– A moge panu zadac pytanie natury osobistej?

Kiwnal glowa.

– Czy zabijal pan ludzi, panie Reacher? W wojsku?

Znow kiwnal glowa.

– Kilku.

Zamilkla, jakby ukladajac w myslach pytanie.

– W Pecos jest muzeum Dzikiego Zachodu – powiedziala. – Niedaleko od niego znajduje sie grob Claya Allisona. Slyszal pan o nim?

Reacher potrzasnal glowa.

– Mowili o nim Rewolwerowiec Dzentelmen. Ma ladny nagrobek z napisem: „Robert Clay Allison 1840- 1887”. Jest tez na nim inskrypcja: „Nigdy nie zabil czlowieka, ktory na to nie zasluzyl”. Co pan o tym mysli?

– Calkiem ladna inskrypcja – przyznal Reacher.

– W starej gazecie jest jego nekrolog – ciagnela. – Trzymaja go w szklanej gablocie. „Wiele surowych wyrokow wymierzyl w imie dobra, tak jak je pojmowal”.

– Ladny nekrolog.

– Chcialby pan miec taki sam?

– Moze jeszcze nie teraz – odparl Reacher.

Usmiechnela sie.

– Raczej nie. Ale czy chcialby pan koniec koncow zasluzyc na taki nekrolog?

– Bywaja gorsze rzeczy – powiedzial. – Niech mi pani powie, dokad to zmierza?

– Ta droga? – spytala nerwowo.

– Nie, nasza konwersacja.

Jechala jeszcze przez chwile, a potem nagle zjechala na pokryte pylem pobocze.

– Nazywam sie Carmen Greer – odezwala sie. – I potrzebuje panskiej pomocy.

ROZDZIAL DRUGI

NIE wzielam pana przypadkowo – wyznala Carmen Greer. Jej twarz nie wyrazala absolutnie nic.

– Wiec po co? – zainteresowal sie Reacher.

– Szukalam kogos takiego jak pan – odparla. – Wczesniej zabralam juz ponad dziesieciu innych autostopowiczow. Wlasnie tym zajmuje sie od miesiaca. Jezdze po zachodnim Teksasie, rozgladajac sie za facetami, ktorych trzeba podwiezc.

– Dobra, Carmen – przerwal jej. – Wyjasnij mi, co jest grane.

Zamilkla na chwile.

– Potrzebuje twojej pomocy – powtorzyla.

– Widzisz mnie pierwszy raz w zyciu.

– Faktycznie – odparla. – Ale ty sie doskonale nadajesz.

– Niby, do czego?

– Czy miales do czynienia z adwokatami? – spytala. – Najpierw trzeba im slono zaplacic, a potem mowia, ze nie moga nic zrobic w twojej sprawie. W zeszlym miesiacu zatrudnilam czterech, ale malo mnie nie puscili z torbami.

– Przeciez masz cadillaca.

– To samochod tesciowej. Pozyczyla mi.

– Masz pierscionek z wielkim brylantem.

Posmutniala.

– Prezent od meza – wyjasnila.

Spojrzal na nia.

– To czemu on ci nie pomoze?

– Nic z tego – odparla. – Szukales kiedys prywatnego detektywa?

– Nigdy nie potrzebowalem takich uslug. Sam bylem detektywem.

– Pojechalam az do Austin. Facet powiedzial, ze moze mi pomoc, ale potrzebuje szesciu ludzi i zaspiewal dziesiec tysiecy dolarow na tydzien.

– No i co?

– Poczulam sie przyparta do muru. Wpadlam w rozpacz. I wtedy przyszedl mi do glowy ten pomysl. Pomyslalam sobie, ze jesli bede zabierala autostopowiczow, w koncu ktorys z nich okaze sie odpowiednim czlowiekiem, gotowym mi pomoc. Starannie dobieralam sobie pasazerow. Zabieralam tylko brutali i zbirow.

– Wielkie dzieki, Carmen – rzucil Reacher.

– Nie zrozum mnie zle – poprosila. – Nie mam nic zlego na mysli.

– Ale po co sie narazalas?

– Musialam zaryzykowac. Mialam nadzieje, ze moze trafie na kowboja z rodeo albo robotnika z pol naftowych. Jakiegos bezrobotnego, nieokrzesanego twardziela, ktory chetnie zarobi pare groszy, bo nie moge zbyt wiele zaplacic. Co w tym zlego?

– Tymczasem, Carmen, cala ta historia wyglada mi naprawde ma lo zachecajaco.

Znow zamilkla.

– Z kazdym rozmawialam – podjela za chwile – ale zaden nie wydal mi sie odpowiedni. Dopiero ty sie nadajesz. Jestes moja ostatnia deska ratunku. Byly gliniarz wojskowy, bez zobowiazan – nie moglam trafic lepiej.

– Ale ja nie szukam pracy, Carmen.

Kiwnela glowa radosnie.

– Domyslilam sie. Tym lepiej. To bedzie czysta sprawa, prawda? Pomoc dla samej pomocy. Zadnego wyrachowania. Do tego twoja przeszlosc. Zobowiazuje cie.

Utkwil w niej wzrok.

– Wcale nie.

– Byles zolnierzem – przypomniala. – A takze policjantem. Twoim obowiazkiem bylo pomagac ludziom. Wlasnie tym zajmuja sie gliny, prawda?

– Jesli szukasz gliniarza, zglos sie do szeryfa.

Potrzasnela glowa.

– Nie. Nie moge.

Reacher juz nic nie powiedzial. Zaczela szybko mrugac, jakby sie miala zaraz rozplakac. Jakby gorzko rozczarowana nim, a moze sa ma soba.

– Pewnie myslisz, ze jestem postrzelona.

Obrocil glowe i dokladnie sie jej przyjrzal. Silne szczuple nogi; mocne szczuple ramiona; kosztowna sukienka. Miala zadbane, ladnie uczesane wlosy oraz wypielegnowane, pomalowane paznokcie. Inteligentna twarz elegantki, zmeczone oczy.

– Ale nie jestem – powiedziala i spojrzala na niego.

Bylo cos takiego w jej twarzy. Moze to wdziek. A moze rozpacz czy desperacja.

– Marzylam o tej chwili od miesiaca. Plan byl szalony i pewnie myslisz, ze mi rozum odjelo.

Dlugo nic nie mowil. Mijaly minuty. Myslal o Lubbock. Mogl sobie teraz siedziec u boku jakiegos sympatycznego tirowca i sluchac razem z nim w radiu rock and rolla. Ale rownie dobrze mogl siedziec posiniaczony i pokrwawiony w celi na komisariacie, z aktem oskarzenia i terminem rozprawy.

– Zacznijmy jeszcze raz – zaproponowal. – Opowiedz mi wszystko. Najpierw jednak napilbym sie kawy. Czy jest tu gdzies w okolicy lokal, gdzie podaja dobra kawe?

– Chyba tak – powiedziala. – O ile sobie przypominam, jakas godzine drogi stad.

– Wiec jedzmy tam na mala czarna.

DZIEWIECDZIESIAT kilometrow na poludniowy zachod od Abilene, przy nieuczeszczanej bocznej drodze, crown victoria czekala spokojnie na poboczu. Kierowca odgial maksymalnie lusterko, by miec przed oczami cala

Вы читаете Plonace Echo
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×