Pamietal powrot do Nowego Jorku, do siedziby Agencji Reklamowej Randall Associates, do krzataniny skutecznej i oddanej mu jak zawsze Wandy, do wiecznie zabieganego asystenta Joego

Hawkinsa, do zrecznego prawnika Thada Crawforda i calej reszty wspolpracownikow, ktorzy potrzebowali jego kreatywnosci i energii.

Randall wlaczyl sie na krotko w te rutyne, w ktorej telefon stawal sie dla czlowieka dodatkowa konczyna. Nie bylo w tym jednak energii, poniewaz nic go nie interesowalo, i nie bylo tworczego zapalu, poniewaz nie widzial przed soba celu.

Chcial stamtad uciec i uciekl, na trzy miesiace. Thad Crawford mial w Vermoncie farme z zarzadca i stadami bydla, ze strumykiem i odrestaurowanym domem z czasow wojny secesyjnej. Randall skryl sie tam, zeby uporac sie z upiorami przeszlosci, koszmarami z Amsterdamu, Paryza i Ostii – Wheelerem i de Vroome'em, Lebrunem i Jakubem Sprawiedliwym. Zabral ze soba swoje notatki, nagrania i najswiezsze wspomnienia oraz walizkowa maszyne do pisania. Chcial zyc zyciem pustelnika i prawie mu sie to udalo. Utrzymywal nikly kontakt telefoniczny ze swiatem, podejmowal decyzje zwiazane z firma, rozmawial z Judy w San Francisco i rodzicami w Oak City, lecz wiekszosc czasu poswiecal na pisanie ksiazki. Ksiazki o zlej nowinie, jak ironicznie zakodowal sobie w glowie.

Te trzy miesiace to nie byl dobry czas. Randall tkwil w pomieszaniu, gniewie, zalu nad samym soba. Glownie w pomieszaniu. Pisal i pil, i usilowal pozbyc sie jadu, ktory wypelnial jego wnetrze. Zapisywal cale ryzy papieru, wypluwajac z siebie opowiesc o Drugim Zmartwychwstaniu – o sprawie z Lebrunem w Rzymie, o zdradzie poteznego de Vroome'a, o deportowaniu z Francji, o wszystkim joza Angela. Ja postanowil oszczedzic.

W trakcie pisania czasami mial wrazenie, ze tworzy najwieksza)owiesc detektywistyczna wszech czasow. Kiedy indziej byl przekonany, ze nigdy jeszcze nie obnazono dwulicowosci i zaklamania eligii na taka skale, jak w tekscie wystukiwanym na klawiaturze przez jego palce. Palce de Sade'a. I zdarzaly sie dni, kiedy byl pewien, ze opisuje tylko ekshibicjonistyczny autoportret chorego, ynicznego paranoika.

Pil i pisal, a slowa tonely w rzece szkockiej.

Skonczyl pisanie w poczuciu oczyszczenia. Katharsis wyplukalo, niego caly jad. Pozostala tylko pusta skorupa samotnosci i ponieszania, ktore nie chcialo odejsc.

Wrocil z gotowym tekstem do Nowego Jorku i umiescil go w biurowym sejfie, do ktorego dostep miala poza nim tylko Wanda.

Nie wiedzial jeszcze, czy pozostawi maszynopis jako swiadectwo egzorcyzmow, jakie odprawil nad swa opanowana przez szatanskie moce dusza, czy w koncu zdecyduje sie go opublikowac, zeby powstrzymac monstrum, ktore pochwycilo w kleszcze uscisku polowe swiata.

W historii literatury nie bylo ksiazki, ktora osiagnelaby sukces na miare Miedzynarodowego Nowego Testamentu. Ksiega nad Ksiegami byla wszechobecna, nawracala, osaczala i przypominala o sobie o kazdej porze dnia i nocy. Rozmowy na jej temat slyszalo sie w sklepach i na ulicy, w restauracjach i na przyjeciach.

Warczaly bojowe werble, a nowy charyzmatyczny Chrystus znowu przyciagal do siebie niezliczone dusze. Dla jednych powrot Chrystusa byl przyczyna spadku przestepczosci. Dla innych – powodem poprawy koniunktury gospodarczej. Kiedy malala liczba narkomanow, to dzieki Chrystusowi. Zakonczenie kazdego konfliktu, poczatek wszelkich rokowan, kazdy przejaw dobrobytu, braterstwa i optymizmu na swiecie, wszystko to w ustach przebudzonych heroldow Dobrej Nowiny bylo dzielem Chrystusa.

