bol, przelamany w Wielkim Inkwizytorze Wizny.

- Klaudiuszu... ja nie potrafie tego wyjasnic...

- Milcz.

- Prosze nie odchodzic.

- Jestem tu.

- Klaudiuszu... prosze podejsc do mnie. Prosze.

Zwlekal. Potem starannie zamknal za soba drzwi, wszedl i wstawil pochodnie w zyrandol; w polmroku jego oczy wygladaly na bardzo skoncentrowane. Jakby w napieciu dodawal w glowie wielocyfrowe liczby.

- Iwgo, ty... Jestes po prostu potworna. Nigdy w zyciu nie widzialem takich wiedzm...

Wybacz.

Podniosl reke, jakby chcial popatrzec, ktora godzina. I wytrenowanym ruchem uwolnil nadgarstek spod mankietu.

Iwga krzyknela.

Jakby mury celi nagle zsunely sie i zapieczetowaly ja z czterech stron. Tracac oddech z bolu, nagle przypomniala sobie, jak w murach plonacej opery Klaudiusz Starz przykryl swoja wola z dziesiec roznych wiedzm.

Bol zniknal.

Teraz siedziala w ciasnej klatce. Bezcielesnej, ustawionej z jego woli; wysilek musial byc ogromny - na twarzy Wielkiego Inkwizytora wyraznie blyszczaly krople potu.

- Wybacz... Musze wykorzystac przewage w mocy. Poki ja mam.

Zrobil krok do przodu - Iwga zamknela oczy. I nie otwierajac ich, poczula dotkniecie jego dloni na swojej wlasnej, zdretwialej w dybach.

- Iwgo.

Chciala zdjac z niego to poczucie winy, wyraznie widoczne w tym ledwo slyszalnym zawolaniu. Chciala powiedziec, ze ohydne dyby juz niemal jej nie przeszkadzaja. Ze jeszcze kilka krokow po zoltym grzbiecie zmii i pokona klatke. Zupelnie szczerze chciala to powiedziec, ale w ostatniej chwili ugryzla sie w jezyk.

- Klaudiuszu... Dobrze. Tylko prosze nie odchodzic.

* * *

Przyzwyczail sie do swiatla pochodni. Przez wiele lat nauczyl sie pracowac w takim dziwnym i zacofanym oswietleniu - ale teraz ogien go meczyl. Niepokoil. Musial mruzyc oczy.

Moze byloby mu lzej, gdyby z nia rozmawial. Ale minuta uplywala po minucie, Iwga milczala, on milczal, patrzyl w zmeczone lisie oczy i z przerazeniem zrozumial, ze realizacja planu z kazda sekunda staje sie coraz trudniejsza.

O ile w ogole mozliwa.

Sluzbowa kabura, wsuwana pod pache przede wszystkim wtedy, gdy chcial wywrzec wrazenie na kolejnej kochance, przez zreczne rece zostala przerobiona na pochwe. Przywierajac zimnym bokiem do cieplych ludzkich zeber, wylegiwal sie tam teraz wygiety srebrny kindzal. Rytualny noz, niegdys wyjety przez Starza z serca wiedzmy, ktora tym sposobem popelnila samobojstwo.

„Umrzesz, Wielki Inkwizytorze”.

„Wszyscy umra.”

„Wszyscy umra, ale ty umrzesz wczesniej. Nienarodzona matka czeka na ciebie... bedzie czekac... Ciesz sie tym, co widzisz oczami...”

Najwazniejsze uczucie, dominujace dzisiejszego dnia, od rana do wieczora, nie bylo ani strachem, ani zdziwieniem, ani desperacja bojownika; to bylo poczucie krzywdy, niemal dziecinne i dlatego szczegolnie nieprzyzwoite. Klaudiusz Starz mocno obrazil sie na los.

Wlasnie z takim wyrazem twarzy leciwa sasiadka czynila wyrzuty swojej leciwej psinie, ktora tak fatalnie sie zachowala: „Helgo, jak moglas?!”

Jak moglas, myslal rano Klaudiusz, przemierzajac bez konca swoj zasypany mapami gabinet, i nie potrafil ustalic, na kogo jest wsciekly - na stracona wiedzme Iwge czy wlasny nieuczciwie grajacy los, ktory podlozyl mu z szyderczym usmiechem macierz-wiedzme, ogluszona i, chyba, nie calkiem swiadoma samej siebie.

