– Sama sie prosila. Kto jeszcze?

– To cos dziwnego. Pisarka z Hounslow w zachodniej czesci Londynu. Pisze romanse. Jak nazywaja sie ksiazki, ktore kobiety kupuja?

– Wyciskacze lez? – ktos podsunal.

– Nie, nazwa wydawnictwa.

– Mnie nie pytaj. Ja czytam tylko science fiction.

– W kazdym razie ona to pisze. Nazywa sie Meg Zoomer.

– Zoomer. Czy to pseudonim literacki?

– Prawdziwe nazwisko, zdaje sie po trzecim mezu.

– Trzecim? – zdziwil sie Diamond. – Ile lat ma ta kobieta?

– Trzydziesci cztery Chyba zachowuje sie jak ktoras z bohaterek jej ksiazek. Szuka romansu. Nosi ciemnozielona peleryne i ma dlugie wlosy. Kasztanoworude. Rozbija sie sportowym samochodem MG i doswiadczenie wykorzystuje w ksiazkach.

– Ktos cie nabiera – powiedzial Keith Halliwell, inspektor nadzorujacy policjantow pytajacych ludzi w domach.

– Lepiej, zeby tego nie robili – stwierdzil ponuro Diamond. – To polowanie na morderce, a nie wieczorna wyprawa do pubu. Co jeszcze? Kiedy ostatni raz widziano pania Zoomer?

– Dziewietnastego maja na przyjeciu w Richmond. Wyszla niedlugo po polnocy z mezczyzna, ktory wygladal na kawal chlopa. Wszyscy uwazali, ze przyszedl z kims innym. Wysoki, ciemnowlosy, okolo trzydziestki, poteznie zbudowany, z lekkim akcentem francuskim.

– Prosto z ktorejs z jej ksiazek – zauwazyl Halliwell. – Czym jezdzil, porsche czy terenowka?

– Zamknij sie, dobrze? – parsknal Diamond. Uwazal Halliwella za utrapienie i dlatego wyznaczyl go do chodzenia po domach. – Kto byl informatorem?

– Kobieta, ktora mieszka po sasiedzku. Codziennie zabierala mleko, az przestalo sie miescic w lodowce.

– Czy ktos pokazal jej juz rysunek?

– Tak. A Scotland Yard probuje znalezc jej karte dentystyczna.

– Modelka, sprzedawczyni i pisarka – podsumowal Diamond i pociagnal nosem. – To wszystko?

– To wszystkie zaginione rude, ktore mniej wiecej pasuja do naszego opisu.

– Myslalem, ze przyjdziesz z czyms wiecej.

– Z calym szacunkiem, komisarzu, glowny komputer policyjny dalby nam wiecej.

Po chwili nieprzyjemnej ciszy Diamond powiedzial potulnie:

– W porzadku. Zajme sie tym.

Wigfull uniosl brwi w kierunku Halliwella, na ktorego teraz przyszla pora.

– Poniewaz mamy zamiar szerzej zarzucic siec – kontynuowal Diamond dosc lagodnym tonem – moze powinnismy poszerzyc nasza baze danych.

Ten zargon w ustach Ostatniego Detektywa zaskoczyl wszystkich.

– W jaki sposob, komisarzu? – zapytal niewinnym tonem Wigfull.

– Brunetki. Ludzie maja rozmaite zdanie na temat rudych wlosow. Nasza kobieta nie jest, jak to sie mowi, ryza. Ma wlosy rudawobrazowe.

– Bardziej rude niz brazowe.

– Ktos moze je nazwac brazowymi. Sprawdzcie w centralnym komputerze takze brunetki.

To uciszylo i uspokoilo Wigfulla. Konferencja trwala jeszcze dwadziescia przygnebiajacych minut, potwierdzajac niepowodzenia w zdobywaniu informacji po domach, w poszukiwaniach i w apelach oglaszanych w mediach, ktore nie przyniosly niczego, co mialoby znaczenie. W koncu, kiedy juz wygramolili sie z minibusa i rozprostowywali czlonki, inspektor Croxley cichy, ambitny czlowiek, aniol wznoszacy sie we wlasnej swiatlosci, ktory koordynowal poszukiwania wokol jeziora, podszedl do Diamonda i powiedzial.

– Nie podnioslem tej kwestii, komisarzu, ale sie nad tym glowie. Zakladamy, ze to morderstwo, bo znaleziono ja naga, ale nie ma zadnych sladow przemocy.

– Na razie. Nie splynal jeszcze raport patologa.

– Jesli okaze sie, ze to pisarka, zastanawiam sie, czy wezmie pan pod uwage mozliwosc popelnienia samobojstwa?

