– O piatej trzydziesci.

– A my wychodzimy stad o piatej.

– W zyciu nie zdazymy.

– Moglibysmy sprobowac. Bobik to absolutny pewniak.

– Co za pech!

– Sprobujmy. Jedziesz ze mna?

– No jasne.

– Patrz na zegarek. Punkt piata sie zrywamy.

Piec minut przed fajrantem pracowalismy obaj jak najblizej wyjscia. Moj nowy koles, Manny, spojrzal na zegarek.

– Urwiemy sie dwie minuty przed gwizdkiem. Gdy zaczne biec do drzwi, zasuwaj za mna.

Manny stal i ukladal skrzynki z czesciami na tylnej polce. Nagle pognal w kierunku wyjscia. Pobieglem za nim. Wypadlismy przez tylne drzwi i popedzilismy aleja. Dobrze biegal. Jak sie pozniej dowiedzialem, zdobyl swego czasu pierwsze miejsce w miedzyszkolnych mistrzostwach na dystansie jednej czwartej mili. Trzymalem sie jakies dwa kroki za nim i dobieglismy tak do konca alei. Jego woz stal zaparkowany tuz za rogiem. Otworzyl go, wskoczylismy do srodka i juz nas nie bylo.

– Manny, za Boga nie uda nam sie zdazyc.

– Uda sie. Potrafie pogonic te bryke.

– Przeciez to musi byc jakies pietnascie kilometrow. Trzeba dojechac, zaparkowac, a potem jest jeszcze kawal drogi do kas.

– Potrafie pogonic te bryke. Zdazymy.

– Nie mozemy zatrzymywac sie na swiatlach.

Manny mial dosc nowy samochod i umial zmieniac pasy na jezdni.

– Wszystkie krajowe tory mam obcykane.

– Caliente tez?

– Caliente? No jasne. Skurwysyny biora tam dwadziescia piec procent dla siebie.

– Wiem.

– Gorzej jest w Niemczech. Tam biora rowno polowe.

– I nadal maja graczy?

– Nadal. Przyglupy mysla, ze wystarczy dobrze postawic.

– Nas narzynaja na szesnascie procent. To i tak duzo.

– Duzo. Ale dobry gracz potrafi wyjsc na swoje.

– Jasne.

– O, w morde! Czerwone swiatlo.

– Chuj z nim! Wal przed siebie.

– Teraz smigam w prawo, – Manny gwaltownie zmienil pas i skrecil w przecznice. – Uwazaj, czy nie ma gdzie radiowozu.

– Dobra.

Rzeczywiscie potrafil pogonic te swoja bryke. Jesli tak samo obstawial konie jak prowadzil, to musial wygrywac.

– Zonaty jestes, Manny?

– Co ty!

– Kobitki?

– Czasami. Ale nigdy na dluzej.

– W czym problem?

– Kobieta to zajecie na caly etat. Kazdy musi wybrac sobie fach i sie go trzymac.

– Rzeczywiscie. Jest to jakis emocjonalny drenaz.

– Fizyczny rowniez. Przeciez one sie chca na okraglo pierdolic.

– Znajdz sobie taka, z ktora bys to lubil robic.

– Akurat. Wystarczy, ze pijesz albo grasz. Zaraz ci powie, ze to „niszczy milosc”.

– To znajdz sobie taka, ktora lubi gorzale, hazard i ruchanko.

– A po co komu taka kobieta?

Wreszcie znalezlismy sie na parkingu. Po siodmej gonitwie mozna bylo parkowac za darmo. Za wstep na tor takze nie musielismy juz placic. Klopot polegal na tym, ze nie mielismy programu. Gdyby jakies konie zostaly wycofane z gonitwy, to nie mogles miec pewnosci, jakim numerem na tablicy totalizatora oznaczony jest kon, ktorego zamierzasz obstawic.

Manny zamknal woz i zaczelismy biec. Do konca parkingu wyprzedzil mnie o jakies szesc dlugosci. Wpadlismy przez otwarta brame do tunelu. W trakcie biegu przez tunel – a w Hollywood Park jest on dosc dlugi – Manny utrzymal te sama przewage i dopiero przy wyjsciu na tor udalo mi sie skrocic dystans do pieciu dlugosci. Zobaczylem, ze konie wchodza juz do startboksow. Pomknelismy do kas.

– Ktory numer ma Bobik? – wrzasnalem w biegu do jakiegos faceta z jedna noga.

