skarbca. Zazwyczaj. Mieszka w nim sporo Zydow, ktorzy tez wplacaja niemale sumy. Zazwyczaj. Zatem rzeklbys, ze liczba zetonow nie rowna sie jego rzeczywistemu bogactwu?

Raz jeszcze starzec nie odpowiedzial.

– A czemuz tak jest? – zapytal Henryk. Aaron tym razem sie odezwal, zmeczonym glosem:

– Domyslam sie, moj panie, ze to przez te dzieci. Smierc dzieci jest zawsze oplakiwana…

– Zaiste, jest. – Krol podzwignal sie na krawedz stolu, tak aby moc majtac nogami. – A kiedy staje sie sprawa ekonomii, jest juz czyms katastrofalnym. Mieszkancy Cambridge buntuja sie, a Zydzi… Gdzie oni sa?

– Skryli sie na zamku, panie.

– Raczej w tym, co z niego zostalo – zgodzil sie Henryk. – Tam rzeczywiscie sa. Na moim zamku, jedzac moja strawe z mojej laski i wydalajac ja od razu, bo sraja ze strachu. A to wszystko znaczy, Aaronie, ze nie zarabiaja dla mnie zadnych pieniedzy.

– Nie, moj panie.

– A zbuntowani chlopi spalili wschodnia wieze zamku, w ktorej byly wszystkie dokumenty o dlugach naleznych Zydom, a przez to naleznych mnie, nie wspominajac juz o aktach danin. Albowiem wierza oni, ze Zydzi torturuja i zabijaja ich dzieci.

Po raz pierwszy, wsrod grzmotu werbli dudniacych w glowie starca jak na egzekucje, rozlegl sie swist nadziei.

– Ale ty nie, panie?

– Co ja nie?

– Nie wierzysz, ze to Zydzi zabijaja dzieci?

– Ja tego nie wiem, Aaronie – lagodnie odparl krol. Nie odrywajac oczu od starca, uniosl dlon. Skryba wetknal mu w nia zwoj pergaminu. – Oto zeznanie pewnego Rogera z Acton, wedle ktorego takie postepki sa dla was czyms zwyczajnym. Wedle zacnego Rogera Zydzi, zazwyczaj w czas Wielkanocy, zameczaja na smierc co najmniej jedno chrzescijanskie dziecko, wsadzaja je do zamykanej na zawiasy barylki nabitej od wewnatrz ostrymi gwozdziami. Zawsze to robili i zawsze beda.

Spojrzal na pergamin.

– „Wsadzaja dziecie do barylki, zamykaja je tak, aby gwozdzie wbily mu sie w cialo. Owe diably zbieraja potem krew, ktora splywa do naczyn, zeby mieszac ja z obrzedowym chlebem'. – Henryk II uniosl wzrok. -

To niezbyt przyjemne, Aaronie. – Wrocil do lektury pergaminu. – Och, i jeszcze bardzo sie przy tym smiejecie.

– Wiesz, ze to nieprawda, moj panie.

Krol zwrocil na te slowa rownie mala uwage, jak na kolejne klikniecie liczydla.

– Ale tej Wielkanocy, Aaronie, wlasnie tej Wielkanocy zaczeliscie je ponoc krzyzowac. Oczywiscie nasz zacny Roger z Acton twierdzi, ze dziecie, ktore znaleziono, zostalo ukrzyzowane. Jak ono mialo na imie?

– Piotr z Trumpington, moj panie – podpowiedzial usluzny skryba.

– Owze Piotr z Trumpington zostal ukrzyzowany i dlatego ten sam los mogl takze spotkac pozostala dwojke zaginionych dzieci. Zostaly ukrzyzowane, Aaronie.

Krol wypowiedzial lagodnie to potezne i straszliwe slowo, ktore wedrujac wzdluz chlodnej galerii, nabieralo mocy.

– Pojawiaja sie zadania, aby uczynic malego Piotra swietym, tak jakby juz nie bylo ich wystarczajaco duzo. Na razie mamy, Aaronie, dwoje zaginionych dzieci oraz jedno pozbawione krwi okaleczone cialko, znalezione wsrod mokradel. Starczyloby tego na mnostwo macy.

Henryk wstal od stolu i powedrowal galeria, starzec szedl za nim, zostawiajac gdzies z tylu pole sztucznych swierszczy. Krol wyciagnal spod okna stolek i kopniakiem poslal go w strone Aarona.

