– Lodzi? Niewykluczone – odparl Brunetti, choc uwazal to za malo prawdopodobne, warkot silnika bowiem obudzilby mieszkancow, ktorzy by wyjrzeli sprawdzic, kto tak halasuje po nocy. – Dziekuje, Danilo. Przekazesz nurkom, zeby sie rozejrzeli w tych dwoch miejscach? Moga z tym zaczekac do rana. I niech Vianello wysle ludzi, by sprawdzili, czy nie ma tam jakichs sladow.

Bonsuan z wysilkiem sie podniosl. Bylo slychac, jak trzeszcza mu stawy. Skinal komisarzowi glowa.

– Kto dzis ma dyzur? – spytal Brunetti. – Chcialbym, zeby mnie podrzucil na Piazzale Roma, a potem na cmentarz.

– Monetti – odparl Bonsuan, wymieniajac nazwisko innego pilota.

– Mozesz mu powiedziec, ze zejde za jakies dziesiec minut?

Bonsuan kiwnal glowa.

– Rozkaz – mruknal i wyszedl.

Brunetti nagle zdal sobie sprawe, ze jest glodny. Od rana nie mial w ustach nic procz tamtych trzech kanapek, a wlasciwie dwoch, bo jedna zjadl Orso. Otworzyl dolna szuflade biurka w nadziei, ze cos znajdzie, chocby torebke buranei, esowatych ciasteczek, ktore bardzo lubil i zwykle walczyl o nie z dziecmi, albo jakis stary balonik, cokolwiek. Szuflada jednak okazala sie pusta, tak samo jak wowczas, gdy zagladal do niej ostatnim razem.

Pozostawalo tylko napic sie kawy, lecz to by oznaczalo, ze musialby kazac Monettiemu czekac w lodzi. Miara glodu komisarza byla irytacja, ktora wywolala ta prosta sprawa. W koncu Brunetti postanowil isc do wydzialu zagranicznego, gdzie urzedniczki zwykle go czestowaly, gdy prosil o cos do jedzenia.

Dotarl na parter klatka schodowa od podworka, przeszedl kilkoro duzych podwojnych drzwi i znalazl sie w pokoju, gdzie pracowaly dwie kobiety. Drobna, ciemnowlosa Sylvia i wysoka Anita, oszalamiajaca blondynka, siedzialy przy biurkach naprzeciwko siebie, przegladajac dokumenty, ktorych nigdy nie ubywalo.

– Buona sera – powiedzialy obie, kiedy wszedl, a pozniej znowu pochylily sie nad zielonymi teczkami, rozlozonymi na blatach biurek.

– Nie macie czegos do jedzenia? – zapytal tonem wskazujacym, ze nie udaje glodnego.

Sylvia sie usmiechnela i bez slowa pokrecila glowa. Wiedziala, ze przychodzil do nich tylko po to, by prosic o jedzenie albo zawiadomic, ze jedna z osob, starajacych sie o pozwolenie na prace lub pobyt, zostala aresztowana, wiec mozna usunac ja z rejestru.

– Nie karmia pana w domu? – skomentowala Anita, lecz rownoczesnie otworzyla szuflade biurka i wyciagnela z niej papierowa torebke, z ktorej po kolei wyjela trzy dojrzale gruszki. Polozyla owoce na biurku, w zasiegu reki komisarza.

Przed trzema laty pewien Algierczyk, ktoremu odmowiono zezwolenia na pobyt staly, wpadl w szal, gdy Anita mu o tym powiedziala, chwycil ja przez biurko za ramiona. Kiedy histerycznie wrzeszczal jej w twarz cos po arabsku, przyszedl Brunetti zapytac o jakies akta i natychmiast go obezwladnil. Przerazona Anita z lkaniem opadla na blat. Pozniej nikt nie wspominal o tym incydencie, ale komisarz wiedzial, ze w jej biurku zawsze sie znajdzie dla niego cos do jedzenia.

– Grazie, Anita – powiedzial.

Wzial jedna gruszke, urwal ogonek i wgryzl sie w smakowity miazsz. Lapczywie ja zjadl i siegnal po nastepna. Byla nieco mniej dojrzala, lecz mimo to slodka i miekka. Zonglujac lewa reka dwoma wilgotnymi ogryzkami, chwycil trzecia gruszke, jeszcze raz podziekowal i wyszedl z pokoju. Wzmocniony, mogl teraz jechac na Piazzale Roma i spotkac sie z doktor Peters. Z pania kapitan Peters.

