wieczory, moja nieprzytomna reka siegala po butelke i wlewala wodke do nieprzytomnego gardla, posciel moja i skora zarastala chitynowym pancerzem rzygowin, przez dom moj zaglada szla za zaglada. Boze moj, balagan, jaki czynila Asia Katastrofa, byl wzorowym ladem w porownaniu z tym, co zostawalo po mnie, kiedy na czworakach tarzalem sie w poszukiwaniu skrytej na czarna godzine butelki (dawno pochlonietej przez zdrewniale trzewia, czarna godzina dawno przeszla, wszystkie nastepne godziny tez byly czarne, jedna czarniejsza od drugiej) albo kiedy w kleistym przeblysku przytomnosci doczolgiwalem sie do telefonu, zeby zamowic rytualne zakupy przez telefon. Poprosze dwie butelki brzoskwiniowej Premium i duza coca-cole. Podaje adres. Za komuny nie bylo zakupow przez telefon.

7. Sam poczatek.

Poczatek, sam poczatek, poczatek opowiedziany w zblizeniu tak wielkim, ze obraz staje sie ziarnisty, poczatek tego czy, prawde powiedziawszy, kazdego innego picia, poczatek zatem picia uniwersalnego, poczatek picia ponadczasowego, poczatek wszechpicia, poczatek Ksiegi Genezis picia jest zas taki: ziemia byla bezksztaltna i duch unosil sie nad wodami, i zaplacilem taksowkarzowi, i wysiadlem z taksowki, i sto razy po drodze do windy sprawdzilem, czy moja podreczna torba bezpiecznie wisi na ramieniu, i wyjechalem winda na dwunaste pietro, i obrocilem klucz w zamku, i zapalilem swiatlo – na wiszacym na scianie zegarze bylo siedemnascie po trzeciej. Raptownie przyspieszylem kroku, tak jest, przemierzalem dwa pokoje z kuchnia bardzo szybkim krokiem, spieszylem sie bardzo i wszystkie ruchy moje byly bardzo szybkie, nie to, ze czasu bylo malo, czasu bylo dosyc, ale w widzialny i dlawiacy sposob wzrastalo wahanie, nie wzmagam wizyjnosci niedalekim od prawdy efektem i nie mowie, ze z katow wylazily demony wahania, nie, az tak to nie, ale wokol niewatpliwie bylo gesciej, ciemniej, a takze jakos bardziej zolto, tak, wokol bylo gesciej, ciemniej i zolciej, w koncu nawet abstynenci znaja okreslenie duszaca aura, w koncu nawet abstynentom zaczyna niekiedy brakowac powietrza i oddychaja gwaltowniej, i wykonuja spazmatyczne ruchy, jakby rozrywali zaciskajace sie petle, jakby rozgarniali gestniejace stany skupienia. W ostatnich sekundach mojego niepicia zachodzilo zjawisko analogiczne, tyle ze tysiackroc dotkliwsze. Nie bylo mi duszno – dusilem sie. Nie robilem panicznych czy gwaltownych ruchow – miotalem sie jak szaleniec. Choc i to nietrafne, dzialalem logicznie, w moim szalenstwie byla lodowata metoda, szalencza byla szybkosc wszystkich moich ruchow, w szalenczym tempie, choc dalej ze skrupulatna ostroznoscia, stawialem torbe na biurku, otwieralem ja i wyjmowalem to, co bylo w srodku, szykowalem szklanki, popielniczke, blyskawicznie przebieralem sie w wygodny i cieply dres – jeszcze, jeszcze mozna bylo zgasic dobrze juz plonacy ogien, jeszcze mozna bylo obie butelki kupione w calonocnym sklepie wylac do zlewu, wyrzucic do zsypu, a nawet cisnac nimi przez otwarte okno, i wlasnie ta mozliwosc, cien tej mozliwosci niewymownie dramatyzowal sytuacje, nie szlo tu bowiem o to, ze dalej istnial rzeczywisty wybor pomiedzy piciem a niepiciem, nie, takiego wyboru nie bylo juz dawno (szczerze mowiac, takiego wyboru nie bylo od co najmniej dwudziestu lat), natomiast mozna bylo wciaz jeszcze udawac, ze taki wybor istnieje, pozorowac kabotynska szamotanine i nie tyle wahac sie pomiedzy piciem a niepiciem, co wiedzac, ze juz sie w zasadzie przestalo niepic, dalej meczensko wydluzac droge do picia. Miotalem sie i – tak jest – myslalem jeszcze o niepiciu, ale myslalem o niepiciu tak jak czlowiek, ktory z cala pewnoscia nie popelni samobojstwa, mysli o samobojstwie: wyrazistosc wyobrazen nie ma nic wspolnego z rzeczywistoscia. Mozesz czesto myslec o samobojstwie, mozesz detalicznie widziec rozmaite szczegoly, mozesz zajadle wyobrazac sobie wlasnego trupa wiszacego na belce pod powala, ale przeciez w glebi duszy wiesz, ze tego nie zrobisz. Tak.