– Siadaj. Tutaj bylo ciszej. Wilgotne zimne powietrze plynace przez okna bez szyb sprawilo, ze starzec zadrzal. Z nich dwoch to Aaron byl kosztowniej odziany. Henryk II nosil sie jak mysliwy, niedbale. Dworzanie krolowej namaszczali wlosy wonnymi pomadami i pachnieli olejkiem rozanym, monarcha jednak cuchnal konmi i potem. Skore dloni mial stwardniala, rude wlosy na glowie okraglej jak kamienna kula przyciete krotko. Aaron jednak pomyslal, ze mimo to nikt nigdy nie wzial go za kogos innego niz wladce imperium rozciagajacego sie od granicy ze Szkocja po Pireneje.

Aaron moglby nawet milowac Henryka, gdyby tylko nie byl on tak straszliwie nieprzewidywalny. Kiedy krol wpadal w szal, gryzl dywany, a ludzie umierali.

– Aaronie, Bog nienawidzi was, Zydow – powiedzial Henryk. – Zabiliscie Jego Syna.

Aaron zamknal oczy, czekal.

– I Bog nienawidzi mnie. Aaron otworzyl oczy. Krol podniosl glos, jego slowa staly sie lamentem rozbrzmiewajacym w calej galerii jak rozpaczliwy odglos traby.

– Slodki Boze, wybacz nieszczesnemu i skruszonemu krolowi. Ty wszak wiesz, jak Tomasz Becket przeciwstawial mi sie we wszystkim z takim uporem, ze w szale poprosilem o jego smierc. Peccavi, peccavi za owych rycerzy, ktorzy zle odczytali moj gniew i ruszyli, aby go zabic, sadzac, ze zadowola mnie takim bezecenstwem. Ty, w Twej prawosci, odwrociles ode mnie Swoja twarz. Jam robakiem, mea culpa, mea culpa, mea culpa. Pelzam razony Twym gniewem, zas arcybiskup Tomasz jest juz przyjety do Twej chwaly i zasiada po prawicy Twego Laskawego Syna, Jezusa Chrystusa.

Odwrocily sie twarze. Piora zastygly w pol wyrazu, zatrzymaly sie liczydla.

Henryk przestal bic sie w piersi. A potem dodal, juz ciszej:

– I jesli sie nie myle, jest dla Ciebie takim samym wrzodem na tylku, jak dla mnie.

Pochylil sie do przodu, delikatnie podetknal palec pod podbrodek Aarona z Lincoln i uniosl jego twarz.

– Gdy ci nikczemnicy posiekali Becketa, stalem sie wrazliwy na ciosy. Kosciol pragnie zemsty, chce mojej watroby, cieplej i dymiacej, chce rekompensaty i musi ja dostac. A najbardziej chce, zawsze chcial, wygnania was, Zydow, z chrzescijanskich ziem.

Skryba powrocil do swojej pracy.

Krol pomachal Zydowi dokumentem przed nosem.

– To jest, Aaronie, petycja o wypedzenie z mojego krolestwa wszystkich Zydow. Teraz wlasnie jej faksymile, piora Rogera z Acton, niechaj piekielne psy przezuja mu jajca, jest juz w drodze do papieza. Dziecko zamordowane w Cambridge i ta zaginiona dwojka maja byc pretekstem do zadania wygnania twojego ludu, co zwazywszy na smierc Becketa, moze sie okazac czyms, czemu nie zdolam sie przeciwstawic. Bo jak sie przeciwstawie, Jego Swiatobliwosc bedzie zmuszony ekskomunikowac mnie i oblozyc cale krolestwo interdyktem. Wyobrazasz sobie, co to jest interdykt? To jest rzucenie w ciemnosc. Dzieciom odmawia sie chrztu, nie blogoslawi malzenstw, zmarli maja pozostac niepogrzebani, bez blogoslawienstwa Kosciola. A kazdy madrala w zasranych gaciach moze podwazyc moje prawo do sprawowania rzadow.

Henryk wstal i zaczal sie przechadzac. Przystanal, by wyprostowac rog arrasu, przesunietego wiatrem.

– Czyz nie jestem dobrym krolem, Aaronie? – rzucil przez ramie.

– Jestes, moj panie – padla stosowna odpowiedz. I prawdziwa.

– Czyz nie jestem dobry dla swoich Zydow, Aaronie?

– Jestes, moj panie, zaiste jestes.

I znowu prawda. Henryk ciagnal podatki od Zydow niczym chlop mleko od dojnej krowy, lecz zaden inny monarcha na swiecie nie byl dla nich sprawiedliwszy. Zaden tez nie utrzymywal w swoim niewielkim krolestwie takiego ladu, Zydzi czuli sie w nim chyba bezpieczniej niz gdziekolwiek indziej. Z Francji, Hiszpanii, z krajow krzyzowcow, z Rosji, przybywali, aby cieszyc sie przywilejami i bezpieczenstwem w Anglii Plantageneta.

