– Sluchaj, przeciez ja nie mowie o wychodzeniu ze szpitala, ja mowie o wychodzeniu z nalogu.

– Powiem ci, Alu: tylko naiwni uwazaja, ze wychodzenie wychodzeniu nierowne. Madrzy i doswiadczeni wiedza: wychodzenie wychodzeniu rowne.

– Chyba madrzy i doswiadczeni pijacy.

– Korci mnie, zeby odpowiedziec: nie ma madrzejszych i bardziej doswiadczonych ludzi od madrych i doswiadczonych pijakow, ale bylby to typowo pijacki aforyzm, a ja ostatnio stronie od pijackich aforyzmow. Wychodzisz ze szpitala, czyli wychodzisz z choroby i wracasz do swiata, ktory sam w sobie jest wielka choroba. Czyli co?

W pokoju powoli zmierzchalo, widocznie robil sie wieczor, ale mogl tez powoli zblizac sie ranek, moglo juz od dawna byc calkowicie ciemno, a mnie sie moglo wydawac, ze dopiero zaczyna sie sciemniac; nie mialem zielonego pojecia, ani ktora jest godzina, ani jaka jest pora dnia; wstydzilem sie zapytac. Przypomnialem sobie opowiesc Przodownika Pracy Socjalistycznej o zatraceniu w czasie, jedna z setek tysiecy pijackich przypowiesci o zatraceniu sie w czasie.

Przodownik Pracy Socjalistycznej chodzil do pracy w Hucie im. Sendzimira (dawniej Lenina) na szosta rano. Zdarzenie, o ktorym opowiadal, czyli jego wielkie picie, mialo miejsce w zimie, kiedy – jak powszechnie wiadomo – i o szostej wieczorem, i o szostej rano jest jednako ciemno. Przodownik Pracy Socjalistycznej obudzil sie w ciemnosciach, bylo pol do szostej. Z calym pijackim dramatyzmem uswiadomil sobie, ze ledwo zdazy do pracy, na szczescie cos mu jeszcze do wypicia zostalo, strzelil prostowniczego klina, po drodze na przystanek, w sklepie, wypil jeszcze piwo. Ten nieoczekiwanie otwarty o tak wczesnej porze sklep troche go zdziwil, zawsze otwierali o siodmej, a tu, prosze, dzis przed szosta otwarte… A i potem na przystanku tez cos sie nie zgadzalo, ludzie nie ci co zwykle, jakos w dodatku nadmiernie jak na zimowy swit ozywieni i liczni… W koncu straszne podejrzenie wezbralo w sercu Przodownika Pracy, wstydzil sie jednak zapytac kogokolwiek, wzrokiem jal szukac w tlumie jakiegos wspolplemienca, co zreszta trwalo bardzo krotko. W odpowiednim miejscu, tuz przy krawezniku, stal odpowiednio chwiejacy sie na nogach czlowiek. Jego rozchwianie bylo bardzo odpowiednie, bylo w gruncie rzeczy lekkie i nieznaczne, czlowiek ten, choc chwial sie na nogach, niechybnie jeszcze wiedzial, jaka jest pora dnia. Przodownik Pracy Socjalistycznej przyblizyl sie don i zapytal:

– Panie, dochodzi szosta, ale szosta rano czy szosta wieczorem?

– Szosta w poludnie – odpowiedzial tamten, i dla piekna tej odpowiedzi przytaczam te opowiesc, nie dla pointy, ktora od poczatku jest jasna.

W kazdym razie w pokoju bylo ciemno i chyba jednak byl wieczor. Alberta wstala, zapalila stojaca na biurku lampke i wrocila do mnie.

– I to nie wydaje mi sie zbyt finezyjne ani zbyt trudne do pojecia. – Nie wiedzialem, o czym teraz Alberta mowi, calkiem zapomnialem, o czym rozmawialismy przed chwila, w swietle lampki jej zolta sukienka i ramiona zdawaly sie nabierac ksiezycowego blasku.

– I to nie wydaje mi sie zbyt finezyjne ani zbyt trudne do pojecia – powtorzyla, jakby wiedzac, ze potrzebuje powtorzenia – oni, ci twoi fatalni towarzysze broni, niepotrzebnie gadaja o wychodzeniu, niepotrzebnie goraczkowo czekaja na wyjscie, powinni cierpliwie siedziec, lezec i byc tam tak dlugo, az sie wylecza.

– Alu – odparlem, jakby powiedzial doktor Granada – Alu, masz mentalnosc dziecka. Oni, owszem, nie powinni gadac o wychodzeniu, poniewaz oni w ogole nie powinni stamtad wychodzic. Nie idzie mi o to, ze oddzial delirykow to powinno byc jakies dozywocie, choc skadinad wiadomo, ze zycie w ogolnosci to jest dozywocie. Idzie mi po prostu o to, ze dla delirykow oddzial delirykow to jest dobre miejsce. Powiem ci w skrytosci, Alu, ze mnie sie nieraz wydawalo: moglbym tam zyc zawsze. Towarzysze broni snuja nieustanne frontowe opowiesci, ciagle jest mowa o wielkich albo malych, ale zawsze ciekawych przygodach, posilki regularne i w miare pozywne, niedostepne radio, telewizja i gry towarzyskie sklaniaja do sztubackiej, ale inspirujacej konspiracji, w zasadzie panuje tam dlawiacy smutek, rozmyslania zdecydowanie przewazaja nad jakakolwiek aktywnoscia, slowem, idealna aura dla intelektualisty.

