniczke. Wygladala jak gwiazda filmowa. Stala tak po prostu w drzwiach i przez pewien czas mi sie przygladala. A ja siedzialem na krawedzi lozka, w gatkach, trzymajac przed soba koc. Slawny amant, Chinaski. Gdybym byl prawdziwym mezczyzna – pomyslalem – to wzialbym ja gwaltem, wygodzil tak, ze na samo wspomnienie robiloby jej sie mokro w majtkach, zmusil do tego, by poszla za mna na koniec swiata i ronila lzy czytajac moje pisane na rozowych bibulkach milosne listy. Twarz miala nijaka, zupelnie nie przystajaca do reszty ciala, raczej okragla. Jej oczy zdawaly sie szukac moich, a wlosy miala troche potargane i nie uczesane. Wygladala na jakies trzydziesci pare lat. I wyraznie byla czyms podekscytowana.

– Dzis w nocy zmarl maz pani Adams – poinformowala mnie.

– Ach tak – baknalem zastanawiajac sie, czy ustanie tych dzwiekow przynioslo jej taka sama ulge jak mnie.

– I teraz robimy zbiorke, aby kupic kwiaty na pogrzeb pana Adamsa.

– Nie sadze, aby kwiaty zostaly stworzone z mysla o umarlych. Im juz nie sa do niczego potrzebne – powiedzialem bez przekonania.

Zastanawiala sie przez chwile.

– Pomyslelismy sobie, ze bylby to mily gest. Przyszlam spytac, czy chcialby pan sie dolozyc.

– Chcialbym, ale przyjechalem do Miami wczoraj wieczorem i jestem kompletnie splukany.

– Splukany?

– Tak. Szukam pracy. Znalazlem sie, jak to mowia, w dolku. Ostatnich dziesiec centow wydalem wczoraj na sloik orzechowego masla i bochenek chleba. Chleb okazal sie zielony, zielenszy od pani sukienki. Zostawilem go na podlodze i prosze, nawet szczury go nie ruszyly.

– Szczury?

– Nie wiem, jak jest w pani pokoju…

– Rozmawialam wczoraj wieczorem z pania Adams i spytalam ja o naszego nowego wspollokatora… wszyscy jestesmy tu jakby rodzina… i ona powiedziala, ze jest pan pisarzem. Podobno pisuje pan do takich magazynow, jak „Esquire” i „Atlantic Monthly”.

– E tam! Jaki tam ze mnie pisarz. To bylo tylko takie gadanie. Zeby wlascicielka poczula sie lepiej. A prawda jest taka, ze musze znalezc robote. Wszystko jedno jaka.

– No ale dwadziescia piec centow moze pan chyba dac. Taka kwota pana nie zrujnuje.

– Kochanie, bardziej mi sa one potrzebne niz panu Adamsowi.

– Odrobine szacunku dla zmarlych, mlody czlowieku!

– A moze by tak uszanowac zywych? Siedze tu biedny, zdesperowany, a ty tak slicznie wygladasz, w tej swojej zielonej sukience.

Odwrocila sie, wyszla, przeszla przez korytarz, otworzyla drzwi do swego pokoju, zamknela je za soba – i nigdy jej wiecej nie zobaczylem.

55

Stanowy Urzad Zatrudnienia na Florydzie calkiem przyjemnie sie prezentowal. Nie byl tak zatloczony jak biuro w Kalifornii, w ktorym zawsze panowal scisk. Teraz ja mialem z kolei poprobowac, czy uda mi sie wyciagnac szczesliwy los. No, moze troche tylko szczesliwszy. To prawda, ze nie mialem specjalnych ambicji, ale dla ludzi bez ambicji tez powinno byc jakies miejsce, lepsze niz to, ktore zwykle dla nich rezerwowano. No bo z jakiej, do cholery, racji, czlowiek mial byc zadowolony z tego, ze wyrwany ze snu przez budzik, wyskakiwal z lozka o 6.30 rano, wmuszal w siebie jakies jedzenie, wysral sie, wysikal, umyl zeby, przyczesal wlosy, nauzeral sie z ulicznymi korkami, po to zeby dostac sie tam, gdzie przysparzac mial grubszych pieniedzy komus innemu i gdzie w dodatku oczekiwano od niego wdziecznosci za to, ze mu taka szanse oferowano.

Wywolano moje nazwisko. Urzednik mial przed soba karte, ktora wypelnilem zaraz po wejsciu do biura. Opisalem w niej, w sposob nader tworczy, swoj dotychczasowy staz pracy. Profesjonalisci wiedza, jak to sie robi: nalezy pominac najgorsze prace, jakie sie wykonywalo, i drobiazgowo opisac te lepsze, nie wspominajac oczywiscie ani slowem o bialych plamach w zyciorysie – takich jak polroczny ciag alkoholowy, zycie na kocia lape z pania, ktora dopiero co wypuszczono z wariatkowa, czy nieudane malzenstwo. W takim przypadku jak moj, gdy wszystkie wykonywane uprzednio prace byly raczej podle, nalezalo oczywiscie pominac te najpodlejsze z najpodlejszych.

Urzednik pogrzebal w niewielkim pliku kart z ofertami, po czym wyciagnal jedna z nich.

– No prosze, mamy dla pana zajecie.

– Tak?

– W przedsiebiorstwie oczyszczania miasta.

– W jakim charakterze?

– Smieciarza.

– Nie chce takiej roboty.

Wzdrygnalem sie. Wyobrazilem sobie te kupy smieci, poranne kace, nasmiewajacych sie ze mnie czarnych, potwornie ciezkie pojemniki i.siebie, jak wyrzyguje bebechy na skorki pomaranczy fusy po kawie, mokre, sklejone pety, gnijace skorki od bananow i zuzyte tampaxy.

– O co chodzi? Uwaza pan, ze to zla praca? 40 godzin tygodniowo. Pewnosc zatrudnienia. Nawet do konca zycia.

– Wez pan sobie te robote, a ja wezme panska.

Cisza.

– Do wykonywania mojej pracy potrzebne sa odpowiednie kwalifikacje – wyjasnil wreszcie. – Ja je posiadam.

– Co pan powie? Dwa lata studiowalem w koledzu. Czy od kogos, kto ma zbierac smiecie, wstepnie sie tego wymaga?

– No to o jaka prace panu chodzi?

– Poszperaj pan dalej w tych swoich karteluszkach.

Przejrzal kartoteke i spojrzal na mnie.

– Na razie nic dla pana nie mamy. – Podstemplowal ksiazeczke, ktora uprzednio od nich otrzymalem, i oddal mi ja. – Prosze zglosic sie za siedem dni w celu zasiegniecia informacji o dalszych mozliwosciach zatrudnienia.

56

Znalazlem robote z ogloszenia w gazecie. Sklep odziezowy, w ktorym mnie zatrudniono, nie znajdowal sie w Miami, lecz w Miami Beach – w zwiazku z czym

Вы читаете Faktotum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×