– Mialam tez psa, Senseja... I zolwia. Z zolwia nie ma zadnego pozytku. Jego pysk przypomina po prostu rycerza w zbroi... niech sie pan nie obraza, Reku. Nie to mialam na mysli. Rycerza, tak jak sa narysowani w ksiazkach... to obojetna i calkowicie beznamietna morda. Uspokaja... Zolw nie reaguje nawet na imie... dlatego mu go nie dalam.

– Mieszkala pani sama?

– Przeciez jestesmy na „ty', Reku... Przeciez mowie, mieszkal ze mna pies i zolw.

– Nie rozumiem – rzekl Rek bezradnym tonem. – A wampir?

– Wampir... Irena westchnela.

Jesli ten model funkcjonuje w standardowym rezimie dziesiec do jednego, tam gdzie zostal Semirol nie minela jeszcze doba.

Byc moze Jan wciaz jeszcze umiera przebity osikowym kolkiem.

A moze osikowe kolki go nie ruszaja. Byc moze juz dawno pokonal napastnikow i nasycil sie ich hemoglobina. I probuje teraz wykupic sie przed Oswieceniem.

Poglaskala sie po brzuchu. Przez ostatnie dni jej przyszla latorosl zachowywala sie bardzo spokojnie – nawet jesli kopala, to tylko wieczorami, przed snem.

– Musze odnalezc pewnego czlowieka, Reku. Ostatnio niczego innego nie robie...

– Andrzeja Kromara?

– Tak.

Odchylila sie na oparcie fotela.

Gdy wchodzila do wlasnego domu, niemal zemdlilo ja ze strachu. Jednak po przestapieniu progu tego nie zalowala. To nic, ze do przedpokoju przez uchylone drzwi nanioslo ziemi i piasku; to nic, ze pod nogami szelescila ta sama, wyschla trawa – za to dalej, za korytarzem, przez ktory Irena przeszla z drzeniem serca, znalazla dziwna, lecz zupelnie przyzwoita siedzibe, ktora zmeczonej Irenie wydala sie wrecz szczytem luksusu.

Znalazla apteczke z zapasem opatrunkow. Byly tez jakies lekarstwa, jednak znajdowaly sie w nieoznakowanych opakowaniach, byly wiec zupelnie nieprzydatne. Zreszta po uwolnieniu sie spod kontroli Objawienia Rekowi wyraznie sie poprawilo i sterylne opatrunki w zupelnosci mu wystarczyly.

W kuchni znajdowal sie na wpol napelniony syfon i resztki chleba w chlebaku. Ledwie wyczuwalny zapach zgnilizny, pyl po makaronie w szklanym sloiku i jeszcze jakies resztki pozywienia, ktore trzeba bylo natychmiast wyrzucic.

Oraz cala skrzynka konserw. Jak gdyby poprzedni mieszkancy – tu Irena usmiechnela sie, gdyz ostatnim mieszkancem byla przeciez ona sama – obawiali sie problemow z zaopatrzeniem.

Komputer nie dzialal. Teczki na papiery byly puste – jedynie w jednej zachowala sie czesciowo zbutwiala kartka z koslawymi linijkami tekstu: „W domu nikogo nie ma, fotele nie sa brazowe, lecz niebieskie. Drzwi zostaly otwarte lomem. Pies nie jest zly... i nie jest ulozony. Zolwia nie ma. W domu ktos mieszkal'.

Cos takiego...

Rekowi udostepnila wlasna sypialnie. Rycerz niemal samodzielnie dotarl do lozka, w kazdym razie trzymal sie w pozycji pionowej i sam przestawial nogi. Choc Irena musiala potem przez pol godziny uspokajac oddech.

Zataczala sie ze zmeczenia, lecz bylo jej niemal lekko na duszy. Moze dlatego, ze wiszaca nad jej glowa piesc Objawienia w koncu zniknela? A moze dlatego, ze w koncu znalazla sie w domu, ktory miala pelne prawo nazwac swoim?

„Ocal go', powiedzial Jan.

– Tak – mamrotala Irena, snujac sie po wygladajacym obco, zapuszczonym domu. – Tak, tak, tak...

Nie udalo jej sie domknac drzwi wejsciowych. Byly zaklinowane.

