- A ja mam dyzur w muzeum... - oznajmil Slawek jakims osobliwym tonem.
Z na poly otwartych drzwi klasy ciagnelo chlodem. Wybite okno pospiesznie zakrywano jakims arkuszem kartonu.
- Slyszysz, Chucherko? W muzeum, bede kurze scieral. Zwolnili mnie z wuefu.
- Winszuje - skwitowala Lidka.
Slawek lekko sie zmieszal:
- No to... bedziesz wiedziala, dokad przyjsc, jezeli u was odwolaja matematyke?
- Nie odwolaja - dziewczyna wzruszyla ramionami. - Sam zobacz, ile pustych klas...
- No to sama sobie odwolaj...
Lidka usmiechnela sie nie bez kpiny.
W grupie sredniakow owszem, mozna bylo czasem opuscic lekcje. Ale nieobecnosc Lidki matematyczka zauwazy natychmiast - puste miejsce w pierwszej lawce, pod samym nosem. Nawet gdyby Rysiuk niczego nie mowil, ale on oczywiscie nie bedzie milczal...
Zabrzeczal dzwonek na lekcje i pojawila sie matematyczka, dzwoniaca kluczami niczym straznik wiezienny - na jej zajecia oddano gabinet obrony cywilnej, zwykle zamkniety na trzy spusty. Znajdowaly sie w nim maski przeciwgazowe, akwalungi, rakietnice i inne drogie urzadzenia, lakomy kasek dla zlodziejow. A kradzieze ostatnio staly sie zjawiskiem powszechnym, nawet w liceum, pomimo nieustannych dyzurow milicji.
Uczniowie mlodszej B korowodem ruszyli po schodach w gore, a spojrzenie matematyczki zatrzymalo sie na Lidce:
- Sotowa, przynies, prosze, kilka kawalkow kredy z magazynku, w gabinecie O.C. zawsze jej brakuje. Tylko szybko, na jednej nodze.
- Aha... - zgodzila sie Lidka. - Zaraz...
Poplynela pod prad - kolezanki i koledzy z klasy szli w gore, ona w dol. Na drugie pietro, po nawoskowanym parkiecie, na prawo i prosto korytarzem - tam, gdzie obok pokoju nauczycielskiego i niewielkiego szkolnego muzeum, znajdowal sie magazynek.
Na widok zwyklego tu ruchu zapomniala o strachu. Nauczyciele wygladali, jakby nic sie nie stalo; a znajome sciany zdawaly sie mowic: nic ci sie nie stanie, bo nic ci sie stac nie moze. Swiat jest niewzruszony... dopoki dorosli zachowuja spokoj.
Na chwile wstrzymala oddech i zmusila sie do usmiechu.
W drzwiach muzeum stal Slawek Zarudny. Gestem gospodarza krecil kluczem nalozonym na palec. Ujrzawszy Lidke, usmiechnal sie szeroko i chyba nawet poczerwienial.
- Odwolali lekcje?
- Nie, przyszlam po krede - odparla Lidka, nie patrzac mu w oczy.
Slawek pomarkotnial. Mial juz prawie siedemnascie lat, ale do tej pory nie nauczyl sie ukrywania swoich uczuc.
- Posluchaj, Chucherko, a moze po lekcjach?
- Po lekcjach przyjdzie po mnie ojciec - Lidka zrozumiala, ze przykro jej jest skwitowac prosbe Slawka odmowa. Slawek to dobry chlopak, kreca sie kolo niego przynajmniej trzy dziewczyny i kazda z nich na miejscu Lidki natychmiast zapomnialaby o matematyce.
- A co mi chciales pokazac? - spytala, zwodniczo obojetnym tonem. - Moze minuta wystarczy?
- Minuta?! - poderwal sie Slawek.
