– Znowu rozmawiasz z koscmi, pani? – z zaciekawieniem spytal poborca podatkow. – Co ci powiedzialy? Bee?
Adelia dostrzegla, ze spodnica podwinela jej sie do gory, ukazujac sporo golej nogi, a ona nie ma jak jej zsunac.
Sir Rowley pochylil sie, zlapal medyczke pod pachy i uniosl jak lalke.
– Niczym Lazarz, prosto z grobu – oznajmil. – Jest nawet grobowy pyl.
Zaczal ja otrzepywac, wzbijajac chmury ostro pachnacej kredy. Odepchnela jego dlon, juz nie wystraszona, lecz wsciekla, bardzo wsciekla.
– Co ty tutaj robisz, panie?
– Przechadzam sie, dla zdrowia. Powinnas mnie pochwalic. Az promieniowal zdrowiem i dobrym humorem. W owym szarym krajobrazie stanowil najbardziej wyrozniajacy sie element – mial rumiane policzki oraz czerwony plaszcz. Przypominal przerosnietego drozda. Zdjal czapke, klaniajac sie przed medyczka, rownoczesnie podniosl jej tabliczke z notatkami. Czyniac to niby niezdarnie, otworzyl ja i jakby przypadkiem odslonil przed swoimi oczyma zapiski.
Genialne. Nachylil sie, by zerknac na szkielety. Powoli sie rozprostowal.
– Kiedy to zrobiono?
– Szesc albo siedem lat temu – odparla.
Czy to byles ty, pomyslala. Czy za tymi wesolymi niebieskimi oczami kryje sie szalenstwo?
– A zatem on zaczal od owiec – powiedzial.
– Tak. Bystry umysl? A moze spryt nakazujacy udawac, swiadomosc, ze ona i tak cos wlasnie odkryla?
Mial napiete miesnie szczek. Teraz stal przed nia ktos inny, juz nie ten dobrotliwy czlowiek. Adelii zdalo sie, ze jakby wyszczuplal.
Deszcz sie nasilil. Ani sladu Szymona albo Mansura.
Nagle poborca podatkow zlapal ja za ramie i pociagnal za soba. Stroz, ktory wczesniej w ogole nie ostrzegl o nadejsciu tego czlowieka, teraz wesolo podreptal za nimi. Medyczka wiedziala, ze powinna sie bac, ale tym, co teraz czula, byla wscieklosc.
Zatrzymali sie pod sklepieniem z bukowych konarow, gdzie Picot nia potrzasnal.
– Czemu za kazdym razem wyprzedzasz mnie o krok? Kim ty jestes, kobieto?
Byla Wezuwia Adelia Rachela Ortese Aguilar i poczula sie dotknieta.
– Jestem medyczka z Salerno, a ty jestes mi winien szacunek. Spojrzal na swoje wielkie dlonie, zacisniete na ramionach Adelii, puscil ja.
– Prosze o wybaczenie, pani. Sprobowal sie usmiechnac.
– To nie wystarczy, prawda?
Zdjal swoj plaszcz, ostroznie polozyl go u stop drzewa i zaprosil Adelie, aby na nim spoczela. Chetnie to zrobila. Wciaz jeszcze trzesly jej sie nogi. Usiadl obok niej.
– Ale, jak widzisz, pani – zaczal spokojnie tlumaczyc – mnie szczegolnie zalezy na odnalezieniu tego zabojcy. Choc za kazdym razem, kiedy ide za nicia wiodaca mnie w glab labiryntu tego, nie znajduje Minotaura, lecz Ariadne.
I Ariadna znajduje ciebie, pomyslala.
– Moge zapytac, jaka nic poprowadzila cie tu dzisiaj? – zapytala.
Stroz oparl lape o pien drzewa, a potem usadowil sie na wolnym kawalku plaszcza.
