Jakis inny lotr, a moze ten sam, uzyl tego miejsca jako latryny.
Adelie ogarnela tesknota za domem. Przede wszystkim za Malgorzata, za jej pelna milosci obecnoscia. Ale takze, o Boze, za Salerno, za drzewkami pomaranczowymi, sloncem i cieniem, za akweduktami, za morzem, za pelna wody rzymska laznia w domu, ktory dzielila z przybranymi rodzicami, za mozaikowymi podlogami, za wycwiczonymi sluzacymi, za akceptacja jej pozycji jako
Gyltha pchnieciem otworzyla wewnetrzne drzwi i teraz spojrzeli wzdluz sieni domu Starego Beniamina. Wygladal tu lepiej.
Pachnialo woda, lugiem i woskiem. Kiedy weszli, przez drzwi na drugim koncu pomieszczenia wysunely sie dwie dziewki z wiadrami i miotlami. Z beczkowo sklepionego stropu zwisaly na lancuchach wypolerowane lampy boznicowe, oswietlaly zielone sitowie i lagodne lsnienie wiazowej posadzki. Krete schody podtrzymywane przez kamienny filar prowadzily na pietro i w dol, do piwniczki.
Podluzna izba wygladala niezwykle przez dosc bezladnie rozmieszczone z lewej strony oszklone okna, ktorych zroznicowane rozmiary sugerowaly, ze Stary Beniamin, wyznajac zasade, ze nic nie moze sie zmarnowac, powiekszal lub zmniejszal pierwotne rozmiary otworu, aby wykorzystac cale cenne szklo. Byl tez wykusz, dwa okna z malych szybek osadzonych w olowiu, oba otwarte, by wpuszczac zapach rzeki: jedna niewielka, zwykla szyba oraz witrazowa roza, ktora mogla pochodzic tylko z chrzescijanskiego kosciola. W efekcie uzyskano nielad, ale i odmiane po zazwyczaj golych okiennicach, niepozbawiona swoistego uroku.
Jednak dla Mansura i Szymona
– Gyltha jest kucharka- oznajmil Szymon takim tonem, jakby wlasnie wyszedl z piaskow Egiptu do ziemi Kanaan. – Nasz przeor…
– …niechaj jego cien nigdy sie nie skurczy… – powiedzial Mansur.
– …nasz zacny, bardzo zacny przeor przyslal nam kucharke, ktora moglaby rownac sie z moja wlasna dobra Bekka. – Jego zona nosila imie Rebeka. – Gyltha
Na ogromnym palenisku na roznach obracaly sie rozmaite produkty, ociekajac tluszczem do rozgrzanego torfu. Z hakow zwisaly kociolki, a z ich wnetrza wydobywala sie pachnaca rybami para, zas ciasto kremowego koloru czekalo juz, aby rozwalkowac je na wielkim, posypanym maka stole.
– Coz za strawa, soczyste ryby, minogi, wlasnie, minogi, o chwalmy Pana, kaczka w miodzie, jagniecina.
Adelia jeszcze nie widziala tych dwoch mezczyzn, ogarnietych takim entuzjazmem.
Pozostala reszte slonecznego swiatla wykorzystali na rozpakowanie rzeczy. Bylo kilka wolnych pomieszczen, Adelia dostala izbe na pietrze, mily pokoik z widokiem na rzeke – luksus po wspolnych noclegach w zajazdach. Wneki w scianach okazaly sie puste, spladrowali je uczestnicy zamieszek, zostawiajac w ten sposob oproznione polki, zapraszajace, by rozlozyla na nich ziola i mikstury.
Tego wieczoru Gyltha, wolajac ich na wieczerze, zdenerwowala sie tym, ile czasu Mansurowi oraz Szymonowi zajmowalo dokonanie rytualnych ablucji, zas Adelii, ktora podejrzewala, ze brud jest trujacy, umycie rak przed zasiasciem przy stole.
– Wystygnie – rzucila do nich. – Nie bede gotowala dla pogan, jesli nie dbaja o to, czy jedzenie im nie wystygnie.
– Nie bedziesz – zapewnil ja Szymon. – Gyltho, nie bedziesz. Stol udekorowaly bogactwa kraju mokradel, pelnego ptactwa i ryb.
W stesknionych oczach Adelii brakowalo tu stosownej porcji zieleniny, ale i tak bez watpienia widok byl wspanialy.
– Niech bedzie pochwalony
Mansur wspomnial w modlitwie Salmana Persa, ktory dal strawe Mahometowi.
– Niech nie opuszcza nas dobre zdrowie – oznajmila Adelia i zasiedli wspolnie do posilku.
