Czujac, ze lekko drze, wciagnalem gleboko powietrze i wbieglem na ganek. Zamek nie nastreczal klopotu. W ciagu 45 sekund dostalem sie do srodka.

Idac przez hali uslyszalem glosy. Podszedlem do drzwi. Byli po drugiej stronie. Slyszalem ich. Mowili cicho. Przylozylem ucho.

Dobiegl mnie glos Celine'a.

– Nie ma co sie wahac… nie ma co sie zastanawiac, kiedy sie czegos pragnie…

– Ale… – to byl glos Cindy – sama nie wiem… A jesli Al sie dowie?

– Nigdy sie nie dowie…

– Al bywa gwaltowny…

– Nigdy sie nie dowie. Trzeba myslec o swoim szczesciu…

– Tak, wiem – powiedziala Cindy. – Wiem, ze wlasnie tego pragne…

– Wiec nie wolno wahac sie dluzej…

Odczekalem kilka sekund, po czym kopniakiem otworzylem drzwi i wycelowalem kamere. Byla wlaczona, obraz mial dobra ostrosc.

Siedzieli przy stoliku i wygladalo na to, ze Cindy zabiera sie do podpisania jakichs dokumentow. Podniosla glowe i zaczela krzyczec.

– O, kurwa! – zaklalem.

Opuscilem kamere.

– Co tu, u licha, sie dzieje? – spytal Celine. – Co to za typ?

– Nigdy go nie widzialam na oczy!

– A ja tak – oznajmil Celine. – Kreci sie po antykwariacie i zadaje glupie pytania.

– Wezwe policje! – zawolala Cindy.

– Chwileczke! Moge wszystko wyjasnic!

– Mam nadzieje – oswiadczyla.

– Ja tez – dodal Celine.

Nie wiedzialem, od czego zaczac. Stalem bez slowa.

– Dzwonie na policje. Juz!

– Chwileczke – powiedzialem. – Wynajal mnie pani maz, Al Ed Upek. Jestem detektywem.

– Wynajal cie? Po co??

– Zebym dobral sie pani do tylka.

– Zebys dobral mi sie do tylka?!

– Tak, przylapal pania na goracym uczynku!

– Przeciez ja jestem tylko agentem ubezpieczeniowym! – zaprotestowal Celine. – Namawialem te pania do kupna polisy, kiedy wparowal pan z kamera!

– Przepraszam, to pomylka. Prosze pozwolic mi ja naprawic!

– A jak, do cholery, zamierzaja pan naprawic? – spytal Celine.

– Jeszcze nie wiem. Bardzo mi przykro. Ale cos wymysle, obiecuje.

– To jakis przyglup – stwierdzila Cindy. – Imbecyl!

– Przepraszam. Juz sobie ide. Zadzwonie.

– Nie ruszaj sie! Oddamy cie w rece policji! – oznajmila Cindy.

– Musze isc, spieszy mi sie – powiedzialem.

– O nie, nic z tego! – zawolala Cindy. – Nigdzie nie pojdziesz!

Nacisnela przycisk dzwonka w chwili, kiedy wykonalem krok w strone drzwi. Natychmiast stanela w nich wierna kopia King Konga. Facet byl ogromny. Ruszyl wolno na mnie.

– Hej, maly, chcesz cukierka? – zapytalem.

– To ciebie schrupie, gnojku!

– A moze chcesz jakas zabawke? Czym lubisz sie bawic?

King Kong zignorowal moje pytania. Zwrocil sie do Cindy.

– Mam go zabic?

– Nie, Brewster. Ale zalatw tak, zeby przez pewien czas nie mogl chodzic.

– Juz sie robi.

Byl coraz blizej.

– Sluchaj, Brewster, na kogo glosowales podczas ostatnich wyborow prezydenckich?

– He?

Zatrzymal sie, zeby sie zastanowic.

Z calej sily cisnalem kamere w strone jego ukochanej zabawki. Idealnie trafilem w cel. Facet zgial sie wpol, chwytajac sie za krocze.

Podbieglem, zlapalem kamere i wyrznalem go w kark. Uslyszalem trzask pekajacego obiektywu.

King Kong przewrocil sie. Padl nieprzytomny twarza na kanape. Polowa jego cielska lezala na kanapie, reszta na podlodze.

Podnioslem szczatki kamery.

Spojrzalem na Cindy.

– I tak dobiore ci sie do tylka – powiedzialem.

– Ten facet jest stukniety! – zawolala.

– Chyba ma pani racje – oswiadczyl Celine.

Obrocilem sie na piecie i czym predzej wyszedlem.

Kolejny zmarnowany dzien.

15

Nazajutrz tkwilem w biurze. Znalazlem sie w slepym zaulku. Mialem za soba straszna noc. Upilem sie w nadziei, ze zdolam zasnac. Ale moje mieszkanie ma za cienkie sciany. Slyszalem kazde slowo sasiadow…

– Hej, kochanie, moja tubka pelna jest bialego kremu, musimy troche wycisnac, bo jeszcze gotowa peknac!

– Niedoczekanie twoje!

– Przeciez jestes moja zona!

– Nie podobasz mi sie.

– He? Od kiedy?! Nigdy dotad mi tego nie mowilas.

– Od teraz!

– Ale ja nie wytrzymam, kochanie! Sperma zaraz zacznie tryskac mi uszami! Musisz cos zrobic!

– Radz sobie sam, madralo!

– Dobra, dobra. Gdzie jest kotka?

– Kotka?! Pusia?!

– Gdzie jest ta cholerna kocica? Przed chwila tu byla!

– Ani sie waz, ty sukinsynu, ani sie waz tknac Pusie!

Upilem sie, ale nadal nie bylem w stanie zasnac. Chlalem i chlalem. Wszystko na nic.

A teraz, jak juz mowilem, byl ranek i siedzialem w biurze. Czulem sie zupelnie bezuzyteczny. Do niczego. Po swiecie chodzily miliardy kobiet, ale zadna nie kierowala sie do moich drzwi. Dlaczego? Bylem pechowcem. Bylem prywatnym detektywem, ktory nie umial rozwiazac ani jednej sprawy.

Obserwowalem muche wedrujaca po biurku i szykowalem sie, zeby wyekspediowac ja w mrok.

Nagle mialem przeblysk.

Az zerwalem sie z fotela. Celine sprzedawal Cindy polise ubezpieczeniowa! Ubezpieczala na zycie Upka! Zamierzali go zalatwic i upozorowac wszystko tak, zeby jego smierc wygladala na nieszczesliwy wypadek! Razem to uknuli. Mialem ich w garsci. Trzymalem Celine'a za jaja, a Cindy… No, jej zamierzalem dobrac sie do tylka. Al Ed Upek byl w tarapatach. Pani Smierc chciala Celine'a. Czerwonego Wrobla jeszcze nie odnalazlem. Ale znow posuwalem sie do przodu. Cos sie dzialo. Wyjalem reke z kieszeni i podnioslem sluchawke. Po czym ja odlozylem. No bo do kogo, kurwa, mialem zadzwonic? Do zegarynki? Al Ed Upek byl w tarapatach. Musialem sie

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×