– Boze, moj Boze, jaki ty jestes strasznie chory, przeciez wygadujesz niestworzone rzeczy, w permanentnym delirium jestes czy jak? Czys ty naprawde wtedy – kiedy ujrzales mnie pod bankomatem, jesli w ogole mnie tam widziales, i jesli faktycznie to bylam ja – czy ty w ogole pobiegles wtedy za mna, czy tak ci sie tylko zdawalo?

– A teraz – zapytalem, glos moj na powrot byl drzacy i niepewny, tak jakby wzmacniajacej becherovki nie bylo jeszcze w moich zylach – a teraz jestes tu? Siedzisz obok mnie?

– Tak, teraz jestem, siedze tu i mowie do ciebie.

– Kocham cie, Alu – powiedzialem – kocham cie, jak jeszcze nigdy nikogo nie kochalem.

– Wiesz co, kochany? – Ala poglaskala mnie po brodzie i chyba nawet musnela moj zarosly pijacka szczecina policzek – wiesz co, moj najukochanszy, ja wiem, ze jestes delirycznie pijany, ja wiem, ze masz omamy, ja wiem, ze ci sie wszystko poprzestawialo w glowie, ale pomijajac to wszystko, a takze z czystej ciekawosci pytam: ilu kobietom ty to juz mowiles? Ile razy, skurwysynie jeden, powtarzales to swoje slynne: kocham cie nad zycie?

– Tylko tobie to mowie, to znaczy w tak prawdziwy i w tak intensywny sposob tylko tobie. Moze zdarzylo mi sie wyglosic jakies podobne albo nawet identycznie brzmiace frazy, ale to byl retoryczny cynizm. Jak kazdy zlakniony kopulacji samiec pozorowalem milosc.

– One ci wierzyly? Tobie w ogole ktokolwiek wierzyl? Kim one byly? Coz to byly za ciezkie frajerki? Z samymi dewiantkami majacymi nieprzeparty pociag do swietnego zapachu zle przetrawionej gorzkiej zoladkowej miales do czynienia czy jak?

– Mam powiedziec szczerze?

– Tak, szczerze.

– Ale wez pod uwage, ze jak powiem szczerze, mozesz sie do mnie zrazic… Moze poczujesz nawet do mnie wstret fizyczny – dodalem figlarnie.

– Mam wrazenie, ze jak na razie nie odczuwam specjalnej fascynacji twoja roztrzesiona jak galareta osoba. Podobalo mi sie, oczywiscie, ze wygladales tak, jakby moje wiersze wprawily cie w zachwyt, ale i tak nie jestem pewna, czy nie byla to pijacka euforia.

– Pytam raz jeszcze: mam mowic szczerze?

– Tak, szczerze.

– Szczerze?

– Ja nie tylko w zyciu nie widzialam rownie nalogowego pijaka jak ty. Ja nie widzialam takze rownie upierdliwego pijaka jak ty.

– A zatem posluchaj, Alu-Alberto, mojego haniebnie szczerego wyznania: Moje kobiety prowadzily dla mnie moje prywatne izby wytrzezwien. Ja traktowalem moje kobiety jako ordynatorki moich prywatnych oddzialow detoksykacyjnych. Ja, pijak, mialem wlasna siec izb wytrzezwien, ktorych szefowymi byly moje kolejne albo rownoczesne narzeczone. W razie potrzeby dzwonilem, jechalem, jak nie bylem w stanie jechac, to one przyjezdzaly i zabieraly mojego trupa do siebie, i poddawaly go czulej kuracji.

Zwodnicza Gwiazda Filmowa prowadzila moja prywatna izbe wytrzezwien, Urugwajka-Futbolistka zawsze miala naszykowany dla mnie elegancki oddzial reanimacyjny i Joacha Postrach Tworek prowadzila dla mnie podobna instytucje, i Bacha Maklerka zawsze czekala na mnie z bezpiecznym lozem, witaminami, sokami, a nawet kroplowka, i Zupelnie Nieodpowiedzialna Smarkula tez byla szefowa mojej prywatnej, bardzo powaznej firmy detoksykacyjnej; podaje tylko najistotniejsze imiona, bylo bowiem tez niemalo przelotnych i doraznych pomocnic.

Miewalem tez takie anielice, co zjezdzaly do mnie, a raczej do moich zupelnie juz nie dajacych sie ruszyc z miejsca zwlok i pokoj, w ktorym jestesmy, przeksztalcaly w sale intensywnego nadzoru medycznego. Oczywiscie dysponowaly te nieszczesnice rozmaita skala mozliwosci. Od najbardziej wyrafinowanego sprzetu, lekow najnowszej generacji i praktycznie nieskonczonych srodkow finansowych, jakie byly w zasiegu Bachy Maklerki, az po zupelne rozproszenie i calkowity brak kwalifikacji, jaki cechowal nie wymieniona jeszcze przeze mnie w tym kontekscie Asie Katastrofe.

– Wiesz co – przerwala mi chyba w pore Alberta – zastanawiam sie, co jest straszniejsze: to, ze nie potrafisz normalnie zyc, czy to, ze nie potrafisz normalnie mowic, przeciez ty masz napuszony od wody jezyk i zesztywniale gardlo. Mowisz jakas koturnowa mowa. Skad te imiona? Mow normalnie, zacznij wreszcie normalnie zyc.

– Kto, kiedy i gdzie powiedzial – jadowitosc pojawila sie i rosla w moim glosie – kto, kiedy i gdzie

Вы читаете Pod mocnym aniolem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×