- Jestem tu.

- Klaw... ja...

Wtedy zobaczyl, jak raptownie zmienia sie jej twarz. I jak zaskakujaca moca wzbiera oslabla reka.

- Ja nie chcialam!.. Ja cie...

Kindzal, upuszczony z jego reki, ciagle spadal, ciagle jeszcze wisial w powietrzu o centymetr od kamiennej podlogi - a on zdazyl przechwycic jej zapadajace sie oczy i zmierzyc „studnie”.

Nie „studnie”.

Tam w ogole nie bylo „studni”. Czarna dziura. Przerwa w przestrzeni.

Stracil przytomnosc natychmiast. I na tym, widocznie, polegalo jego wyrafinowane szczescie: nie zdazyl uswiadomic sobie, ze Iwga zakonczyla wreszcie swoja dluga droge po grzbiecie kpiaco usmiechnietej zoltej zmii.

Rozdzial 12

Swieto.

Wszechogarniajace swieto. Igielki-ognie, lecace jej na spotkanie, tysiace jej oczu, noc z oczami, niebo z oczami, jej wolnosc, napieta i drapiezna niczym cieciwa.

Chod. Kroki, od ktorych drzy ziemia; ciemnoczerwone, ognisto-krwawe kroki, zblizaja sie, a wszystkie te kroki - jej wlasne...

Dziura w bialej tkaninie. Czulosc; dzieciece dlonie, wyciagajace sie do niej przez czarne strzepy nocy. Czulosc, ale bez bolu, poniewaz one sa jej na zawsze, drzy ziemia, powolny taniec, ciezki taniec na bebnie, w ktory zmienilo sie niebo, powolny marsz, wszyscy tu ida, leca i pelzna, potem zbiora sie razem i w koncu osiagna ten cel, stana sie nia, juz blisko, coraz blizej...

One wszystkie - to ona.

* * *

Iwga ocknela sie na wielkiej i ciemnej drodze, pewnie szosie, nie potrzebowala swiatla, jej wlosy stercza dookola jej glowy jak ognista kula, jest calkowicie wolna, sama posrod swiata, wchlaniajaca swiat w siebie, zastepujaca soba swiat. Noc, zaskakujaco ciepla, nieruchoma w zenicie i drzaca przy horyzoncie, szeleszczaca setkami skrzydel, lot, upadek, znowu lot...

Iwga rozesmiala sie.

Jej dzieci spieszyly do niej na wezwanie. Zrywajac okowy i zmiatajac zakazujace znaki, przebijajac betonowe plyty, jej dzieci nawet po smierci spiesza na wezwanie.

Potarla nadgarstki, na ktorych pozostaly krwawiace bransoletki po dybach. Gdzies tam, w urywkach wspomnien, pozostal przeszywajacy niebo Palac, peta, pozbawiajace woli i czlowiek w ciezkim inkwizytorskim pancerzu.

Klaudiusz.

To imie na chwile rozerwalo harmonie, i noc stracila zarysy, a w jej wlosach, stojacych deba, rozlegl sie suchy trzask niebieskiego elektrycznego wyladowania.

Klaudiusz.

Swiat dookola niej grzmial jak orkiestra. Swiat spiewal i pachnial. Ona sie nie zmienila, ale swiat...

Rozesmiala sie znowu. Rytm jej monarszego pochodu, przeszywajacego noc i przeszywajacy Iwge - zwycieski rytm znowu krolowal.

Opadla na droge. Polozyla sie, przyciskajac ucho do ziemi.

I uslyszala ich kroki.

Jej dzieci ida. Juz niedlugo bedzie czekac.

* * *

Wlasciwie, telefon powinien byl zadzwonic. Co prawda, siec nie dziala od wielu dni - ale i tak nie ma niczego mistycznego w dzwoniacym telefonie, przeciez jego przewod nie jest wyciagniety z kontaktu, w ogole nie ma przewodu, tylko smieszna antenka z kulka na koncu.

Nic dziwnego. Zwlaszcza w polaczeniu z niezrozumialym faktem, ze Klaudiusz Starz jeszcze zyje. Zyje i jest aktywny - po spotkaniu twarza w twarz z...

Piwnice Palacu przestaly istniec. Piwnice sa zasypane, oto dlaczego tak dziwnie przekrzywila sie podloga w jego gabinecie; z piwnic uciekly wszystkie wiedzmy, ziemia sie wypietrzyla, Wielki Inkwizytor wydostal sie w ostatniej chwili - a przeciez istota znajdujaca sie obok niego latwo mogla go zalatwic, rozsmarowac jak stonoge...

Odsapnal i mocno potarl nasade nosa.

Telefon wciaz dzwonil.

Klaudiusz przyjrzal sie wszystkim po kolei scianom pokoju, ozdobionym ochronnymi i wspierajacymi znakami. Zerknal na drzwi sekretariatu, za ktorymi drzemal inkwizytor Glur, wciaz wierny wiznenskiemu Palacowi. Odszedl od okna, za ktorego czarnymi kolumnami wspinal sie w niebo dym. Podniosl sluchawke.

- Wizna? Wizna?

- Wizna - odezwal sie odruchowo.

- Chwileczke...

Pauza. Inny glos, jeszcze glosniejszy:

- Wizna?

- Wizna - powiedzial Klaudiusz juz nieco rozdrazniony.

- Starz?!

W tym momencie poznal wrzeszczacy do ucha glos. Dziwne, Tomasz z Alticy nigdy nie wrzeszczal. Mogl co najwyzej patetycznie podniesc glos i to tylko wtedy, gdy wymagaly tego prawidla sztuki oratorskiej.

- A... Czesc, uzurpatorze.