Wedlug ostatnich raportow sprzedaz Miedzynarodowego Nowego Testamentu przekroczyla trzy miliony egzemplarzy w Stanach i czterdziesci milionow na swiecie. I to w ciagu zaledwie czterech miesiecy.

Randall zaczal stopniowo nabierac przekonania, ze mimo wszystko powinien opublikowac swoje expose. To mogl byc kamyk wystrzelony z procy, ktora on sam skonstruowalby poprzez wlasna kampanie reklamowa. I jesli trafi Goliata, moze sie uda go powalic, zabic potwora, zabic klamstwo.

W tym wlasnie czasie odebral dlugo oczekiwany telefon od Ogdena Towery'ego. Kontrakt sprzedazy firmy Cosmosowi byl juz od dawna gotowy i oczekiwal tylko na podpisy obu stron. Lecz Thad Crawford mial jakies dziwne trudnosci w skontaktowaniu sie z prawnikami Towery'ego. Randall domyslal sie, co moze byc przyczyna, a wymiana zdan z Towerym potwierdzila jego przypuszczenia.

Rozmowa byla krotka i na temat, a jej ton nieprzyjazny.

– Kontaktowalem sie z Wheelerem, panie Randall – oznajmil Ogden Towery. – Odniosl niesamowity sukces, ale powiedzial mi, ze nie ma w tym panskiego udzialu. Ze wrecz przeciwnie, robil pan wszystko, zeby mu przeszkodzic. Sabotowal pan jego projekt, mowiac wprost. Czy ma pan cos na swoja obrone?

– Chcialem mu przeszkodzic, bo mialem dowody, ze to mistyfikacja.

– O tym tez mi powiedzial. Co jest z panem nie tak, Randall? A moze pan jest ateista albo komunista? O co wlasciwie chodzi?

– Nie moglem reklamowac czegos, w co nie wierzylem.

– Sluchaj pan, tym, w co pan ma wierzyc albo nie, niech sie lepiej zajmuja tacy jak Wheeler, Zachery i prezydent Stanow Zjednoczonych, a pan ma robic swoja robote. Mam ten kontrakt na biurku, ale zanim go podpisze, chce wiedziec, co pan zamierza.

– Co ja zamierzam?

– Tak, czy zamierza pan jeszcze w przyszlosci sabotowac nowa Swieta Ksiege. Czy bedzie pan wyglaszal jakies przemowienia albo pisal glupie artykuly. Chce to wiedziec i Wheeler tez. Jezeli ma pan cos takiego w zanadrzu, to nie chce miec z panem wiecej do czynienia. A jezeli starczy panu rozumu, zeby sie zachowac jak przystalo na uczciwego czlowieka, na syna duchownego, tak zeby tatus mogl byc z pana dumny, wowczas pana kupie. Dlatego chce aneksu do umowy. Musi mi pan zagwarantowac, ze nie bedzie wystepowal, ani pisemnie, ani ustnie, przeciwko Miedzynarodowemu Nowemu Testamentowi. No wiec slucham pana… tak czy nie?

– Zobaczymy.

– Co to ma znaczyc, do ciezkiej cholery?

– Panie Towery, to znaczy, ze zobaczymy, czy tak, czy nie. Nigdy nie podejmuje takich decyzji bez zastanowienia.

– To zastanawiaj sie krotko, mlody czlowieku. Oczekuje panskiej odpowiedzi najpozniej do konca roku.

Towery sie rozlaczyl, a Randall poczul lek. Byc usunietym z Drugiego Zmartwychwstania to jedno, pomyslal, a pozwolic sobie na strate kontraktu z Cosmos Enterprises, to zupelnie co innego. Od tej drugiej sprawy zalezala jego przyszlosc, szansa ucieczki z wyscigu szczurow, szansa na bezpieczenstwo i niezaleziosc. Nowe warunki byly jednak nie do przyjecia, na sama mysl zrobilo mu sie niedobrze. Probowal wazyc w mysli lezaca na biurku umowe, a z drugiej strony przechowywany w sejfie maszynopis, lecz nie potrafil zdecydowac, co ma wieksza wage.