Na statku plynacym z Salerno Mansur jadal razem z zaloga, ale w trakcie ostatniego etapu wedrowki, w angielskich zajazdach i przy ogniskach zapanowala demokracja, z ktorej nikt nie zamierzal dobrowolnie zrezygnowac. Skoro Mansur przyjal teraz role glowy domu, nie wypadalo odsylac go do kuchni, aby jadl z dziewkami sluzebnymi.
Adelia chetnie opowiedzialaby przy wieczerzy o odkryciach, ale mezczyzni, spodziewajac sie, jakie one beda, nie chcieli zajmowac swoich zoladkow niczym innym niz potrawami Gylthy. Ewentualnie jeszcze rozmowa na temat owych potraw. Adelia byla zdumiona, ile czasu i pochwal moga obaj poswiecic jagniecinie, slodkiemu sosowi i serom.
Dla niej wiatr i jedzenie byly czyms podobnym – jednego potrzebowaly statki i wiatraki, aby sie poruszac, drugiego zywe istoty, ale poza tym obie sprawy nie mialy wiekszego znaczenia.
Szymon pil wino. Wraz z nim wedrowala beczulka z jego ulubionej, toskanskiej winnicy, o angielskich winach twierdzil, ze nie nadaja sie do spozycia. Mansur i Adelia, tak jak zawsze, pili przecedzona i przegotowana wode.
Szymon wciaz namawial Adelie, zeby nalala sobie nieco wina i jeszcze cos zjadla, lecz protestowala, twierdzac, ze dostala w klasztorze obfite sniadanie. Martwil sie, ze ogledziny cial tak ja przybily, ze az sie pochorowala. Wlasnie tak by podzialaly na niego. Medyczka jednak dostrzegla w tym zwatpienie w swoj profesjonalizm i odparla ostro:
– Taka mam prace. Po co w koncu tutaj przybylam? Mansur powiedzial Neapolitanczykowi, zeby dal jej spokoj.
–
– Roztyjesz sie – ostrzegla go Adelia. To byl jego najwiekszy koszmar. Zbyt wielu eunuchow obrastalo w sadlo od nadmiaru jedzenia.
Mansur westchnal.
– Ta niewiasta to prawdziwa syrena gotowania. Potrafi przez zoladek znalezc droge do meskiego serca.
Obraz Gylthy jako syreny rozbawil Adelie.
– Mam jej to powiedziec? Ku jej zaskoczeniu wzruszyl ramionami i przytaknal.
– Ooo – powiedziala. Przez te wszystkie lata, od kiedy przybrani rodzice mianowali go jej straznikiem, nigdy nie slyszala, by pochwalil jakakolwiek kobiete. Fakt, iz skomplementowal niewiaste o twarzy konia, ktorej jezykiem nie mowil, stanowil rzecz niespodziewana oraz intrygujaca.
Obie uslugujace im dziewki mialy na imie Matylda, co wiodlo do omylek. Roznily sie tylko inicjalami swoich parafialnych swietych i dlatego wolano na nie Matylda B. i Matylda W. Tak nieufnie patrzyly na Mansura, jakby byl tresowanym niedzwiedziem, ktorzy zasiadl wlasnie za stolem. Wylanialy sie z otwartego przejscia wiodacego z kuchni do tylnych drzwi za podwyzszeniem i przynosily danie po daniu, nie zblizajac sie do kranca stolu. Chichotaly nerwowo i zostawialy potrawy na tyle daleko, ze trzeba je bylo przysuwac do Saracena.
No coz, pomyslala Adelia, musza sie do niego przyzwyczaic.
Wreszcie na stole opustoszalo. Szymon dzwignal sie, westchnal i znow usiadl.
– A zatem, pani?
– To tylko przypuszczenia, rozumiecie – powiedziala. To byla jej stala wymowka.
Poczekala, az obaj mezczyzni sie skupia, potem wziela gleboki oddech i zaczela:
– Sadze, ze dzieci zabrano tam, gdzie wydobywa sie krede, i je zabito. To moze nie pasowac do swietego Piotrusia, ktory zdaje sie odrebnym przypadkiem. Moze dlatego, ze to pierwsza ofiara i morderca nie wpadl jeszcze w rutyne. Ale z trojki, ktora obejrzalam, obaj chlopcy mieli krede wbita w piety, co znaczy, ze ich po niej ciagnieto, sa tez jej slady na szczatkach wszystkich trojga. Dlonie i stopy spetano im oddartymi pasami sukna.
Popatrzyla na Szymona.
– Ladna, czarna welna. Zachowalam probki.
– Rozeznam sie wsrod kupcow sukiennych.