Wizyty w muzeum znudzily sie Lidce juz w drugiej klasie. Zakurzone eksponaty znala niemal na pamiec - oczywiscie tylko te ich czesc, ktora wystawiono dla zwiedzajacych. Uczniowie mowili, ze w zamknietej czesci muzeum, do ktorej wstep mieli tylko nauczyciele i absolwenci, od trzech juz lat znajdowala sie mumia: - okopcony trup czlowieka, ktory swego czasu nie zdazyl dobiec do Wrot; ciala nieszczesnikow zwykle zamieniaja sie w popiol, ale archeologom (albo zwyklym budowlancom) zdarza sie niekiedy znalezc w jakiejs piwnicy takie wlasnie okopcone ciala. I tylko archeolog potrafi orzec, czy taki czlowiek zyl przed dziesiecioma cyklami, czy znac go mogli jeszcze w zeszlym cyklu twoi rodzice...
Lidka nie lubila takich mysli i nawet sie ich bala.
- Poczekaj, Zarudny.
Weszla do skladziku. Wziela trzy kawalki kredy - czerwona, niebieska i biala. Zawinela je w papier - nie znosila zapachu kredy na palcach; dlatego tez nie lubila odpowiedzi przy tablicy.
Slawek czekal przy wejsciu do muzeum.
- Posluchaj. Chucherko, wejdz choc na minutke...
Lidka przystanela. Zwazywszy w dloni krede, doszla do wniosku, ze jezeli zatrzyma sie na chwilke w muzeum, a potem pogna po schodach jak wicher, to zdazy do klasy w tym samym czasie, w jakim dotarlaby do gabinetu O.C, idac rownym krokiem.
Slawek cofnal sie w glab, zapraszajac Lidke, by weszla. Gdy dziewczyna przekroczyla prog, Slawek natychmiast zamknal drzwi na klucz.
- Czemu to robisz? - zdziwila sie Lidka.
- Wicedyrzyca do spraw technicznych wscieka sie, kiedy sa otwarte. Takie tu panuja porzadki...
Lidka postawila teczke i polozyla zwitek z kawalkami kredy na wierzchu.
- No, to pokazuj, co tam masz...
W muzeum nie bylo okien. Na ich miejscu umieszczono barwne malowidlo podswietlone od spodu elektrycznymi lampami - dawne miasto o zapomnianej juz nazwie, zniszczone kiedys calkowicie przez apokalipse i odtworzone z zachowanych grawiur. Naprzeciwko, w oszklonej gablocie lezaly na dlugich poduszeczkach okopcone kawalki metalu, a wyzej, na scianie, ulozone z miedzianych liter czyjes powiedzenie: „Dopoki pamietamy o zaginionych cywilizacjach, historia toczy sie dalej”.
Lidka spiela sie wewnetrznie.
- Chodzmy. Chucherko...
- Mam swoje imie - odciela sie dziewczyna, raczej dla zasady. Dawno juz przestala sie irytowac z powodu przezwiska, a w ustach Slawka brzmialo ono prawie pieszczotliwie.
- Chodzmy, pokaze ci nowy eksponat...
Fotografia w istocie byla nowa, matowa i barwna. I wielka - miala prawie metr wysokosci: przez dym i jezyki ognia patrzyla na Lidke jak zywa wielka i paskudna glefa.
Lidka az sie zachnela.
- Przestraszylas sie? - umyslnie niedbalym tonem zapytal Slawek.
- Obrzydlistwo - stwierdzila Lidka, nie patrzac na fotografie. - Po co to pokazywac?
- A po to, ze niedlugo one zaczna wylazic z morza - Slawek pouczajaco podniosl palec do gory. - Powinnismy byc przygotowani...
- Wcale nie zamierzam ich ogladac!
- A widzisz, stchorzylas! A sa tacy odwazni, ci, co je fotografuja! To autentyczna fotografia, osiemnascie lat byla pod specjalna ochrona...
Lidka jeszcze raz obrzucila fotografie szybkim spojrzeniem. Potem spojrzala na Slawka i drwiaco zmruzyla oczy:
- Pod specjalna ochrona? Osiemnascie lat? Posluchaj, to podrobka. W dziecinstwie tez rysowalam glefy. Mistyfikacja...
