Jakze dziwnego krajobrazu. Po lewej teren lagodnie opadal ku plaskiej powierzchni mokradel, oceanowi olch i wierzb kryjacych swoje sekrety. Po prawej, gdzies daleko, byl goly szczyt wzgorza o zalesionych zboczach, gdzie Adelia, Szymon, Mansur i Ulf spedzili ostatnie trzy godziny, badajac tamtejsze dziwne zaglebienia terenu, schylali sie, aby zajrzec pod krzaki, szukali kryjowki, w ktorej dokonano zbrodni – i nic nie znalezli.
Zaczal siapic deszcz, ustal, chmury zaslonily slonce i odslonily je ponownie.
Adelia wiedziala, ze gdzies w poblizu jest miejsce kazni, dlatego ciezka cisza, wciaz jeszcze wibrujaca od nieuslyszanych krzykow, przygniatala wszystkie naturalne odglosy: swiergot ptakow, liscie szeleszczace w deszczu, skrzyp sedziwej jabloni poruszanej bryza, sapanie mieszczucha Szymona, kiedy sie wspinali. Odglosy owiec gryzacych kepy trawy.
Ucieszyla sie, kiedy ujrzawszy pasterza z klasztoru od przeora – owce byly wlasnoscia przybytku Swietego Augustyna – miala wymowke, aby odejsc stamtad i razem z Ulfem ruszyc ku mezczyznie, pozostawiajac swoich towarzyszy zajetych przeczesywaniem wzgorza.
Chyba juz dziesiaty raz powtorzyla w glowie tok rozumowania, ktory ich tutaj przywiodl. Dzieci umarly na kredowym podlozu. Bez watpienia.
Znaleziono je w mule, tam w dole, na blotnistej owczej sciezce, wiodacej na szczyt. I co wiecej, znaleziono rankiem, zaraz po tym, jak na owo wzgorze wtargneli obcy. Zatem trupy przeniesiono z kredowych mogil w nocy. Najblizsze kredowe podloze, jedyny jego odsloniety kawalek, z ktorego daloby sie zabrac je w tak krotkim czasie, to Krag Wandlebury.
Spojrzala ku niemu, migotal po ostatnim deszczowym prysznicu. Dostrzegla, ze Szymon i Mansur gdzies znikli.
Mogli przedzierac sie przez glebokie, mroczne aleje, ciemne przez pochylone nad nimi drzewa. Kiedys byly to rowy otaczajace wzgorze.
Jakiz pradawny lud obwarowal krag i z jakiego powodu? Przylapala sie na tym, ze rozmysla, czy krew owych dzieci byla pierwsza, jaka tutaj rozlano. Czyzby owo miejsce nierozlacznie wiazalo sie ze zlem i przyzywalo mrok ludzkiej duszy, tak jak przyzywalo tego zbrodniarza?
A moze Wezuwia Adelia Rachela Ortese Aguilar stawala sie rownie podatna na przesady, jak jakis staruch mamroczacy zaklecia nad poletkiem trawy?
– On zamierza w koncu cos nam powiedziec, czy nie? – syknela do Ulfa. – Musi wiedziec, czy tu jest jakas jaskinia, czy cos takiego.
– On juz tam wiecej nie pojdzie – odszepnal jej chlopak. – Mowi, ze nocami tam tancuje stary Nick. Te jamy to slady jego stop.
– Ale pozwala tam chodzic swoim owcom.
– O tej porze roku to najlepsze pastwisko w promieniu wielu mil. Z nim jest jego pies. Pies mu powie, jak cos bedzie nie tak.
Madry pies. Starczylo tylko, by uniosl warge, a juz Stroz przycupnal z dala od szczytu wzgorza, czekajac, az Adelia zejdzie.
Medyczka zastanowila sie, do jakiej Wielkiej Pani zwracal sie pasterz. Do Marii, matki Jezusa? A moze do jakiejs starszej matki?
Kosciol nie zdolal do konca wyplenic wiary w dawnych bogow. I dlatego starcowi zaglebienie na szczycie wzgorza moglo wydac sie odciskiem kopyta jakiegos potwora starszego od chrzescijanskiego szatana o tysiace lat.
Oczyma duszy ujrzala wielka rogata bestie depczaca dzieci. Zdenerwowala sie na siebie. Co sie z nia dzieje?
Odczuwala tez coraz dotkliwiej mokro i zimno.
– Zapytaj go, czy naprawde widzial tam kiedys starego Nicka, niech go szlag.
Ulf zadal pytanie cichym, spiewnym akcentem, nie calkiem rozumiala slowa. Starzec odpowiedzial w ten sam sposob.