Przed czwarta po poludniu z Palacu Inkwizycji zostal ewakuowany caly personel pomocniczy i czesc podstawowego. Sekretarz Miran dlugo sie wahal, rozdarty miedzy szlachetnoscia na pokaz, szczerym przywiazaniem do patrona i zwyczajnym zyciowym rozsadkiem - to ostatnie zwyciezylo, sekretarz z pelnym winy wzrokiem przekazal Klaudiuszowi cale swoje gospodarstwo w porzadku i w calosci.

Okolo godziny Starz spedzil w towarzystwie dobrej wojskowej radiostacji. Palac Inkwizycji byl pusty, natomiast eter, wczesniej cichy, teraz wypelnial sie ponownie. Z odezwami do narodu zglaszali sie namiestnicy i burmistrze, nagle przemienieni w samodzielnych wladcow; obojetnie wywolywaly sie posterunki cugajstrow, w rownych ostepach czasu odzywaly sie kody wojskowych, po calym swiecie miotali sie radioamatorzy, zachlystywaly sie male prywatne radiostacje i wlasnie z tych trzeszczacych glosow

Klaudiusz dowiedzial sie, ze polowe prowincji Odnica zalalo morze, w Ridnie zawalil sie gigantyczny tunel, sto lat temu przebity pod gorami, a w Alticy uformowany zostal tak zwany Pochod Inkwizycji na czele z bylym kuratorem, a obecnie Wielkim Inkwizytorem Tomaszem.

Oczywiste jest, ze slyszac te ostatnia nowine usmiechnal sie krzywo. Wylacznie krzywo. Komunikat wart byl tego, by pozyc dluzej, spotkac sie z Tomaszem i straszliwym glosem zazadac sprawozdania...

Potem wylaczyl radiostacje. Rozpial marynarke i wyjal z wewnetrznej kieszeni plaskie, nie rzucajace sie w oczy pudeleczko z szarym okienkiem. Dwa czarne przyciski - wstepne obliczanie namiaru. Wielki czerwony przycisk - rozkaz do centrum...

Ciekawe, czy wiedzmy wiedza o istnieniu silosow z rakietami. On, Klaudiusz, dorosl w mocnym przekonaniu, ze wyrzutnie rakiet pozostana jedyna ostoja cywilizacji, nawet jesli cala reszta runie do swiatowego oceanu. Albo splonie w ataku meteorytow...

Podniosl pudeleczko do oczu. W kaciku ekranu pulsowal przekreslony kwadracik, co oznaczalo, ze centrum istnieje i jest gotowe do przyjecia rozkazu. Dowolnego rozkazu, jak powiedzial ksiaze, poniewaz z definicji machina wojny nie dyskutuje.

Klaudiusz wzdrygnal sie. Czul sie kiepsko, trzymajac to w reku. Ale jednoczesnie waga pudelka w wewnetrznej kieszeni dodawala mu, jesli nie pewnosci, to na pewno, kurazu. Tak wlasnie rzeczowo planuje dziecko, wiedzac, ze nabroilo: beda karali - nalykam sie tabletek...

Westchnal. Zdjal ze sciany srebrny kindzal, polozyl na stole obok ciemnego pudeleczka. Oparl sie dlonmi o blat i dlugo siedzial, patrzac przed siebie.

Przypomnial sobie twarz ksiecia, przekazujacego „przycisk.” Wstrzasnal nim dreszcz, kiedy wyobrazil sobie tlusta fizjonomie Tomasza z Alticy, kiedy ten otrzymuje wiadomosc o aresztowaniu i egzekucji „mutantnej destruktywnej wiedzmy, tak zwanej wiedzmy-matki...”

Jak mogles, powiedzial do losu.

Koniec koszmaru. Wycofujace sie morze Odnicy, zieleniace sie winnice Egre... Odbudowana opera. Koniec koszmaru, otwiera czlowiek oczy - i nie ma nic, ulatujacy niedobry sen... Ozywajaca Wizna. Wizna, a przeciez dopiero teraz uswiadomil sobie, jak kocha je, przeklete i zabrudzone, przypominajace zbezczeszczony cmentarz... Wyglada, ze wszystko co najwazniejsze dociera don z opoznieniem...

Jak mogl tak przegapic?

Czuje ja przez gruba warstwe kondygnacji. Przez beton. Czuje ja, siedzaca gleboko w lochu. I to wywoluje dreszcze.

Czyzby wszystko bylo takie proste?! Czyzby tam, w kamiennej szczelinie, rzeczywiscie siedzi ogluszona inicjacja matka?

