– 2.

– Wypierdalaj!

Dopil drinka i sie podniosl. Ja tez oproznilem szklanke. Ale listonosz nie wychodzil.

– Dlaczego te grejpfruty leza na podlodze? – spytal.

– Bo tak mi sie podoba.

Wstalem i ruszylem w jego strone.

– Czas sie zmywac, stary.

– Czas sie zmywac, tak? Pojde sobie, kurwa, ale dopiero wtedy, kiedy sam bede mial ochote!

Wodka rozzuchwalila go. Bywa.

Walnalem go piescia w brzuch. Wczesniej nalozylem mosiezny kastet. Moja reka prawie przebila go na wylot.

Upadl.

Podszedlem do sciany i zebralem z podlogi kilka odlamkow szkla. Wrocilem, otworzylem mu gebe i wsypalem szklo do srodka. Potem natarlem mu policzki i zdzielilem go pare razy po pysku. Jego usta zrobily sie czerwone.

Wrocilem do picia. Minely ze 3 kwadranse, zanim listonosz drgnal. Przekrecil sie na bok, wyplul kawalek szkla i zaczal sie czolgac w strone wyjscia. Wygladal zalosnie. Kiedy doczolgal sie do drzwi, otworzylem je. Wygramolil sie na korytarz i ruszyl w kierunku swojego mieszkania. Wiedzialem, ze w przyszlosci musze na niego uwazac.

Zamknalem drzwi.

Usiadlem i wzialem z popielniczki papierosa, ktory sam zgasl. Zapalilem go, zaciagnalem sie. Zolc podeszla mi do gardla. Sprobowalem jeszcze raz. Nie smakowal najgorzej.

Bylem w introspektywnym nastroju.

Postanowilem nic wiecej nie robic tego dnia.

Zycie niszczy czlowieka, zdziera go jak podeszwe.

Jutro bedzie lepszy dzien.

14

Nazajutrz zajrzalem do antykwariatu Reda. Znow sie zajmowalem sprawa Celine'a. Tor wyscigowy byl nieczynny, niebo zachmurzone. Red wypisywal ceny na rzadkich egzemplarzach.

– Pojdziemy do Mussa? – zapytal.

– Nie moge, Red. I tak wygladam, jakbym zarl od rana do wieczora. Spojrz na mnie.

Rozsunalem poly marynarki. Brzuch sterczal mi przez koszule. Jeden guzik odpadl.

– Lepiej daj sobie wyssac ten caly tluszcz, bo wykitujesz na zawal. Wysysaja tluszcz przez rurke. Moga ci go potem zapakowac do sloika, zebys mial na co patrzec, kiedy najdzie cie ochota na paczka.

– Zastanowie sie. Chcesz kilka grejpfrutow?

– Pozbywasz sie grejpfrutow? Przeciez nie tucza.

– Wiem, ale rano stanalem na jednym i sie przewrocilem. Sa niebezpieczne.

– Gdzie spales, w lodowce?

Westchnalem.

– Sluchaj, zmienmy temat. Kojarzysz tego goscia, ktory wyglada jak Celine?

– No…

– Zagladal ostatnio?

– Odkad tu byles, to nie. A co, interesujesz sie tym ptaszkiem?

– Mozna tak powiedziec.

I jak na zawolanie, nagle wszedl. On. Celine.

Przecisnal sie obok nas, pomaszerowal do jednej z polek i wyciagnal ksiazke.

Podszedlem do niego. Bardzo blisko. Trzymal podpisany egzemplarz Kiedy umieram. Zauwazyl mnie.

– W dawnych czasach zycie pisarzy bylo ciekawsze od ich ksiazek – rzekl. – A teraz ani ich zycie, ani ksiazki nie sa interesujace.

Wsunal Faulknera na miejsce.

– Mieszka pan w poblizu? – zapytalem.

– Moze. A pan?

– Kiedys mial pan francuski akcent, prawda?

– Moze. A pan?