– On mowi, ze nie podchodzi blisko i ja mu sie nie dziwie. Ale widzial tam nocami ogien…
– Jaki ogien?
– Swiatlo. Ogien starego Nicka. Walt mysli, ze stary Nick przy nim tancuje.
– Jaki ogien? Gdzie? Kiedy? Jednak nawal pytan zaklocal pasterzowi pokoj, jaki chcial na nowo zawrzec z tym miejscem, Ulf gestem nakazal cisze, Adelia zas wrocila do rozmyslan o duchach, tych dobrych i tych zlych.
Kiedy byla dzis na tym wzgorzu, cieszyla sie, ze pod tunika ma drewniany krucyfiks, dar od Malgorzaty, nawet jesli nosila go tylko przez wzglad na nia.
Wcale nie sprzeciwiala sie naukom Nowego Testamentu. Sama w sobie byla to religia gloszaca zyczliwosc i wspolczucie. Kiedy kleczala przy swojej umierajacej niani, wlasnie Jezusa Malgorzata blagala, by ja ocalil. Nie uratowal Angielki, lecz Adelia Mu to wybaczyla. Pelne milosci serce niani stalo sie juz zbyt znuzone, aby bic dluzej. Przynajmniej koniec miala spokojny.
Tym, czemu przeciwstawiala sie lekarka, byla koscielna interpretacja Boga jako malostkowego, glupiego, chciwego pieniedzy, wstecznego i przedpotopowego tyrana, ktory stworzywszy zdumiewajaco roznorodny swiat, zakazal wszelkich prob zglebienia jego zlozonosci, zostawiajac swoj lud w ciemnocie.
Przeciwstawiala sie tez klamstwu. Majac siedem lat, kiedy uczyla sie pisac w konwencie St Giorgio, gotowa byla wierzyc we wszystko, czego nauczaly ja zakonnice i Biblia. Dopoki matka Ambrozja nie wspomniala o zebrach Adama…
Pasterz zakonczyl swoje modlitwy i odezwal sie do Ulfa:
– O czym on mowi?
– Gada o trupach, o tym, co ten diabel im zrobil. Uderzalo, iz stary Walt zwraca sie do Ulfa jak do rownego sobie.
Moze, pomyslala Adelia, fakt, iz chlopiec umie czytac, wyniosl go w oczach pasterza tak wysoko, ze zniknela roznica wieku.
– Co on teraz mowi?
– On teraz mowi, ze jeszcze nigdy nie widzial czegos takiego, nie od kiedy stary Nick byl tu ostatnim razem i zrobil cos podobnego owcom.
– Och, to pewnie byl wilk albo cos w tym rodzaju.
– Mial nadzieje, ze ostatni raz widzial takie lotrostwo, ale on wrocil. Co stary Nick zrobil owcom? Adelia zapytala nagle, ostro:
– Co on im zrobil? – Potem dodala: – Jakim owcom? Kiedy? Ulf zadal pytanie i uslyszal odpowiedz.
– To bylo w roku wielkiej burzy.
– Na litosc boska. Och, niewazne. Gdzie on polozyl resztki zwierzat?
Najpierw Adelia i Ulf zamiast lopat uzywali galezi, ale kreda okazala sie za krucha, by dalo sie ja wydobywac wiekszymi kawalami i szybko musieli zabrac sie do kopania wlasnymi rekoma.
– Czego my szukamy? – zapytal Ulf, nie do konca wszystko rozumiejac.
– Kosci, chlopcze, kosci. Czyichs, nie lisa, nie wilka, nie psa… Ktos zaatakowal te owce, tak on powiedzial, prawda?
– Powiedzial, ze to stary Nick.
– To nie byl zaden stary Nick. Rany byly podobne, tak powiedzial, prawda?
Twarz Ulfa spochmurniala, co znaczylo – juz zaczynala to poznawac – ze nie spodobal mu sie przedstawiony przez pasterza opis ran.
A moze on nie powinien w ogole tego sluchac, pomyslala, ale teraz bylo juz za pozno.
– Kop dalej. W ktorym roku byla ta wielka burza?
– W tym roku, kiedy zawalila sie dzwonnica u Swietego Ethela. Adelia westchnela. W swiecie Ulfa pory roku mijaly niepostrzezenie, dni urodzin niezauwazone, uplyw czasu znaczyly tylko jakies niezwykle wydarzenia.
– A jak dawno to bylo? – dopytywala sie, a potem dodala jeszcze, chcac naprowadzic chlopca na wlasciwy trop: – Jakos tak w Gody?