Gdziez my sie podziejemy, pomyslal Aaron. Panie, Panie, nie slij nas znowu na puszcze. Jesli nie mozemy miec naszej Ziemi Obiecanej, pozwol nam przynajmniej zyc pod rzadami takiego faraona, co nas strzeze.

Henryk przytaknal.

– Aaronie, lichwa to grzech. Kosciol jej nie pochwala, nie pozwala chrzescijanom kalac swych dusz i sie nia parac. Zostawia to wam, Zydom, ktorzy dusz nie macie. Oczywiscie to nie przeszkadza Kosciolowi od was pozyczac. Ilez katedr wzniesiono dzieki pozyczkom tylko od ciebie samego?

– Lincoln, moj panie – Aaron zaczal rachowac na drzacych, powykrecanych artretyzmem palcach – Peterborough, St Albans, potem co najmniej dziewiec opactw cystersow, potem…

– Tak, tak. Chodzi wlasnie o to, ze jedna siodma mojego rocznego dochodu to zyski z podatkow placonych przez was, Zydow. A Kosciol chce, zebym sie was pozbyl.

Krol znowu rozpoczal wedrowke i raz jeszcze w galerii grzmialy slowa wymawiane z twardym, andegawenskim akcentem.

– Czyz nie utrzymuje w tym krolestwie pokoju, jakiego nigdy nie znalo? Na rany boskie, co oni sobie mysla? Ze jak to robie?

Zdenerwowani skrybowie opuscili piora, aby sie poklonic. Tak, panie. Zaiste, robisz to, panie.

– Tak, robisz to, panie – powiedzial Aaron.

– Nie robie tego modlitwa i postem, to ci mowie. – Henryk sie uspokoil. – Potrzebuje pieniedzy, zeby uzbroic moja armie, oplacic moich sedziow, zdlawic bunt za granica i spelniac piekielnie drogie zachcianki zony. Pokoj to pieniadze, Aaronie, a pieniadze to pokoj. – Chwycil starca za poly plaszcza i przyciagnal blisko siebie. – Kto zabija te dzieci?

– Nie my, moj panie. Kto, nie wiemy.

Przez jedna chwile bliskosci straszliwe blekitne oczy o krotkich, prawie niewidocznych rzesach wpatrywaly sie w dusze Aarona.

– Nie my, prawda? – powiedzial krol. Puscil starca, uniesione poly plaszcza opadly na swoje miejsce. Jednak twarz monarchy pozostawala nieodgadniona, a jego glos stal sie lagodnym szeptem: – Ale sadze, ze lepiej bedzie, jak sie dowiemy, prawda? I to szybko.

Kiedy szambelan odprowadzal Aarona z Lincoln ku schodom, Henryk II zawolal:

– Wiesz, Aaronie, bardzo tesknilbym za wami, Zydami.

Starzec sie odwrocil. Krol usmiechal sie albo raczej jego porozdzielane przerwami silne i drobne zeby wyszczerzyly sie w grymasie podobnym do usmiechu.

– Jednak nie az tak jak wy, Zydzi, tesknilibyscie za mna – dodal.

Kilka tygodni pozniej w poludniowych Wloszech…

…Gordinus Afrykanczyk dobrotliwie zamrugal, patrzac na swojego goscia, i pokiwal palcem. Znal jego imie, ogloszono mu je z wielka pompa: „Z Palermo, w imieniu Jego Krolewskiej Mosci, przybywa jego wielmoznosc, Mordechaj fil Berachiah'. Nawet przypominal sobie te twarz. Tyle ze on, Gordinus, pamietal ludzi glownie po ich chorobach.

– Skrofuly! – stwierdzil wreszcie triumfalnie. – Miales, panie, skrofuly! Jak tam one?

Mordechaja fil Berachiaha trudno bylo zbic z pantalyku. Inaczej nie zostalby sekretarzem krola Sycylii i straznikiem monarszych sekretow. Chociaz wlasnie go obrazono – o skrofulach nie nalezy przeciez wspominac publicznie – jego wielka twarz pozostawala calkowicie spokojna, glos chlodny.

– Przybylem zobaczyc, czy Szymon z Neapolu juz sie szykuje.

– A do czego sie szykuje? – zapytal Gordinus ciekawie. Z geniuszem, pomyslal Mordechaj, zawsze ciezko sie rozmawia, a kiedy, tak jak teraz, zaczyna juz murszec, staje sie to wrecz niemozliwe. Postanowil zatem wspomoc sie waga krolewskiego „my'.

Вы читаете Mistrzyni sztuki smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×