– Och tak – powiedzial sir Rowley. – Latwo to wyjasnic. Bylas pani, na tyle dobra, aby powierzyc mi spisywanie historii tych biednych kosci, z ktorymi rozmawialas w chacie pustelniczki, historii o ich przeniesieniu z kredy na mul. Chwila zastanowienia pozwolila dociec nawet, kiedy to przeniesienie mialo miejsce. – Spojrzal na nia. – Jak mniemam, twoi towarzysze przeszukuja wzgorze?
Przytaknela.
– Nic nie znajda. Wiem to dobrze, bo sam przeczesywalem to wszystko przez ostatnie dwa wieczory i wierz mi, o pani, nie jest to miejsce odpowiednie, aby przebywac tu, kiedy zapadnie zmrok.
Walnal piescia w rozciagniety miedzy nimi plaszcz. Adelia az podskoczyla, zas Stroz uniosl slepia.
– Ale to stalo sie tutaj, na rany boskie. Tutaj wiedzie trop Minotaura. Powiedzieli nam o tym ci biedni mlodziankowie.
Popatrzyl na swoja dlon, jakby widzial ja po raz pierwszy, rozprostowal palce.
– A zatem przeprosilem lorda szeryfa i przyjechalem tutaj przyjrzec sie wszystkiemu raz jeszcze. I co znalazlem? Pania medyk, sluchajaca kolejnych kosci. I teraz wiesz juz wszystko.
Znowu poweselal.
Kiedy mowil, ulewa zaczela slabnac, pokazalo sie slonce. On jest jak ta pogoda, pomyslala Adelia. A ja nie wiem wszystkiego.
– Lubisz jujube, panie? – spytala.
– Uwielbiam, pani. Dlaczego pytasz? Chcesz mnie poczestowac?
– Nie.
– Och. Popatrzyl na nia tak, jakby jego umyslu nie powinno sie juz dluzej niepokoic, a potem odezwal sie, mowiac powoli i zyczliwym glosem:
– Moze opowiesz mi, pani, kto poslal ciebie i twoich towarzyszy, abyscie prowadzili to sledztwo?
– Krol Sycylii – odparla. Ostroznie pokiwal glowa.
– Krol Sycylii. Zaczela sie smiac. Przeciez rownie dobrze moglaby to byc krolowa
Saby albo cesarz chinski. On i tak nie rozpozna prawdy, albowiem nie ma tego we zwyczaju. Pomysli, ze jestem szalona.
A kiedy sie smiala, promienie slonca przeniknely mlode bukowe listki i swiatlo padlo na nia niczym deszcz swiezo wybitych, miedzianych pensow.
Twarz poborcy zmienila sie tak, ze Adelia ucichla i odwrocila wzrok.
– Wracaj do domu, pani – powiedzial. – Wracaj do Salerno. Teraz zobaczyla Ulfa prowadzacego ku nim Szymona i Mansura od strony mogily owiec.
Poborca podatkow znowu przybral poze pelna powagi. Witam, witam zacnych panow. To ty, panie, pomagales naszej laskawej pani medyk, kiedy ogladala zwloki tamtych biednych dzieci… Tak jak on podejrzewal, ze wlasnie to wzgorze jest miejscem… Przeszukiwal je, ale nic nie znalazl… Czy oni, cala czworka, nie podzieliliby sie zdobyta wiedza, aby doprowadzic tego demona przed oblicze sprawiedliwosci…
Adelia odsunela sie, chcac dolaczyc do Ulfa, ktory uderzal sie czapka po nodze, starajac strzepac krople deszczu. Pomachal nia w strone Picota.
– Nie lubie go.
Sir Rowley, w roztargnieniu, pomyslala, ze pozniej tego zalowal, glaskal psi leb, wciskajacy mu sie na kolana.
Ulf zaburczal z niesmakiem.
– Myslisz, ze to ten sam zalatwil owce? – spytal pozniej. – Tak jak Harolda i reszte?
– Tak – odparla – To byla podobna bron. Chlopak sie zastanowil.
– Jak myslisz, gdzie on zabijal, jak go tu nie bylo…? Madre pytanie. Adelia zadala je sobie od razu na samym poczatku.
