Pepe Martinez i Duzy Bundy podniesli sie z poduszek i chwiejnym krokiem podeszli do brudnego ceglanego muru okalajacego dach budynku. Ruchem reki Pepe wskazal Ksiezyc.

— Jeszcze raz sie zaciagne i — puf! Wzniose sie na Ksiezyc tak jak John Carter — powiedzial.

— Nie zapomnij kombinezonu — doradzil mu Duzy.

— Raz, ale porzadnie, zaciagne sie tym skretem i to mi wystarczy — westchnal Pepe. — Zupelnie jak wystawa jubilerska, no nie? — spytal, wskazujac na gwiazdy.

— Gdzie tam! To motocykle, stary, motocykle z brylantowymi reflektorami. Pedza we wszystkie strony swiata! — zawolal Duzy.

Arab, ktory nadal siedzial na poduszce przed namiotem i z cienkiego kieliszka do likieru saczyl muskat, spytal:

— A noc was nie zachwyca, moi najdrozsi?

— Jest piekna jak jedwabisty waz, szefuniu — odpowiedzial Duzy.

Ksiezyc nadal wedrowal przez zimny, milczacy cien Ziemi we wlasnym rownomiernym tempie szescdziesieciu pieciu kilometrow na minute — jego wedrowka byla tak samo nieodwracalna jak saczenie sie krwi do klatki piersiowej Asy Holcomba, jak niespokojne wirowanie plemnikow Jake'a Leshera, jak adrenalina wydzielana przez nadnercza don Guillerma, jak rozszczepianie atomow napedzajacych silnik transatlantyku „Prince Charles”, jak fale telewizyjne, przekazujace obraz gleboko pod ziemie Spikeowi Stevensowi, jak przyjmowanie i odrzucanie bodzcow przez mozg pograzonego we snie Wolfa Lonera w rytm tego, co zeglarz nazywal rownowaga psychiczna. Ksiezyc wedrowal po niebie miliard lat temu, bedzie wedrowal rowniez i za miliard lat. Wedlug astronomow nieznane sily plywowe przyciagna kiedys Ksiezyc tak blisko Ziemi, ze wewnetrzne napiecia rozsadza jego skorupe, zamieniajac go w cos na ksztalt pierscieni Saturna. Ale to, zdaniem astronomow, czeka nas dopiero za sto miliardow lat.

Rozdzial 6

Paul nerwowo tracil Margo, zeby przestala chichotac, a jednoczesnie kobieta z drugiego rzedu zawolala do lysego mezczyzny na podium:

— Co to jest ta nadprzestrzen, z ktorej moga nagle wylaniac sie planety?

— Wlasnie, moze by pan nam w skrocie wyjasnil — tonem doswiadczonego dyskutanta powiedzial Brodacz, zwracajac sie do Lysego.

— Nadprzestrzen to pojecie uzywane w fizyce teoretycznej, poza tym termin ten wystepuje rowniez w wielu opowiadaniach fantastycznonaukowych — rozpoczal wywod Lysy. Poprawil okulary i przesunal reka po lsniacej czaszce. — Jak wiadomo, zwykle za najwieksza predkosc uwaza sie predkosc swiatla. Trzysta tysiecy kilometrow na sekunde wydaje sie duzo, ale jest to zolwie tempo, jezeli chodzi o ogromne odleglosci miedzy gwiazdami i wewnatrz galaktyki — niezbyt dobra perspektywa dla podrozy kosmicznych.

Ale jednak — ciagnal Lysy — istnieje teoretyczna mozliwosc, ze czas miedzyplanetarny jest tak spaczony i nierowny, iz odlegle rejony naszego kosmosu stykaja sie w innym wymiarze — w nadprzestrzeni — tu wlasnie mozna uzyc tego slowa. Albo nawet, ze kazdy rejon styka sie ze wszystkimi innymi rejonami. W takiej sytuacji podrozowanie szybsze od predkosci swiatla jest teoretycznie mozliwe, gdybysmy sie przebili z naszego wszechswiata w nadprzestrzen, a potem wrocili z niej na dowolnie obrany punkt we wszechswiecie. Mowi sie oczywiscie o podrozach w nadprzestrzeni tylko odnosnie do statkow kosmicznych, ale nie widze powodu, dlaczego odpowiednio wyposazona planeta nie moglaby tez tak podrozowac. Oczywiscie to tylko teoria. Naukowcy tacy jak Bernal i filozofowie tacy jak Stapledon, ze nie wspomne juz o pisarzach takich jak Stuart i Smith, wysuwali teorie o wedrujacych planetach.

— Teorie! — parsknal Dragal, dodajac polglosem: — Ale brednie!

— A co pan na to? — zapyta! Brodacz, — niemalze obojetnie kierujac pytanie do Lysego. — Czy sa jakies konkretne dowody potwierdzajace istnienie nadprzestrzeni lub podrozy w nadprzestrzeni?

Siedzaca za Lysym kobieta w turbanie z zaciekawieniem spojrzala na obu mezczyzn.

— Nie! Nie ma nawet najmniejszych — usmiechnal sie Lysy. — Usilowalem namowic moich przyjaciol astronomow, zeby poszukali jakichs dowodow, ale nie potraktowali tego serio.

