nalezycie korygowac zle samopoczucie. Moze to szwankowac. Gdy samopoczucie staje sie tak zle, ze nie pomaga zadna technika picia, albo gdy technika picia ulega rozprzezeniu i zamiast poprawiac, pogarsza samopoczucie, tak, wtedy pojawiaja sie problemy. Ja takich problemow nie mam – dodawal z naciskiem – na powrot zakladal na nos okulary, siegal po francuskie tlumaczenie Nowego Testamentu i rzekomo zaczynal czytac.

Mial drazniaca, nieodparta i straszliwa racje. Gdy sprawy (uzycie nonszalanckiego wyrazenia: “technika picia”, przychodzi mi w tym miejscu z niejakim trudem), gdy zatem sprawy ulegaja rozprzezeniu, z coraz ciemniejszych i coraz glebszych nurtow rzeki, na ktorej brzegu szukasz ukojenia, predzej czy pozniej poczna sie wylaniac trupie dlonie.

Ale na razie wody byly czyste, plynely jak oddech, wyszedlem z oddzialu delirykow, mialem za soba dwudziestominutowa jazde taksowka, cztery stabilizujace piecdziesiatki, mialem pod reka otwarta butelke, jasna rzeka swietego spokoju toczyla niezauwazalne nurty, bylem w dobrej formie, technika picia niezawodnie wspierala dobre samopoczucie, spokoj, w kazdym razie zadnej histerii, zadnych szybkich ruchow, zadnego popijania wprost z butelki. Popijalem metodycznie ze szklanki, ale drobnymi, scisle odmierzonymi, dwudziestopieciogramowymi lykami, i rownie metodycznie pracowalem. Napelnialem wanne goraca woda, wsypywalem nadmierna doze proszku Omo-Color, szykowalem pranie. Automatyczna pralka zepsula sie jeszcze przed upadkiem komunizmu i przed rozpadem obu moich malzenstw.

11. Alberta Lulaj.

Wylem, nie slyszalem wlasnego wycia, ale chyba istotnie wylem, oni w kazdym razie mowili, ze moje wycie bylo straszne, straszne. Krecili sie po mieszkaniu, niewielu ich bylo, ale i tak nie bylem w stanie ich zliczyc. Nie bylem w stanie zliczyc do trzech. Skad sie tu wzieli? Z kart literatury zstapili? Zeszli ze stron Procesu albo Daru Humboldta. Przyszli ze swiata przedstawionego powiesci opisujacej scene rewizji albo aresztowania? Podnosilem zdrewniale powieki i szczerze powiem, obawialem sie, ze sa pelnym klasycznych cytatow delirycznym snem, obawialem sie, ze jeszcze trwa sezon amorficznych, literackich widm, ale jeden z nich pochylil sie nade mna, poprawil mi poduszke, poczulem rzemienny zapach kurtki, korzenny zapach wody kolonskiej i przeszla mnie tak potworna fala glodu, ze bylem gotow dla ulgi zlizac z niego cala wode kolonska. Pomieszana ze slina, uzbieralaby sie moze kropla, kropla nigdy nie przynosi ulgi, ale zawsze jest zludna chwila czekania na ulge, strach przez te chwile jest odrobine mniejszy. Poczulem zapachy i wyzbylem sie delirycznych obaw, literatura skonczyla sie definitywnie, w moim pokoju ktos niezbicie byl. Obrocilem glowe, obok materaca powinna stac butelka z niezawodna resztka, a moze nawet z paroma resztkami. Kiedys, pamietam, w analogicznym stanie obrocilem glowe i ujrzalem butelke do polowy pelna. Boze moj, to bylo jak aria Mozarta, to bylo jak Leibniz piszacy o doskonalosci Boga, ale teraz nie, teraz nie bylo niczego, nawet pustej flaszki nie bylo u mego wezglowia. Wyciagnalem reke, a raczej sama moja roztrzesiona reka wszczela jaszczurcze poszukiwania, daremnie obmacywalem jak najrozleglejsze tereny, dalej nic. Ten, ktory poprawial mi poduszke, przysiadl na brzegu materaca i wydobyl zza pazuchy butelke becherovki. Sam widok slawnego zielonego szkla – moge powiedziec – nie tyle mnie wzmocnil, co spowodowal wzmozenie uwagi, teraz dosc jasno widzialem: dwa kroki dalej stal ktos drugi, a w glebi pokoju, w kacie na fotelu siedzial ktos trzeci. Podkreslam raz jeszcze: nie byly to majaczenia (choc mialem po czterdziestu, a moze po stu czterdziestu dniach nie tylko prawo, ale wrecz obowiazek majaczenia), nie byly to omamy. Takze teraz, kiedy opisuje cala sytuacje, za wszelka cene pragne uniknac jakiejkolwiek literackiej gry, jakichkolwiek wyswiechtanych zreszta efektow, ze niby nie wiadomo, czy narratorowi tak sie tylko zdawalo, czy tak bylo naprawde. Nie. W moim pokoju niezbicie byly trzy osoby, choc istotnie trzecia miala w sobie pozor widma, odziana byla w osobliwa i mimo wszystko nieczytelna dla mnie szate, glowe jej spowijal kaptur.

