zwiazane w kucyk, osobliwe ciemne oczy, maly perkaty nosek. Skora jak rozowy, wilgotny aksamit.

– Gdzie chodziles do szkoly? – spytala ciekawie.

– Chodzilem do wielu szkol – odparl. – Czesto sie przeprowadzalem. Co kilka miesiecy szedlem do nowej budy.

Zamyslila sie. Nie zadawala wiecej pytan. Rozwazala plusy i minusy takiej sytuacji.

– Jak potrafiles polapac sie w nowych miejscach? Na przyklad, jak pamietales, gdzie sa toalety?

– W mlodosci ma sie doskonala pamiec. Dopiero z wiekiem zaczyna szwankowac.

– Ja tez czasem zapominam – przyznala. – Nie pamietam juz, jak wyglada moj tato. Siedzi w wiezieniu, ale chyba niedlugo go wypuszcza.

– Chyba tak.

Carmen przysunela sie blisko Ellie i objela ja ramieniem. Podeszla kelnerka z bloczkiem i olowkiem w pogotowiu.

– Prosimy trzy mrozone cole – dziewczynka powiedziala glosno i wyraznie.

– Juz sie robi, kotku – rzekla kelnerka i odeszla.

Reacher przypomnial sobie, ze pierwsza mrozona cole pil w barze „PX” w Berlinie. Byl goracy letni dzien, pamietal zar na swojej skorze i babelki, ktore mu poszly nosem.

– To glupie – zauwazyla Ellie. – Przeciez to nie cola jest mrozona, tylko kulka lodow. Powinni to nazwac mrozone lody.

Reacher usmiechnal sie. Pamietal, ze w jej wieku tez przychodzily mu do glowy takie pomysly.

– Dzieki – powiedziala Carmen.

Wzruszyl ramionami.

– Nie ma za co. To nowe doswiadczenie. Chyba jeszcze nigdy nie kupowalem dziecku mrozonej coli.

– A wiec, najwyrazniej nie masz dzieci.

– Zawsze bylem od tego jak najdalszy. Niewiele wiem o dzieciach.

– Pobadz z nami dzien lub dwa, a Ellie nauczy cie wiecej, niz chcialbys wiedziec. Zreszta juz chyba widzisz, co z niej za ziolko.

Dopili cole i wyszli na skwar. Crown victoria juz odjechala. Pode szli do cadillaca i Ellie wgramolila sie na tylne siedzenie. Carmen uruchomila silnik, wrocila na skrzyzowanie i skierowala sie stamtad prosto na poludnie. Przemierzyli sto kilometrow.

Niewiele obiektow mijali po drodze. Kable wysokiego napiecia biegly jednostajnie miedzy zniszczonymi slupami stojacymi na poboczu. Od czasu do czasu widac bylo pompy do ropy naftowej oraz wieze wiertnicze po zachodniej stronie drogi. Po wschodniej zas wiele kilometrow kwadratowych porastal jadloszyn, a od czasu do czasu pojawialy sie szerokie polacie porosniete bujna trawa.

Co pietnascie, dwadziescia kilometrow mijali bramy wjazdowe na rancza, od ktorych biegly dlugie i waskie drogi gruntowe z ubitej ziemi. Niektore z zabudowan bylo widac z okien samochodu.

– Posiadlosc Greerow zaczyna sie od tego miejsca – rzekla w pewnej chwili Carmen. – Po lewej stronie. Kolejna droga bedzie nasza. Za jakies trzynascie kilometrow.

W oddali, na tle nieba, widnial las urzadzen wiertniczych, otoczonych malenkimi chatkami i porzuconymi maszynami.

– To Greer Trzy – wyjasnila Carmen. – Wielkie pole. Kiedys dziadek Slupa zbil na nim majatek.

Reacher zauwazyl, jak ogrodzenie z drutu kolczastego przechodzi nagle w niedorzeczny plot z kolkow, ktory biegl niecaly kilometr az do bramy wjazdowej na ranczo. Za brama widac bylo budynki: ogromne, stare, pietrowe domiszcze z dlugimi parterowymi skrzydlami, a dookola jakby w bezladzie stodoly i szopy. Wszystkie budynki i ogrodzenie pomalowano na zmatowialy czerwony kolor.

Zwolnila i wjechala w brame. Wysoko nad ich glowami widnial napis: CZERWONY DOM.

– Witaj w piekle – powiedziala.

Czerwony Dom mial ganek z szerokich desek i drewniane kolumny, na lancuchach wisial bujak, dalej stal garaz, do ktorego droge tarasowal radiowoz szeryfa hrabstwa Echo.