— To ciekawe — zastanowil sie Brodacz. — Jalcie to moga byc dowody?

— Sam sie nad tym zastanawialem — stwierdzil z duma Lysy. — Mam nawet pewien pomysl, mianowicie sila niezbedna do tego, zeby statek dosta! sie w nadprzestrzen, a potem sie z niej wydostal, moze tworzyc chwilowe sztuczne pola grawitacyjne — pola tak silne, ze w sposob widoczny znieksztalcalyby swiatlo gwiazd na tym odcinku przestrzeni. Powiedzialem znajomym astronomom, zeby w bezchmurne noce obserwowal, czy gwiazdy nie wiruja — oczywiscie przez teleskopy satelitarne — i zeby w migawkowych fotografiach astronomicznych szukali dowodow tego zjawiska — gwiazd na krotki czas gasnacych lub wirujacych w dziwny sposob.

Chuda kobieta odezwala sie z drugiego rzedu:

— Czytalam w gazecie o mezczyznie, ktory widzial, jak gwiazdy wiruja. Czy to bylby dowod?

— Obawiam sie, ze nie — usmiechnal sie pod nosem Lysy. — Moze po prostu byl pijany? Nie nalezy traktowac wszystkich tych opowiastek zbyt powaznie.

Paul poczul, ze przechodza go ciarki. Jednoczesnie Margo zlapala go za reke.

— Paul — szepnela podniecona. — Lysy przeciez mowi o tym, co widziales na fotografiach.

— To brzmi podobnie. — Paul zadumal sie, usilujac uporzadkowac mysli. — Nawet bardzo podobnie. Uzyl slowa „wiruja” — dodal zdziwiony.

— Wiesz — powiedziala Margo — to, co on mowi, nie jest takie glupie.

— Opperly uwaza… — zaczal Paul, ale nagle zdal sobie sprawe, ze Lysy mowi do niego.

— Czy panstwo w ostatnim rzedzie… przepraszam, nie wiem, z kim mam przyjemnosc… chcieliby cos dodac?

— Alez nie — odparl natychmiast Paul. — Jestesmy po prostu zafrapowani tym, co pan powiedzial.

Lysy skinieniem reki podziekowal za slowa uznania.

— Klamczuch — usmiechnela sie Margo. — Mam wielka ochote powiedziec mu o wszystkim.

Paul nie zdobyl sie na to, zeby jej zabronic — i chyba postapil slusznie. Nagle ogarnelo go znow silne, choc niejasne poczucie winy. Wiedzial, ze nie moze ujawnic tajnych informacji i to komu jak komu, ale fanatykom latajacych talerzy. Ale zarazem trudno mu bylo pogodzic sie z tym, zeby taki czlowiek jak Lysy nic nie wiedzial o fotografiach.

Wrocil myslami do dyskusji i znow przeszly go ciarki. Do cholery, to niesamowite, ale hipotezy Lysego pokrywaja sie z tym, co ukazuja fotografie. Spojrzal niepewnie na ciemny Ksiezyc, i znow w mysli uslyszal pytanie Margo: A gdyby tak gwiazdy zaczely teraz wirowac?

Kanistry na pyl ksiezycowy, wiszace na cienkich metalowych drazkach nad polyskliwa powloka dwutlenku wegla, wygladaly jak dziwne mechaniczne owoce w zamarznietym ogrodzie. Poruszajac sie w blasku reflektora umocowanego w helmie, Don Merriam podszedl do pierwszego kanistra, stapajac najostrozniej jak tylko mogl, zeby nie wzbic tumanu trujacego pylu. Mimo to jego metalowe buty wzniecily krysztalki suchego lodu, ktore raptownie opadly — zjawisko charakterystyczne dla pylu i „sniegu” na pozbawionym atmosfery Ksiezycu. Merriam dotknal spustu, ktory hermetycznie zamykal kanister, zdjal kanister z drazka i wrzucil go do torby.

— Jestem najlepiej platnym zbieraczem owocow po tej stronie Marsa — rzekl do siebie nie bez racji. — A mimo to pracuje za szybko jak na wymagania Gomperta, bossa naszego zwiazku zawodowego i zwolennika wolnego tempa.

Znow spojrzal w gore na czarna Ziemie otoczona mosieznym pierscieniem.

— Dziewiecdziesiat dziewiec i dziewiec dziesiatych procent ludzi na Ziemi mysli, ze sie tu po prostu obijam — powiedzial sam do siebie. — Wydaje im sie, ze badanie przestrzeni kosmicznej to tylko roboty publiczne dla bezrobotnych, najwieksze od czasu piramid. Albo od czasu budowy kolei zelaznej. Ziemskie mieczaki! Troposferyczne pakle! — Wyszczerzyl zeby w usmiechu. — Slyszeli o kosmosie, ale wciaz nie wierza, ze kosmos istnieje. Nie byli tutaj i nie przekonali sie na wlasne oczy, ze Ziemi nie podtrzymuje zaden gigantyczny slon, a slonia gigantyczny zolw. Kiedy mowie „planeta” i „statek kosmiczny”, kojarzy im sie to z horoskopem i latajacym

Вы читаете Wedrowiec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×