Zmuszajac sie do tego, zeby zerknac w gore, Paul zorientowal sie, ze Wedrowiec pozostaje nieruchomy i nie zmienia zarysow. Pomogl wstac Margo, po czym sam podniosl sie, ale wciaz stal skulony jak czlowiek, nad ktorym zawisla betonowa plyta, albo jak ktos, kto za chwile ma dostac piescia w zeby.

Okazalo sie, ze reakcja „padnij” byla powszechna. Krzesla lezaly porozrzucane i nie widac bylo zywej duszy — ani osob, ktore siedzialy w pierwszym rzedzie, ani prelegentow.

Nie, reakcja jednak nie byla zupelnie powszechna. Dragal stal wyprostowany i dziwnie spokojnym, wysokim glosem mowil:

— Nie bojcie sie. To tylko wielki balon. Wykonany w Japonii, sadzac z deseniu.

— Wzniosl sie z Vandenbergu! — wolala histerycznie kobieta lezaca na podlodze. — Dlaczego sie zatrzymal? Dlaczego sie pali? Dlaczego nie leci wyzej?

Spod stolu dal sie slyszec jeszcze glosniejszy krzyk Lysego:

— Glupcy, nie wstawajcie! Nie wiecie, ze to atomowa kula ognista? — A potem ciszej zwrocil sie do Ramy Joan: — Gdzie sa moje okulary?

Ragnarok z podkulonym ogonem obszedl taras, stanal prawie na samym srodku miedzy pustymi krzeslami, podniosl pysk w strone Wedrowca i zaczal wyc. Paul i Margo wymineli psa i zblizyli sie do podium.

Za ich plecami ukazala sie Anna.

— Dlaczego wszyscy sie boja? — zapytala wesolo. — To chyba najwiekszy latajacy talerz na swiecie! Teraz juz moge ja.zgasic — powiedziala, wylaczajac latarka.

— Japonski balon porusza sie bardzo wolno — kontynuowal Dragal glosem piskliwym i monotonnym. — Przelatuje nam teraz — nad glowami, ale prosze sie nie obawiac, nie zatrzyma sie tu na stale.

Niski mezczyzna podszedl do Dragala, wyciagnal reke do gory i potrzasnal go za ramie.

— Czy balon potrafilby az tak przycmic gwiazdy? — zapytal. — Czy w jego swietle moglibysmy rozroznic kolory naszych samochodow? Czy Vandenberg bylby zielony? Czy zdolalby oswietlic Ocean Spokojny az po wyspy Santa Barbara? Do jasnej cholery, odpowiedz mi, Charley Fulby!

Dragal rozejrzal sie. Potem wywrocil oczy, az widac bylo same bialka, oparl sie o krzeslo i bezsilnie osunal na ziemie. Niski mezczyzna spojrzal na niego uwaznie i powiedzial z namyslem:

— Cokolwiek to jest, nie jest to Arletta. Jednoczesnie spod stolu ukazala sie lsniaca czaszka i blyszczace okulary Lysego oraz owlosiona twarz Huntera, profesora z Uniwersytetu Reeda, ktorego Margo i Paul przezywali Brodaczem. Przez chwile sprawial! wrazenie dwoch dzielnych krasnali.

— To nie jest atomowa kula ognista — oznajmil Lysy. — Gdyby tak bylo, powiekszalaby sie. A poza tym od poczatku swiecilaby znacznie jasniej.

Pomogl wstac Ramie Joan. Koniec jej zielonego turbanu byl odwiniety. Bluzke miala pognieciona. Hunter rowniez wstal.

Anna wyciagnela reke i poglaskala Miau.

— Ona mruczy i wciaz patrzy na ten wielki talerz — powiedziala do Margo rudowlosa dziewczynka. — Jakby chciala go oblizac.

Wedrowiec nadal wisial na niebie, miekki jak puch, a jednak o wyraznie zarysowanych konturach; byl.masywny, jego dwie polowy — kasztanowata i zlota — ukladaly sie na ksztalt symbolu in-jang, symbolu swiatla i ciemnosci, mezczyzny i kobiety, dobra i zla.

Kiedy inni wpatrywal! sie w nieznany obiekt i zastanawiali sie nad nim, niski mezczyzna wyjal z kieszeni na piersi niewielki notes i na czystej kartce starannie naszkicowal schematyczny rysunek: wygladzil nieregularne kontury i rownoleglymi kreskami zaznaczyl kasztanowy odcien nowego ciala niebieskiego.

Don Merriam zdjal ostatni kanister i ruszyl w strone stacji. Spojrzal w gore na zacmienie. Pierscien swiecil jaskrawo po prawej stronie Ziemi. Za kilka sekund ukaze sie tarcza Slonca, na Ksiezyc powroci upalny dzien, a ciemne kolo Ziemi znow rozjasnia odbite przez Ksiezyc promienie Slonca.