Kilka tygodni pozniej odebrano nastepny telefon, ktory spotegowal jeszcze jego rozterke.

– Dzwonil Jim McLoughlin – poinformowala go Wanda. – jest w Waszyngtonie. Przeprosil, ze nie odpowiadal tak dlugo na listy od Thada Crawforda i od ciebie, ale byl w jakims niedostepnym miejscu i pracowal po dwadziescia piec godzin na dobe. Teraz bardzo mu zalezy, zeby sie z toba spotkac i sfinalizowac sprawe pierwszej kampanii przeciwko wielkiemu biznesowi. Mam cie z nim polaczyc?

Randall nie czul sie w tej chwili na silach, zeby powiedziec McLoughlinowi prawde.

– Nie dzisiaj, Wando – odparl. – Oddzwon do niego i powiedz, ze wlasnie jestem w drodze na lotnisko, ze znowu lece do Europy w pilnej sprawie i skontaktuje sie z nim po powrocie. Jeszcze przed koncem roku.

Najlepszy sposob rozwiazywania problemow to po prostu udawac, ze ich nie ma, uznal tego dnia. Udawac, ze ich nie ma, i pic.

Pil wiec przez caly pazdziernik i listopad, i czesc grudnia, az do dzis, jak w dawnych czasach. Pil czysty alkohol, bez wody, jako antidotum na problemy, na pomieszanie, na wyrzuty sumienia i na samotnosc. Niestety rano budzil sie trzezwy. I jeszcze bardziej samotny.

Samotny jak jeszcze nigdy w zyciu.

Oczywiscie istnialo na to lekarstwo i zazywal je bardzo czesto.

Kobiety, dziewczyny, te, ktore wygladaly najlepiej nago i w pozycji horyzontalnej, byly wszedzie. Szastajacej pieniedzmi grubej rybie nietrudno bylo je znalezc. Aktorki o wielkich biustach, neurotyczne dziewczeta z towarzystwa, wyzwolone cizie biznesmenki… przychodzily do jego biura zalatwiac interesy, spotykal je w barach i dyskotekach. Upijaly sie z nim, rozbieraly sie z nim i kopulowaly z nim, a kiedy w koncu zasypial, wiedzial, ze jest sam.

Rozpaczliwie szukal zwiazku, w ktory moglby sie zaangazowac. Zwiazku z drugim czlowiekiem, znaczacego cos wiecej niz seks.

Ktorejs nocy, pijany, postanowil zadzwonic do Barbary i zobaczyc, co z tego wyjdzie, czy nie da sie wszystkiego jakos zalatac. Lecz kiedy uslyszal glos gosposi i slowa „Tu rezydencja panstwa Burke'ow', odlozyl szybko sluchawke, jakby go oparzyla.

Kiedy indziej, jeszcze bardziej pijany, w przyplywie rzewnej tesknoty za dawnymi czasami, chcial zadzwonic do Darlene Nicholson, tej rozrywkowej, swietnej w lozku dziewczyny – gdziez to ona, u diabla, mieszkala… aha, w Kansas City – blagac ja o wybaczenie i sciagnac z powrotem. Byl pewien, ze rzucilaby swojego chlopaka Roya i wrocila do niego natychmiast. Przypomnial sobie jednak w pore, ze ta idiotka Darlene chciala slubu i to dlatego zerwal z nia w Amsterdamie. W rezultacie zamiast po sluchawke, siegnal po butelke.

W tym chorym poscigu za bliskoscia zaryzykowal nawet, ze straci swoja wspaniala sekretarke Wande, i ktoregos dnia przed koncem pracy, nabuzowany i zdolowany jednoczesnie, zapytal ja, czy by z nim nie poszla, poniewaz jej pragnal… pragnal kogokolwiek… tym razem jej. A Wanda, ta niezalezna, pieknie zbudowana, piersiasta czarna dziewczyna, ktora znala go tak dobrze i nie odczuwala leku, odparla:

– Dobrze, szefie. Zastanawialam sie, kiedy wreszcie zapytasz.