Rozdzial 4

Do komisariatu karabinierow na Piazzale Roma dotarl za dwadziescia siodma, zostawiwszy Monettiego, ktoremu kazal czekac na swoj powrot z pania doktor. Choc zdawal sobie sprawe, ze to swiadczy o jego uprzedzeniach, wolal jej nie nazywac kapitanem. Zawczasu telefonowal do karabinierow, tak wiec wiedzieli o jego wizycie. Funkcjonariusze, w wiekszosci pochodzacy z poludnia Wloch, jak zwykle siedzieli w zadymionych pomieszczeniach, sprawiajac wrazenie, ze nigdy nie opuszczaja komisariatu. Brunetti uwazal te placowke za bezuzyteczna. Karabinierzy nie zajmuja sie ruchem kolowym, a kierowanie nim stanowi najwazniejsza rzecz na Piazzale Roma, gdzie parkuja samochody osobowe, karawaningi, taksowki i, zwlaszcza latem, niezliczone autokary, z ktorych wysiadaja tlumy turystow. Tego roku dolaczyl nowy rodzaj pojazdow: dymiace autobusy, napedzane ropa, telepiace sie cala noc z nowo wyzwolonych krajow Europy Wschodniej i przywozace dziesiatki tysiecy ludzi, zmeczonych podroza i brakiem snu, bardzo grzecznych, bardzo biednych i bardzo przysadzistych. Spedziwszy w Wenecji jeden dzien, wyjezdzaja oszolomieni uroda miasta, obejrzanego w tak krotkim czasie. Tu pierwszy raz posmakowali triumfujacego kapitalizmu, lecz zbyt przejeci, nie zdaja sobie sprawy, ze tym, co wzbudza ich zachwyt, sa na ogol maski z papier mache, pochodzace z Tajwanu, i koronki zrobione w Korei.

Brunetti wszedl do komisariatu i przywital sie z dwoma dyzurujacymi funkcjonariuszami.

– Pani kapitan jeszcze nie ma – odezwal sie jeden z nich, pogardliwie chichoczac na mysl, ze kobieta moze byc oficerem.

Uslyszawszy ten smiech, komisarz postanowil zwracac sie do niej, wymieniajac jej stopien, przynajmniej w obecnosci karabinierow, i okazywac szacunek nalezny tej randze. Nie po raz pierwszy jego wlasne uprzedzenia, manifestowane przez innych ludzi, napawaly go niesmakiem.

Wymienil z karabinierami kilka uwag o rozmaitych sprawach: czy w tym tygodniu Napoli zwyciezy, czy zagra Maradona i czy upadnie rzad. Stojac, patrzyl przez szklane drzwi i obserwowal ruch uliczny na Piazzale Roma. Przechodnie tanecznym krokiem przemykali miedzy samochodami i autokarami. Nikt nie zwracal najmniejszej uwagi na przejscia dla pieszych ani na biale linie rozdzielajace pasma jezdni, lecz mimo to wszystko odbywalo sie szybko i bez zaklocen.

W pewnej chwili jasnozielony sedan przecial pasmo dla autobusow i zatrzymal sie za dwoma granatowo- bialymi samochodami karabinierow. Byl niemal anonimowy – nie mial migajacego swiatla na dachu, tylko przy tablicy rejestracyjnej trzy litery AFI oznaczajace Sily Amerykanskie we Wloszech. Wyskoczyl umundurowany kierowca i otworzyl drzwi mlodej kobiecie w ciemnozielonym uniformie. Kiedy wysiadla, wlozyla na glowe mundurowa czapke i rozejrzala sie dokola, a pozniej skierowala wzrok na komisariat karabinierow. Brunetti wyszedl bez pozegnania i ruszyl w strone samochodu.

– Pani doktor Peters? – zapytal podchodzac.

Uslyszawszy swoje nazwisko, kobieta popatrzyla na komisarza, wyciagnela reke i wymienila z nim krotki uscisk dloni.

– Terry Peters – przedstawila sie.

Zblizala sie do trzydziestki, miala ciemnorude kedzierzawe wlosy, sprezynujace pod ciezarem czapki, piwne oczy i skore opalona na braz. Gdyby sie usmiechnela, jej oczy bylyby ladniejsze, ale tylko spojrzala na niego, zaciskajac wargi, ktore utworzyly cienka prosta linie, i spytala:

– To pan jest tym inspektorem policji?

– Komisarz Brunetti. Mam tu lodz. Zawioze pania na San Michele. – Widzac jej zaklopotanie, wyjasnil: – To wyspa cmentarna i wlasnie tam jest cialo.

Nie czekajac na odpowiedz, wskazal w strone, gdzie cumowaly lodzie, i ruszyl przez jezdnie. Terry Peters zatrzymala sie na chwile, by powiedziec cos kierowcy, i poszla za komisarzem. Kiedy znalezli sie nad woda, podszedl do granatowo-bialej motorowki przycumowanej do nabrzeza.

– Prosze tedy, pani doktor – rzekl wchodzac na poklad.

Szla tuz za komisarzem i chetnie skorzystala z jego pomocy przy wsiadaniu. Choc spodnica munduru zaslaniala jej kolana, Brunetti spostrzegl, ze Amerykanka ma ladne muskularne nogi, szczuple w kostkach i opalone. Bez wahania chwycila jego wyciagnieta reke i pozwolila wprowadzic sie do lodzi. Jak tylko weszli do kabiny i usiedli, Monetti odbil od brzegu i poplynal Canale Grande. Migajac niebieskim swiatlem, szybko mineli dworzec kolejowy i skrecili w lewo, na Canale delia Misericordia, na ktorego koncu lezala cmentarna wyspa.

Wiozac policyjna motorowka osoby nie znajace Wenecji, Brunetti zazwyczaj pokazywal im po drodze widoki i co ciekawsze budowle. Tym razem jednak zaczal rozmowe bardziej oficjalnie.

– Mam nadzieje, ze nie miala pani zadnych klopotow z dojazdem.

Ze wzrokiem wbitym w zielona wykladzine dywanowa, pokrywajaca dno lodzi miedzy nimi, mruknela cos, co

Вы читаете Smierc Na Obczyznie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×