– Zaraz dostaniesz pol szklanki becherovki – glos, ktory slyszalem, byl rowniez niezbicie realny, nie mial tez w sobie zadnych dwuznacznych tonacji, zadnej bandyckiej chrapliwosci ani zadnej diabelskiej falsecikowatosci, byl to przyjemny niski glos budzacego zaufanie internisty. Realnosc tego prawie barytonu przynosila ulge niemal taka sama, jak zwiastowana przezen obietnica. Tak jest, z pijackim uporem powtarzam raz jeszcze: realnosc calej sytuacji sprawiala mi ulge, nadto bylem udreczony nieustannie doskwierajaca fikcyjnoscia.

– Zaraz dostaniesz pol szklanki becherovki, jak sadze, nie musze wytrawnemu majstrowi sztuki przelykania przypominac, ze masz pic ostroznie i bardzo powoli, inaczej sprawisz – jak mawiali starzy Polacy – haniebny wymiot, a to bylby, po pierwsze, nieodwracalny wstyd w obecnosci damy, po drugie, bezpowrotna utrata znacznej dozy zyciodajnej substancji.

Tak jest, nie musial mi udzielac nauk. Wiedzac, ze za pare minut czeka mnie subtelna rekonstrukcja ciala i duszy, unioslem sie do pozycji siedzacej, z najwyzsza (nie pozbawiona elementu czci) ostroznoscia ujalem w obie dlonie przyrzeczona i wedle przyrzeczenia napelniona do polowy szklanke i jalem wilzyc wargi, i jalem zraszac gardlo, i miarkujac potrzebe zbawienia raptownego, godzilem sie na zbawienie stopniowe. I powoli, powoli nieznosny ciezar ustepowal z mojego serca, rozjasnialy sie ciemne mysli moje i rozpogadzala sie dusza moja.

– Lepiej? – zapytal zbawca moj, ja zas niczym pojetny czeladnik w lot pojmujacy nauki mistrza odparlem:

– Lepiej.

Po kilkunastu minutach, kiedy poprawilo mi sie do tego stopnia, ze moglem wreszcie dac sobie spokoj z histerycznym naduzywaniem w glebi duszy biblijnej frazy, spojrzalem na nich wszystkich z calkowita przytomnoscia i zadalem najnaturalniejsze w swiecie i na wskros trzezwe pytanie:

– Najmocniej przepraszam, ale czemu zawdzieczam wizyte panow? W ogole skad, na Boga Ojca, panowie sie tu wzieli, jak panowie tu weszli?

