Irena przytaknela. W milczeniu weszla do domu. W gabinecie polozyla sie na lozku i naciagnela koc do podbrodka.

Modelator byl zmeczony.

Szczerze mowiac, Rek niepotrzebnie traci czas i sily. Tworca pustego modelu nie pokusil sie nawet o stworzenie pozorow realizmu. Zamkniety, malenki swiat... Swiat jak kropelka wody... Dla dwoch osob wystarczy w zupelnosci.

Niech i tak bedzie, pomyslala, do bolu zaciskajac szczeki. Ale w takim razie lepiej byloby przeszukac ten swiat do ostatniego zakatka i albo odnalezc modelatora, albo przekonac sie...

...ze go tu nie ma. Znowu. Kolejny swiat bez swego Stworcy.

Poczula strach. Mocno przylozyla dlon do brzucha.

A nastepny model bedzie przypominal budke telefoniczna. Na jej brudnej, zaplutej podlodze siedzi pewnie Andrzej Kromar, zalewa sie rzewnymi lzami, a obok wala sie oderwana sluchawka.

Wciagnela gleboko do pluc zatechle powietrze swego „nowego' domu. Niczym lekarstwo.

Wystarczy juz tego miotania sie bez celu. Jej zadaniem jest ochrona dziecka. Zeby przezylo i w miare moznosci mialo normalne zycie... w koncu nalezalo spelnic ostatnia wole, nawet jesli byla to wola wampira.

I z ta mysla Irena zapadla w sen. Spokojny, bez koszmarow.

* * *

– Bede tez pisac opowiadania i nowele. Ty zas, Reku, bedziesz komisja nominujaca i jury w jednej osobie. Najpierw przyjmiesz moje utwory na konkurs – nie wszystkie oczywiscie... A potem przyznasz mi Srebrny Wulkan. Albo tego nie zrobisz. Co jakis czas musisz odmawiac mi nagrod... inaczej jaki by to mialo sens?

Byla przerazona.

Popisywala sie i zartowala, by ukryc paralizujacy ja strach. Gdyz od reakcji Reka zalezalo teraz bardzo duzo, mogl pozostac jej przyjacielem i towarzyszem albo... pretendowac na jedynego samca w ich populacji. Bylo to co prawda watpliwe, ale po wszystkim, co musial przejsc, watpliwosci nie mialy znaczenia.

– Wybacz, Reku. To ja ciebie w to wszystko wciagnelam... To ja...

– Tak – podniosl oczy i jeszcze bardziej zmarszczyl blade brwi. – Tak, od chwili gdy przeczytalem „Rycerza, ktory czynil zlo...' I jeszcze potem, gdy pania ujrzalem, Ireno. Pani mnie w to wszystko wciagnela. Ale to jest moje zycie.

Z przerazeniem zdala sobie sprawe, ze on wierzy we wszystko, co mowi.

– Bala sie pani powiedziec mi, ze jestem tylko zabawka w czyichs rekach? Nigdy nie mialem co do tego watpliwosci, Ireno. Kompletnie nie obchodzilo mnie, kto i po co mnie stwo... to znaczy zmodelowal. Obdarzyl mnie mozliwoscia dokonywania wyborow i za to jestem mu wdzieczny.

Milczala.

Zawsze traktowala go troche jak dziecko. Przy czym wcale nie glupsze, tylko mlodsze... niezdolne do zrozumienia... Jak aborygena.

– Teraz zostalismy sami, Ireno. Od tego kamiennego zawaliska na zachodzie do przepasci bez dna mozna przejsc pieszo z jednym noclegiem. I co z tego? Zawsze wiedzialem, ze swiat posiada granice. A czy jest troche wiekszy, czy mniejszy...

Tego dnia Rek powrocil z ostatniej ekspedycji. Po przejsciu droga w przeciwnym do miasta kierunku natknal sie na rozpadline – nie na tyle waska, by ja przeskoczyc, jednak nie tak szeroka, zeby nie przerzucic przez nia kamienia... Ale zaden kamien nie dolecial.

Przycichla Irena czekala na dalsze slowa Reka.

– No i co z tego? Mimo wszystko powinnismy zyc. Musimy cos jesc... a mieso w zelaznych pudelkach wkrotce sie skonczy. Powinnismy uprawiac ziemie, cos w niej zasadzic, czekac na plon... Na pewno znajdziemy tu jakies jadalne ziola, grzyby, jablka...

Mowil powoli i miarowo. Niekiedy sie usmiechal: „grzyby, jablka'.

Irena milczala.

* * *

– Jestes chmielem.

Wyskoczyli z podmiejskiego pociagu na chybil trafil, nie zauwazajac nawet nazwy stacji.

– Jestes chmielem. Przy tobie bez przerwy jestem podchmielony.

Rozesmiala sie. Andrzej byl powazny. Przedzierali sie przez lake i wiezli w trawie, jak grzebien w zbyt gestych wlosach.

– Dokad idziemy?

– To nieistotne...

W wiosce obszczekaly ich identyczne, laciate psy, pochodzace najwyrazniej od jednej psiej protoplastki.

– Poczekaj, obtarlam sobie piete.

– To nic.

Po powierzchni okraglego jak lusterko jeziorka plywaly gromadki opadlych z jabloni lisci.

– Jestes chmielem. Wszystko co robie, robie dla ciebie i jestem przy tym podchmielony.

Caly swiat kwitl.

Usiadla na poboczu i rozplakala sie – od naglego szczescia i bolu otartej nodze.

