– Zdretwiala ci reka?

– Nie...

Na zewnatrz hulal wiatr.

Najwyrazniej Rek Dzika Roza byl szczesliwy.

Zapewne w mlodosci marzyl o wolnosci i bohaterskich czynach. A takze o slawie, choc zycie bezinteresownego rycerza z gory skazane bylo na nieslawe. Byc moze mlody Rek marzyl rowniez o kobiecie – tej jedynej, nieosiagalnej, ktora rownie przypominala realne, ulegle dziewki, jak slonce lojowa swiece.

Romantyczny Rek.

Tylko o jednym nigdy nie marzyl – ze uwolni sie od kaprysow Objawienia, obudzi w pustym swiecie i wszystkie jego codzienne, bohaterskie czyny beda poswiecone legendarnej autorce Chmiel.

– Spij juz.

– Spie... – zamknal oczy.

Jakze dlugo nie mogl odzwyczaic sie od ogladania na Objawienie! Do tej pory mu sie to nie udalo... I to wlasnie jemu, ktory od dziecka byl przyzwyczajony do zycia wbrew jego regulom! Jakze dziwilo go, a nawet lekalo, kiedy okazywalo sie, ze powodzenia i kleski zdarzaly sie same z siebie, niezaleznie od postepkow, ktore mozna by uznac za dobre albo zle.

Zreszta obiektem takich postepkow byla teraz jedynie Irena. I nieraz mroz przechodzil jej po plecach, gdy zastanawiala sie, co by bylo, gdyby ich relacje z Rekiem regulowalo Objawienie.

A co by bylo, gdyby w swiecie Interpretatorow, w modelu, w ktorym zostal Jan, Objawienie nagle „zdechlo'?!

Najczesciej podobne rozwazania konczyly sie atakami mdlosci. W jej stanie nie bylo to nic dziwnego... W brzuchu poruszylo sie dziecko i Irena od razu poczula, jak naprezyl sie Rek.

Poczul to. Przez kombinezony z pledow, przez warstwy ogrzewajacych ich kocow wyczul ruch wewnatrz Ireny. Tam, gdzie niecierpliwie wiercila sie nowa istota, oczekujaca na swa kolej, by popatrzec na slonce.

– Nie spisz?

Rek otworzyl oczy.

Jego wyschniete wargi musnely jej skron. Po czym natychmiast sie cofnely, oczekujac... na co? Na niezwloczna zemste Objawienia? Na siarczysty policzek?...

– Wszystko bedzie dobrze, Reku. Wygodne zdanie. Ujdzie nawet w roli zaklecia.

* * *

Wrocil pozniej niz zwykle. Kilka razy wychodzila na droge wypatrywac go; nic tylko namalowac obraz: „Samotna kobieta czeka przed domem na meza, a wokol rozposciera sie sniezna rownina'.

Dostrzegla go z daleka. Rycerz szedl na zrobionych wlasnorecznie nartach – czasem zwyklym krokiem, czasem puszczajac sie biegiem.

Wygladal na bardzo zmeczonego. Jego twarz byla mokra od potu.

– Co?...

– Snieg robi sie mokry. Ciezko sie idzie.

Po raz pierwszy od wielu dni cos przed nia ukrywal. Malo tego, uwazal, ze przemilczenie tego bedzie lepsze dla nich obojga.

– Co znalazles, Reku?

Ciezko oddychal. Wytarl czolo rekawem. Ciagle jeszcze milczal.

Cierpliwie czekala. Pozwolila mu zdjac narty, wejsc do domu, przebrac sie, rozgrzac dlonie nad ogniem.

Drogo ja to kosztowalo.

– Ireno!...

– Co?!

– Tam jest... most. Przez przepasc. Wygladal jak sniezny nawis. Potem snieg stopnial i... nie wiem, jak to mozliwe, ale tam jest most na druga strone...

Ugiely sie pod nim nogi. Opadl na fotel, oparl rece na kolanach, probujac zwalczyc wstrzasajace nim dreszcze.

Irena milczala.

Swiat dla dwojga. Swiat kropelka.

A kto powiedzial, ze modele sie nie rozwijaja? Nie zmieniaja? Nie rosna?!

Odkrywcy nowych ladow... loty w kosmos... A co tam kosmos; co moze rownac sie z takim drobiazgiem jak uchylone drzwi wieziennej celi, z waska szczelina, przez ktora...

– Nie wierze, ze nie probowales przez niego przejsc – wyszeptala.

Rek opuscil wzrok.

– Przeciez mogl sie zawalic... a wtedy zostalabym tu sama... Od razu pozalowala tych slow. Zbyt zalosnie zabrzmialy. Blade brwi Reka zeszly sie nad nosem w dwa znaki tyldy.

– Prawie... przeszedlem na druga strone... a potem... Zamilkl.

I tak wiadomo, co bylo potem. Wyrzut, ktory wyrwal sie Irenie z ust, mogl dotyczyc kazdego, tylko nie Reka. Czego jak czego, ale odpowiedzialnosci nie mozna mu bylo odmowic. Gotow byl raczej umrzec, niz zostawic ja tu sama.

