do spodni i dwie drogie koszule. Wlasciciel hurtowni przestal wydawac mi sie taka wszechpotezna figura. Nadal chodzilem na lunch z Mannym, ale teraz nasze posilki staly sie nieco dluzsze, a wracajac z nich, palilismy drogie cygara. No i nadal kazdego popoludnia trzeba sie bylo ostro sprezyc, zeby zdazyc na ostatnia gonitwe. Tlum na torze poznal juz nasze zwyczaje i czekal, kiedy wybiegniemy z tunelu. Ludzie dopingowali nas, krzyczac i wymachujac programami, a gdy przebiegalismy obok nich, pedzac na leb, na szyje do kas, ich wrzaski stawaly sie coraz glosniejsze.

47

To nowe zycie nie przypadlo do gustu Jane. Przyzwyczaila sie pierdolic cztery razy dziennie i postrzegac mnie jako faceta, ktory jest biedny i zdolowany. Po dniu w hurtowni, wariackiej jezdzie przez miasto, biegu przez parking i tunel, niewiele pozostawalo we mnie energii na milosc. Kazdego wieczoru po powrocie do domu zastawalem ja niezle juz zaprawiona winem.

– O, pan Gracz! – witala mnie, gdy wchodzilem. Zawsze byla odstawiona: szpilki, nylony, udo zalozone na udo, stopa kolyszaca sie w powietrzu. – Wielki Pan Gracz… Wiesz, ze gdy cie poznalam, to podobalo mi sie w tobie wszystko, nawet sposob, w jaki chodzisz po pokoju. Bo ty nie chodziles zwyczajnie, tylko tak, jakbys chcial przejsc przez sciane, jakby caly swiat do ciebie nalezal, jakby nic sie nie liczylo. A teraz trafiles pare dolcow i przestales byc soba. Zachowujesz sie jak studencik stomatologii albo hydraulik.

– Jane! Przestan mi pieprzyc o jakichs hydraulikach.

– Nie kochales sie ze mna od dwoch tygodni.

– Milosc przybiera rozne formy. Moja stala sie bardziej subtelna.

– Nie pierdoliles mnie od dwoch tygodni!

– Odrobine cierpliwosci. Za pol roku pojedziemy na wakacje do Rzymu, do Paryza…

– Ale cham! Nalewa sobie dobra whisky i pozwala pic kobiecie to obrzydliwe tanie winsko.

Siedzialem rozwalony na krzesle, obracalem w dloni szklanke i przygladalem sie wirujacym razem z trunkiem kosteczkom lodu. Mialem na sobie zolta koszule, droga i krzykliwa, a takze nowe spodnie, zielone w biale paski.

– Pan Gracz Wazniacha!

– Daje ci dusze. Dziele sie z toba madroscia, swiatlem, muzyka, odrobina radosci. Ale jestem rowniez graczem. Mistrzem swiata w obstawianiu koni.

– W sraniu na odleglosc!

– Nie. W obstawianiu koni.

Dopilem swoja whisky, wstalem i nalalem sobie nastepna.

48

Klocilismy sie stale o to samo. Rozumialem az za dobrze, o co naprawde chodzilo. Wielcy kochankowie zawsze byli ludzmi niepracujacymi. Obibok pierdoli lepiej niz odbijacz kart zegarowych. Sprawdzilem to na sobie.

Jane przeszla do kontrataku. Wszczynala klotnie, doprowadzala mnie do wscieklosci, po czym wybiegala na ulice, do barow. Wystarczylo, ze usiadla samotnie na stolku barowym – drinki i propozycje zjawialy sie same. Uwazalem naturalnie, ze jest to zachowanie nie fair.

Wiekszosc wieczorow przebiegala wedle tego samego scenariusza: doprowadzala do klotni, chwytala torebke i znikala za drzwiami. Owszem, bylo to skuteczne. Zbyt wiele dni mieszkalismy razem, kochajac sie. Musialem to odczuc i faktycznie ranilo mnie to do zywego, ale zawsze pozwalalem jej wyjsc, a potem siedzialem bezradnie na krzesle, popijajac whisky i sluchajac jakichs fragmentow muzyki klasycznej przez radio. Wiedzialem, ze ona gdzies tam jest, ze bedzie z nia ktos inny. A mimo to nie chcialem ingerowac w bieg zdarzen i pozwalalem im toczyc sie wlasnym torem.

Az wreszcie pewnego szczegolnego wieczora, kiedy tak siedzialem, i nagle cos sie we mnie przelamalo. Poczulem, jak sie przelamuje. Wezbralo i przetoczylo sie jak fala – wstalem z krzesla, zbiegiem z trzeciego pietra i wypadlem na ulice. Szedlem od skrzyzowania Trzeciej i Union Street az do Szostej, a potem Szosta na zachod w kierunku Alvarado. Mijalem po drodze dziesiatki knajp i wiedzialem, ze w ktorejs z nich ja znajde. Wszedlem do pierwszej z brzegu. W glebi, przy samym koncu baru, siedziala Jane. Na podolku rozlozona miala jedwabna bialo – zielona chuste. Po obu jej stronach siedzieli dwaj mezczyzni: chudzielec z wielka brodawka na nosie i maly, garbaty pokurcz w dwuogniskowych okularach i starym czarnym garniturze.

