– To bedzie dobre dla malego Ulfa.

– Juz mu wystarczy to, co ma w szkole.

– Gdyby tylko dbal o to, aby ja odwiedzac. – Niechec mlodego Ulfa do uczeszczania do szkoly, prowadzonej przez przeora, niewielki miala zwiazek z umyslem chlopaka, ktory byl bystry, choc miewal nieraz niezwykle pomysly. Dlatego Gotfryd podejrzewal, mimo braku dowodow, ze chlopak, jako wnuk Gylthy, jest takze jego wnukiem. – Moje drogie dziewcze musi jednak cos w zyciu osiagnac.

Gyltha pochylila sie do przodu i dotknela pokrytym bliznami palcem pulpitu, za ktorym siedzial przeor.

– Co oni tutaj robia? Powiesz mi?

– Rozchorowalem sie, prawda? A ona uratowala moje stare zycie.

– Ona? Ja slyszalam, ze ten czarnuch.

– Ona. I to nie zadne czary. To dobry medyk, nie znam nikogo lepszego.

Nie bylo sensu, aby ukrywac cos przed Gyltha, ktora, jesli przyjelaby przybyszow z Salerno, i tak by sie wszystkiego dowiedziala. Zreszta ta kobieta byla zamknieta w sobie jak malze. Ktore zreszta co roku dawala mu w prezencie i ktorych niezly wybor spoczywal teraz w jego chlodnym loszku.

– Nie jestem pewien, kto ich tu przyslal – kontynuowal – ale maja wykryc zabojce dzieci.

– Harold… – Na twarzy Gylthy nie pojawily sie zadne emocje, ale glos jej zlagodnial. – Handlowalam z ojcem Harolda.

– Harold. Skinela glowa.

– Tego nie zrobili Zydzi, prawda?

– Nie oni.

– Tak wlasnie sadzilam, ze nie oni. Przez kruzganki laczace dom przeora z kosciolem dobieglo bicie dzwonow, wzywajacych braci na nieszpory. Gyltha westchnela.

– Dasz dziewki sluzebne, jak obiecales, a ja zajme sie tym przekletym gotowaniem.

– Benigne. Deo gratias. – Przeor wstal i odprowadzil Gylthe do drzwi. – Starzy Tubowie wciaz jeszcze hoduja te swoje smierdzace psy?

– One smierdza jeszcze bardziej.

– Przyprowadz jednego dla niej. Jak jej beda zadawac pytania, moga byc z tego klopoty. Trzeba miec na nia baczenie. Och, i oni nie jedza wieprzowiny. Albo skorupiakow.

Klepnal Gylthe w tylek, posylajac ja tak w droge. Zalozyl ramiona pod swoja komza, ruszyl do kaplicy na nieszpory.

Adelia siedziala na lawie w niebianskim spokoju klasztoru, wdychala zapach rozmarynu dochodzacy z niskiego zywoplotu, ktory odgradzal rozciagajacy sie u jej stop klomb. Wsluchiwala sie w psalmy spiewane na nieszpory, saczace sie zza kruzgankow przez wieczorne powietrze i otoczony plotem ogrod warzywny gdzies ku tej rajskiej przystani zacienionej drzewami. Probowala oczyscic umysl i pozwolic meskim glosom ukoic rane zadana przez ludzkie wynaturzenie. „Niechaj moja modlitwa bedzie stale przed Toba jak kadzidlo', spiewali, „wzniesienie rak moich – jak ofiara wieczorna!'

W klasztornym domu goscinnym, gdzie przeor Gotfryd ulokowal ja na noc wraz z Szymonem i Mansurem, miano podac wieczerze, ale to wiazaloby sie z siadaniem do stolu razem z reszta wedrowcow, Adelia zas nie miala ochoty na pogaduszki. Mocno zaciagnela troki swojej torby z kozlej skory, tak aby uwiezic w tej niewielkiej przestrzeni wiadomosci o martwych dzieciach wypisane kreda na tabliczce. Kiedy rozplacze troki, jutro, glosy zabitych wybuchna nagle, domagajac sie wysluchania, wypelniajac jej uszy. Ale dzis trzeba je uciszyc. Nie zniesie niczego procz spokoju wieczoru.

Dopiero kiedy zrobilo sie juz niemal zbyt ciemno, aby cokolwiek dawalo sie dostrzec, podniosla torbe i ruszyla samotnie sciezka posrod dlugich slupow z blasku swiec, wskazujacych, gdzie sa okna domu goscinnego. Pojscie spac bez posilku nie bylo rozsadnym pomyslem. Lezala na waskiej pryczy w waskiej celi, przy korytarzu dla kobiet, zla, ze w ogole sie tu znalazla, zla na krola Sycylii… Zla na ow kraj, niemal tez na zabite dzieci, bo zlozyly na jej barki ciezar swojej agonii.

– Ja raczej nie moge wyruszyc – powiedziala Gordinusowi, kiedy po raz pierwszy przedstawil jej cala sprawe. – Mam swoich studentow, prace.