W glebi duszy wiedzialem, ze tego nie zrobie. Gdybym to zrobil, gdybym nie daj Boze obie kupione w calonocnym sklepie butelki wylal do zlewu albo wyrzucil przez okno, jaki rezultat bym swym nieprawym i faryzejskim uczynkiem osiagnal? Zaden. Musialbym zdejmowac wygodny i cieply dres, musialbym sie na nowo ubierac, na nowo wkladac buty i wyjsciowe ubranie, w ktorym bylem w goscinie u panstwa Katastrofow, isc piechota albo jechac taksowka do tamtego albo do innego calonocnego sklepu i dalej byloby jeszcze gorzej, z wscieklosci na samego siebie, z wscieklosci, ze dalem sie poniesc nieprawemu i faryzejskiemu uczynkowi i popadlem przez to w falszywe perypetie, z wscieklosci na otaczajace mnie zewszad zaklamanie kupilbym nie dwie a cztery butelki wodki i znow piechota lub taksowka, i znow po stokroc sprawdzajac, czy dwa razy teraz ciezsza torba bezpiecznie wisi na ramieniu, wrocilbym do domu, wyjechalbym winda na dwunaste pietro, obrocil klucz w zamku i zapalil swiatlo. Zabawa w pozorne mnozenie mozliwych, choc w gruncie rzeczy calkowicie wykluczonych, wydarzen trwac by mogla w nieskonczonosc, teraz w koncu moglbym wylac do zlewu lub wyrzucic przez okno wszystkie cztery butelki i raz jeszcze wkolo cala runde krok po kroku powtorzyc, i raz jeszcze, i jeszcze raz, te koszmarna dziecinade trzeba bylo niezawodnie przerwac, trzeba bylo po mesku spojrzec prawdzie w oczy, a prawda nie bylo wylewanie wodki do zlewu i wyrzucanie butelek przez okno – prawda bylo picie. Poruszalem sie z niezwykla predkoscia, bo szlo o to, by jak najpredzej wlac w siebie pierwsza dawke prawdy i zabic meczaca retoryke. Trzeba bylo jak najpredzej skonczyc z swiadoma literatura wiecznych watpliwosci i wybrac niezachwiane, nieprzytomne zycie.

8. Krzysztof Kolumb Odkrywca.

Zawsze pod koniec pobytu na oddziale delirykow wytwarzalem wokol siebie pewien lad, nawet jesli byl to lad oddzialu zamknietego, byl to lad i przejscie z ladu oddzialu zamknietego do nieladu swiata otwartego, mowiac zas po ludzku, powrot ze szpitala do domu byl dla mnie niemozliwy bez wzmocnienia sie paroma glebszymi.

