pana skazano, byl jednym z niewielu w mojej praktyce, ktore pozostawily po sobie pewien nieprzyjemny osad niezadowolenia z siebie. Nie, nie, prosze nie zaprzeczac! Zgodnie z litera prawa byl pan winien, od tej strony wszystko bylo w porzadku. Napadl pan na wieze i, zdaje sie, zabil legioniste, a za to nikogo po glowce sie nie gladzi… Ale w gruncie rzeczy… Przyznam sie, ze reka mi drgnela, kiedy podpisywalem wasze wyroki, zwlaszcza panski wyrok… Jakbym skazywal dziecko… Prosze sie nie obrazac!… W koncu to byla raczej nasza inicjatywa, a nie panska.

— Nie obrazam sie — powiedzial Mak. — Jest pan zreszta bliski prawdy: ten zamach na wieze byl istotnie dziecinada. W kazdym razie jestem wdzieczny prokuraturze za to, ze nas wowczas nie rozstrzelano.

— To bylo wszystko, co moglem zrobic — powiedzial prokurator. — Pamietam, jak bardzo zmartwilem sie na wiadomosc o panskiej smierci… — Rozesmial sie i po przyjacielsku uscisnal lokiec Maka. — Szalenie sie ciesze, ze wszystko tak pomyslnie sie skonczylo i ze moglem pana osobiscie poznac… — Popatrzyl na zegarek. — Prosze posluchac, Mak. Jak to sie stalo, ze pan tu pracuje? Nie, nie, wcale nie zamierzam pana aresztowac! To juz nie jest moja sprawa, teraz niech sie tym zajmuje zandarmeria wojskowa. Interesuje mnie jedynie, co pan robi w tym laboratorium? Czy jest pan chemikiem? I to w dodatku… — wskazal palcem naszywke.

— Jestem wszystkim po trosze — powiedzial Mak. — Troche chemikiem, troche fizykiem…

— Troche konspiratorem… — podpowiedzial ze smiechem prokurator.

— Tylko odrobine! — powiedzial Mak zdecydowanie.

— Troche czarodziejem… — ciagnal prokurator.

Mak popatrzyl na niego uwaznie. — Troche fantasta — kontynuowal prokurator — troche awanturnikiem…

— To juz nie sa profesje — zaoponowal Mak. — To raczej cechy kazdego przyzwoitego naukowca.

— I przyzwoitego polityka — dodal prokurator.

— Rzadka kombinacja slow — zauwazyl Mak.

Prokurator spojrzal na niego pytajaco, potem zrozumial i rozesmial sie.

— Tak — powiedzial. — Dzialalnosc polityczna jest dziedzina dosyc specyficzna. Niech pan nigdy nie upadnie tak nisko, aby zajmowac sie polityka. Niech pan lepiej pozostanie przy swojej chemii. — Spojrzal na zegarek i powiedzial z irytacja: — Niech to diabli wezma, zupelnie nie mam czasu, a tak bym chcial dluzej z panem pogwarzyc. Przegladalem panskie dossier, bardzo interesujaca lektura… Ale pewnie pan rowniez jest bardzo zapracowany?

— Tak — odrzekl madrala Mak. — Chociaz oczywiscie nie tak bardzo jak prokurator generalny.

— No prosze! — powiedzial prokurator i znow sie rozesmial. — A panscy przelozeni zapewniaja nas, ze pracujecie tu dniem i noca… Ja na przyklad nie moge tego o sobie powiedziec… Prokurator generalny miewa czasami wolne wieczory… Zdziwi sie pan zapewne, ale mam do pana wiele pytan. Przyznam sie, ze mialem ochote na pogawedke z panem juz wtedy, po procesie. Ale sprawy, ciagle sprawy…

— Jestem do panskich uslug — powiedzial Mak. — Tym bardziej ze ja rowniez mam do pana kilka pytan…

No, no! — ofuknal go w mysli prokurator. — Nie trzeba tak otwarcie nie jestesmy tu sami! Natomiast na glos powiedzial z promiennym usmiechem:

— Cudownie! Wszystko, co w moich silach… A teraz prosze mi wybaczyc, musze juz uciekac.

Uscisnal ogromna dlon swojego Maka; Maka, ktory polknal przynete i wlasciwie siedzial juz na haczyku; Maka, ktory wyraznie szedl mu na reke i chcial sie z nim spotkac. Zaraz go podetne — pomyslal prokurator, zatrzymal sie w drzwiach, strzelil palcami, obrocil sie i powiedzial:

— Przepraszam, Mak, co pan robi dzis wieczorem? Wlasnie uprzytomnilem sobie, ze mam dzis wolny wieczor…

— Dzis? — zastanowil sie Mak. — No coz… Wprawdzie dzis mam…

— Przyjdzcie we dwojke! — wykrzyknal prokurator. — Tak bedzie jeszcze lepiej! Zapoznam was z zona, spedzimy piekny wieczor! Osma godzina panu odpowiada? Przysle po pana samochod. Zgoda?

— Zgoda.

Zgodzil sie! — triumfowal w mysli prokurator wizytujac pozostale laboratoria oddzialu, usmiechajac sie, poklepujac i sciskajac. Zgodzil sie! — myslal podpisujac protokol w gabinecie Glowacza. — Zgodzil sie, massaraksz, zgodzil sie! — krzyczal w duchu wracajac do domu…

Wydal dyspozycje kierowcy. Polecil referentowi zawiadomic departament, ze pan prokurator generalny jest zajety… Nikogo nie przyjmowac, wylaczyc telefony i w ogole zniknac z oczu, tak zreszta jednak, aby zawsze byc pod reka. Wezwal zone, pocalowal ja w policzek, mimochodem przypomnial, ze nie widzieli sie juz z dziesiec dni i poprosil, aby zarzadzila kolacje, lekka, smaczna kolacje na cztery osoby, byla mila przy stole i przygotowala sie na spotkanie z bardzo interesujacym czlowiekiem.

