Oczy Roya byly zimne i przenikliwe. Colinowi wydalo sie, ze to ostre spojrzenie przewierca go jak widelec do miesa.

– Jak dlugo mnie znasz? – spytal Roy.

– Od dnia, w ktorym sprowadzilismy sie tutaj z mama.

– Wiec jak dlugo?

– Wiesz przeciez. Od pierwszego czerwca. Miesiac.

– Czy chociaz raz cie oklamalem? Nie. Poniewaz jestes moim przyjacielem. Nie oklamalbym przyjaciela.

– Niezupelnie klamiesz. Po prostu bawisz sie w jakas gre.

– Nie lubie gier.

– Ale lubisz sobie pozartowac.

– Teraz nie zartuje.

– Oczywiscie, ze zartujesz. Podpuszczasz mnie. Jak tylko powiem, ze wierze w te historie z kotem, wysmiejesz mnie. Nie dam sie na to zlapac.

– No coz – powiedzial Roy. – Probowalem.

– Ha! Wiec jednak mnie podpuszczales!

– Jesli tak uwazasz, to w porzadku.

Roy odszedl na bok. Zatrzymal sie dwadziescia stop od Colina i znow odwrocil sie w strone morza. Jak zahipnotyzowany wpatrywal sie w zamglony horyzont. Colin, ktory byl zapalonym czytelnikiem literatury sf, mial wrazenie, ze Roy nawiazuje telepatyczna, tajemna wiez z czyms, co krylo sie daleko, w glebokiej, ciemnej, wzburzonej wodzie.

– Roy? – Zartowales, mowiac o tym kocie?

Roy odwrocil sie, popatrzyl na niego zimno i usmiechnal sie szeroko.

Colin tez sie usmiechnal.

– No tak. Wiedzialem. Probowales zrobic ze mnie glupca.

2

Colin polozyl sie plasko na plecach, zamknal oczy i przez chwile prazyl sie na sloncu.

Nie mogl przestac myslec o kocie. Probowal wyobrazic sobie przyjemne rzeczy, ale kazda zamieniala sie w obraz zakrwawionego kota w klatce dla ptakow. Zwierze mialo szeroko otwarte oczy, martwe, ale wciaz czujne. Colin byl pewien, ze kot czeka, by zblizyc sie do niego, ze poluje na okazje i za chwile wysunie swe ostre jak brzytwa pazury.

Cos uderzylo go w stope.

Usiadl przestraszony.

Roy patrzyl na niego z gory.

– Ktora godzina?

Colin zamrugal i spojrzal na zegarek.

– Dochodzi pierwsza.

– Rusz sie. Wstawaj.

– Dokad idziemy?

– Moja stara pracuje popoludniami w sklepie z upominkami – powiedzial Roy. – Mamy dla siebie caly dom.

– Co bedziemy tam robic?

– Chcialbym ci cos pokazac.

Colin wstal i otrzepal z piaszczystej ziemi dzinsy.

– Chcesz mi pokazac, gdzie zakopales kota?

– Myslalem, ze nie wierzysz w te historie.

– Bo nie wierze.

– Wiec daj sobie spokoj. Chce ci pokazac kolejke.

– Jaka kolejke?

– Zobaczysz. To prawdziwy trzask.

– Scigamy sie az do miasta?

– Jasne.

– Jazda! – krzyknal Colin.

Jak zwykle Roy pierwszy dopadl roweru. Byl juz o piecdziesiat jardow dalej, pedzac pod wiatr, zanim Colin zdazyl postawic stope na pedale.

Samochody, furgonetki, wozy campingowe, powolne karawany mieszkalne przepychaly sie w poszukiwaniu dogodnego miejsca na dwupasmowej asfaltowej szosie. Colin i Roy jechali po zabrudzonym olejem poboczu.

Przez wiekszosc roku na Seaview Road ruch byl niewielki. Przyjezdni korzystali z obwodnicy okalajacej Santa Leone.

