– Nadal jest calkiem prawdopodobne, ze utonela. Diamond westchnal.
– Juz to przerabialismy. Czy nie zblizylismy sie do okreslenia przyczyny smierci? Ujmijmy to tak, Jack – dodal szybko, nie chcac uslyszec trzasku odkladanej sluchawki. – Czy jest cos, co mozna wykluczyc? Substancje toksyczne?
– Za wczesnie, zeby to stwierdzic. Nic oczywistego, ale musisz pamietac, ze jesli ktos utonie, szczegolnie w slodkiej wodzie, potwornie zwieksza sie cisnienie krwi – do stu procent w ciagu paru minut – w zwiazku z osmotyczna absorpcja wody przez membrany plucne. W rezultacie rozwadnia to wszelkie stezenie narkotykow albo alkoholu w krwi do stu procent. Wszelkie posmiertne analizy na probkach tkanek moga dac tylko polprawdy, jesli chodzi o to, co bylo tuz przed smiercia.
– Zalozmy, ze nie utonela. Przypuscmy, ze cialo wrzucono do jeziora po smierci. Czy jest cos, co wskazywaloby na przyczyne smierci?
– Zasadniczo byla to zdrowa, mloda kobieta. Mozemy wykluczyc chorobe wiencowa, migotanie zastawek, spiaczke cukrzycowa czy epilepsje.
– Wyczuwam, ze cos jednak wiesz – powiedzial Diamond. – Trzymasz mnie w niepewnosci, draniu.
– Dlatego ci to mowie, nadkomisarzu, bo bez tego moje wnioski w najlepszym wypadku sa nieobowiazujace. Podczas sekcji znalazlem w galkach ocznych pewna liczbe krwotokow wielkosci glowki od szpilki. Bylo ich tez troche na glowie, a w mniejszym natezeniu w mozgu i plucach. Obecnosc plamistych wylewow moze podlegac rozmaitym interpretacjom, w zaleznosci od innych objawow.
– W porzadku, zrozumialem. Nie mozesz byc pewien na sto procent. Na co bys postawil forse?
Po drugiej stronie linii nutka w glosie Merlina ujawnila, ze nie bardzo podoba mu sie, ze jego opinie przyrownywane sa do hazardu.
– Przy nieobecnosci uszkodzen zewnetrznych narzuca sie droga rozumowania…
– Och, czlowieku, daj spokoj!
– …ze przyczyna smierci byla asfiksja.
– Asfiksja?
– Zatem doceniasz problem. Utoniecie jest forma asfiksji. Diamond jeknal.
– Ale przeciez wlasnie wykluczylem utoniecie.
– Ja nie. Istnieje fenomen zwany suchym utonieciem. Diamond przez chwile zastanawial sie, o co chodzi.
– Suche utoniecie?
– Zdarza sie to raz na kazde piec przypadkow. Gardlo ofiary kurczy sie po pierwszym hauscie wody i do pluc dociera jej bardzo niewiele. Tona, wlasciwie nie wciagajac ani nie pijac wody. Suche utoniecie, rozumiesz.
– A co z tymi krwotokami, ktore znalazles?
– Zdarzaja sie przy kazdym rodzaju asfiksji.
– Czy to znaczy w koncu, ze utonela? To mi niewiele pomoze. W ogole mi to nie pomoze. – Diamond znow wchodzil na duze obroty. – To nie byl wypadek przy plywaniu, Jack. W tych jeziorach nie wolno plywac. Poza tym byla naga. Brakowalo obraczki slubnej.
– Czy mozesz mnie wysluchac? – powiedzial Merlin.
– Mow.
– Zeby odpowiedziec na twoje pytanie, czy mozna wykluczyc utoniecie jako jedna z mozliwosci i czy mozna wyeliminowac narkotyki i alkohol, najbardziej prawdopodobna odpowiedzia jest, ze zanim znalazla sie w wodzie, zostala uduszona jakims miekkim przedmiotem, powiedzmy poduszka albo jaskiem.
– No to doszlismy do sedna – powiedzial Diamond do audytorium w przyczepie.
– Ja nie mowie, ze tak bylo. Probuje rozwazyc prawdopodobienstwa. Smierc z uduszenia najczesciej trudno wykryc – powiedzial cierpko patolog.
– To samo mowiles o utonieciu. Czasem zastanawiam sie, Jack, czy nie powiedzialbys tego o nozu w plecach. – Diamond odlozyl z trzaskiem sluchawke i sie rozejrzal. – Gdzie, do diabla, jest Wigfull?
– Na zewnatrz – odparl sierzant. – Przyjechali dziennikarze. Diamond zaklal i wyszedl z przyczepy.
– Zaluje, ze nie jestesmy u siebie, na komendzie – powiedziala jedna z urzedniczek policyjnych, nie kierujac slow do nikogo konkretnego.