Przez chwile wyobrazila sobie, jak z dna przepasci podnosi sie roztrzaskany trup Reka i idzie do niej – wiedziony poczuciem obowiazku.

Drgnela.

W kominku dopalal sie ogien. Trzeba bylo dorzucic drew, jednak Irena nie ruszala sie z miejsca, patrzac na drzace i pokryte odciskami rece siedzacego przed nia mezczyzny.

– Wrocilem – rzekl Rek szeptem. – Gdyz pomyslalem... Przeciez lod moze w kazdej chwili... a jesli zostalbym po tamtej stronie, a pani po tej?!

– Jak dlugo sie utrzyma? – Irena zdziwila sie, jak sucho i rzeczowo zabrzmial jej glos.

Rek wzruszyl ramionami.

– Odwilz... wiatr... nie wiem.

* * *

Rzeczywiscie byl wiatr. I to jaki. Irena zmruzyla oczy.

Powolne spacery na nartach sa pozyteczne dla przyszlych matek. Oczywiscie trzeba znac miare... i w zadnym wypadku sie nie denerwowac, nie panikowac, nie...

Rek unikal jej wzroku. Najwyrazniej uwazal, ze jego wina jest niewybaczalna – nie potrafil ukryc... malo tego, w ogole nie zamierzal ukrywac...

Jak tu pieknie.

Prawdziwy cud natury, niech go diabli porwa. Czy to kaprys natury, czy moze czyjas przedziwna wola stworzyla ten lodowy pomost, ogromna, porosnieta soplami brode, krysztalowe arcydzielo. A na druga strone tylko reka podac.

Ciekawe, co znajduje sie na dnie? To zreszta nieistotne. Hologram, powietrze, woda, kamienie, czy po prostu nic, pustka...

Rek powiedzial cos cicho, jednak wiatr porwal jego slowa, zanim Irena je uslyszala, i rycerz musial je powtorzyc, prawie krzyczac.

– Nie wejdziemy na niego!

Sloneczniki wzdluz drogi... nowa ludzkosc, domy i palace, kolyska bez krat...

Po co sie oszukiwac. Nie bedzie oczywiscie zadnej nowej ludzkosci, a dziecko musi sie urodzic; tam, w cieplym domu, czekaja na nie lozeczko, pieluchy i...

– Nie wejdziemy na niego, Reku! Nie mozemy...

... ryzykowac, dodala juz w myslach. Nie bedziemy ryzykowac. Przeciez nie wiadomo nawet, co znajduje sie po drugiej stronie. W najlepszym wypadku sniezne pustkowie, w najgorszym...

Im bardziej Irena wpatrywala sie w przeciwlegly brzeg, tym bardziej wydawalo jej sie, ze widzi lancuszek sladow na sniegu. To zludzenie. Nie ma zadnych sladow. Wiatr pokryl snieg jakimis wzorami, a slonce odbija sie od kazdej nierownosci...

Po jakiego diabla tu przyszla?! Czy naprawde ma prawo dokonac tego wyboru? Gdyby byla sama... ale w jej wnetrzu mieszka on. Sama moze miec w pelnej pogardzie domowe ognisko i dach nad glowa, lecz dla niego jest to kwestia zycia lub smierci.

Ocal go, powiedzial Semirol. Oddajac za niego zycie, jesli bedzie trzeba.

Ze wszystkim mozna sie pogodzic i do wszystkiego przywyknac. Posegregowac, zaplanowac na wieki naprzod; no dobrze, moze i nie na wieki, ale na pewno na lata...

I to jest prawdziwy koszmar. Szydercza lina prowadzaca... dokad? Najprawdopodobniej donikad. Przyneta. Pulapka. Test.

Wiatr sie nasilil. Peczek wiszacych niczym wymiona pod brzuchem mostu sopli lodu oderwal sie ciezko i polecial w dol. Gdzie juz to widziala? W jakims filmie? W kreskowce? Albo komiksie?

– Reku...

Objal ja, probujac oslonic przed wiatrem.

– Niech pani nie placze, Ireno.

– Przeciez jest nam tu dobrze, Reku – rzekla przez lzy. – Czeka nas tu dobre zycie...

Kiwnal potakujaco.

– Mozemy go wychowac...

Synka wampira, ironicznie podpowiedzial wiatr. Kolejna kisc sopli spadla w przepasc.

– A jesli tam jest wyjscie?

Sama nie slyszala wlasnych slow. Rek je jednak uslyszal. Scisnal jej dlon. – Ireno...

– Albo nie... ty idz. Nie boj sie, most wytrzyma. Tylko popatrz...

Rek zacisnal usta. Jego twarz przybrala surowy i skupiony wyraz – jak przed pogromem malego targowiska na skrzyzowaniu.

– Nie. Nie ma mowy.

* * *

Najciekawsze, ze prawie nie byl sliski. Ostry lod cial palce, byl nieziemsko piekny; nisko stojace slonce przelamywalo sie w jego glebi, migotaly zastygle w srodku babelki powietrza.

Wydawalo sie, ze nigdy sie nie skonczy.

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×