Zdazyli przeniesc do domu wszystkie jadalne i wzglednie jadalne zapasy zywnosci. Rozpetala sie wichura i beczkowaty ksztalt wkopanej w ziemie budowli przyniosl duze korzysci. Snieg zalepil i bez tego niemal calkowicie matowe „iluminatory', rozwiazujac takze problem niedomykajacych sie drzwi. Irena i rycerz po kolei dorzucali drew do kominka, sluchali wycia wiatru i milczeli.

– W szanujacym sie kraju kazdy policjant potrafi przyjac porod. Ale przeciez nie jest pan policjantem?

Rycerz taktownie to przemilczal. Irena westchnela.

– Pewnie poradze sobie sama... kiedys czytalam cos na ten temat. Wiele moich kolezanek ma juz dzieci. Wszystko jest gotowe. Wygotowalam szmatki, przygotowalam na wszelki wypadek sterylna igle, nici, noz...

Mowila to z udawana beztroska, jakby rozpatrywala jakis banalny problem. Rek wyczul trwoge w jej glosie. Usmiechnal sie z ledwie zauwazalna ironia.

– Zbytnio sie tym pani... ekscytuje. Widywalem kobiety, ktore rodzily w polu podczas zniw. Zawijaly noworodka w pieluche i wracaly do pracy. Przyjecie porodu to drobiazg. Inna sprawa, ze bedziemy musieli harowac jak woly, zeby wykarmic siebie i dziecko. Nie da sie tu polowac ani lowic ryb... pozostaje wiec pole i ogrod. Jesli bedziemy co roku wybierac i zasiewac wylacznie najlepsze ziarna, uzyskamy nowe odmiany.

Irena wstrzasnal fakt, ze Rek tak dobrze wyczul jej nastroj. Z jednej strony, nieuchronnosc banalnego porodu... Z drugiej zas – wszystkie te cyklopowe plany na wiele lat naprzod, ich dluga i zdeterminowana przyszlosc, dwie mroweczki pelznace po szosie... A tam, na koncu niewyobrazalnie dlugiej podrozy, czeka na ich... no wlasnie, co?!

Na zewnatrz szalala wichura. I to sie nazywa dom! Lata opuszczenia i zniszczen nie byly w stanie wplynac na jego termoizolacje i nawet najwscieklejszy poryw wiatru wywolywal jedynie lekki przeciag, odzywal sie wyciem w kominku i delikatnie kolysal jezykami plomieni.

– Zbudujemy kolyske – rzekla Irena, nie wiedziec czemu unikajac wzroku rycerza. – Z najwiekszej szuflady biurka. Powinna byc wygodna...

Rek zmarszczyl wygiete brwi.

– W szufladzie?! Boj sie Boga, Ireno! Juz splotlem koszyk. Trzeba go tylko podwiesic pod sufitem; jak nalezy... A moze zamierza pani zawiesic szuflade?!

Chichotali przez piec minut, na chwile milkli i znow zanosili sie smiechem – najpierw szczerze, potem juz na sile. Za oknami wyl wiatr.

– Posluchaj bajki, Reku... Nie mam teraz komputera ani papieru, wiec zostane baj arka... Wiec tak... Za dwiescie... A moze lepiej trzysta... Zreszta co tam, za tysiac lat w miejscu naszego obecnego domu powstanie swiatynia. Wysoka swiatynia, wzniesiona z kamieni, ktore zagradzaja teraz droge do miasta. A wokol niej powstanie stolica. Ogromne miasto z tysiacem mieszkancow i wieloma palacami. A wokol niego rozposcierac sie beda pola, pastwiska... nie, pastwisk nie bedzie, chociaz kto wie? Tam, skad nabieramy wody, powstanie swiete zrodelko. Drzwi do swiatyni beda tradycyjnie uchylone do polowy... by kazdy mogl wejsc. I ludzie ci nie beda mieli nad soba Objawienia ani praworzadnosci wampirow. Gdyz wszyscy beda spokrewnieni. I beda upatrywac poczatku swego rodu w... zreszta, o tym pozniej.

Rycerz milczal. Jego oczy robily sie coraz wieksze.

– Nowa ludzkosc – Irena westchnela. – Nie powstanie od razu... Najpierw oczyscimy pole i zasadzimy te dzika roze. Potem zbierzemy najlepsze ziarenka i posadzimy znowu. Nasze dziecko... – zajaknela sie. – Tak, dziecko bedzie juz wtedy raczkowac. Gdy przyjdzie pora trzecich zasiewow, zacznie mowic...