– Twierdzili, ze znalezienie Andrzeja to latwizna, drogi Reku. Drogo zaplacilam za te pomylke. Rozpoczal sie juz kolejny trymestr, a ja wciaz jeszcze nie jestem w pracy... Pacyfikatorka bedzie niezadowolona. Studenci... oczywiscie dadza sobie rade. Sami zreszta wagaruja na potege. Sa jednak pewne granice... – zamilkla. – Kiedy tylko wyzdrowiejesz, sprobujemy... Nie, to nie ma sensu...

Pogladzila miekki podlokietnik fotela.

– Co nie ma sensu? – ostroznie zapytal bezinteresowny rycerz.

– I tak musze wziac urlop – rzekla, patrzac w wysoki, wygiety sufit. – Macierzynski... I Pacyfikatorka bedzie musiala sie z tym pogodzic. No nie, teraz to ja zaczynam majaczyc. I nawet mi sie to podoba... Nie wstawaj!

Nie posluchal. Podniosl sie z wysilkiem, podszedl, przysiadl na oparciu fotela i wzial ja za reke.

– Czy my w ogole zyjemy, Ireno?

* * *

Dzien ich rozwodu byl niezwykle sloneczny. Irena ubrala swa najelegantsza suknie, calym swoim wygladem dajac do zrozumienia, ze jest to dla niej swieto.

Andrzej sie spoznil. Pojawil sie w sadzie pol godziny po wyznaczonym terminie, pograzony w jakichs myslach. Nie chcial nikomu niczego udowadniac – i tak wszyscy widzieli, ze czekajacy go rozwod jest dla niego rownie istotny jak kupno parasola.

Cala procedura okazala sie prosta i dziwnie latwa. A takze szybka – zupelnie jak sam slub.

Wyszla na minute do lazienki i nieoczekiwanie – dla siebie samej wylala caly litr gorzkich, pelnych beznadziei lez. Po pietnastu minutach znalazly ja kolezanki; dlugo poily ja waleriana, uspokajaly.

Przed wyjsciem z sadu Andrzej Kromar karmil golebie pszenica. Glupie ptaki tloczyly sie przy jego nogach, pospiesznie zdziobujac z ziemi darowizne. Andrzej przygladal im sie z niemal ojcowskim usmiechem. Jego wargi sie poruszaly, jakby ukladal jakis wiersz.

Irena przeszla metr obok nich. Golebie ani Andrzej nie zwrocili na nia najmniejszej nawet uwagi.

* * *

Byli zywi.

Trzeci uczestnik ich malenkiej zalogi niekiedy dawal o sobie znac delikatnymi kopnieciami. Musze miec bardzo, ale to bardzo duzo mleka, przekonywala sama siebie Irena. W poblizu nie ma zadnej krowy, kozy ani nawet wilczycy... w ogole zadnego stworzenia, ktore mozna by wydoic. Tak, bede miala mleko; w przeciwnym razie noworodka trzeba bedzie karmic konserwami.

Albo krwia, cicho podpowiadal podstepny, wewnetrzny glosik. Irena zaciskala zeby i zabraniala sobie go sluchac.

Miesne i rybne konserwy byly jadalne. Miala ochote na swiezy chleb, jarzyny; musiala wyprawiac sie do lasu po jagody i ziola, zbierac ziarno i przezuwac blade kielki. Pewnej nocy przysnil jej sie ogromny pomidor, pod ktorego ciezarem uginala sie galazka.

Za to dopiero tutaj, w opuszczonym domu przy pustej szosie, Irena po raz pierwszy od wielu dni poczula sie bezpieczna. I nawet mysli o Semirolu, ktory oslanial jej ucieczke, nie okazaly sie tak gorzkie, jak przypuszczala. A nawet mysli o tym, kim moze okazac sie jego dziecko... Moze dlatego, ze po raz pierwszy prawie nad niczym sie nie zastanawiala.

– A ty dokad, Reku?

Ledwie bezinteresowny rycerz stanal na nogi, a juz zabral sie za penetrowanie okolicy. Irena wsciekala sie, robila mu wyrzuty, zadala, by poczekal, az ostatecznie wyzdrowieje. Zaciskal zeby, ale jej nie sluchal.

Rek czul sie w nie swoim sosie. Meczyl sie, choc jego bol nie mial nic wspolnego z gojacymi sie ranami. Podrozowanie po modelach nie bylo zajeciem godnym rycerza. Irena nieraz martwila sie o jego zdrowie psychiczne. Zamieszkiwanie pustego, pomniejszonego swiata nie nalezalo do przyjemnosci.