Jeszcze chwile zwlekal. Wzial ze stolu swoja bron. Podniosl sie i wolno ruszyl do piwnicy...

I oto teraz siedzial w kacie celi numer sto siedem. Siedzial, oparty plecami o zimna sciane i patrzyl na te, w ktora jednoczesnie wcielily sie „nienarodzona matka” i dziewczyna o imieniu Diunka.

* * *

- Bedzie mi trudno to opowiedziec.

Usta Iwgi drgnely. Wolno skinela glowa.

Zaslonil dlonia twarz - przeszkadzalo mu swiatlo pochodni; opuscil powieki, zaczal mowic wolno. Z jego glosu przebijalo silne zmeczenie.

- Miala na imie Diunka... Diunka, Dokia i wcale nie byla do ciebie podobna... Umierala dwukrotnie. Drugi raz z mojej winy i na moich oczach...

Glos mu nie zadrzal, choc wcale mu na tym nie zalezalo. Beznamietna maska przez lata stosowania tak przyrosla do twarzy, ze nie potrzebowala juz zadnych mocujacych ja tasiemek; Klaudiusz mowil spokojnie, jak maszyna - tylko gdzies na koncu opowiesci nagly bol serca zmusil go do przerwania. Nie na dlugo. Na minute.

W miare jak opowiadal, oczy Iwgi robily sie coraz wieksze i wieksze, poki nie zajely niemal calej twarzy. W czarnych zrenicach dwukrotnie odbijala sie pochodnia.

- Widzisz, Iwgo... widzisz, jaki ze mnie romantyczny bohater. Oddany... dochowujacy wiernosci jedynej kobiecie... w objeciach kolejnej kochanki - usmiechnal sie. - Przez cale zycie besztalem siebie za slepote... obok przeciez byla zywa, wesola, na wyciagniecie reki... nie zauwazylem. Zajmowalem sie... soba, licho wie czym sie zajmowalem. Nie widzialem i cale zycie potem... I oto nie zauwazylem znowu. Patrzylem wprost - nie widzialem. Wybacz. Zbyt dobrze o mnie myslalas. A ja jestem stary duren.

Wyjal sztylet. Srebrne wygiete ostrze. Blyskawiczna i gwarantowana smierc. Wspanialy los kazdej wiedzmy. Wielkie odejscie...

Iwga mrugnela. Juz dawno wiedziala, co zamierza zrobic - ale dopiero teraz na dnie jej oczu poruszyl sie lek.

- Ja chce... dotykac cie. Przez wiele dni i nocy... trzymac cie za reke. Zebys niczego sie nie bala. Tak bardzo chce nigdy cie nie stracic...

Srebrne ostrze pozostalo chlodne. Nie sadzone mu przejac czasteczki ludzkiego ciepla. Nigdy.

- Gdybys wiedziala, jak tego pragne, Iwgo. Nigdy nie wypuszczac twojej dloni. Nigdy nie wypuszczac...

Teraz kleczal pol metra przed nia. Ich oczy byly na jednym poziomie, reka z kindzalem powedrowala za plecy. Cialo samo swietnie wie, jak zadac cios. Cialo poradzi sobie bez jego pomocy i nie nalezy zwlekac, trzeba tylko wykorzystac prawo Wielkiego Inkwizytora, odrzucic zakaz zabojstwa, i tak juz wielokrotnie lamany...

Wyciagnal lewa, pusta reke.

... Stary ogrod zoologiczny, lisek, krata, kilka wiecznych centymetrow, dzielacych dziecieca dlon od skudlonego rudego futra...

To cos innego. Cos zupelnie innego, nie...

Wyciagnal reke i wlozyl ja miedzy prety wlasnej silowej kraty, siegnal dloni znieruchomialej w uscisku klody, bezwolnej, szczuplej, bialej dloni...

Reka wyszla mu naprzeciw, wyciagnela sie z calej sily, nie zalujac skory na zamknietym w dybach nadgarstku.

Dotkniecie.

Woda i biale gesi. Naga dziewczyna na zielonym brzegu; slonce i rude wlosy. Uderzenie niewidzialnego pradu, omdlewajaca obojetnosc, cieplo i dreszcze.

Wszystkie objecia swiata. Pocalunki i namietne noce, caly stos pomietych przescieradel...

Wszystko to nie jest nic warte.

Dwie pochodnie, drzace w ciemnych zrenicach.

- Klaw...

Вы читаете Czas Wiedzm
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×