szansy go dopasc. Sphrantzes jechal konno, bez kobiet i rannych utrudniajacych marsz, i mial dzien przewagi. Ponadto legionisci spotykali po drodze coraz wiecej Yezda i do tego coraz bardziej wrogo nastawionych.

Rzymianie zdawali sobie sprawe z daremnosci poscigu. Zdyscyplinowani, parli w kierunku Pityos, lecz bez zapalu. Po kazdym postoju wyruszali niechetnie, a tempo marszu spadalo. Natomiast zolnierzy, ktorzy dolaczyli do nich po klesce pod Maragha, trzymal tylko strach, ze w przeciwnym razie beda zdani na wlasne sily. Wszyscy pogardzali Ortaiasem Sphrantzesem, ale wiedzieli, ze go nie zlapia.

Do Marka podjechal Laon Pakhymer, ktory wyczul, ze ten postoj jest inny od poprzednich.

— Nareszcie masz dosc?

W jego glosie brzmiala sympatia — tez nienawidzil Sphrantzesa — a jednoczesnie surowosc, ktora swiadczyla, ze on rowniez traci cierpliwosc do daremnego polowania.

Marek przesunal wzrok z niego na Gala, a potem z nadzieja na Gajusza Filipusa, ktorego pogarda dla samozwanczego Imperatora nie znala granic.

— Pytasz mnie, co o tym sadze? — odezwal sie starszy centurion.

Marek skinal glowa.

— Wiec dobrze. Nie mamy szansy dogonic tego nikczemnika. W glebi duszy wiesz o tym rownie dobrze jak ja.

— Chyba tak — westchnal trybun. — Ale dlaczego nie powiedziales tego, kiedy wyruszalismy?

Mimo rzymskiej dyscypliny Skaurus rzadko watpil w trafnosc sadow Gajusza Filipusa.

— To proste. Uznalem, ze Pityos to dobry cel podrozy, niezaleznie od tego, czy przydybiemy Sphrantzesa. Gdyby Ortaias poplynal do Videssos, my rowniez moglibysmy to zrobic i oszczedzic sobie przedzierania sie przez zachodnie ziemie. Wyglada jednak na to, ze miedzy nami a portem jest zbyt wielu cholernych Yezda, bysmy tam zdolali dotrzec calo.

— Obawiam sie, ze masz racje. Szkoda, ze nie wiemy co z Thorisinem.

— Wlasnie. Lecz nie mozemy tego sprawdzic, bo na zachodzie roi sie od Yezda.

— Wiem. — Marek zacisnal piesci. Bardziej niz kiedykolwiek zalowal, ze nie ma wiesci od brata zabitego Imperatora, a wybor, ktorego musial teraz dokonac, uniemozliwial jej rychle otrzymanie. — Musimy wiec skierowac sie na wschod.

Rozmawiali po lacinie. Kiedy trybun dostrzegl puste spojrzenie Pakhymera, szybko przetlumaczyl decyzje na videssanski.

— To rozsadne — stwierdzil Khatrish. Swoim zwyczajem przekrzywil glowe i zapytal: — Tylko czy macie pojecie, co was czeka? „Wschod” to olbrzymi obszar, a wy go zupelnie nie znacie.

Marek nie mogl sie powstrzymac od usmiechu, mimo ze byl w ponurym nastroju.

— Yezda chyba nie wypedzili wszystkich mieszkancow. Musial tam zostac ktos, kto nam pokaze droge, chocby po to, zeby sie nas pozbyc.

Laon Pakhymer zasmial sie i rozlozyl rece.

— To prawda. Sam bym nie chcial, zeby ta obdarta halastra obozowala w poblizu mojego domu dluzej niz to konieczne.

Starszy centurion chrzaknal. Moze i byl zadowolony ze zgody Khatrisha, ale nie z malo pochlebnego opisu legionistow.

Ostre odglosy klotni obudzily Marka nastepnego dnia przed switem. Zaspany wymamrotal przeklenstwo i usiadl na poslaniu, zmeczony po calodziennym marszu przez trudny teren. Lezaca obok niego Helvis westchnela i przewrocila sie na drugi bok. Malrik, ktory zwykle marudzil, kiedy trybun i Helvis chcieli, zeby spal, teraz nawet sie nie poruszyl.

Skaurus wysadzil glowe za namiot i zobaczyl towarzyszke Kwintusa Glabrio, Damaris, ktora wyskoczyla z namiotu mlodszego centuriona i odmaszerowala dumnym krokiem, wykrzykujac obelgi:

— …trudno znalezc bardziej bezuzytecznego mezczyzne! Nie mam pojecia, co ja w tobie widzialam!

Zniknela trybunowi z oczu. Skaurus dziwil sie raczej, co w niej dostrzegl Glabrio. To prawda, ze byla dosc pociagajaca. Miala ostre rysy videssanskich kobiet i plonace brazowe oczy, ale za to figure koscista jak u chlopca i temperament odpowiedni do wygladu. Byla rownie zapalczywa jak kochanka Thorisina, Komitta Rhangawe, a to o czyms swiadczylo. Natomiast Kwintusowi brakowalo porywczosci Gavrasa.