– Jak to?

– Samobojstwo. Widzialem kiedys w telewizji program o slynnej pisarce. To byl film dokumentalny, a nie fabularny. Co prawda zwariowala, ale zabila sie, wchodzac do rzeki. To bylo w latach czterdziestych, podczas wojny. Utonela. Wiemy, ze ta Zoomer roi cos sobie na swoj temat, ubiera sie dziwnie. Zalozmy, ze wpadla w depresje i postanowila ze soba skonczyc. Moze tez zrobilaby taki dramatyczny gest?

– Czy ta kobieta z telewizji rozebrala sie, zanim sie utopila?

– Nonie.

– Przedobrzyla, tak?

– Slucham, prosze?

– Dramatyczny gest. Specjalna poza?

– Cos w tym stylu. To tylko pomysl.

– Powiem jedno, na temat panskiej teorii, inspektorze. Slyszalem o sprawach, kiedy ludzie zostawiali ubranie na brzegu. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Ten posel Partii Pracy…

– Stonehouse.

– Wlasnie. Roznica polega na tym, ze on symulowal samobojstwo. Ludzie mieli znalezc ubranie i uznac, ze sie utopil. Ale tutaj, inspektorze, nie mamy ubrania bez trupa. Jest trup bez ubrania. Jesli znajdzie mi pan stos kobiecych ubran, a w nim dluga, zielona peleryne, moze kupie panska teorie. – Diamond poszedl w strone pomieszczenia operacyjnego.

W lecie, kiedy nie byl przeciazony sprawami, kupowal kanapki na lunch i siadal miedzy turystami na ktorejs z drewnianych lawek na podworzu opactwa, brukowanym dziedzincu przed zachodnim frontonem budynku. Tam spedzal przyjemne dwadziescia minut, czytajac Fabiana z Yardu, ktorego kupil za dziesiec pensow w sklepiku w Oxfam.

Fabian z Yardu. Uroczy tytul. Nic dziwnego, ze tak wielu slynnych detektywow od Freda Cherilla po Jacka Slippera uzywalo etykietki, „…z Yardu” w swoich wspomnieniach. „Diamond z Avon i Somerset” nie brzmi juz tak dobrze. Ale i tak nie zamierzal niczego publikowac.

Podczas tych letnich przerw na lunch od czasu do czasu podnosil wzrok znad ksiazki. Wieze po obu stronach zachodniego okna byly ozdobione XVI-wiecznymi rzezbami przedstawiajacymi anioly na dwoch drabinach. Wedlug Diamonda te rzezby byly raczej dziwne niz ozdobne. Zwietrzale postacie przycupnely w matematycznie precyzyjnych odstepach na szczeblach dwoch drabin siegajacych nieba. Wielu sadzilo, ze mialo to przedstawiac drabine Jakubowa. Oficjalna wersja glosila jednak, ze byla to drabina Olivera Kinga, od nazwiska biskupa, ktory przebudowal kosciol, rozpoczynajac prace w 1499 roku, i zawziecie utrzymywal, iz to jemu snila sie drabina. A ktoz powazy sie watpic w uczciwosc biskupa? Zamarle w swoich pozach na wiecznosc, niezmienne, nie liczac erozji wywolanej wiatrem, deszczem i zanieczyszczeniami, nieszczesne anioly zdawaly sie raczej symbolami zawiedzionych nadziei niz obietnicy niebianskiej szczesliwosci. Peter Diamond znal to uczucie. Pewnego razu podczas przerwy na lunch, patrzac na fronton opactwa, doznal osobistego objawienia i wyobrazil sobie starszych funkcjonariuszy wydzialu kryminalnego Avon i Somerset tkwiacych na szczeblach drabiny. Ten obraz czesto wracal do niego, kiedy widzial ich razem.

Rano w srode zatelefonowal patolog, doktor Merlin. Z nieznanych przyczyn Diamond rozpoczal dzien w lagodnym nastroju. Przeszedl przez sale i podziekowal dziewczynie, ktora wreczyla mu sluchawke.

– Mamy tu wspanialy poranek, Jack. Co slychac w Reading?

– Sluchaj, zadreczalem cale laboratorium z twojego powodu – oznajmil Merlin, mocno zirytowany radosnym powitaniem. – Nieoficjalnie podali mi pierwsze wyniki.

– I?

– Nie znaleziono niczego, co jasno okreslaloby przyczyne smierci.

– I ty to nazywasz wynikami?

– To potwierdza moje wstepne przypuszczenia.

– Nigdy w ciebie nie watpilem.

Brak watpliwosci Diamonda nie usatysfakcjonowal patologa.

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×