— Walka, czy cos sie stalo?

— Gdzie? — zapytal Weingarten, znowu po malenkiej przerwie.

— Gdzie!… z toba oczywiscie! Przeciez slysze, ze jestes jakis nie taki… Ty co, nie mozesz swobodnie mowic?

— Ale gdzie tam, stary. Nie ma sprawy. Dobra. Upal mnie zmeczyl. Znasz kawal o dwoch kogutach?

— Nie znam. No?

Weingarten opowiedzial kawal o dwoch kogutach — bardzo glupi, ale dosyc smieszny. Jakis taki kawal zupelnie nie w stylu Weingartena. Malanow oczywiscie sluchal i w odpowiednim momencie zachichotal, ale niejasne wrazenie, ze z Weingartenem nie wszystko jest porzadku, ten kawal tylko umocnil. Pewnie znowu poklocil sie ze Swietlana, pomyslal niepewnie. Znowu mu uszkodzili ektoderme. I wtedy Weingarten zapytal:

— Sluchaj, Dimka… Sniegowoj — to nazwisko nic ci nie mowi?

— Sniegowoj? Arnold Pawlowicz? Mam takiego sasiada, mieszka naprzeciwko, na tym samym pietrze… A bo co?

Weingarten przez jakis czas milczal. Nawet sapac przestal. W sluchawce slychac bylo tylko ciche pobrzekiwanie — na pewno podrzucal w dloni kolekcje swoich dziesieciokopiejkowek. Wreszcie powiedzial:

— A co on robi, ten twoj Sniegowoj?

— Zdaje sie, ze jest fizykiem. Pracuje w jakims ogromnie tajnym instytucie. Scisle tajnym. A ty skad go znasz?

— A ja go w ogole nie znam — z niepojeta irytacja odparl Weingarten i w tym momencie zadzwieczal dzwonek do drzwi.

— Mowilem, ze z lancucha sie pourywali! — powiedzial Malanow. — Poczekaj chwilke, Walka. Ktos sie dobija do drzwi.

Weingarten cos powiedzial albo, zdaje sie, nawet krzyknal, ale Malanow rzucil sluchawke na tapczan i wybiegl do przedpokoju. Kalam oczywiscie zaplatal mu sie pod nogami i omal go nie wywrocil.

Otworzywszy drzwi, natychmiast zrobil krok do tylu. W progu stala dziewczyna w bialym bezrekawniku mini, bardzo opalona, z wyplowialymi na sloncu krotkimi wlosami. Sliczna. Nieznajoma. (Malanow natychmiast uprzytomnil sobie, ze jest w samych kapielowkach, a brzuch mu blyszczy od potu). U jej stop stala walizka, a bialy prochowiec przerzucila przez lewa reke.

— Dymitr Aleksiejewicz? — zapytala niesmialo.

— Ta-ak… — powiedzial Malanow. Krewna? Kuzynka Zina z Omska?

— Zechce mi pan wybaczyc… Pewnie zjawilam sie nie w pore… Tu jest list.

Wyciagnela reke z koperta. Malanow w milczeniu wzial te koperte i wyciagnal z niej kartke papieru. Najgorsze uczucia wobec wszystkich krewnych na swiecie, a szczegolnie wobec tej Ziny… czy moze Zoi? posepnie kipialy w jego duszy.

Zreszta to, jak sie okazalo, wcale nie byla odlegla Zina. Irka wielkimi literami, najwyrazniej w pospiechu, pisala krzywymi linijkami: „Dimka! To jest Lidka Ponomariowa, moja najlepsza szkolna przyjaciolka. Opow. ci o niej. Badz dla niej mily, przyjechala nie na dlugo. Zachowuj sie grzecznie. U nas wszystko w porz. Lidka opowie. Caluje I.”.

Malanow wydal z siebie niedoslyszalny dla swiata jek, zamknal i otworzyl oczy. Jednakze jego wargi automatycznie rozciagaly sie w przyjacielskim usmiechu.

— Bardzo mi milo… — oznajmil zyczliwie, nonszalanckim tonem. — Prosze, niech pani wejdzie… Przepraszam za moj stroj. Upal!

Jednakze widocznie nie wszystko bylo w porzadku z jego goscinnoscia, poniewaz na twarzy slicznej Lidy pojawilo sie zmieszanie i nie wiadomo dlaczego spojrzala na puste, zalane sloncem schody, jakby nagle ogarnely ja watpliwosci, czy na pewno trafila pod wlasciwy adres.

— Moze wezme walizke… — spiesznie powiedzial Malanow. -Prosze do srodka, niech sie pani nie krepuje… Prochowiec powiesimy tutaj… To jest nasz wiekszy pokoj, ja tu pracuje, a tu dziecinny… Bedzie pani w nim wygodnie… Pewnie chce pani wziac prysznic?