Byla z nim kazdej nocy, jej cudowne hebanowe cialo, oplatajace go dlugie ramiona, sterczace ku niemu czerwone sutki, rozchylone dla niego mocne, jedrne uda. Kochala sie z nim i kochala, przez caly miesiac. Spolkowala z nim nie z obawy o utrate pracy, nie z pozadania i kobiecej adoracji, lecz gleboko rozumiejac jego pragnienia i jego stan, kochala sie z nim z litosci. Po miesiacu, w pelni tego swiadom, pelen wstydu, ale i wdziecznosci, wypuscil ja ze swego lozka, lecz zatrzymal w biurze, jako najlepsza przyjaciolke i sekretarke.

I w koncu, przed tygodniem, dostal poczta lotnicza list z wloskim znaczkiem i rzymskim datownikiem. W srodku byla delikatna kartka swiateczna: wesolych swiat, szczesliwego Nowego Roku – z krotkim liscikiem na odwrocie. Spojrzal na podpis. Angela.

Myslala o nim czesto, zastanawiala sie, co robi, modlila sie rj jego spokoj i zdrowie. Ona sama byla bardzo zapracowana, po ukazaniu sie nowej Biblii musiala odpowiadac na setki listow przychodzacych do ojca, pisala artykuly i udzielala w jego imieniu wywiadow. Teraz wlasnie miala przyleciec na tydzien do Nowego lorku, Wheeler poprosil ja o wystep w telewizji. Przyleci rano n pierwszy dzien swiat i zatrzyma sie w hotelu Plaza. „Jesli iznasz, ze ma to jakikolwiek sens, Steve, chetnie sie z Toba zobacze'. I podpis: Angela.

Nie wiedzial, co jej odpowiedziec, nie odpisal wiec wcale. Nie poinformowal jej nawet, ze Boze Narodzenie spedza z rodzicami spotyka sie z Judy, ktora specjalnie przyleci do Oak City z Kaliforlii, wiec nie moglby sie zobaczyc z nia, nawet gdyby chcial… albo nial dosc odwagi.

Liscik Angeli byl pierwszym momentem otrzezwienia od pieciu niesiecy. Drugim byl powrot do domu w Oak City. Siedzial rodzina przy migoczacej choince. Pil tradycyjnego kogla-mogla aprawionego rumem. Rozpakowywal prezenty. Sluchal razem

Judy kolednikow spiewajacych przed frontowym wejsciem.

Trzecim momentem byla chwila w pierwszej lawce kosciola metodystow. Tom Carey wlasnie skonczyl kazanie. Rodzina i przyjaciele Randalla wstawali z miejsc.

I w tej sekundzie iluminacji zobaczyl oczy ich wszystkich, roziskrzone nadzieja. Matki – radosnej i pelnej wdziecznosci, ojca – promieniejacego uniesieniem, oboje odmlodnialych i szczesliwych, ze dozyli czasu, gdy mogli ujrzec i uslyszec Slowo. Jego siostra Clare emanowala ufnoscia i pewnoscia siebie, jakich nigdy u niej nie widzial, zadowolona z decyzji zerwania z zonatym kochankiem i szefem, zdecydowana szukac wlasnej drogi ku czemus – i komus – nowemu. Jego corka Judy, zamyslona i powazna, wyraznie poruszona kazaniem, wydala mu sie dojrzala jak nigdy dotad.

Rozejrzal sie po kosciele. Osmiuset lub wiecej parafian kierowalo sie, w parach, trojkami i grupkami, do wyjscia. Po raz pierwszy w zyciu zobaczyl ludzi emanujacych takim cieplem i zyczliwoscia, takim poczuciem ukojenia, pewnosci i wzajemnego zaufania.

To wlasnie byl ow rezultat, o ktorym mowila Angela podczas ich ostatniego spotkania, cel, ktory usprawiedliwial wszystkie srodki.

Tak powiedziala.

A jego odpowiedz brzmiala – nie.

W tej chwili jednak – poniewaz bylo Boze Narodzenie, poniewaz byl trzezwy, jak nigdy w ciagu kilku miesiecy, i widzial odbijajace sie w setkach oczu niebo na ziemi – byc moze bylby sklonny

Вы читаете Zaginiona Ewangelia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату