Chcial nawet Izie pokazac swoj zeszyt w zoltej okladce. Ale nie ten rozdzial, gdzie bylo o „przybyszach i robotach”, dziecinne zabawy juz dawno porzucil... Nie, ten drugi, ktory opowiadal o chlopcu, majacym jedenascie palcow u dloni i zawsze bywalo u niego w zyciu tak, ze mial nadmiar czegos, zawsze zostawalo mu cos, co nie bylo do niczego potrzebne. I od czasu do czasu przychodzil do niego mezczyzna w czarnych okularach i kazal mu czegos sie pozbyc, jakiegos przedmiotu, jakiegos przyjaciela!

Prawde powiedziawszy, Wlad bal sie, piszac takie historie. Mamie nie chcial tego pokazywac, bo wstydzil sie, a przed Iza prawie sie zdradzil. Przyniosl kiedys do jej domu ten zolty zeszyt – ale w ostatniej chwili zawahal sie i przestraszyl...

I cale szczescie. Kpin ze strony Izy nie byloby konca. Jej milosc od jakiegos czasu znowu zamienila sie w rozdraznienie i zniechecenie.

Tak, jak na poczatku, wstydzila sie Wlada. Nigdy nie przychodzila do niego sama. Coraz czesciej Wlad wychwytywal na jej twarzy pytajace spojrzenie: co ja w nim widze? Co ja, mloda, piekna, dorosla znalazlam w tej szarej, nijakiej postaci?! No chyba, ze... potrafi sie tylko calowac i to wszystko...

W takich chwilach Wlad staral sie zablysnac jakims dowcipem, ale niestety Iza szybko przestala smiac sie z jego zartow. A raczej na odwrot – wszystkie ja zloscily.

– Moze przejdziemy sie na dyskoteke – proponowal niekiedy Wlad.

Iza obruszala sie:

– Wcale mi sie tam nie podoba.

– No to chodzmy na spacer.

Iza, znudzona i smutna, patrzyla w okno. Dzien dopiero co sie zaczynal, zmierzch teraz zapadal dosyc pozno, a na kazdej lawce na skwerku siedzialy co najmniej dwie, trzy plotkujace dziewczyny.

– Wiesz co – powiedzial szczerze Wlad – jezeli tak sie mnie wstydzisz, to najlepiej bedzie, jak znajdziesz sobie kogos innego, starszego i bardziej rozgarnietego.

Po tych slowach poszedl sobie. Iza nie probowala go zatrzymywac. W tej chwili sama byla przekonana, ze wszystko miedzy nia, a Wladem skonczylo sie, spotkania przeciez sprzykrzyly jej sie, a raczej zwyczajnie z nich wyrosla, jak sie wyrasta z dzieciecych sandalow...

Ale juz po dwoch dniach nie wytrzymala i zadzwonila do niego, a potem nawet przyszla – pokorna jak baranek.

Wszystko sie diametralnie zmienilo.

Teraz to Iza chodzila do niego. Teraz to on decydowal, kiedy i gdzie beda sie spotykac. Wybieral najbardziej uczeszczane miejsca, demonstracyjnie bral Ize za reke (w tym gescie nie bylo nic przejmujacego) i paradowal jak marszalek po placu. Calowal ja na oczach calego tlumu gapiow, a drwiny szybko skonczyly sie, tym bardziej, ze Iza przestala chodzic na obcasach po tym, jak Wlad poprosil znajomego szewca, zeby zrobil jej buty na zwyklej podeszwie. Teraz wzrostem nie roznili sie juz od siebie – chociaz pierwszenstwo, wyzszosc Wlada (czy nawet rownosc) Iza uwazala za ponizajaca. Spotykali sie dwa, trzy razy dziennie, klocili sie, po tym wszystkim Iza uciekala do domu, ale oboje dobrze wiedzieli, ze szybko zjawi sie z powrotem, pod oknami Wlada.

„Co jest, dziewczyno, brakuje ci sily woli, czy co?” – oburzaly sie kolezanki.

Dla dobra Izy probowaly raz czy dwa wybadac sprawe, o co tak naprawde chodzi, ale zawsze Wladowi udawalo sie dowiesc, ze „ich przyjaciolka” robi to wszystko z wlasnej inicjatywy. „No to zabierzcie ja – proponowal Wlad, wzdychajac. – Ja jej nie trzymam... sama chyba nie wie, czego chce!”

Za Iza, wczesniej nazywana „kujonka” czy „szara myszka”, teraz zaczela ciagnac sie fama jako o beznadziejnie zakochanej. Ta „zabojcza namietnosc” odbila sie takze na ocenach. Do Wlada przychodzila matka Izy, zeby powaznie porozmawiac, ale za kazdym razem otrzymywala w odpowiedzi to samo, obojetne: „Ja jej nie trzymam, to nie moja wina”.