Rek polozyl dlon na jej brzuchu.

Nie bylo w tym dotyku akceptacji. Irena zamilkla.

– Nie moglbym, Ireno... nie. Zabrakloby mi... ...fantazji, dokonczyla za niego Irena w myslach. Fantazji i bezczelnosci. Andrzejowi tego na przyklad nigdy nie brakowalo...

Drgnela na sama te mysl. Rek natychmiast cofnal reke.

– A w swiatyni, przed oltarzem, beda stac dwa kamienne posagi. Nie beda one nas przypominac, gdyz po uplywie tych wszystkich stuleci nikt nie bedzie pamietal rysow naszych twarzy... Beda to po prostu mezczyzna i kobieta. Niczego to jednak nie zmieni, gdyz wszyscy nasi potomkowie beda do nas podobni.

Irena przerywanie westchnela. Rek spojrzal na nia, usmiechnela sie.

– Tak... A najgorszym przeklenstwem dla tych ludzi bedzie slowo „modelator'. Ulegnie skroceniu, wytrze sie setkami jezykow, straci swe pierwotne znaczenie... „Do molatora z toba!', tak bedzie brzmiec najgorsze przeklenstwo. Mroczni czarnoksieznicy w jaskiniach beda zas wywolywac zlosliwego ducha Molatora i najbardziej wytrwali zdolaja zrekonstruowac jego imie; to, ktorego nie wolno wymawiac na glos – Andrzej!

Poryw wiatru silniej uderzyl w pochyly dach. Kominek niemal zgasl. Po chwili jednak plomien zaplonal ze zdwojona sila, pochlaniajac prawie cale lezace wewnatrz drewno.

– Nie wolno tak mowic – wymamrotal Rek i Irenie wydalo sie, ze pobladl.

– No, mamy juz przynajmniej poczatek – rozesmiala sie.

– Moj niezapomniany, byly maz stal sie mrocznym upiorem tego swiata... Choc przeciez w istocie jest on jego Stworca. Jednak raczej zdechne, niz pozwole moim potomkom sie do niego modlic... Nie patrz tak na mnie, Reku. Przeciez to tylko bajka. I nikt nie przyzna za nia Srebrnego Wulkanu.

Rek polozyl jej dlon na ramieniu.

Po chwili wahania jego druga reka znow legla na jej brzuchu.

Irena drgnela od tego dotyku. Zamarla i wstrzymala oddech.

Tam, w czerwonym kosmosie, plywal nie narodzony syn wampira. Bezpiecznie ssac bezzebnymi jeszcze dziaslami malenki palec.

* * *

Zebrac popiol co do okruszka, ani odrobinki nie uronic – i bez tego caly dywan jest uwalany... Przeniesc przez korytarz. Pochylajac sie, przejsc przez zawalony sniegiem przedpokoj i mruzac oczy od ostrego swiatla, wysypac zawartosc wiadra na czarny jak wulkan kopiec popiolu... Na oslepiajaco bialym sniegu wznosi sie czarna, lekko posiwiala halda. Wyglada pieknie. Rek twierdzi, ze wiosna posluzy jako nawoz.

Szambo smierdzialo. Choc na mrozie nie bylo to zbyt uciazliwe, wiosna sie zacznie...

Zreszta kiedy zrobi sie cieplo, Rek zdazy juz wszystko lepiej urzadzic. Wedle norm sanitarnych. Wykopie glebszy dol, dalej od domu.

Irena spojrzala na swoje dlonie. Nie ma co, zalosny widok. Trzeba bedzie cos wymyslic. Moze smarowac olejem?

Tu, wzdluz drogi, dobrze byloby posadzic szpaler slonecznikow. Niemozliwe, zeby nie bylo tu zadnego ziarenka – wiosna na pewno jakies sie znajdzie.

Ten, ktory siedzial w jej brzuchu, wyraznie drgnal. Wsluchala sie w siebie z niepokojem – niewatpliwie nie potrzeba nam przedwczesnego porodu... chociaz w zasadzie wszystko jest mozliwe.

Stala jeszcze przez chwile i wrocila do domu.

W zagraconym gabinecie bylo zimno, nieczynny komputer stal na podlodze, obok monitor odwrocony ekranem do sciany; na pustym biurku niczym samotna lata lezala zbutwiala kartka.