To bylo takze pytanie, ktore powinien zadac poborca podatkow. A tego nie zrobil.
Bo on wie, pomyslala.
Szymon z Neapolu, jadac z powrotem do miasta, wozem, niczym porzadny aptekarz po dniu spedzonym na zbieraniu ziol, wyrazil swoje zadowolenie z polaczenia sil z sir Rowleyem Picotem.
– Bystry umysl jak na kogos jego postury, nie znam bystrzejszego. W najwyzszym stopniu zainteresowal sie znaczeniem, ktore przypisalismy zjawieniu sie ciala swietego Piotrusia akurat na trawniku Chaima, a jako ze ma dostep do rachunkow hrabstwa, obiecal pomoc mi w odkryciu, kto byl winien Chaimowi pieniadze. A zatem on i Mansur zamierzaja zbadac arabskie statki kupieckie i zobaczyc, ktory z nich przewozi jujube.
– Na Boga! – zakrzyknela Adelia. – O wszystkim mu powiedziales?
– Prawie o wszystkim – usmiechnal sie, widzac jej irytacje. – Moja droga pani medyk, jesli on jest zabojca, to i tak juz wszystko wie.
– Jesli on jest zabojca, to wie, ze jestesmy coraz blizej. Wie wystarczajaco duzo, aby nas zwiesc. Kazal mi wracac do Salerno.
– Tak, zaiste. Martwi sie o ciebie. „To nie jest sprawa dla kobiety', powiedzial mi. „Czy ty chcesz, zeby ja zamordowano we wlasnym lozku?' – Szymon puscil do niej oko. Mial dobry humor. – Ciekawe, dlaczego zawsze maja nas mordowac w naszych lozkach? Nigdy nie morduje sie nas przy sniadaniu. Albo w kapieli.
– Och, przestan. Nie ufam temu czlowiekowi.
– Ja ufam, a mam spore doswiadczenie z ludzmi.
– On mnie wyprowadza z rownowagi. Szymon mrugnal do Mansura.
– W tym tez duze doswiadczenie z kobietami. Mysle, ze on jej sie podoba.
– A czy on powiedzial ci, ze byl krzyzowcem? – z furia rzucila Adelia.
– Nie – odwrocil sie do niej, teraz smiertelnie powazny. – Nie, tego mi nie mowil.
– Byl nim.
Rozdzial 9
W Cambridge istnial zwyczaj, ze patnicy po powrocie z pielgrzymki urzadzali uczte. W trakcie podrozy zawierano wszak sojusze, ubijano interesy, aranzowano malzenstwa, doswiadczano swietosci i nowych doznan, ogolnie rzecz biorac, poszerzaly sie horyzonty, a ci, ktory dzielili owe rzeczy, chetnie spotykali sie pozniej raz jeszcze, by rozmawiac o nich i uczcic szczesliwy powrot.
Tym razem wyprawienie biesiady przypadlo przeoryszy od Swietej Radegundy. Jednakowoz, poniewaz przybytek Swietej Radegundy byl jeszcze biednym, niewielkim konwentem – co wkrotce mialo sie zmienic za sprawa swietego Piotrusia i staran przelozonej zgromadzenia – zaszczyt przygotowania uczty splynal na rycerza i lennika klasztoru, sir Joscelina z Grantchester. Mial posiadlosc i ziemie znacznie wieksze od zakonnych, co zreszta czesto zdarzalo sie u takich lennikow jak on.
Sir Joscelin slynal ze swoich uczt. Mowiono, ze kiedy w zeszlym roku podejmowal opata z Ramsay, zginelo przez to trzydziesci wolow, szescdziesiat swin, sto piecdziesiat kaplonow, trzysta skowronkow (przez swoje smakowite jezyki), a takze dwoch rycerzy, poleglych w turnieju urzadzanym dla rozrywki duchownego, turnieju, ktory wymknal sie calkiem spod kontroli.