Glabrio wyjrzal za Damaris jak czlowiek, ktory wystawia glowe przez drzwi, zeby zobaczyc, czy minela burza. Dostrzegl Marka, wzruszyl ramionami i z ponura mina schowal sie do namiotu. Zaklopotany trybun zrobil to samo.

Ostatni wybuch Damaris w koncu obudzil Helvis, ale Malrik spal dalej. Odgarnawszy z twarzy potargane brazowe wlosy, kobieta ziewnela i usiadla.

— Dobrze, ze my tak ze soba nie walczymy, Hemondzie… — urwala skonfundowana.

Marek chrzaknal i usmiechnal sie krzywo. Wiedzial, ze nie powinien sie obrazac o to, ze Helvis niechcacy nazwala go imieniem zmarlego meza, ale za kazdym razem, kiedy to sie zdarzalo, czul uklucie zazdrosci i nic nie mogl na to poradzic.

— Mozesz budzic chlopca — powiedzial. — Za chwile zacznie sie ruch w obozie.

Marek tak usilnie staral sie nie okazac urazy, ze jego glos byl zupelnie wyprany z emocji, twardy jak marmurowa plyta i bezbarwny.

Nieskuteczna proba ukrycia gniewu przyniosla skutek odwrotny od zamierzonego. Helvis zrobila, co jej kazal, ale jej twarz zastygla jak maska, ktora nie potrafila ukryc zranionych uczuc podobnie jak jego beznamietny ton. Zapowiada sie wspanialy poranek, naprawde wspanialy — pomyslal trybun, nakladajac zbroje.

Rzucil sie w wir pracy, zeby odwrocic mysli od klotni wiszacej w powietrzu. Tak dokladnie nadzorowal zwijanie obozu, jakby legionisci robili to po raz pierwszy, a nie trzysetny albo i trzytysieczny. Slyszal, jak Kwintus Glabrio laje ludzi ze swojego manipulu — co spokojnemu oficerowi zdarzalo sie niezwykle rzadko — i wiedzial, ze nie tylko jego nerwy sa napiete.

Kwestia przewodnikow rozwiazala sie tak, jak przewidzial Gajusz Filipus. Rzymianie maszerowali przez nierowny teren, pociety mnostwem skalistych dolinek biegnacych we wszystkich kierunkach. Przybycie obcych na to odludzie musialo wywolac poruszenie. Przybycie armii, nawet zdziesiatkowanej, niemal wywolalo panike.

Odcieci od swiata rolnicy i hodowcy zwierzat, ktorzy rzadko widywali poborce podatkow — co w Videssos rzeczywiscie swiadczylo o izolacji — chcieli tylko, zeby Rzymianie wyniesli sie z wiosek, zanim zaczna sie grabieze i gwalty. W kazdym siole trafiali sie mlodzi ludzie, ktorzy chetnie, wrecz gorliwie wskazywali im droge… czesto do rywali mieszkajacych w sasiedniej dolinie.

Czasami zolnierzy spotykalo serdeczniejsze przyjecie. Bandy Yezda, wytrwalych i ruchliwych koczownikow, docieraly nawet w te niegoscinne okolice. Kiedy Rzymianie pojawiali sie w sama pore jako wybawcy, wiesniacy gotowi byli przychylic im nieba.

— Nie mam watpliwosci, ze to jest zycie dla mnie — oswiadczyl Viridoviks po jednym z takich malych zwyciestw. Siedzial przy ognisku. W prawej rece trzymal kufel piwa, a przed nim lezala na ziemi gora ogryzionych zeberek wieprzowych. Pociagnal z kufla duzy lyk i beknal. — Moglibysmy tu sobie zyc jak krolowie do konca naszych dni. Kto by nam czegokolwiek odmowil?

— Na przyklad ja — rzucil pospiesznie Gajusz Filipus. — To kraj wiesniakow. Nawet dziwki sa leniwe i niezreczne.

— Istnieje cos wiecej oprocz kutasa — odparl Viridoviks.

Swietoszkowaty ton wywolal salwy smiechu u wszystkich, ktorzy slyszeli Celta. Gajusz Filipus w milczacym gescie wyciagnal dlon z trzema uniesionymi palcami. W pomaranczowym blasku ogniska trudno bylo stwierdzic, czy Viridoviks, ktory i tak mial twarz spieczona od slonca, poczerwienial. W kazdym razie szarpnal sumiaste wasy.

— A czy to wszystko… — rozrzucil noga stos kosci — …nie sprawia, ze na mysl o zolnierskich racjach chce sie wymiotowac? Papkowata owsianka, splesnialy chleb, wedzone mieso o smaku podeszwy. Po dniu takiego zarcia kazdego by zemdlilo, a my jemy to calymi tygodniami.

— Galijski przyjacielu, czasami jestes naiwny jak dziecko — odezwal sie Gorgidas. — Jak czesto, wedlug ciebie, mieszkancy tej biednej doliny mogliby wydawac takie uczty?

Zatoczyl reka kolo. Sluchaczom przypomnialy sie mizerne, kamieniste poletka, ktore czasami wdzieraly sie na gorskie zbocza.

— Wychowalem sie w takiej dolinie jak ta — kontynuowal lekarz. — Z powodu dzisiejszej uczty miejscowi beda jedli gorzej tej zimy. Gdyby nas goscili przez dwa tygodnie, na przednowku przymieraliby glodem. Razem z

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×