W tym momencie z tapczanu dobieglo antypatyczne kwakanie.

— Pardon! — zawolal Malanow. — Niech sie pani rozgosci, ja zaraz… Zlapal sluchawke i uslyszal, jak Weingarten monotonnie, jakims nieswoim glosem, powtarza:

— Dimka… Dimka… Odezwij sie, Dimka…

— Halo! — powiedzial Malanow. — Sluchaj, Walka…

— Dimka! — wrzasnal Weingarten. — To ty?

Malanow az sie przerazil.

— Czego sie wydzierasz? Nie gniewaj sie, ale ktos do mnie przyjechal… Pozniej do ciebie zadzwonie.

— Kto? Kto do ciebie przyjechal? — strasznym glosem zapytal Weingarten.

Malanow poczul, ze robi mu sie zimno. Walka oszalal. Co za pechowy dzien…

— Walka — powiedzial bardzo spokojnie. — Co z toba? Po prostu jakas dziewczyna przyjechala. Przyjaciolka Irki…

— S-sukinsyn! — powiedzial nagle Weingarten i odlozyl sluchawke…

Rozdzial 2

3…zmienila swoj minibezrekawnik na minispodniczke i minibluzeczke. Trzeba przyznac, ze dziewczyna byla w wysokim stopniu przebojowa — Malanow nabral przekonania, ze Lida pryncypialnie nie uznawala stanikow. Na diabla jej staniki, wszystko miala w pierwszorzednym gatunku bez zadnych stanikow. O „kawernach Malanowa” jakos zupelnie zapomnial.

Zreszta wszystko przebiegalo bardzo przyzwoicie, jak w najlepszych domach. Siedzieli, plotkowali, pili herbate, pocili sie. On juz byl Dima, ona dla niego Lidka. Po trzeciej szklance Dima opowiedzial kawal o dwoch kogutach — akurat okazal sie a propos — a Lidka smiala sie do lez i machala gola reka. Malanow przypomnial sobie (w zwiazku z kogutami), ze trzeba zadzwonic do Weingartena, ale nie zadzwonil, a zamiast tego powiedzial do Lidki:

— Cudownie sie pani opalila!

— A pan jest bialy jak robak — powiedziala Lidka.

— Praca, wciaz praca! Harowka!

— A u nas na obozie…

I Lidka szczegolowo, ale bardzo uroczo opowiedziala, jak wyglada na ich obozie problem opalania sie. Malanow zrewanzowal sie opowiescia, jak koledzy pracuja przy Wielkiej Antenie. Co to takiego Wielka Antena? Prosze bardzo. Opowiedzial, co to takiego Wielka Antena i po co ona komu. Lidka wyciagnela swoje dlugie nogi, skrzyzowala je i polozyla na krzeselku Bobka. Nogi byly gladkie jak lustro. Malanow mial nawet wrazenie, ze w tych nogach cos sie odbija. Zeby otrzezwiec, wstal i zdjal z kuchenki kipiacy czajnik. Przy tej okazji sparzyl sobie palce i niejasno przypomnial sobie historie pewnego mnicha, ktory wsadzil konczyne w ogien, czy tez we wrzatek, zeby przepedzic pokuse powstala na skutek bezposredniej bliskosci pieknej kobiety — taki to byl zaciety facet.

— Moze jeszcze szklaneczke? — zapytal.

Lidka nie odpowiedziala, wiec Malanow odwrocil glowe. Dziewczyna patrzyla na niego szeroko otwartymi, jasnymi oczami i na jej lsniacej od opalenizny twarzy malowalo sie calkowicie zaskakujace uczucie — ni to zmieszania, ni to przerazenia — az usta otworzyla.

— Herbaty? — niepewnie zapytal Malanow, chyboczac czajnikiem.

Lidka drgnela, szybciutko zamrugala powiekami i przesunela dlonia po czole.

— Slucham?

— Pytam, czy nalac pani jeszcze herbaty?

— Nie, dziekuje… — rozesmiala sie jak gdyby nigdy nic. — Obawiam sie, ze pekne. Musze dbac o figure.

— Oczywiscie! — oswiadczyl Malanow ze wzmozona galanteria. — O taka figure koniecznie nalezy dbac. Byc moze nawet warto ja ubezpieczyc…

Lidka usmiechnela sie na sekunde, odwrocila glowe i przez ramie spojrzala na podworze. Szyje miala dluga, gladka, moze tylko troszke zbyt chuda. W Malanowie zrodzilo sie podejrzenie, ze jest to szyja stworzona do pocalunkow. Podobnie jak ramiona. Nie mowiac juz o reszcie. Kirke, pomyslal. Zreszta, od razu dodal, ja kocham swoja Irke i nie zdradze jej nigdy w zyciu.

— To bardzo dziwne — powiedziala Kirke. — Mam uczucie, jakbym to wszystko juz kiedys widziala — i te

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×