- Starz, mowimy przez satelite... Ledwo wymacalismy... kanal... zyje pan... to dobrze...

- Dla kogo dobrze? - zainteresowal sie zlosliwie Klaudiusz. Tomasz nie zauwazyl jego ironii.

- Starz, ksiaze zginal wczoraj... samochod... wybuchl.

- Szkoda - powiedzial Klaudiusz po chwili. - Bardzo go zaluje, Tomaszu. Nastepca?

- Nie ma nastepcy, niczego juz nie ma... Chcemy pana wyciagnac. Poki... jeszcze... jest paliwo do smiglowcow...

- A armia? Kto dowodzi armia?

- Nie wiem! Nic nie wiem!..

Klaudiusz wyjal z wewnetrznej kieszeni marynarki plaskie pudelko - reka mu drzala.

Podniosl do oczu: w kaciku ciagle pulsowal przekreslony kwadrat.

Centrum dziala. Czyli czynny jest i silos rakietowy.

- Starz, Starz! Nastapilo wielkie wyjscie wiedzm... wszystko sie ruszylo, matka... mysmy zeskanowali... z powietrza... granica okregu Ridna, osiedle dacz... W Wiznie juz dluzej nie mozna przebywac, przyslemy po pana smiglowiec...

- Przysylajcie - powiedzial Klaudiusz glucho. - Jest tu Glur i kilku ludzi z jego oddzialu. Przysylajcie...

- Trzymajcie sie, Starz!

Ostatnie slowa bardziej przypominaly paniczny wrzask niz okrzyk majacy dodac otuchy.

Klaudiusz polozyl sluchawke na otwartej ksiedze. Na dzienniku Atrika Ola - „macierz-wiedzma, przyczaila sie tak blisko, ze nie moge spac, wyczuwajac jej won...”

Dopiero teraz Klaudiusz zrozumial, co mial na mysli starzec. Won. Ciezka won. Cos jak zapach. W mlodosci zdarzylo mu sie odwiedzic male miasteczko nieopodal wielkiej rzezni; cale zycie miasteczka zalezalo od kierunku wiatru. Mieszkancy byli przyzwyczajeni - Klaudiusz jezyl sie, gdy tylko wiatr wial stamtad.

Matke tez latwo jest odnalezc po woni. Tak samo latwo, jak czlowiekowi z dobrym wechem latwo jest odszukac rzeznie.

„Klaudiuszu... Prosze nie wierzyc, ze w duszy wiedzmy po inicjacji zamieszkuje inna istota. Ze one sie zmieniaja... przestaja byc soba... to nieprawda...”

Usmiechnal sie. Nie byl to dobry usmiech. Krzywy. Czy to ty, Iwgo?! Taka ciezka won dookola ciebie, przypominajaca o uboju?!

„Swiat... on nie jest taki, jakim go widzicie. Jakim my go... razem... widzielismy. On jest inny. Nie moge

tego objasnic.”

Inny. Pusty, wypelniony dymem, smiercia, przerazeniem... Jak pisal Atrik Ol: ludzie uciekaja do lasow, wlaza do nor, dziczeja...

„Swiat nie jest taki, jakim go widzicie”.

A jaki, zeby to licho?!

„One przychodza i placza, pytajac mnie: dlaczego owa moc wielka, ktora stworzyla swiat, nie zjawi sie nam z pomoca? Odpowiadam im: a dlaczego jestesmy sami tacy niemocni? Dlaczego silne i wolne sa tylko panie moje wiedzmy, nawet jesli druga strona ich wolnosci jest zlo?”

Klaudiusz uderzyl w blat piescia. Niezbyt mocno, ale umyslnie tak, by zedrzec skore z pobielalych kostek.

A dlaczego, pytam, sami jestesmy tacy bezsilni?!

„Ale przeciez pan chcial?” - „Co?” - „Zrozumiec wiedzmy?” - „Juz nie chce.”

Czy to ty, Klaudiuszu Starz? Czy to ty, juz w liceum nazywany za plecami „zelaznym hakiem.”

Iwgo, nie zdazylas zapytac, dlaczego poszedlem do Inkwizycji. A ja nie zdazylem ci wyjasnic, ze byla to instytucja, ktorej uniknac chcialem najbardziej na swiecie i byl to moment w moim zyciu, kiedy za kare robilem sobie tylko to, co nieprzyjemne i bolesne...

Nic nie dzieje sie ot tak. Wszystko ma swoj ukryty sens. Oto, jak sie okazuje, powod mojego przyjscia do Inkwizycji...

Krwawiacymi kostkami palcow lekko dotknal prostokatnego przedmiotu w swojej wewnetrznej kieszeni.

Potem wyszedl do sekretariatu. Przeszedl obok spiacego Glura, przez podziemne wyjscie wydostal sie na maly parking i z westchnieniem ulgi usiadl za kierownice zielonego jak wiosenna trawka, wymytego i zatankowanego grafa.

Klaudiusz Starz nigdy nie jezdzil szybko.

W kazdym razie nie do dzisiejszego dnia.

* * *

A potem, podporzadkowujac sie rytmowi tej nocy, wzeszedl ksiezyc.

Iwga tez podporzadkowywala sie rytmowi. To bylo jedyne prawo, ktoremu jeszcze sie podporzadkowywala; jej cialo, rozciagniete na caly swiat, chcialo teraz polaczyc sie w calosc - zwarla sie jak zwierze przed skokiem. Jej rece, oczy sciagaly z roznych stron swiata - nie wszystkie zdaza, ale przeciez swiat nie jest znowu taki wielki. Juz wczesniej, obudzone przeczuciem, jej czastki pelzly

Вы читаете Czas Wiedzm
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×