– O nie, bynajmniej. Nikt panu nigdy nie mowil, ze jest pan do kogos podobny?

– Wszyscy jestesmy do kogos podobni, bardziej czy mniej.

Ma pan papierosy?

– Oczywiscie.

Siegnalem po paczke.

– To niech pan wyjmie jednego i zapali, dobrze? Bardzo prosze. Bedzie pan mial jakies zajecie.

Skierowal sie do wyjscia.

Zapalilem papierosa, zaciagnalem sie. Po czym ruszylem za facetem. Skinalem Redowi glowa na pozegnanie i wyszedlem na ulice. Akurat w pore, zeby zobaczyc, jak gosc wsiada do fiata, rocznik 1989, zaparkowanego przy krawezniku. A co za woz stal zaparkowany tuz za nim? Moj garbus. Ale mialem szczescie! Czasami los, kurwa, usmiecha sie do czlowieka! W dodatku po raz pierwszy od miesiecy udalo mi sie znalezc tak dogodne miejsce do parkowania! Wskoczylem do wozu, nacisnalem na gaz i ruszylem za fiatem.

Jechal Hollywood Boulevard na wschod.

Pani Smierc, pomyslalem, niech pani tylko patrzy, jak wiernie pani sluze.

O malo go nie zgubilem przy nastepnym skrzyzowaniu, bo swiatlo zmienilo sie na czerwone, ale przejechalem i tak. Nic sie nie stalo, tylko zbluzgala mnie jakas mala staruszka w cadillacu. Usmiechnalem sie do niej.

Wkrotce znalezlismy sie na autostradzie wiodacej do Hollywood, a slonce przebilo sie przez chmury. Nie tracilem Celine'a z oczu. Czulem sie fajnie. Moze dam sobie wyssac tluszcz przez rurke, pomyslalem, wciaz jestem mlodym facetem. Mam przed soba kupe lat zycia.

Potem Celine skrecil na Harbor Freeway.

Potem na autostrade Santa Monica.

Potem na autostrade San Diego. W kierunku poludniowym.

Potem zjechal z autostrady, a ja za nim. Okolica wygladala znajomo. Trzymalem sie kilkadziesiat metrow za nim. Mialem nadzieje, ze nie spoglada zbyt czesto do lusterka.

Potem zobaczylem, ze zwalnia, podjezdza do kraweznika i staje. Zaparkowalem nieco dalej i nadal go obserwowalem.

Wysiadl z wozu, minal kilka domow, rozejrzal sie i przeszedl przez jezdnie. Zatrzymal sie, znow rozejrzal i wszedl na schodki wiodace do pewnego domu. Stanal na ganku, rozejrzal sie i zapukal. Dom byl duzy i wygladal znajomo.

Drzwi sie otworzyly i Celine wszedl do srodka.

Przejechalem wolno obok domu. Poznalem, ze wlasnie tu mieszka Al Ed Upek. Byla dopiero 2.30. Czerwony mercedes Cindy stal zaparkowany na podjezdzie.

Okrazylem kwartal i zatrzymalem woz na poprzednim miejscu.

Pomyslalem, ze upieke dwie pieczenie przy jednym ogniu. Dobiore sie i do Celine'a, i do tylka Cindy.

Dam im troche czasu. 10 minut.

Kiedy bylem w podstawowce, mielismy nauczycielke, ktora zapytala: „Kim chcecie byc, jak dorosniecie?” Wiekszosc chlopakow twierdzila, ze strazakami. Kretyni, przeciez mozna sie poparzyc. Kilku oswiadczylo, ze chce zostac lekarzami albo prawnikami, ale nikt nie powiedzial: „Chce byc detektywem”. No a teraz ja bylem detektywem. Aha, kiedy podeszla do mnie, to baknalem: „Nie wiem…”

10 minut minelo. Chwycilem kamere wideo, zatrzasnalem kopniakiem drzwi wozu i ruszylem w strone domu.

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×