Jednak nie pozostawiono jej wyboru. Rozkaz dla eksperta w sprawach dotyczacych smierci przyszedl od samego krola, a jemu, od kiedy rzadzil tez poludniowymi Wlochami, nie sposob bylo sie sprzeciwic.

– Dlaczego wybrales akurat mnie?

– Spelniasz warunki postawione przez krola – oznajmil Gordinus.

– Nie znam nikogo innego, kto by je spelnial. Mistrz Szymon bedzie szczesliwy, iz bedziesz mu towarzyszyc.

Szymon uznal sie jednak nie tyle za szczesliwego, ile obarczonego. Od razu to dostrzegla. Mimo jej umiejetnosci, obecnosc kobiety medyka, arabskiego pomocnika i towarzyszacej im matrony – Malgorzata, kochana Malgorzata, wtedy jeszcze zyla – przysporzyl komplikacji, gdy stawiano Pelion na Osse, czyli w owej sprawie, ktora i bez tego byla juz trudna do rozwiklania.

Ale jedna z umiejetnosci Adelii, doprowadzona do perfekcji na owym polu bitewnym, jakie stanowila szkola, bylo czynienie swojej kobiecosci prawie niewidoczna, unikanie taryfy ulgowej przez niemal calkowite wtopienie sie w spolecznosc, glownie meska. Jedynie wtedy, gdy podawano w watpliwosc jej umiejetnosci, koledzy zacy poznawali ostry jezyk Adelii – przebywajac wsrod nich, nauczyla sie klac – a takze jeszcze ostrzejszy temperament.

Nie bylo jednak potrzeby, aby cokolwiek z tego demonstrowac Szymonowi. Traktowal medyczke uprzejmie i im dluzej podrozowali, tym wieksza odczuwal ulge. Uznal ja za osobe skromna – ktore to miano, jak dawno juz stwierdzila, odnosilo sie do kobiet nieprzysparzajacych mezczyznom problemow. Najwyrazniej malzonka Szymona byla idealem zydowskiej skromnosci, wedle ktorego ocenial wszystkie inne niewiasty. Mansur, kolejny dodatek do Adelii, takze dowiodl, iz jest nieoceniony i nim dotarli do wybrzezy Francji, tam gdzie umarla Malgorzata, wedrowali w slodkiej harmonii.

Jak na razie tylko regularne miesiaczki przypominaly jej, ze nie jest istota bezplciowa. Dotarlszy do Anglii, cala trojka przesiadla sie na woz i udawala grupke wedrownych znachorow, co dla kazdego z nich bylo niczym wiecej jak tylko pewna niewygoda i swoista zabawa.

Tajemnica pozostawalo, dlaczego krol Sycylii zaangazowal wlasnie Szymona z Neapolu, jednego ze swoich najlepszych ludzi, do sledztwa w sprawie Zydow na tej wilgotnej, chlodnej i zimnej wyspie na skraju swiata. Nie wiedzial tego Szymon, ona tez nie. Dostali polecenie, aby oczyscic dobre imie Zydow z zarzutow morderstwa, to mozna bylo osiagnac tylko poprzez odkrycie tozsamosci prawdziwego zbrodniarza.

Jedno wiedziala na pewno – nigdy nie polubi Anglii – i nie polubila. W Salerno byla powazanym czlonkiem wysoce cenionej Szkoly Medykow, nikt poza przybyszami nie dziwil sie, ze spotyka kobiete medyka. A tutaj znalazla sie calkiem sama. Ciala, ktore wlasnie obejrzala, sprawily, iz Cambridge wydalo jej sie mrocznym miejscem. Widywala juz ofiary morderstw, ale rzadko tak strasznych. Gdzies po tym kraju chodzil i oddychal jego powietrzem prawdziwy rzeznik niewiniatek.

Odnalezienie go moglo okazac sie tym trudniejsze, iz Adelia nie cieszyla sie tu zadna wysoka pozycja i uwazano, ze lepiej by bylo, gdyby w ogole nie zajmowala sie cala sprawa. W Salerno, choc po cichu, wspolpracowala z wladzami. Teraz zas po swojej stronie miala tylko przeora, a nawet on nie wazyl sie tego glosic otwarcie.

Wciaz zatroskana, zasnela i snila ponure sny.

Spala do pozna, ktorego to przywileju rzadko udzielano tutejszym gosciom.

– Przeor powiedzial, ze mozesz, pani, opuscic jutrznie, albowiem jestes bardzo znuzona – powiedzial jej brat Swithin, jowialny i gruby, niewysoki mnich opiekujacy sie pielgrzymami – ale widzialem, ze jadlas z apetytem, kiedy juz sie obudzilas.

Sniadanie zjadla w kuchni. Skladalo sie z szynki, rzadkiego smakolyku dla kogos, kto podrozowal w towarzystwie Zyda i muzulmanina, sera z mleka klasztornych owiec, swiezego chleba z klasztornej piekarni, swiezego masla, marynaty brata Swithina, kawalka wegorza w ciescie oraz cieplego mleka prosto od krowy.

– Bylas wykonczona, moja panno – stwierdzil brat Swithin, dolewajac jeszcze ze dzbana. – Teraz lepiej?