– Jednego z cial nie zakopal, ale trzymal na zewnatrz, gdzies, gdzie bylo sucho i chlodno. – Starala sie zachowac spokoj. – Ponadto dziewczynka zostala kilkakrotnie pchnieta w okolice lona, podobnie chlopcy. Najlepiej zachowane cialo chlopca nie mialo genitaliow i powiedzialabym, ze pozostali tez ucierpieli w taki sam sposob.
Szymon ukryl twarz w dloniach. Mansur siedzial bardzo cicho.
– Uwazam, ze wszystkim odcieto powieki – kontynuowala Adelia – ale nie moge powiedziec, czy przed smiercia, czy po niej.
– Chadzaja wsrod nas demony – cicho powiedzial Szymon. – Dlaczegoz, Panie, pozwalasz, aby oprawcy z Gehenny zamieszkiwali ludzkie ciala?
Adelia sprzeczalaby sie co do tego, czy mordercy mozna przypisywac zwiazek z szatanem, chocby dlatego, ze to troche by go oczyszczalo, czyniac ofiara jakiejs zewnetrznej sily. Dla niej ow czlowiek byl wsciekla bestia, niczym rozszalaly pies. Wtedy jednak pomyslala: a moze uznawanie, ze zapadl na jakas chorobe jest rowniez usprawiedliwieniem tego, czego nie mozna usprawiedliwic?
– Maria… – umilkla. Nazywanie trupa imieniem stanowilo blad, ktorego zwykle nie popelniala, odsuwalo obiektywizm, wprowadzalo emocje, podczas gdy wazne bylo pozostawanie beznamietnym. Nie miala pojecia, dlaczego to zrobila. Zaczela od nowa.
– Cialo dziewczynki mialo cos przyklejonego do wlosow. Na poczatku myslalam, ze to meskie nasienie… – Szymon gwaltownie chwycil sie dlonia stolu, a ona przypomniala sobie, ze nie mowi do swoich studentow. – Tak czy owak, obiekt ten zachowal swoj pierwotny, podluzny ksztalt, zapewne cukierka.
Teraz do rzeczy.
– Szczegolnie uwaznie musimy zastanowic sie nad czasem i miejscem odnalezienia cial – oznajmila spokojnie. – Znaleziono je na mulastym podlozu. Na kazdym byl kurz, choc pasterz, ktory na nie wpadl, zapewnial przeora Gotfryda, ze dzien wczesniej ich tam jeszcze nie bylo. W takim razie zabrano je z miejsca, gdzie je trzymano, na kredzie, do miejsca, gdzie tego ranka znalazl je pasterz, na mul.
Zdawalo sie, jakby od tamtej pory minal juz rok. Szymon wpatrywal sie w jej oczy, czytal z nich.
– Tego ranka przybylismy do Cambridge – powiedzial. – Noc wczesniej bylismy… Jak sie nazywalo to miejsce?
– To czesc wzgorz Gog i Magog – podsunela Adelia. – Kreda. Mansur podazyl za tokiem jej rozumowania.
– Czyli noca ten pies je przeniosl. Z naszego powodu?
Wzruszyla ramionami. Powiedziala tylko to, co bylo do udowodnienia, wyciaganie wnioskow pozostawila innym. Czekala, co z tym wszystkim zrobi Szymon z Neapolu.
Wspolna podroz wzbudzila w niej szacunek dla sledczego. Podekscytowanie, niemal naiwnosc, jakie okazywal innym, nie stanowily wyszukanego kamuflazu, lecz reakcje na przebywanie wsrod ludzi i w zaden sposob nie zdradzaly umyslu, ktory kalkulowal blyskotliwie i szybko. Za zaszczyt dla siebie i Mansura uwazala, ze gdy byli sami, pozwalal im patrzec, jak nim pracuje.
– Zaiste… – Piesci Szymona delikatnie uderzyly w stol. – To nastapilo zbyt szybko, aby stanowic zbieg okolicznosci. Od jak dawna te biedne duszyczki byly zaginione? W jednym przypadku od roku? Ale kiedy nasza kawalkada pielgrzymow zatrzymala sie przy drodze zeszlej nocy i nasz woz pojechal w gore zbocza… to odnaleziono wszystkie naraz.
– On nas widzial – powiedzial Mansur.
– I przeniosl ciala…
– Przeniosl ciala. – Szymon rozpostarl szeroko dlonie. – Ale dlaczego? Bal sie, ze znajdziemy je tam, gdzie je trzymal, na wzgorzu.
Adelia, wcielajac sie w role adwokata diabla, zapytala:
– Dlaczego mial sie bac, ze akurat my je znajdziemy? Przez te wszystkie miesiace inni tez musieli chodzic po tych wzgorzach, a ich nie znalezli.