Potem zamknal sie w gabinecie, znow polozyl na biurku zielona teczke z dokumentami i zaczal od nowa przetrawiac cala sprawe. Niepokojono go tylko raz: kurier z Departamentu Wojny przyniosl ostatni komunikat. Front sie rozsypal. Ktos poradzil Chontyjczykom, aby zajeli sie oddzialami zaporowymi, ci posluchali i wczorajszej nocy rozbili pociskami atomowymi okolo dziewiecdziesieciu pieciu procent czolgow-emiterow. Zadnych dalszych meldunkow o losach armii nie bylo… To oznaczalo koniec. Koniec wojny. Koniec generala Szekagi i generala Ody. Koniec Okularnika, Czajnika, Chmury i innych pomniejszych. Bardzo mozliwe, ze oznaczalo to koniec Barona i Sultana, a juz na pewno koniec Madrali, gdyby Madrala nie byl madrala…

Rozpuscil komunikat w szklance wody i zaczal krazyc po gabinecie. Odczul ogromna ulge. Teraz przynajmniej wiedzial dokladnie, kiedy go wezwa na gore. Najpierw wykoncza Barona i co najmniej dobe beda wybierac pomiedzy Histerykiem a Zebem. Pozniej beda musieli zajac sie Okularnikiem i Chmura. To nastepna doba. Czajnika zalatwia mimochodem, ale za to sam general Szekagu zajmie im co najmniej dwie doby. A wtedy i dopiero wtedy… Wtedy juz ich nie bedzie. Nie wychodzil z gabinetu az do samego przyjazdu goscia.

Gosc wywarl jak najlepsze wrazenie. Byl po prostu wspanialy. Byl tak wspanialy, ze prokuratorowa, babsztyl zimny i swiatowy w najokropniejszym tego slowa znaczeniu, ktorej wlasny maz od niepamietnych juz czasow nie uwazal za kobiete, lecz za wyprobowanego towarzysza broni, natychmiast odmlodniala o co najmniej dwadziescia lat i zachowywala sie szalenie naturalnie. Nie moglaby zachowywac sie naturalniej nawet wtedy, gdyby wiedziala, jaka role w jej losie ma odegrac Mak.

— Czemu pan jest sam? — zdziwila sie. — Maz zamowil kolacje na cztery osoby…

— Tak, rzeczywiscie — potwierdzil prokurator. — Sadzilem, ze pan przyjdzie z dama swego serca. Pamietam te dziewczyne, o malo przez pana nie ucierpiala…

— Ucierpiala — powiedzial spokojnie Mak. — Ale o tym pomowimy pozniej. A teraz, jesli panstwo pozwola…

Kolacja byla dluga i wesola. Bylo wiele smiechu i odrobina alkoholu. Prokurator opowiadal ostatnie plotki, prokuratorowa bardzo sympatycznie wtracala pieprzne anegdotki, a Mak w humorystyczny sposob opisywal swoje przygody na Poludniu. Smiejac sie do lez z jego opowiadania prokurator myslal z przerazeniem, co by teraz z nim bylo, gdyby Mak przegapil prawdziwe pole minowe…

Kiedy wszystko zjedzono i wypito, prokuratorowa przeprosila panow i zaproponowala, aby dowiedli, ze potrafia obyc sie bez kobiety przynajmniej przez godzine. Prokurator wojowniczo podjal to wyzwanie, chwycil Maka pod ramie i pociagnal do gabinetu czestowac winem, ktorego smak znalo zaledwie trzydziesci lub czterdziesci osob w calym kraju.

Rozsiedli sie w miekkich fotelach po obu stronach niziutkiego stolika ustawionego w najprzytulniejszym kaciku gabinetu, umoczyli wargi w drogocennym trunku i spojrzeli na siebie. Madrala Mak najwyrazniej wiedzial, po co go tu zaproszono, i prokurator nagle zrezygnowal z pierwotnego planu rozmowy, rozmowy chytrej, wyczerpujacej, zbudowanej na niedomowieniach i obliczonej na stopniowe zyskiwanie wzajemnego zaufania. Los Rady, intryga Wedrowca, knowania Plomiennych, to wszystko nie mialo teraz zadnego znaczenia. Z nieslychana, doprowadzajaca do rozpaczy pewnoscia uswiadomil sobie, ze cale jego mistrzostwo w prowadzeniu podobnych rozmow w tym wypadku nie zda sie na nic. Mak albo sie zgodzi, albo odmowi. To bylo rownie oczywiste jak to, ze prokurator albo bedzie zyl, albo zostanie zlikwidowany w najblizszych dniach. Reka mu zadrzala, pospiesznie postawil kielich na stoliku i zaczal bez zadnego wstepu.

— Wiem, ze jest pan konspiratorem, czlonkiem sztabu i aktywnym przeciwnikiem istniejacego porzadku. Poza tym jest pan zbieglym katorznikiem i zabojca zalogi czolgu o specjalnym przeznaczeniu… Teraz pare slow o mnie. Jestem prokuratorem generalnym, zaufanym rzadu dopuszczonym do najwiekszych tajemnic panstwowych i rowniez wrogiem istniejacego porzadku. Proponuje panu obalenie Plomiennych Chorazych. Gdy mowie: panu,

Вы читаете Przenicowany swiat
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×