– To nie byly Gody, to bylo, jak zakwitly pierwiosnki. – Jednak spojrzenie na umazana kreda twarz Adelii sklonilo Ulfa do wysilenia pamieci. – Minelo od tego czasu juz szesc, z siedem Godow.
– Kop dalej. Szesc, siedem lat temu. Czyli to sie stalo, kiedy na Kregu Wandlebury stala zagroda dla owiec. Stary Walt opowiadal, iz zamykal tam zwierzeta na noc. Przestal tak robic, kiedy pewnego ranka ujrzal wejscie do niej wylamane, a na trawie wokol zmasakrowane trupy zwierzat.
Przeor Gotfryd, kiedy o tym uslyszal, nie uwierzyl w opowiesc pasterza o diable. Powiedzial, ze to robota jakiegos wilka, wyslal mysliwych.
Lecz Walt dobrze wiedzial, ze to wcale nie bylo zwierze. Wilki nie robia czegos takiego, nie robia tego w taki sposob. Wykopal jame u dolu wzgorza, z dala od pastwisk, i zaniosl tam trupy, jeden po drugim, nastepnie pochowal, aby „spoczywaly w spokoju', jak oznajmil Ulfowi.
Jakiz czlowiek mial tak wypaczona dusze, aby poszlachtowac biedne owce?
Tylko jeden. Dzieki Bogu, tylko jeden.
– No i mam. – Ulf odkryl podluzna czaszke.
– Dobra robota. – Po swojej stronie dolu Adelia tez wymacala palcami kosci. – To sa te zwierzeta, o ktore nam chodzilo.
Stary Walt ulatwil im prace. Starajac sie zapewnic spoczynek duchom owiec, ulozyl zwloki starannie w rzedy jak ciala poleglych na polu bitwy.
Adelia wyciagnela jedno z truchel i usiadlszy, polozyla sobie na kolanach, zadem w swoja strone. Oczyscila z kredy. Musiala przeczekac kolejny deszczyk, zanim slonce poswiecilo na tyle szczodrze, aby mogla obejrzec szkielet.
– Ulf- powiedziala cicho – przyprowadz tu mistrza Szymona i Mansura.
Kosci byly czyste, nie oblepiala ich welna, czyli lezaly tutaj od dluzszego czasu. Ujrzala straszliwe obrazenia tam, gdzie u swini znajdowaly sie miednica i kosc lonowa – ze wszystkich zwierzat tylko jej szkielet Adelia dobrze znala. Stary Walt mial racje. Zadnych sladow po zebach. To rany klute.
Kiedy chlopiec odszedl, siegnela po swoj mieszek, rozluznila rzemien, wyjela mala, podrozna tabliczke, bez ktorej nigdzie sie nie ruszala, i zaczela na niej notowac.
Rysy na kosciach, takie same jak u dzieci. Moze zadane innym ostrzem, ale bardzo podobnym, topornie ociosanym niczym koncowka plaskiego kawalka drewna, zastrugana w szpic.
Jaka to, do licha, bron? Z pewnoscia nie zrobiono jej z drewna. To takze nie stalowe ostrze, raczej tez nie zelazne, zbyt szerokie. Jednak ostre, nieslychanie ostre – kregoslup zwierzecia zostal przeciety.
Czy wlasnie tu przerazajaca, cielesna zadza owego mordercy ujawnila sie po raz pierwszy? W stosunku do bezbronnych zwierzat? Ten zbrodniarz zawsze atakuje bezbronnych.
Ale skad przerwa, szesc, siedem lat, az do zeszlego roku? Zadzy takich jak ta z pewnoscia nie mozna powstrzymywac zbyt dlugo. Przypuszczalnie wiec ich nie hamowal. Gdzie indziej z pewnoscia tez ginely zwierzeta, a ich smiercia obciazano wilka. A kiedy zwierzeta przestaly mu wystarczac? Kiedy postanowil dobrac sie do dzieci? Czy swiety Piotrus byl pierwszy?
Wyjechal, pomyslala. Szakal zawsze pozostanie szakalem. Byly inne smierci, w innych okolicach, ale to wzgorze stanowilo jego ulubione miejsce zabijania. To tu wlasnie tanczyl. Nie bylo go, ale teraz wrocil.
Ostroznie zamknela tabliczke, chroniac ja przed deszczem, polozyla truchlo przed soba, tak by moc siegnac do jamy po wiecej kosci.
Uslyszala, ze ktos zyczy jej dobrego dnia.
On wrocil.
Przez chwile siedziala bardzo cicho, potem przekrecila sie, niezrecznie, odslaniajac. Dlonie polozyla na szkieletach w jamie, tak aby podeprzec gore ciala i chronic sie przed upadkiem na szczyt stosu gnatow.