* * *

Bezinteresowny rycerz, Rek Dzika Roza, nigdy nie mial w rekach motyki. I nawet jesli na jego dloniach pojawialy sie odciski, to jedynie od ciaglych treningow z bronia. Byl jednak spostrzegawczy i szybko sie uczyl. To wlasnie on, a nie Irena, prawidlowo okreslil miejsce pod przyszla orke, znalazl wsrod mnostwa innych roslin zdziczala roze i zdecydowal, ze czas zasiewow jeszcze nie nastapil – najprawdopodobniej wkrotce nadejda chlody, a po nich miejscowy odpowiednik wiosny.

Rek byl pochmurny i skoncentrowany. Przejrzal i posegregowal wszystkie znalezione w domu narzedzia. Nie bylo tego duzo. Mozna bylo odniesc wrazenie, ze niegdys naszpikowany elektronika dom wstydzi sie swoich grabi, motyk i pary lopat. Topor i pila byly ukryte w piwnicy, a przerdzewiale przyrzady slusarskie nie wiedziec czemu znalezli w pojemniku na brudna bielizne. Na czole Reka niemal przez caly czas malowaly sie pelne skupienia zmarszczki.

„Na pewno znajdziemy tu jakies jadalne ziola, grzyby, jablka...'

Irena snula sie po okolicy, udalo jej sie znalezc trzy jablonie i zdziczala sliwe. Bylo tu duzo grzybow, wygladaly jednak tak zlowieszczo, ze postanowili pozostawic je na wypadek skrajnego glodu – gdy nie beda juz mieli nic do stracenia.

Rek zapewnial zreszta, ze tak ciezkie czasy nigdy nie nastapia.

Irena niepotrzebnie obawiala sie, ze po uswiadomieniu sobie ich faktycznego polozenia Rek wpadnie w histerie. Jego swiatopoglad okazal sie znacznie bardziej elastyczny niz jej. Przyzwyczajony od dziecinstwa do wszelkiego rodzaju prob, Rek traktowal cala sytuacje jako kolejny, dlugi egzamin. Przygladajac sie, jak bez szemrania oswaja sie on z niegodna rycerza praca, Irena od czasu do czasu czula, jak mrowki przebiegaja jej po plecach.

„Ocal go' – powiedzial Semirol. A ciekawe, jak zachowalby sie w podobnej sytuacji adwokat wampir? Czy chwycilby za topor i zabral za rabanie drewna?

Ciekawe, czy rownie naturalnie odgrywalby role „dobrego brata'?

Byc moze wymyslilby cos lepszego. Albo gorszego. Swiat kropelka, swiat przeznaczony dla dwojga ludzi, nie zapewnilby Semirolowi pracy w jego specjalizacji, a jego zapotrzebowanie na zywa krew na pewno by nie zniknelo. A wowczas pojawilby sie naprawde ostry problem.

Ciekawe, czy zyje – zastanawiala sie Irena, gladzac sie po brzuchu. Juz tyle razy spisywala go na straty, a on zawsze powracal; na dobre i na zle.

* * *

Przypuszczenia Reka odnosnie do zimy zaczely sie sprawdzac. Robilo sie coraz zimniej i rycerz poswiecil mase czasu na naprawe kominka. Zarosla, zaslaniajace wejscie, okazaly sie teraz bardzo przydatne. Drzwi tak czy inaczej nie udalo sie domknac i Irena musiala wieszac na nich koc.

Rek scinal suche drzewa. Sam je pilowal, oddzielajac galezie od pni. Ciekawe, czy wystarczy nam opalu, zastanawiala sie Irena, to znaczy, na te zime na pewno wystarczy. Jesli oczywiscie panuja tu zwykle zimy. Ale co dalej? Czy las zdazy odrosnac, jesli rok po roku bedziemy scinac drzewa?!

Rok po roku...

Trzeba nasuszyc jablek. Nazbierac ziol rosnacych w miejscu, gdzie znajdowal sie ogrod sasiadow.

I nauczyc sie przyrzadzac je z konserwami. Zeby sie nie przejadly. Zeby smiertelnie zmeczony Rek mogl smacznie zjesc po powrocie do domu.

Dom. Wrocic do domu.

W komorce znalazla igle i mocne, jeszcze nieprzegnile nici. Pociela koce i wykorzystujac szkolne doswiadczenia sprzed dwudziestu lat, uszyla sobie i Rekowi po cieplym kombinezonie. Widzac ja w nowej odziezy, Rek zmienil sie na twarzy – zacisnal jednak zeby i pogodzil sie z jej nowym wygladem; tym bardziej ze zdaniem Ireny kombinezon zupelnie przyzwoicie na niej lezal.

Sam Rek bardzo dbal o swoj ubior. Zwykl nawet pracowac rozebrany do pasa; jednak tylko wtedy, kiedy w poblizu nie bylo Ireny. Nie chciala go podgladac, ale kilkakrotnie stanela w pewnej odleglosci, obserwujac, jak opada topor; jak na bialej skorze Reka graja suche miesnie i blizny – na ramieniu, lopatce i boku – wygladajace niczym ekstrawaganckie ozdoby.

Czy Rek potrafil sie modlic? „Ogladanie pani codziennie jest nagroda, ktorej nie moge oczekiwac'. I teraz zostal nagrodzony iscie po krolewsku, choc taki nadmiar laski doprowadzal go raczej do zgrzytania zebami.

Biedny Rek.

Jest gotowy zestarzec sie u boku jedynej na swiecie kobiety. Scinac drzewa, oczyszczac miejsce pod pole, siac i zbierac plony – rekami, ktore przywykly jedynie do miecza. Wychowywac cudzego syna.

Przygladala sie rycerzowi z troska. Troska, jaka matka okazuje choremu dziecku.

* * *
Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×