Tymczasem Iza tak wzyla sie w swoja role, ze nawet zaczela odczuwac niejaka przyjemnosc ze wspolczujacych spojrzen innych ludzi. Ale pewnego pieknego dnia Wladowi wszystko to znudzilo sie. Znudzila mu sie natretna Iza, jej podkrazone oczy, wcale nie zakochane tylko bardziej smutne i ponure, znudzily mu sie jej naprzykrzajace sie kolezanki, zazdrosni koledzy, caly ten szum wokol nich – i przestal odpowiadac na jej telefony.

Po trzech dniach milczenia Iza pojawila sie pod jego oknem.

– Cos z nia jest chyba nie tak – z niepokojem powiedziala mama. – Widze, ze dzisiejsze dziewczyny nie maja za grosz honoru...

Wlad nic nie odpowiedzial.

Mama wyszla na zewnatrz i dlugo rozmawiala z Iza.

– Sluchaj, synus – powiedziala, wrociwszy – badz mimo wszystko czlowiekiem... Nie wiedzialam, ze jestes taki okrutny... Zejdz do niej, chociaz na chwilke!

Wlad zachowywal sie, jakby nie docieralo do niego to, co mama mowi.

Iza stala pod oknem do wieczora – o zmierzchu pojawil sie ojciec i sila zabral ja do domu.

Na drugi dzien Iza urwala sie z szostej lekcji, po to tylko, zeby spotkac sie z Wladem po szkole. Wlad, na czas dowiedziawszy sie o tym od wiernego Dymka, wylazl przez okno sali gimnastycznej i wrocil do domu inna droga.

Iza zlapala go przed samymi drzwiami, chwycila za rekaw... Wlad, milczac, odtracil jej reke:

– Wiesz co, smarkulo... Zostawilabys mnie w koncu w spokoju. A najlepiej na zawsze zapomnij ten adres i nie pokazuj sie tu wiecej, slyszysz?!

Bez watpienia, trzeba bylo dogadac jej jeszcze bardziej, obrazic, zwymyslac, moze nawet uderzyc, zeby w koncu otrzezwiala, przejrzala na oczy...

Iza, zaplakana, uciekla i wytrzymala wtedy z dala od Wlada cale cztery dni.

Piatego dnia zobaczyla go tuz przed rozpoczeciem pierwszej lekcji – bylo to na oczach calej sto trzydziestej trzeciej szkoly! Wlad znowu odtracil jej reke, ktora rwala sie juz, zeby spoczac na jego ramieniu:

– Glupia! Odejdz stad! Nie moge na ciebie patrzec!

Niestety, na prozno.

Prawie tydzien Wlad szczesliwie jej unikal. Wszystkie pacany z klasy pomagaly mu w tym, dziewczyny natomiast, odwrotnie, szpiegowaly go. W koncu Iza znowu pojawila sie pod oknem, ale tym razem nie stala w milczeniu. W jej glosie slychac bylo taka rozpacz, ze Wlad dostawal gesiej skorki.

Mamy nie bylo w domu. Wlad, siedzac w fotelu i lekajac poruszyc sie, mowil do siebie: „Nie ma mnie w domu!”

– Wlad – plakala Iza – wiem, ze tam jestes... otworz! No prosze cie, otworz! A-a-a!

Przechodnie zatrzymywali sie, przychodzili sasiedzi, wszyscy namawiali Ize, zeby poszla do domu. Wyszedl nawet wlasciciel sklepu warzywnego, przyniosl szklanke wody i buteleczke z kroplami uspokajajacymi.

A Wlad siedzial cicho, nie rwal sie, gryzac rekaw szkolnego mundurka i probowal przypomniec sobie wszystkie wiersze, jakie pamietal. Bal sie tak bardzo, jakby do jego drzwi dobijala sie nie zaplakana dziewczyna, ale jakis, uzbrojony w rozen ludozerca.

Kiedy Iza przerwala na chwile swoje ochryple nawolywania, Wlad na czworaka dostal sie do telefonu i zadzwonil do jej rodzicow. Prawie tez placzac, wyjasnil, ze niczemu nie jest winny. Ze Iza stoi pod jego oknem i niech oni czym predzej przyjda i zabiora ja stad...

Ojciec Izy natychmiast przyjechal po nia samochodem.

I w ten oto sposob Wlad wymazal sobie z pamieci te dziewczyne – potargana, z czerwonymi od placzu oczami i z jego imieniem na zmeczonych ustach. Wiecej juz jej nie widzial.

Rodzice zdecydowali sie wywiezc Ize do innego miasta – jak najdalej od tej wyniszczajacej ja „pierwszej milosci”.