– Typowy stres wyjscia – powiedzialby doktor Granada – nie jest pan w stanie sprostac stresowi wyjscia. Niby wychodzi pan w dobrej formie, ale nie jest pan w stanie sprostac stresowi wyjscia.

Istotnie, nie bylem w stanie sprostac stresowi wyjscia, totez skracalem stres wyjscia do minimum. Jazda taksowka z oddzialu delirykow trwala okolo dwudziestu minut, potem zas, po pelnej udreki jezdzie, po wypiciu czterech stabilizujacych piecdziesiatek oraz po zaopatrzeniu sie w butelke wodki nie mialem juz stresu wyjscia, w ogole nie mialem zadnego stresu, jesli zaczynalem czuc sie troche gorzej, popijalem i czulem sie lepiej, i to wszystko, cala filozofia, cala filozofia picia.

– Nie ma zadnej filozofii picia – dzielacy ze mna pokoj Kolumb Odkrywca obracal sie na lozku, zdejmowal okulary, odkladal na stolik francuskie tlumaczenie Nowego Testamentu i powtarzal z zawodowa intonacja zniecierpliwionego wykladowcy: – Nie ma zadnej filozofii picia, jest jedynie technika picia.

Kolumb Odkrywca co najmniej od dwudziestu lat plynal wplaw przez morze ciemnosci, zachlysnawszy sie nawet piecdziesiatka bezkresnego przestworu wod oceanicznych, niezmiennie popadal w mordercze, nie konczace sie ochlaje. Dwa tygodnie temu przywieziono go w stanie agonalnym, nawet nie u nas na oddziale delirykow, ale pietro nizej, na intensywnej terapii, wyciagano go z trudem i wyciagnieto cudem wpierw z delirium, potem z padaczki. Teraz juz jako tako doszedl do siebie. W dzien z francuskim tlumaczeniem Nowego Testamentu pod pacha spacerowal po korytarzu i zarowno mowa, jak i uczynkami dawal do zrozumienia, iz jest wysoce zdegustowany poziomem pensjonatu, do ktorego trafil, by co nieco podreperowac nadszarpniete sily.

Nocami wszakze jego bezradne cialo nie bylo w stanie przybrac jakiejkolwiek pozy, wymyte do czysta z magnezu miesnie nog i ramion kurczyly sie spazmatycznie. Choc kamiennie uspiony poteznymi dawkami hemineuryny – budzilem sie raptownie. Kolumb Odkrywca podrygiwal na lozku w sposob calkowicie pozbawiony stylu, jesli byl w tym dygocie jakis styl, byl to styl przedsmiertny. Bylem pewien, ze umiera, tak to w kazdym razie wygladalo, a nawet wygladalo to gorzej, podrygi przedsmiertne musza byc lagodniejsze.

Wzywalem lekarza i pielegniarke, siostra Viola wstrzykiwala magnez, wszelkie mineraly, podawala witaminy i srodki kojace, doktor Granada pochylal sie nad daremnie usilujacym powsciagnac wlasne roztrzesienie Kolumbem Odkrywca.

– Jak sie pan czuje, panie profesorze?

Kolumb Odkrywca na trzezwo, w cywilu, poza pijackim wcieleniem, poza alkoholowym poborem, poza wodczanym powolaniem (ach, jakze kunsztowne piramidy fenomenalnych trunkowych metafor mozesz tu wznosic, moj uzalezniony jezyku!). Kolumb Odkrywca w zyciu codziennym byl profesorem nauk spolecznych. Przebyl wszystkie szczeble kariery uniwersyteckiej, przez szereg lat wykladal za granica, mowil zachodnimi jezykami i z pelna odpowiedzialnoscia swiatlego uczonego i z cala pryncypialnoscia czlowieka latami przemawiajacego ex cathedra twierdzil, iz nie ma najmniejszych problemow z piciem.

Вы читаете Pod mocnym aniolem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×