Poczatkowo chodzila razem z nim. Wloczyli sie jak dwa kulawe karaluchy. On podpieral sie laska, a ona dumnie niosla przed soba ciezki brzuch.

Po podmiejskim osiedlu z jedna ulica nie zostalo nawet sladu. Haldy kamieni na miejscu sasiedzkich domow mogly byc zarowno resztkami fundamentow, jak i zwyklymi stertami skal. Naniesiona przez wiatr ziemia i wyschnieta, twarda trawa niemal calkiem je przyslonily; na archeologiczne poszukiwania Irena ani Rek nie mieli sily.

Poczatkowo nie oddalali sie od domu dalej niz na godzine wolnego marszu.

Potem dwie godziny, przy czym Rek chodzil juz znacznie szybciej.

A jeszcze potem oznajmil Irenie, ze sam bedzie chodzil na zwiady, a ona niech odpoczywa, zbiera ziarno i pisze opowiadania.

Do konca nie miala pewnosci, czy ostatnia rada nie byla zartem. Gdy jednak zostala sama, zmeczona szelestem suchej trawy i wysokim, pustym niebem, wrocila do gabinetu, usiadla za biurkiem i polozyla na klawiaturze jedyna kartke papieru. Te sama, na ktorej koslawym charakterem napisane bylo: „W domu nikogo nie ma, fotele nie sa brazowe, lecz niebieskie...'

Nie przeszkadzala jej plesn na kartce. Jak rowniez fakt, ze komputer byl niesprawny.

Nie zamierzala pisac. Mialaby tak, z marszu, zniszczyc jedyna kartke?! Moze z czasem Rek natnie dla niej kory brzozowej i bedzie na niej wydrapywac tekst ostrzem szydelka?

Chociaz nigdy nie miala szydelek. W zyciu nie zajmowala sie tez dzierganiem na drutach.

Pusta kartka hipnotyzowala.

Byla w miare biala i wzglednie czysta. Nieskonczonosc niewykorzystanych mozliwosci. Pierwsza litera skroci ja do polowy, a pierwsze slowo nie pozostawi juz Irenie wyboru...

Usmiechnela sie. Przygladanie sie pustej kartce sprawialo jej przyjemnosc; zapewne podobne zadowolenie odczuwal Andrzej, wymyslajac kolejny model.

Poruszylo sie dziecko. Irena odruchowo polozyla dlon na brzuchu.

* * *

Rek z kazdym dniem coraz bardziej oddalal sie od domu i wracal coraz bardziej posepny. Nie udalo mu sie znalezc nie tylko czlowieka, lecz nawet sladow ludzkiej obecnosci, chocby dawnych. Nie bylo tu takze zwierzat, przez caly czas, ktory uciekinierzy spedzili w opuszczonym domu, na niebie nie pojawil sie zaden ptak.

Robilo sie wyraznie zimniej. Nie natrafili na ciepla odziez, za to w szafie znalezli sterte welnianych pledow, z ktorych Irena zmajstrowala dla siebie i Reka cos w rodzaju plaszczy.

Gdy rycerz doszedl juz do siebie, wybral sie na kilkudniowa wyprawe, planowal dwa albo nawet trzy noclegi poza domem. Irena nie bala sie samotnosci, wiedzac, ze jej najgorszym wrogiem beda jalowe przemyslenia i zbyt jaskrawe wspomnienia. Bala sie jednak o Reka. Gdy rycerz powrocil na drugi dzien, Irena najpierw sie ucieszyla, a dopiero pozniej poczula niepokoj.

– Nie da sie tamtedy przejsc – oznajmil Rek. Irena nie zrozumiala.

– Potrzaskane skaly... rozpadliny. Jak po silnym trzesieniu ziemi. Droga jest zawalona... Nie da sie jej tez obejsc. Zdaje sie, ze nie jestesmy w stanie dotrzec do miasta, a raczej do miejsca, w ktorym sie znajdowalo.

Irena milczala, przetrawiajac nowiny.

– Odpoczne i sprobuje jeszcze raz – rzekl Rek przepraszajacym tonem. – Od drugiej strony. Obejde to z polnocy... – na jego twarzy po raz pierwszy pojawilo sie rozdraznienie. – Cala te okolice schodzilem jeszcze jako dziecko. A tu wszystko jest jak we snie... Widzisz jakies znajome miejsce, a okazuje sie, ze wcale nie jest ono znajome... Tak to wyglada.

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×