Zauwazyla mnie, gdy szedlem w jej strone. Podniosla gwaltownie glowe i nawet mimo panujacego w barze mroku widac bylo, ze zbladla. Podszedlem i stanalem tuz za jej stolkiem.

– Probowalem zrobic z ciebie kobiete, ale ty na zawsze pozostaniesz kurwa.

Trzasnalem ja wierzchem dloni i zwalilem ze stolka. Padla plackiem na ziemie i zaczela wrzeszczec. Wzialem z kontuaru jej kieliszek, dopilem go, po czym wolno ruszylem w kierunku wyjscia. W drzwiach przystanalem i powiodlem wzrokiem po sali.

– Moze komus nie spodobalo sie to, co przed chwila zrobilem? Jesli tak… to niech powie.

Nie bylo zadnej reakcji. Wiec moze spodobalo sie to wszystkim. Wyszedlem z powrotem na Alvarado.

49

W hurtowni czesci samochodowych coraz bardziej sie obijalem. Wlasciciel, pan Mantz, w trakcie obchodu magazynu czesto przylapywal mnie na tym, jak przycupniety w jakims ciemnym kacie w przejsciu miedzy regalami, leniwie ukladam towar na polkach.

– Chinaski, czy ty sie dobrze czujesz?

– Tak.

– Nie jestes chory?

– Nie.

Mantz szedl dalej. Ta scenka powtarzala sie wielokrotnie z malymi wariacjami. Raz przylapal mnie, gdy na odwrocie faktury szkicowalem widoczna z okna alejke. Kieszenie mialem wypchane pieniedzmi na zaklady. Kace nie dawaly mi sie tak we znaki zwazywszy ze ich przyczyna byla najlepsza whisky, jaka mozna kupic, nie liczac sie z forsa.

Ciagnalem tak jeszcze przez dwa tygodnie, pobierajac wyplaty. Az wreszcie, w srode rano, zobaczylem Mantza, ktory stal w glownym przejsciu, w poblizu swego biura. Przywolal mnie gestem reki. Gdy wszedlem do jego gabinetu, zdazyl juz wrocic na swe miejsce za biurkiem.

– Siadaj, Chinaski.

Na srodku blatu zobaczylem odwrocony blankiet czekowy. Zsunalem go ze szklanej tafli tak jak lezal i nie spojrzawszy na sume, wsunalem do portfela.

– Wiedziales, ze mamy zamiar cie zwolnic?

– Szefow nigdy nie jest trudno rozszyfrowac.

– Chinaski… Juz od miesiaca nie przykladasz sie do roboty, wiesz o tym.

– Czlowiek zapierdala jak wol, a i tak tego nikt nie doceni.

– Ale ty nie zapierdalales jak wol, Chinaski.

Przez dluzsza chwile przygladalem sie wlasnym butom. Nie wiedzialem, co powiedziec. Wreszcie spojrzalem mu w oczy.

– Oddawalem panu swoj czas. Nie mam niczego innego do dania. Oddawalem to, co czlowiek ma najcenniejszego. Za nedznego dolara i dwadziescia piec centow za godzine. Oddawalem…

– Nie pamietasz, jak blagales, zeby cie przyjac? To ty mowiles, ze praca to dla ciebie drugi dom.

– …swoj czas, po to zeby pan mogl zyc w swym wielkim domu na wzgorzu i oplywac we wszystko, co sie z tym wiaze. Jesli ktokolwiek stracil na tym ukladzie, na tej umowie, to na pewno nie pan. To ja jestem przegrany. Rozumiemy sie?

– W porzadku, Chinaski.

– W porzadku?

– Tak. Idz juz pan.

Wstalem. Mantz mial na sobie konwencjonalnie skrojony brazowy garnitur, biala koszule i ciemnoczerwony krawat. Postanowilem zakonczyc to stylowo.

– Mantz, przepracowalem tyle, ze nalezy mi sie ubezpieczenie na wypadek bezrobocia. Zeby nie bylo z tym jakichs numerow! Tacy jak ty zawsze probuja wyzuc czlowieka pracy z jego praw. Niech no tylko beda z tym jakies klopoty, a zjawie sie tu natychmiast i wtedy bedziemy inaczej rozmawiac.

– Dostaniesz swoje ubezpieczenie. A teraz wynos sie stad w cholere!

Wynioslem sie stamtad w cholere.

50

Mialem pieniadze ze swoich wygranych i z bukmacherskich zakladow, przesiadywalem w domu i Jane byla nareszcie zadowolona. Po dwoch tygodniach zostalem zarejestrowany jako bezrobotny. Mielismy czas na odpoczynek, pieprzylismy sie, szwendalismy po barach, a raz w tygodniu szedlem do Stanowego Wydzialu Zatrudnienia, aby postac w kolejce i odebrac czek na niewielka, ale mila sercu sumke. Musialem jedynie odpowiedziec na trzy pytania:

Вы читаете Faktotum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×