Ale bylo juz za pozno. Chlopiec podniosl prawa reke.
– Nie! – Shep wydawal sie bliski obledu.
– Nie rob tego, Danny! – Nie bedzie miala wyboru. Danny przylozyl sobie lufe do glowy.
– Cholera! – Shep rzucil sie na syna. Bron Rainie wypalila w sufit w chwili, gdy szeryf powalil chlopca na ziemie. Spomiedzy kotlujacych sie cial wyslizgnal sie pistolet. Rainie kopnela go dalej. Zauwazyla, ze Shep przytrzymal dwudziestke dwojka Danny’ego. Pociagnal mocno. Chlopiec krzyknal. Ojciec wyrwal mu bron i odrzucil na bok.
Chwile potem bylo juz po wszystkim. Danny lezal na podlodze, nie zamierzajac stawiac oporu, a szeryf O’Grady siedzial obok niego. Dyszal ciezko, po policzkach splywaly mu lzy.
– Do diabla – wydusil w koncu. – Do diabla. Ech, Danny… Probowal przytulic syna, ale ten odepchnal go.
Shep spuscil glowe. Jego potezne ramiona nie przestawaly sie trzasc.
Teraz Rainie przejela inicjatywe. Przetoczyla Danny’ego na brzuch dwa i pol metra od miejsca, gdzie lezaly trzy trupy, i dokladnie go obszukala. Nie znalazlszy zadnej dodatkowej broni, sciagnela mu rece do tylu i zatrzasnela kajdanki.
– Danielu O’Grady – wyrecytowala, pomagajac chlopcu sie podniesc – jestes aresztowany. Masz prawo nie odpowiadac na pytania. Cokolwiek powiesz, moze zostac wykorzystane przeciwko tobie.
– Nic nie mow – rozkazal ostro szeryf. – Slyszysz mnie, synu? Nic nie mow!
– Zamknij sie, Shep. Nie mozesz zmusic dzieciaka do milczenia i dobrze o tym wiesz. Rozumiesz swoje prawa, Danny? Rozumiesz, ze zostales aresztowany za to, co zrobiles w szkole?
– Nie odpowiadaj, Danny! Nie odpowiadaj!
– Shep – warknela Rainie ostrzegawczo.
Danny O’Grady nawet nie spojrzal na ojca. W koncu odezwal sie:
– Tak, prosze pani.
– Zrobiles to, Danny? – zapytala lagodniej. Uslyszala w swoim glosie zmieszanie, potrzebe potwierdzenia. Znala tego chlopca prawie od urodzenia. Dobry dzieciak. Kiedys nosil jej odznake policyjna. Dobry dzieciak. Wziela sie w garsc i powtorzyla bardziej stanowczo:
– Zastrzeliles tych ludzi, Danielu? Zrobiles krzywde tym dziewczynkom?
Odpowiedzial nieobecnym glosem.
– Tak, prosze pani. Chyba tak.
5
Rainie i Shep milczeli. Slowa, ktore przed chwila padly, powoli docieraly do ich swiadomosci. Shep nie protestowal przeciw oswiadczeniu Danny’ego, nie probowal tlumaczyc, ze to nieporozumienie albo ze Danny jest jeszcze dzieckiem. Wydawal sie zbyt oszolomiony.
A Rainie nie wiedziala, co jeszcze moglaby powiedziec. Byla policjantka; aresztowany przyznal sie do winy. Znala swoje obowiazki.
Kiedy podprowadzila chlopca do frontowego wejscia, natychmiast rozblyslo kilkanascie fleszow. Juz czyhali dziennikarze. Cholera.
Wycofala sie szybko, oslaniajac Danny’ego przed oslepiajacymi lampami i zgielkiem pytan. Popatrzyl na nia nieprzytomnie, poslusznie poddajac sie jej woli. Trudno jej bylo zniesc to zaszczute spojrzenie.
– Nie moga zobaczyc, ze z nami wychodzisz – zwrocila sie po chwili do Shepa. Cala trojka przywarli do sciany korytarza niczym tropiona zwierzyna.
– Nie zostawie cie z nim samej.
– Nie masz tu nic do powiedzenia. Moge go przesluchac bez twojej obecnosci, a juz na pewno moge go aresztowac bez twego pozwolenia. Dobrze o tym wiesz.
Shep przyjal te slowa z grobowa mina. Prawo w stanie Oregon nie cackalo sie z mlodocianymi zabojcami i Danny mial ponad dwanascie lat, wiec mogl byc pociagniety do odpowiedzialnosci karnej za swoje czyny. Przyslugiwaly mu takie same prawa jak kazdemu, na kogo nalozono areszt, a jego rodzice nie mieli tu nic do powiedzenia. Najlepsze, co Shep i Sandy mogli w tej sytuacji zrobic, to wynajac dobrego adwokata. I powinni sie cieszyc, ze Danny nie ukonczyl jeszcze pietnastu lat, bo wtedy na mocy artykulu jedenastego automatycznie podlegalby sadownictwu dla doroslych. A jeszcze bardziej powinni sie cieszyc, ze w Oregonie nie obowiazuje prawo, ktore obarcza rodzicow odpowiedzialnoscia za umozliwienie dziecku dostepu do broni palnej.