Zanim zdazyl odpowiedziec, bylem juz za daleko, by go uslyszec. Manny rwal do kasy przyjmujacej zaklady za piec dolarow. Kiedy dobieglem do okienka, mial juz swoj bilet w reku.

– Podaj mi numer!

– Osiem!

– Kon numer osiem w osmej.

Wplacilem 5 dolarow, dostalem bilet i w tym momencie rozlegl sie dzwonek. Bomba poszla w gore. Okienko kasy zatrzasnelo sie.

Notowania Bobika, jak przeczytalismy na tablicy, wzrosly i wynosily teraz 4 do 1, a nie 6 do 1, jak to mialo miejsce rano. Faworytem byl kon numer trzy, typowany 6 do 5. Wygral wyscig aukcyjny na 1 i 1/16 mili i jako zwyciezca zostal kupiony za 8000$. Kiedy konie wyszly z pierwszego zakretu, faworyt prowadzil* o trzy czwarte dlugosci przed Bobikiem, ktory szedl tuz za nim spokojnie, pewnie, jak kat za skazancem.

– Widac, ze go zalatwi – powiedzialem. – Trzeba bylo postawic dyche.

– Taa… Jestesmy wygrani. Chyba ze jakis lach wysunie sie ze stawki i pogodzi ich obu.

Bobik szedl tuz za faworytem do polowy ostatniego zakretu i wlasnie wtedy, wczesniej niz sie spodziewalem, wyrwal do przodu. Dosiadajacy go dzokej wykonal manewr, ktory czasem widuje sie na torze; objechal faworyta w polowie zakretu, poszedl ciasno przy bandzie i zaczal finiszowac nie czekajac, az wyjdzie na prosta. Zdobyl trzy i pol dlugosci przewagi, gdy nagle ze zwartej stawki wysunal sie kon numer 4 – jakis lach, typowany tylko 9 do 1. Szedl polem, zmniejszal dystans, mogl nam wszystko zepsuc… Ale Bobik pokazal klase: to bylo szybowanie, a nie galop. Wygral bez bata o dwie i pol dlugosci. Wyplacono za niego 10 dolarow i 40 centow.

45

Nastepnego dnia w pracy wypytywano nas, dlaczego w takim pospiechu wczoraj wyszlismy. Przyznalismy sie do wypadu na tor. Mozna zdazyc na ostatnia gonitwe i dzis po poludniu tez tam jedziemy. Manny ma juz wytypowanego konia. Ja rowniez. Niektorzy koledzy spytali mnie, czy nie moglibysmy wziac od nich forsy i zagrac za nich. Nie wiedzialem, co im odpowiedziec.

W poludnie poszedlem z Mannym do baru na lunch.

– Hank, bierzemy od nich pieniadze na zaklady.

– Przeciez ci kolesie sa goli. Maja tylko to, co dostana od zon na kawe i gume do zucia. Nie bedziemy sterczec w ogonku do kas, gdzie przyjmuja dwudolarowe zaklady. I tak bysmy nie zdazyli.

– A po co mamy za nich obstawiac? Zatrzymamy sobie te forse.

– A jak wygraja?

– W zyciu nie wygraja. Zawsze typuja niewlasciwego konia. Maja juz taki zwyczaj, zeby zawsze obstawiac bez sensu.

– A jak postawia na naszego typa?

– Wowczas bedziemy wiedzieli, ze sami typowalismy zle.

– Manny, co ty robisz w tym autobiznesie?

– Odpoczywam. Lenistwo zawsze bylo kula u nogi mych ambicji.

Wypilismy jeszcze po piwie i wrocilismy do magazynu.

46

Znowu bieglismy przez tunel, gdy konie wchodzily juz do startboksow. Za nasz typ, Zloty Iglak, placono tylko dziewiec do pieciu, a poniewaz obawialem sie, ze dwa dni z rzedu nie wygramy, postawilem na niego 5 dolarow. Manny zagral za dziesiec. Zloty Iglak na ostatnich metrach wyprzedzil po zewnetrznej faworyta i zwyciezyl o leb. Mielismy te wygrana, a dodatkowo – dzieki kolegom z magazynu – 32 dolary z nietrafionych typowan.

Fama rozeszla sie szybko i chlopcy z okolicznych hurtowni, do ktorych chodzilem po czesci, zaczeli powierzac mi pieniadze na zaklady. Manny mial racje: rzadko zdarzalo im sie wygrywac. Nie umieli typowac, stawiali na pewniaki, stawiali na fuksy, a pule przewaznie zgarnial jakis sredniak. Kupilem sobie nowe buty, nowy pasek

Вы читаете Faktotum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×