Nagle zatrzymal sie. Tarcza Slonca jeszcze sie nie ukazala, a tarcza Ziemi, przed chwila ciemna, swiecila teraz dwadziescia razy jasniej niz kiedykolwiek w blasku Ksiezyca. Bez trudu rozpoznal kontury obu Ameryk, a w gornym prawym brzegu maly swietlisty punkt grenlandzkiej pokrywy lodowej.

— Don, spojrz na Ziemie — odezwal sie w sluchawce donosny glos Johannsena.

— Wlasnie patrze, Jo. Co sie tam dzieje?

— Nie wierny. Podejrzewamy, ze gdzies na Ksiezycu nastapil potezny wybuch. Moze pozar w bazie radzieckiej — wybuch paliwa rakietowego.

— Nie byloby tak jasno, Jo. No, ale moze Amburcumian wynalazl sygnal swietlny o mocy dwudziestu Ksiezycow.

— Latarnia atomowa? — rozesmial sie ponuro Johannsen. — Dufresne ma lepsza propozycje. Jego zdaniem wszystkie gwiazdy za nami zwiekszyly jasnosc tysiackrotnie.

— Moze ma racje — odpowiedzial Don, — Jo, co to za punkt nad Atlantykiem? — zapytal nagle.

Punktem, o ktorym mowil, byla jasna zolto-fioletowa plama na spokojnej wodzie oceanu.

Richard Hillary opuscil zastane, zeby poranne ostre promienie slonca nie wpadaly do wnetrza, i wyciagnal sie wygodnie w fotelu pospiesznego autobusu, ktory wlasnie nabieral szybkosci w drodze do Bath, Autobus ten byl mila niespodzianka, w porownaniu z podskakujacym na wyboistej drodze autobusem, ktorym jechal z Portishead do Bristolu. Nareszcie poczul, ze choroba morska mu mija: wnetrznosci, ktore niecala godzine temu skrecaly mu sie w wezowe sploty, teraz powoli sie uspokajaly.

Oto, co jeden wieczor spedzony z pijanym walijskim poeta moze uczynic z wyobraznia — pomyslal ironicznie. — Cholera, jakies wezowe sploty! Starczy mi juz tego na dluzszy czas!

Przy pozegnaniu Dai Davies byl w wyjatkowo halasliwym nastroju, spiewal glosno,,Zegnaj, Mono”, improwizujac poszczegolne zwrotki pod wplywem alkoholu. Tworzyl okropne neologizmy, takie jak „ksiezyco- ciemnosc” i „ludzko-blask”, a do tego wszystkiego „dziewico-uroda”. Ulga, jaka czul Richard, kiedy sie pozbyl Daviesa, byla szczera i gleboka. Nawet nie przeszkadzalo mu (przynajmniej na razie), ze kierowca autobusu ma wlaczone radio i zmusza pasazerow do sluchania przytlumionych dzwiekow amerykanskiego neojazzu, rownie bezsensownego, jak partia republikanska.

Richard wydal ciche, choc glebokie, westchnienie. Tak, na jakis czas koniec z Dai, koniec z literatura fantastycznonaukowa, koniec z Ksiezycem. Tak, przede wszystkim z Ksiezycem.

— Przerywamy program — odezwal sie glos z radia — zeby podac panstwu zeskakujace wiadomosc! ze Stanow Zjednoczonych.

Rozdzial 8

Hunter i Lysy rozmawiali, obserwujac Wedrowca. Kiedy kedzierzawa glowa i bujna broda Huntera przyslonila na chwile zlocista czesc kuli, lsniaca czaszka Lysego przybrala dziwny karmazynowy odcien.

Paul pod wplywem naglego przyplywu energii wskoczyl na podium i nie myslac o konsekwencjach powiedzial:

— Posiadam tajne informacje na temat fotografii gwiezdnych z polami znieksztalcen, ktore calkowicie potwierdzaja…

— Dosyc! Nie mam czasu wysluchiwac bredni fanatykow! — krzyknal Lysy, po czym zwrocil sie znow do Huntera:

— Moge sie zalozyc, Ross, ze jesli ten obiekt Jest w tej samej odleglosci od Ziemi, co Ksiezyc, musi byc wielkosci Ziemi. Na pewno. Ale…

— Zakladajac, ze to kula — przerwal mu ostro Hunter — bo moze byc plaski jak talerz.

— Oczywiscie zakladajac, ze to kula. Ale to chyba naturalne i rozsadne przypuszczenie, prawda? Sluchaj, jezeli jest tylko tysiac szescset kilometrow nad nami — na sekunde zamknal oczy — to jego srednica wynosi czterdziesci osiem kilometrow. Zgodza sie?

— Tak — odparl Hunter. — Trojkaty podobne i dwanascie tysiecy osiemset kilometrow dzielone przez

Вы читаете Wedrowiec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×