– Jest lepiej, co nie znaczy, ze jest dobrze – powiedzial z rzeczowa troska w glosie ten, ktory zdawal sie byc moim wylacznym rozmowca. – Po pierwsze, nie panowie, lecz panstwo. To jest bardzo dziwne w gruncie rzeczy, zebys akurat ty, cieszacy sie slawa rzekomego konesera plci nadobnej, nie zauwazyl, ze jest wsrod nas dziewczyna. Alberta, okaz panu swoja kobiecosc.

Najbardziej widmowa z calej trojki postac bez slowa podniosla sie z fotela i powolnymi ruchami wytrawnej striptizerki jela rozpinac guziki tajemniczej szaty, ktora znacznie tracac na tajemniczosci okazywala sie przy dokladniejszym wejrzeniu ni to lekkim plaszczem, ni to ciezka suknia z kapturem, i wkrotce stala przede mna w kabotynsko szyderczej pozie piekna, zgrabna i wysoka brunetka w zoltej sukience na ramiaczkach.

– Alberta Lulaj, poetka – dokonal prezentacji, juz w koncu sam nie wiedzialem kto? Przywodca intruzow? Mistrz niedocieczonej ceremonii? Dobrodziej moj? A moze scigany listem gonczym zloczynca?

– Jestesmy tu w jej sprawie, w sprawie jej niedocenianych wierszy. Natomiast jesli idzie o pozostale szczegoly, to, po pierwsze, weszlismy otwierajac drzwi za pomoca klucza, ktory w pijanej beztrosce zostawiles w drzwiach, po drugie, jestesmy starymi znajomymi. To znaczy, ty mozesz nie kojarzyc, ty masz prawo nie pamietac, ale ja kojarze i ja pamietam. Moje nazwisko Cieslar Jozef i kiedys, kiedys, co najmniej czterdziesci lat temu, chodzilismy razem do szkolki niedzielnej. Nie musze dodawac, ze po ukonczeniu szkolki niedzielnej nasze drogi sie rozeszly. Pan pojechales do wielkiego miasta i ksztalciles sie pod wzgledem intelektualnym, ja zostalem w naszych stronach i zarabialem na zycie, imajac sie rozmaitych, choc przewaznie pod wzgledem intelektualnym postnych zajec.

Pieknie by bylo, gdyby w tym miejscu otwarla sie w mojej glowie jakas furtka doszczetnie zarosla ciemnymi chaszczami niepamieci, gdybym nagle przypomnial sobie plowowlosego Jozia Cieslara, ktory za zadne skarby nie byl w stanie nauczyc sie na pamiec nawet najkrotszego luterskiego psalmu, nie tylko piekny, ale i klasyczny bylby to epizod, ale ja – szczerze powiem – ni dudu. Spogladalem na rzekomego Jozefa Cieslara i w moim mozgu nie otwierala sie zadna furtka, nie przypominalem sobie ani nie poznawalem go do tego stopnia, ze wszystko, co mowil, wydalo mi sie nagle nieodpartym lgarstwem sluzacym na razie zakrytym, choc bez watpienia wystepnym celom. Skadinad ten szalbierz, ten zlodziej biografii musial sporo o mnie wiedziec, wygladalo na to, ze nawet znal niektore szczegoly mojej duszy. Musial, na przyklad, wiedziec, ze slyszac o szkolce niedzielnej, bez watpienia pijacko sie wzrusze, moze nawet wybuchne pijackim szlochem. Powsciagnalem jednak wzruszenie, nie rozbeczalem sie, niczego nie dalem po sobie poznac, on zas rowniez nie nasilal wszczetej prowokacji, nie spogladal na mnie wyczekujaco, z niezmienna rzeczowoscia dokonywal dalszych prezentacji.

– Natomiast kolega – niemal wytwornym ruchem dloni wskazal na drugiego stojacego dwa kroki dalej

Вы читаете Pod mocnym aniolem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×