Ellie wyskoczyla z samochodu i pobiegla przez podworko. Carmen odpiela pasy, postawila stopy na ziemi i stanela, w slad za nia wysiadl Reacher. Drzwi domu otworzyly sie i mundurowy wyszedl na ganek. Byl to oczywiscie szeryf. Mial jakies szescdziesiat lat i nadwage, siwe wlosy pozlepiane jak skorupa. Nosil czarne spodnie i biala mundurowa koszule z epoletami. Skierowal sie w strone radiowozu, ale przystanal na widok Carmen.

– Pani Greer – powiedzial takim tonem, jakby chcial jej dac do zrozumienia, ze cos przeskrobala.

– Co sie stalo?

– Rodzina pani powie – odparl szeryf. – Jest tak goraco, ze nie chce mi sie wszystkiego powtarzac dwa razy.

W tym momencie jego spojrzenie spoczelo na Reacherze.

– Kim pan jest? – spytal.

– Wyjasnie to rodzinie – powiedzial Reacher. – Jest tak goraco, ze nie chce mi sie wszystkiego powtarzac dwa razy.

Gliniarz spojrzal na niego przeciagle ze spokojem, wsiadl do radiowozu i odjechal. Reacher pozwolil, by osiadl mu na butach wzniecony przez niego pyl, i obserwowal, jak Carmen znow wsiada do cadillaca i wjezdza do garazu. Staly tam juz dwa pick-upy i jeep cherokee. Jeden z pick-upow byl nowy, drugi zas nie mial powietrza w oponach i wygladal, jakby nikt nim nie jezdzil od przynajmniej dziesieciu lat. Za budynkiem ubita droga zakrecala i nikla w bezkresnej pustyni.

– Trzymaj sie mnie – powiedziala. – Musimy ci zalatwic prace.

– Okay – zgodzil sie.

Zaprowadzila go do frontowych drzwi i zapukala.

– Musisz pukac? – zdziwil sie Reacher.

Kiwnela glowa.

– Nie daja mi kluczy.

Drzwi sie otworzyly Stanal w nich mezczyzna ubrany w niebieskie dzinsy i bialy podkoszulek. Wygladal na dwadziescia pare lat, mial kwadratowa twarz i plamista cere, na glowie mial czerwona czapeczke baseballowa wlozona daszkiem do tylu. Byl zwalisty, a mlodziencze miesnie zaczely juz obrastac tluszczykiem. Cuchnal potem i piwem.

– To Bobby – przedstawila go.

Spojrzal na Reachera.

– Kim jest twoj znajomy?

– Nazywa sie Reacher. Szuka pracy.

– No, to wchodzcie do srodka – powiedzial Bobby.

Zniknal w mroku. Carmen ruszyla za nim, trzy kroki w tyle. Wchodzila do wlasnego domu, jakby tu byla gosciem. Reacher trzymal sie blisko niej.

– Brat Slupa – szepnela.

Kiwnal glowa. Hol zagracony byl kosztownymi bibelotami, wszystkie jednak wygladaly na stare, jakby pieniadze skonczyly sie kilkadziesiat lat temu. Na jednej ze scian wisialo wielkie lustro. Naprzeciwko stal stojak z szescioma sztucerami mysliwskimi. Stojak odbijal sie w lustrze i mialo sie wrazenie, ze hol pelen jest broni.

Weszli do salonu, wielkiego czerwonego pokoju ze stolem i osmioma krzeslami o zaokraglonych oparciach. Na jednym z krzesel siedziala kobieta po piecdziesiatce, ubrana w obcisle dzinsy i bluzke z fredzlami. Miala fryzure jak mloda kobieta, wlosy ufarbowane na kolor marchewkowy, zaczesane zalotnie nad szczupla twarza. Wygladala jak dwudziestolatka, ktora postarzala sie w wyniku jakiejs rzadkiej choroby Spojrzala na przybysza.

– Nazywa sie Reacher – Carmen go przedstawila. – Szuka pracy.

– Co potrafi? – Miala chropawy glos.

– Zajmowal sie konmi. Potrafi podkuwac kopyta.

Reacher wygladal przez okno, kiedy Carmen zmyslala androny na temat jego umiejetnosci. Najblizej konia znalazl sie kiedys, przechodzac kolo stajni w starszych bazach wojskowych, gdzie wciaz trzymano te zwierzeta do uroczystosci galowych. Kobieta uniosla dlon.

– Nazywam sie Rusty Greer – powiedziala. – Witamy na ranczo Czerwonego Domu, panie Reacher. Moze znajdzie sie tu dla pana jakies zajecie. Jesli jest pan pracowity i uczciwy.

– Czego chcial szeryf? – spytala Carmen.

Вы читаете Plonace Echo
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×