Slawek nadal sie z uraza.
- Powtorz to.
- Mi-sty-fi...
Slawek szybko sie pochylil i chwycil wargami dlon Lidki. Dziewczyne natychmiast oblecial strach i zrobilo jej sie glupio: nigdy by nie podejrzewala sympatycznego skadinad chlopaka o zdolnosc do takich glupich postepkow.
- Duren...
Wyrwawszy sie, odstapila o krok i usiadla na wlochatym dywanie. Bylaby sobie potlukla pupe, gdyby Slawek w pore jej nie chwycil.
- Duren jestes, Zarudny! Odbilo ci, czy co?
- Chucherko... - steknal Slawek zalosnie. - Zdazysz jeszcze na te swoja matematyke...
Rece mial jak dorosly - zylaste, twarde i jednoczesnie piekne, o dlugich palcach. Slawek skonczyl szkole muzyczna.
- Co ty sie tak na mnie gapisz, jakbym byla kotka?
- A jak mam sie gapic, Chucherko?
- Nijak... Pusc...
Nie pozwolil jej wstac. Przeciwnie, zwalil sie na nia i znow sie zabral do calowania. Lidka postanowila, ze minutke pocierpi - kiedys przeciez mu sie znudzi i przestanie?! A na przyszlosc trzeba bedzie uwazac - Zarudny jest balwanem...
Ale Slawek wcale nie zamierzal przestawac. Przeciwnie - wsunal Lidce dlon pod spodniczke, a na to nie mogla pozwolic w zadnym wypadku.
- Odbilo ci?! Jak sie zaraz rozedre...
- Czemu bys miala sie drzec? Co sie wyglupiasz?
- Puszczaj!
- No przestan...
- Puszczaj, mowie!
Wciaz jeszcze miala nadzieje na to, ze chlopak w koncu sie opamieta i na razie nie szarpala sie z calej sily. Wrzeszczec tez nie chciala, a potem nagle okazalo sie, ze Slawek zamknal jej usta swoja geba i trudne stalo sie nie tylko wydawanie dzwiekow, ale nawet oddychanie. A gdy zaczal z niej zdzierac rajstopy i stalo sie jasne, ze to nie przelewki, Lidce nagle zabraklo sil. Wyrywala sie teraz ledwo ledwo i Slawek z pewnoscia doszedl do wniosku, ze dziewczyna sprzeciwia sie tylko dla zachowania pozorow.
- Pusz...czaj, balwanie!
I wtedy rozleglo sie pukanie do drzwi.
Nowa trwoga dodala Lidce sil. Udalo jej sie wyrwac. Na czworakach odpelzla na bok, wciagnela rajstopy i goraczkowo zaczela poprawiac spodniczke. Bolaly ja i piekly wargi - wydalo jej sie, ze ma rozerwane usta, od ucha do ucha, jak cyrkowy klown.
- Zarudny, prosze otworz. Wiem, ze tam jestes!
Lidka rozejrzala z udreka. Pod gablotami sie nie schowasz, drzwi do Sali Eksponatow Niejawnych zamkniete na szyfrowy zamek. A Slawek stchorzyl - pobladl i zaczely mu sie trzasc wargi.
- Otwieraj natychmiast! Albo bedziesz mial nieprzyjemnosci, slyszysz?!
Stukot obcasow po parkiecie; i jeszcze czyjes glosy. Ilu ich sie tam zebralo? I kiedy sobie pojda?!
Slawek postanowil najwyrazniej nie otwierac. Jej tez machnal reka. Jakby chcial powiedziec: siedz cicho, wszystko rozejdzie sie po kosciach...
- Przyniescie drugi klucz! - glos wicedyrektorki byl napiety jak struna. - Jelizawieto Pawiowa, poprosze o drugi klucz...
Lidka zdazyla jeszcze tylko pomyslec, jak latwo przebijaja sie dzwieki przez wzmocnione stala drzwi muzeum.
Potem szczeknal zamek i drzwi, powoli, jak w koszmarnym snie, zaczely sie otwierac.