W czasie sezonu miasto bylo zatloczone. Pekalo w szwach od turystow, jadacych zbyt szybko i zbyt nieuwaznie. Zdawalo sie, ze scigaja ich demony. Zachowywali sie jak szalency, gnajac na zlamanie karku w poszukiwaniu wypoczynku, wypoczynku, wypoczynku.

Colin zjechal z ostatniego wzgorza, kierujac sie w strone peryferii Santa Leone. Wiatr chlostal go po twarzy, platal wlosy i przepedzal kleby samochodowych spalin.

Usmiechal sie bezwiednie. Juz dawno nie czul sie tak dobrze.

Mial powody do zadowolenia. Czekaly go jeszcze dwa miesiace jasnego kalifornijskiego lata, dwa miesiace wolnosci przed poczatkiem roku szkolnego. Poza tym, po odejsciu ojca, nie bal sie juz codziennych powrotow do domu.

Wciaz przezywal rozwod rodzicow. Ale ich rozstanie bylo lepsze od glosnych i tak bardzo bolesnych awantur, ktore przez kilka ladnych lat stanowily nieodlaczny rytual kazdej nocy.

Czasem, w snach, Colin wciaz slyszal wykrzykiwane oskarzenia, nietypowe dla matki wulgarne slowa, ktorych uzywala w szczytowym momencie klotni, nieunikniony odglos wymierzanego przez ojca ciosu, wreszcie placz. Bez wzgledu na to, jak cieplo bylo w sypialni, zawsze budzil sie przemarzniety i drzacy, choc oblany potem.

Nie byl blisko zwiazany z matka, ale zycie z nia bylo przyjemniejsze niz z ojcem. Matka nie podzielala ani nawet nie rozumiala jego zainteresowan – sf, horrory, komiksy, opowiesci o wilkolakach i wampirach, filmy grozy – nigdy jednak nie zabraniala mu zajmowac sie takimi rzeczami, tak jak probowal robic to ojciec.

Ale to, co naprawde uczynilo go szczesliwym, nie mialo nic wspolnego z rodzicami. Chodzilo o Roya Bordena. Po raz pierwszy w zyciu Colin mial przyjaciela.

Byl zbyt niesmialy, by latwo nawiazywac przyjaznie.

Czekal, az ktos inny zblizy sie do niego, nawet jesli wiedzial, ze jest malo prawdopodobne, by ktokolwiek zainteresowal sie chudym, niezgrabnym, krotkowzrocznym, zatopionym w ksiazkach chlopcem, ktory nie przepada za sportem i nieczesto oglada telewizje.

Roy Borden byl pewny siebie i towarzyski. Cieszyl sie znaczna popularnoscia wsrod rowiesnikow. Colin podziwial go i zazdroscil mu. Niemal kazdy chlopiec w miescie bylby dumny, gdyby mogl uchodzic za przyjaciela Roya. Z powodow, ktorych Colin nie rozumial, Roy wybral wlasnie jego. Wloczenie sie po miescie z kims takim jak Roy, powierzanie mu swoich tajemnic, wysluchiwanie jego sekretow – wszystko to bylo dla Colina czyms zupelnie nowym. Czul sie jak zalosny zebrak, obdarzony w cudowny sposob laska wielkiego ksiecia.

Colin bal sie, ze wszystko to skonczy sie tak nagle, jak nagle sie zaczelo. Ta mysl przyprawiala go o szybkie bicie serca. Czul suchosc w ustach.

Zanim spotkal Roya, byl zawsze samotny. Jednak teraz, gdy juz poznal smak przyjazni, powrot do dawnego stanu bylby zbyt bolesny.

Dotarl do podnoza dlugiego wzniesienia.

Roy, ktory minal kolejna przecznice, skrecil na rogu w prawo.

Colinowi przyszlo nagle do glowy, ze przyjaciel mogl sobie z niego zakpic, zniknac gdzies w dole ulicy i ukryc sie przed nim na zawsze. Byla to szalona mysl, ale Colin nie mogl sie od niej uwolnic.

Pochylil sie nisko nad kierownica. Poczekaj na mnie, Roy. Poczekaj, prosze! – powtarzal w mysli. Pedalowal

Вы читаете Glos Nocy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×