– Co chcesz zrobic? – zapytal Shep.
– Zdejmij koszule.
O’Grady zerknal na syna. Domyslil sie, o co chodzi, i rozpial bluze szeryfa. Pod spodem mial zwykly bialy podkoszulek, sprany i znoszony. W tym stroju wygladal az nazbyt zwyczajnie, co jeszcze bardziej wytracilo Rainie z rownowagi. Miala to sobie za zle.
Shep starannie owinal koszule wokol glowy chlopca, jakby ten byl ze szkla i mogl sie potluc.
– Wszystko bedzie w porzadku – szepnal. Znowu spojrzal z rezygnacja na Rainie i czekal na jej nastepny rozkaz.
– Znajdz Luke’a – powiedziala drzacym glosem. Ruchem glowy wskazala wschodnie wyjscie. – Niech podjedzie tu wozem patrolowym.
– Chce zostac z Dannym.
– Nie. Luke ma znalezc goscia z policji stanowej. Nie wiem, kto to. On cie przeslucha. Nie patrz tak na mnie, Shep. Wiesz, ze to konieczne. Byles tu z Dannym. On jest twoim synem… Musimy wiedziec, co ci mowil. I dlaczego przyjechales na miejsce przestepstwa sam, i… – usmiechnela sie slabo -… dlaczego przekazales dowodztwo swemu zastepcy od razu po otrzymaniu wezwania.
Przechwycila spojrzenie Shepa. Pierwszy raz, odkad sie znali, ujrzala, jak jej szef sie czerwieni.
– Myslales, ze tego nie zauwaze, co? A moze miales nadzieje, ze nie zwroce uwagi?
Nie odzywal sie.
– Od razu wiedziales, Shep? Uslyszales wezwanie i wiedziales?
– To nie bylo tak.
– Jestem twoja przyjaciolka, ale nawet ja ci nie wierze. Cholera. – Nagle Rainie poczula, ze ma dosc. Prowadzila te sprawe. Czekalo ja wiele godzin pracy. Musi przesluchac zatrzymanego, sprawdzic, czy ma na rekach slady prochu, sprobowac sie dowiedziec, dlaczego zaczal strzelac w szkole. Potem wroci na miejsce przestepstwa. Wiele razy trzeba bedzie brnac przez to wszystko, zeby zrozumiec motywacje masowego mordercy. A poza tym jutro rano, a w najlepszym razie wieczorem, czekalo ja najgorsze. Sekcja zwlok dwoch dziewczynek, ktore zginely, trzymajac sie za rece. Bedzie musiala wysluchac litanii urazow, jakich doznaly. Bedzie znowu musiala wyobrazic sobie, jak wygladaly ich ostatnie chwile. A potem – co rownie straszne – zmierzyc sie z faktem, ze inne dziecko, tak bardzo jej bliskie, bylo sprawca tej tragedii.
– Zabieraj sie stad – rozkazala Shepowi. – Znajdz Luke’a i odjezdzamy.
– Musze najpierw zobaczyc sie z Sandy – upieral sie Shep. – Mamy przyjaciela… adwokata. Niech do niego zadzwoni.
– Zabieraj sie!
O’Grady dal w koncu za wygrana. Rzucil synowi ostatnie spojrzenie. Wygladal, jakby chcial jeszcze cos powiedziec, ale nie mogl znalezc odpowiednich slow.
Odwrocil sie i wyszedl przez frontowe drzwi. Rozblysly flesze. W tlumie zawrzalo. Nagle Rainie wychwycila nowy dzwiek – odlegly warkot ladujacych helikopterow. Wreszcie przylecialy smiglowce po rannych.
I Rainie nie mogla opedzic sie od mysli, ze w dalszej kolejnosci wladze przysla transport po ciala.
Policjant Luke Hayes mial trzydziesci szesc lat, lysial i byl nizszy od wiekszosci kobiet. Lecz jego wysportowane cialo, muskularne siedemdziesiat kilogramow, przykuwalo uwage niejednej z nich i nigdy nie zawodzilo w walce wrecz. Zdaniem Rainie najwiekszym atutem Luke’a byly chlodne blekitne oczy. Widziala, jak stalowym wzrokiem zmuszal do posluszenstwa dwa razy wiekszych od siebie pijakow. Widziala, jak hipnotyzowal