Ale historia ta miala nieoczekiwany ciag dalszy. W miescie, i bez tego gwaltownie przezywajacym nastanie wiosny, nastapil nawrot milosnych objawow. Natchnione przykladem nieszczesliwej Izy dziewczyny zaczely pisac listy i prowadzic pamietniki, wycinac serca ze zlotych, szeleszczacych papierkow, a na rozowym tle ogolnego szalenstwa doszlo do kilku prawdziwych skandali – z histeria i poronieniami wlacznie. Do sto trzydziestej trzeciej, z innych szkol, zaczely przybywac masowe pielgrzymki dziewczyn, zeby zobaczyc, popatrzec na tego pozeracza niewiescich serc, Wlada. Czesc z nich spotykalo jednak szybko niemile rozczarowanie, zobaczywszy, jaki Wlad jest maly i niepozorny, a jezeli niektore zakochiwaly sie jednak, pisaly do niego listy. Wlad czytal je na glos w szatni przed wuefem a swojsko brzmiacy rechot jego kolegow, polglowkow, pomagal mu poradzic sobie ze strachem, jaki odczuwal.

Iza pojawiala sie niekiedy jeszcze w jego snach. Cala potargana, trzesaca sie od placzu, z wykrzywionymi w grymasie ustami blagala: „Otworz! Prosze cie, otworz! A-a-a!”

3. Dymek

Zblizalo sie lato. Wlad mial nadzieje, ze jeszcze przed koncem roku szkolnego, przed egzaminami do szkoly sredniej, historia z Iza sama przycichnie, rozmyje sie. A potem przyjda wakacje, letni oboz, czas nowych przygod milosnych, i moze w koncu te zwariowane dziewczyny znajda sobie swoja pierwsza milosc. Ale oczywiscie nie w osobie Wlada, nie, jego beda mialy juz dosyc... Ktoregos dnia, po skonczonych lekcjach, kiedy wszyscy wyszli juz z klasy, Wlad zajrzal jeszcze na chwile na zaplecze do nauczyciela matematyki, zeby o cos zapytac i niespodziewanie wyrzucil to, co gryzlo go juz od jakiegos czasu:

– Alez glupie sa te dziewczyny! Jezu, jakie glupie! Do tej pory tabunami za mna ciagnely, nie moglem sie od nich opedzic... Co ja im takiego zrobilem?! Czy to wszystko tylko z powodu tej jednej, pomylonej...

– Masz racje Wladziu – ze smutkiem przyznal matematyk, jakby sobie cos przypominajac z wlasnej mlodosci.

– Ale dlaczego wlasnie ja?! Przeciez nawet Gleb jest chyba przystojniejszy... Mozna by im powiedziec, idzcie, pozerajcie Gleba! Czy nie tak, panie profesorze...

– Sluchaj chlopcze, masz cos w sobie – w zadumie powiedzial matematyk – jakas charyzme. Wiesz, co to jest charyzma?

Wlad pokiwal glowa.

– Jesli na przyklad ktos z klasy zachoruje... do kogo pierwszego dzwoni, no?

– Tak, to prawda, do mnie – z rezygnacja w glosie przyznal Wlad. – Znam te numery – przynies lekarstwa, pomoz w odrabianiu lekcji i tak dalej...

– A co ty, Wladek, zamierzasz robic po skonczeniu szkoly, co? – po krotkim milczeniu zapytal nauczyciel. – To znaczy, kim chcesz zostac?

– Hm, jeszcze nie wiem – z trudem wymamrotal Wlad, patrzac w okno. – Mama chcialaby, zebym zostal lekarzem...

– A ty?

Wlad tylko wzruszyl ramionami.

– No, ja chyba tez... lekarzem...

– A moze powinienes zostac psychologiem? Albo politykiem?

Wlad wyraznie skrzywil sie. Nauczyciel probowal jeszcze usmiechnac sie, ale wyszlo mu to jakos sztucznie i nienaturalnie.

* * *

Po ostatnim egzaminie zrzucili sie, kupili piec butelek wytrawnego wina i zorganizowali sobie impreze w porzuconej, zapadlej czesci parku.

– Wypijmy zdrowie wszystkich dziewczyn z naszej klasy najwspanialszych i najnormalniejszych dziewczyn na swiecie! – zadeklamowal Wlad i podniosl do gory plastikowy kubeczek.

Wszyscy zgodnie zawtorowali mu. Marta Czysta zaczerwienila sie i usmiechnela – juz od poltora roku spotykala sie z chlopakiem ze sredniej szkoly.

Dymek Szydlo siedzial obok, pociagal wino z plastikowego kubeczka, milczal.

– Wszystkie sa w porzadku i najnormalniejsze na swiecie, bo nie zakochaly sie we Wladzie – dorzucil Zdan. A Zdan od dwoch z gora lat uzywal dobrego dezodorantu, sam pral sobie koszule,

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×