Irena usiadla za stolem, oparla glowe na zaplecionych palcach i zamknela oczy.

Rek wroci po zachodzie slonca. Wybral sie na poszukiwanie szyszek... dziwaczny pomysl, choc zapewne sensowny. Gdzies tam musza przeciez rosnac jadalne szyszki, jesli naluskac z nich ziaren i wycisnac je, to moze wyjsc z tego calkiem przyzwoity olej. Rek niezle to wymyslil. Zanim postawimy wzdluz drogi warte ze slonecznikow... Dzieciaka trzeba bedzie przeciez czyms myc. Mydla na razie nie ma. Ani jodyny...

Przesunela dlonia nad biala kartka.

Najpierw bedzie musiala przypomniec sobie wszystkie dzieciece wierszyki... i wymyslic nowe. Jesli jej sie to uda. A potem bajki. Zrozumiale bajki, w ktorych nie bedzie zwierzat ani ludzi... Brrr. Nie, o ludziach i zwierzetach opowie mu potem – kiedy opanuje znane, oczywiste slowa... Takie jak dom, snieg, las, wzgorza... Wujek Rek... A moze jednak powinien nazywac go tata?!

A potem trzeba bedzie wymyslac przygody... dalekie podroze – w gory, do lasu, na druga strone przepasci... Skarby, fantastyczne znaleziska... na przyklad urzadzenie do rozlupywania orzechow, wprawiane w ruch wielkim, przerdzewialym kolowrotem.

A potem...

Potem bedzie musiala wymyslic opowiadania o milosci.

Irena opuscila ramiona.

Watpliwe, by jej dzieci mialy jakis wybor. Konflikt krwi...

Krew. „Hemoglobina'. Wstrzasnal nia dreszcz.

Niepotrzebne rozwazania. Nie na czasie. Chociaz poczatki byly niezle: szyszki, sloneczniki, bajki...

A gdyby tak skonstruowac generator... jakies dynamo... moze udaloby sie uruchomic komputer?

Przeciez farma Jana potrafila byc w pelni autonomicznym gospodarstwem.

Znow niepotrzebna mysi. Co ja teraz obchodza losy Nicka, Elzy i Sita... I samego Jana, ktory na koniec powiedzial: „Ocal go'?

„Iluminator', i bez tego metny, pokryty byl od zewnatrz warstwa szronu. W sloncu migotaly barwne iskierki.

A potem na biala, szklana tafle legl cien. I natychmiast zniknal.

Przez kilka sekund Irena siedziala bez ruchu, jakby probowala uchwycic uciekajaca jej mysl. Potem wydala z siebie zduszony okrzyk.

Rek?!

Nawet jesli wrocil wczesniej, po co mialby chodzic wokol domu?

Pomyslala o tym, juz zbiegajac do przedpokoju.

Byl zawalony sniegiem. Wydeptany placyk przed drzwiami i jak okiem siegnac – Irena zmruzyla oczy – jedynie snieg, czarne sylwetki drzew i zadnego zywego stworzenia.

Grzeznac w sniegu po kolana, obeszla przypominajaca beczke budowle. Zatrzymala sie pod oknami gabinetu.

Tak, promienie niskiego slonca padaly na pokryte szronem okna. Tak, na niebie nie bylo ani jednej chmurki.

A na sniegu nie bylo zadnych obcych sladow. Jedynie slady stop Ireny. Bezksztaltne, gdyz „buty' byly wykonane z przypadkowych materialow.

Nie ma wiec czym zawracac sobie glowy. To tylko nerwy. Wydawalo jej sie. To tylko zludzenie.

* * *

Pod wieczor temperatura gwaltownie spadla. Wiatr wdzieral sie przez uchylone drzwi i nie pomagaly zadne zaslony, koce ani barykady z poduszek.

W przedpokoju Rek wysypal na podloge drogocenne szyszki. Szyszkami mozna bylo palic w kominku, gdyz zapas drewna nie byl znowu taki duzy. Po zalozeniu na siebie uszytych z pledow kombinezonow i okutaniu sie kilkoma warstwami kocow Irena i rycerz polozyli sie spac na kanapie w salonie – objeci, aby sie ogrzac.

Karuzela na podworku. Skrzypiaca karuzela, hustawki i piaskownica...

Irena drgnela.

Rek nie spal. Przygladal sie jej.

– Nie jest ci zimno? – zapytala szeptem.

– Nie.

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×