– Dlaczego? – zapytal sierzant.
– Bo sie go boje. Nie podoba mi sie, ze jestem tak blisko niego. Nie mozna sie przed nim schowac w tej ciasnej przyczepie. I niszczy rozne rzeczy. Widzial pan? Niszczy przedmioty. Papierowe kubki, olowki, wszystko, co mu wpadnie w rece. To mi dziala na nerwy.
Sierzant sie usmiechnal.
– W ten sposob doszedl do tego, kim jest teraz: niszczac rozne rzeczy. Na zewnatrz na znak Diamonda John Wigfull zakonczyl wywiad i obaj poszli wzdluz brzegu jeziora, obok rybakow rozstawionych w rownych odstepach. Wigfull czekal, kiedy Diamond przedstawi mu streszczenie rozmowy z Merlinem, a potem odparl ze zwyklym optymizmem:
– To wielki krok naprzod.
– .Moze bedzie wielki, kiedy wreszcie stwierdzimy, kim ona jest – powiedzial Diamond. Cos go sklonilo, zeby zwierzyc sie zastepcy. – Nie moge nawet wspolczuc tej kobiecie, nic o niej nie wiedzac. Nie znam jej nazwiska, srodowiska. Powinienem przejmowac sie tym, co przydarzylo sie ofierze, a nie moge. Jest po prostu zimnym trupem. A to za malo.
– Cos juz wiemy – zauwazyl Wigfull. – Byla zamezna. Dbala o wyglad. Nie byla wyrzutkiem spolecznym.
– Ciagle to sobie powtarzam. Do tej pory ktos powinien zauwazyc, ze zaginela. To ponad dwa tygodnie. Musza byc jacys ludzie, ktorych znala, przyjaciele, rodzina, koledzy z pracy. Gdzie oni sa?
– Zajmuje sie tymi zaginionymi kobietami, o ktorych wczoraj mowilismy. Mam juz dluga liste brunetek, ktore warto byloby sprawdzic.
Diamond ze zloscia kopnal szyszke.
Wrocili ta sama droga. Zanim doszli do obozowiska niebieskich i czarnych samochodow stojacych za kordonem z tasmy, podjechal policjant na motocyklu i zatrzymal sie przed pomieszczeniem operacyjnym. Wszedl, najwyrazniej powiedziano mu, gdzie ma dostarczyc przesylke, wyszedl, podszedl do Diamonda i wreczyl mu brazowa koperte przyslana z komendy policji w Bristolu.
– Na pewno moja promocja – powiedzial ironicznie Diamond, otwierajac ja. W srodku byl faks z rysunkiem. – Nie, to z Yardu. Karta dentystyczna pani Zoomer. Przykro mi to powiedziec, panie Wigfull, ale na pierwszy rzut oka twoja ekscentryczna autorka ma dwa nadprogramowe zeby madrosci. O dwa wiecej niz nasza pani z jeziora.
Tego samego popoludnia podjeto decyzje o zwinieciu obozu. Chodzenie po domach i przeszukiwanie jeziora zostaly ukonczone. Funkcjonariusze wydzialu kryminalistyki dawno odjechali. Rozum podpowiadal, ze czas przeniesc sie do Bristolu.
Miliony muszek pokrywaly wieczorna mgielka wode, kiedy ostatni woz policyjny ruszyl z miejsca zdarzenia i pojechal przez Bishop Sutton w strone A37. Diamond, siedzac z tylu, rzucil uwage:
– Wiesz, co najbardziej mnie przygnebia w zwiazku z tym miejscem? Wigfull pokrecil glowa.
– Ci cholerni wedkarze. Przynosili nam wstyd.
Tuz przed Whitchurch przez radio podano wiadomosc. Mowil sierzant dyzurny z komisariatu przy Manvers Street w Bath.
– Nie wiem, czy to ma znaczenie dla panskiego sledztwa, ale przyszedl jakis czlowiek i zglosil zaginiecie zony. Ona sie nazywa Geraldine Snoo.
– Snoozer?
– Snoo. Geraldine Snoo.
Siedzacy obok Wigfull juz otworzyl usta, zeby cos powiedziec, ale Diamond uniosl reke, zeby go powstrzymac. Sierzant mowil dalej.
– Ma trzydziesci trzy lata, a maz twierdzi, ze ma brazowe wlosy.
– Kiedy widzial ja po raz ostatni?
– Niecale trzy tygodnie temu.
Diamond uniosl wzrok z wyrazem prawie naboznej wdziecznosci.
– Jest tam jeszcze?
– Tak.
– Zatrzymaj go. Na litosc boska, nic pozwol mu odejsc. Jak sie nazywa?
– Jackman, profesor.