Usmiechnela sie do niego, prezentujac biale wasy z mleka.

– Znacznie lepiej.

Owszem, czula sie wykonczona, cokolwiek to znaczylo, teraz jednak wigor powrocil, zniknelo zatroskanie i uzalanie sie nad soba. Jakie to w sumie mialo znaczenie, ze musi pracowac w obcym kraju? Dzieci byly wszedzie takie same; dziecinstwo stanowilo cos niezaleznego od narodowosci, nalezala mu sie ochrona moca odwiecznych praw. Okrutny los, ktory spotkal Marie, Harolda, Ulryka, nie stawal sie mniej straszliwy dlatego, ze nie pochodzili z Salerno. To byly dzieci wszystkich, zatem takze i jej.

Adelia poczula determinacje, jakiej dotad nie znala. Nalezalo, poprzez usuniecie mordercy, uczynic swiat czystszym. „Lecz kto by sie stal powodem grzechu dla jednego z tych malych, ktorzy wierza we Mnie, temu byloby lepiej kamien mlynski zawiesic u szyi…'

Teraz nad glowa zbrodniarza, choc jeszcze nie byl tego swiadom, zawislo niebezpieczenstwo, medica Trotula z Salerno, medyk umarlych, bedzie sie starac ze wszystkich sil wspartych przez wiedze i umiejetnosci, aby go obalic.

Wrocila do swojej celi, chcac przeniesc notatki z tabliczki na papier, aby po powrocie do Salerno dostarczyc zapis efektow swojego sledztwa – choc nie wiedziala, czego w zwiazku z nim oczekiwal krol Sycylii.

To byla straszliwa i powolna praca. Raz czy dwa musiala odrzucic pioro i zaslonic uszy. Mury celi rozbrzmiewaly echem dzieciecych krzykow. „Badz spokojna, och, badz spokojna, tylko tak zdolasz go wytropic'. Ale krzyki nie chcialy umilknac, nie dalo sie ich sciszyc.

Szymon i Mansur wyszli juz, aby rozgoscic sie na kwaterze, ktora przeor znalazl im w miescie po to, zeby swoja misje wykonywali w spokoju. Minelo poludnie, kiedy Adelia wreszcie do nich dolaczyla.

Uznala, ze to do niej nalezy przyjrzenie sie terytorium mordercy i rzucenie okiem na miasto. Zdziwila sie, ale nie zgorszyla, kiedy brat Swithin, zajety nowa grupa przybyszy, okazal sie gotow na to, aby pozwolic jej pojsc bez eskorty i ze na rojnych ulicach Cambridge kobiety wszystkich stanow poruszaly sie bez towarzystwa i z odslonietymi twarzami.

To byl inny swiat. Tylko studenci Szkoly Pitagorejskiej, halasliwi i w czerwonych czapkach, stanowili dla niej cos znajomego. Studenci wszedzie wygladali tak samo.

W Salerno uliczki skrywal cien rzucany przez gorne przejscia i nadbudowki, majace chronic przed barbarzynskim sloncem. To miasto otwieralo sie zas niczym plaski kwiat, aby zlapac odrobine swiatla, ktora dawalo angielskie niebo.

Oczywiscie, i tu widziala niebezpieczne boczne alejki, gdzie skromne, kryte sitowiem domy tloczyly sie niczym grzyby, lecz Adelia trzymala sie glownych szlakow, wciaz jeszcze oswietlonych blaskiem dlugiego wieczoru. Pytala o droge bez leku o swoja reputacje czy sakiewke, czego nie moglaby robic u siebie.

Dla tego miasta najwazniejsza byla woda, nie slonce. Plynela sciekami po obu stronach ulicy, tak ze do kazdego domostwa, kazdego sklepu wchodzilo sie po kladce. Cysterny, zbiorniki, sadzawki wprowadzaly w blad, sprawiajac, ze niektore rzeczy widzialo sie podwojnie. Swinia, stojaca na skraju drogi, odbijala sie w pobliskiej kaluzy. Labedzie wygladaly, jakby plywaly po sobie samych. Kaczki z sadzawki sunely ponad lukiem wejscia do kosciola, w rzeczywistosci wznoszacego sie nad nimi. Bladzace strumienie ukazywaly podobizny dachow i okien, wierzbowe liscie zdawaly sie wyrastac ku gorze z drobnych ciekow, w ktorych sie odbijaly. A wszystko to zachodzace slonce barwilo na kolor bursztynu.

Adelia czula, ze Cambridge przygrywa jej do tanca, ale nie dawala sie poniesc. Dla niej ta dwoistosc wszystkiego stanowila zewnetrzna oznake dwoistosci znacznie glebszej dwulicowosci, to bylo Janusowe miasto, gdzie na dwoch nogach, jak zwykly czlowiek, chadzala kreatura mordujaca dzieci. Poki nie zostanie odnaleziona, cale Cambridge nosic bedzie maske, a ona nie zdola spojrzec na nie bez zastanawiania sie, czy pod nia nie kryje sie wilczy pysk.

Oczywiscie, zabladzila.

Вы читаете Mistrzyni sztuki smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату