ludzki dla sasiadow,

Nawet dla Zydow.

Hrabski kon, zwrocony z drogi,

Prosto klusowal polem az pod zamku progi.

Hrabia samotny wzdychal, pogladal na mury,

Wyjal papier, olowek i kreslil figury.

Wtem, spojrzawszy w bok, ujrzal o dwadziescia krokow

Czlowieka, ktory, rownie milosnik widokow,

Z glowa zadarta, rece wlozywszy w kieszenie,

Zdawalo sie, ze liczyl oczyma kamienie.

Poznal go zaraz, ale musial kilka razy

Krzyknac, nim glos Hrabiego uslyszal Gerwazy.

Szlachcic to byl, sluzacy dawnych zamku panow,

Pozostaly ostatni z Horeszki dworzanow;

Starzec wysoki, siwy, twarz mial czerstwa, zdrowa,

Marszczkami poorana, posepna, surowa.

Dawniej pomiedzy szlachta z wesolosci slynal;

Ale od bitwy, w ktorej dziedzic zamku zginal,

Gerwazy sie odmienil i juz od lat wielu

Ani byl na kiermaszu, ani na weselu;

Odtad jego dowcipnych zartow nie slyszano

I usmiechu na jego twarzy nie widziano.

Zawsze nosil Horeszkow liberyja dawna,

Kurte z polami zolta, galonem oprawna,

Ktory, dzis zolty, dawniej zapewne byl zloty.

Wkolo szyte jedwabiem herbowne klejnoty,

Polkozice, i stad tez cala okolica

'Polkozicem' przezwala starego szlachcica.

Czasem tez od przyslowia, ktore bez ustanku

Powtarzal, nazywano go takze 'Mopanku';

Czasem 'Szczerbcem', ze cala lysine mial w szczerbach;

Lecz on zwal sie Rebajlo, a o jego herbach

Nie wiadomo. Klucznikiem siebie tytulowal,

Iz ten urzad na zamku przed laty piastowal.

I dotad nosil wielki pek kluczow za pasem,

Uwiazany na tasmie ze srebrnym kutasem.

Choc nie mial co otwierac, bo zamku podwoje

Staly otworem, przeciez wynalazl drzwi dwoje,

Sam je wlasnym nakladem naprawil i wstawil,

I drzwi tych odmykaniem codziennie sie bawil.

W jednej z izb pustych obral mieszkanie dla siebie;

Mogac zyc u Hrabiego na laskawym chlebie,

Nie chcial, bo wszedzie tesknil i czul sie niezdrowym,

Jezeli nie oddychal powietrzem zamkowem.

Skoro ujrzal Hrabiego, czapke z glowy schwycil

I krewnego swych panow uklonem zaszczycil,

Chylac lysine wielka, swiecaca z daleka

I nacieta od licznych kordow jak nasieka;

Gladzil ja reka, podszedl i jeszcze raz nisko

Skloniwszy sie, rzekl smutnie: 'Mopanku Panisko,

Daruj mnie, ze tak mowie, Jasnie Grafie Panie,

To jest moj zwyczaj, nie zas nieuszanowanie:

'Mopanku' powiadali wszyscy Horeszkowie;

Ostatni Stolnik, pan moj, mial takie przyslowie.

Czyz to prawda, Mopanku, ze Pan grosza skapisz

Na proces i ten zamek Soplicom ustapisz?

Nie wierzylem, lecz w calym powiecie tak slychac'.

Tu, pogladajac w zamek, nie przestawal wzdychac.

'Coz dziwnego? - rzekl Hrabia. - Koszt wielki, a nuda

Jeszcze wieksza; chce skonczyc, lecz szlachcic maruda

Upiera sie; przewidzial, ze mie znudzic moze.

Dluzej tez nie wytrzymam i dzisiaj bron zloze,

Przyjme warunki zgody, jakie mi sad poda'.

'Zgody? - krzyknal Gerwazy. - Z Soplicami zgoda?

Z Soplicami, Mopanku?' - To mowiac wykrzywil

Usta, jakby nad wlasna mowa sie zadziwil.

'Zgoda i Soplicowie? Mopanku Panisko,

Pan zartuje, co? Zamek, Horeszkow siedlisko,

Ma pojsc w rece Soplicow? Niech Pan tylko raczy

Zsiasc z konia, podzmy w zamek, niech no Pan obaczy,

Pan sam nie wie, co robi; niech sie Pan nie wzbrania,

Zsiadaj Pan!' - i przytrzymal strzemie do zsiadania.

Weszli w zamek; Gerwazy stanal w progu sieni:

'Tu - rzekl - dawni panowie, dworem otoczeni,

Czesto siadali w krzeslach w poobiedniej porze.

Pan godzil spory wloscian lub w dobrym humorze

Gosciom rozne ciekawe historyje prawil

Albo ich powiesciami i zarty sie bawil,

A mlodziez na dziedzincu bila sie w palcaty

Lub ujezdzala panskie tureckie bachmaty'.

Weszli w sien. - Rzekl Gerwazy: 'W tej ogromnej sieni

Brukowanej nie znajdziesz Pan tyle kamieni,

Ile tu peklo beczek wina w dobrych czasach;

Szlachta ciagnela kufy z piwnicy na pasach,

Sproszona na sejm albo sejmik powiatowy,

Albo na imieniny panskie, lub na lowy.

Podczas uczty na chorze tym kapela stala

I w organ i w rozliczne instrumenty grala;

A gdy wnoszono zdrowie, traby jak w dniu sadnym

Grzmialy z choru; wiwaty szly ciagiem porzadnym:

Pierwszy wiwat za zdrowie krola Jegomosci,

Potem prymasa, potem krolowej Jejmosci,

Potem szlachty i calej Rzeczypospolitej,

A na koniec, po piatej szklenicy wypitej,

Wnoszono: Kochajmy sie! wiwat bez przestanku,

Ktory, dniem okrzykniony, brzmial az do poranku;

A juz gotowe staly cugi i podwody,

Aby kazdego odwiezc do jego gospody'.

Przeszli juz kilka komnat; Gerwazy w milczeniu

Tu wzrok na scianie wstrzymal, owdzie na sklepieniu,

Przywolujac pamiatke tu smutna, tam mila;

Czasem, jakby chcial mowic: 'Wszystko sie skonczylo',

Kiwnal zalosnie glowa; czasem machnal reka.

Widac, ze mu wspomnienie samo bylo meka

I ze je chcial odpedzic; az sie zatrzymali

Na gorze, w wielkiej, niegdys zwierciadlanej sali;

Dzis wydartych zwierciadel staly puste ramy,

Okna bez szyb, z kruzgankiem wprost naprzeciw bramy.

Tu wszedlszy starzec glowe zadumana sklonil

I twarz zakryl rekami, a gdy ja odslonil,

Miala wyraz zalosci wielkiej i rozpaczy.

Hrabia, chociaz nie wiedzial, co to wszystko znaczy,

Pogladajac w twarz starca czul jakies wzruszenie,

Reke mu scisnal; chwile trwalo to milczenie.

Przerwal je starzec, trzesac wzniesiona prawica:

'Nie masz zgody, Mopanku, pomiedzy Soplica

I krwia Horeszkow! W Panu krew Horeszkow plynie,

Jestes krewnym Stolnika po matce Lowczynie,

Ktora sie rodzi z drugiej corki Kasztelana,

Ktory byl, jak wiadomo, wujem mego Pana.

Sluchaj Pan historyi swej wlasnej rodzinnej,

Ktora sie stala wlasnie w tej izbie, nie innej.

'Nieboszczyk pan moj, Stolnik, pierwszy pan w powiecie,

Bogacz i familijant, mial jedyne dziecie,

Corke piekna jak aniol; wiec sie zalecalo

Stolnikownie i szlachty, i paniat niemalo.

Miedzy szlachta byl jeden wielki paliwoda,

Klotnik, Jacek Soplica, zwany <<Wojewoda>>

Przez zart; w istocie wiele znaczyl w wojewodztwie,

Bo rodzine Soplicow mial jakby w dowodztwie

I trzystu ich kreskami rzadzil wedle woli,

Choc sam nic nie posiadal procz kawalka roli,

Szabli, i wielkich wasow od ucha do ucha.

Owoz pan Stolnik nieraz wzywal tego zucha

I ugaszczal w palacu, zwlaszcza w czas sejmikow,

Popularny dla jego krewnych i stronnikow.

Wasal tak wzbil sie w dume laskawem przyjeciem,

Ze mu sie uroilo zostac panskim zieciem.

Do zamku nie proszony coraz czesciej jezdzil,

W koncu u nas jak w swoim domu sie zagniezdzil

I juz mial sie oswiadczac, lecz pomiarkowano

I czarna mu polewke do stolu podano.

Podobno Stolnikownie wpadl Soplica w oko,

Ale przed rodzicami taila gleboko.

Bylo to za Kosciuszki czasow; Pan popieral

Prawo trzeciego maja i juz szlachte zbieral,

Aby konfederatom ciagnac ku pomocy,

Gdy nagle Moskwa zamek opasala w nocy:

Ledwie byl czas z mozdzerza na trwoge wypalic,

Podwoje dolne zamknac i ryglem zawalic.

W zamku calym byl tylko pan Stolnik, ja, Pani,

Kuchmistrz i dwoch kuchcikow, wszyscy trzej

Вы читаете Pan Tadeusz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×