Jakas zabawke.
– Alez naturalnie.
– Nie mysl, ze musisz byc wtedy w domu – dorzucila skwapliwie. – To nie jest potrzebne.
– Tak, rozumiem.
– No, wiec dobrze – mowila predko. – Przyjde po poludniu. O ktorej godzinie konczy sie jego spanie?
– Chyba o trzeciej.
– Wiec bede o trzeciej.
Nagle zrozumial, ze nie moze jej tak zostawic. Z dziecinnym, zduszonym okrzykiem chwycil ja w ramiona, przycisnal mocno do piersi, przywarl do niej i poczul w tej samej chwili, ze wszystkie te lata, obarczone ciezarem wspomnien i bledow, opadaja mu z ramion. Przebaczal jej, bez slowa prosil o przebaczenie dla siebie, czepial sie jej kurczowo, czepial sie tego, co im jeszcze zostalo na pustyni milosci, jaka oboje stworzyli wokol siebie.
Ona tulila go, pocieszala, glaskala po reku, obojetna na ludzi, ktorzy mijali ich w ciemnej, obcej ulicy przygladajac sie z zaciekawieniem tej scenie.
– Mamo – powiedzial nareszcie – pamietasz, jak wyjezdzalem wtedy, pod koniec tamtych wakacji, i zapytalem cie, co mamy sobie powiedziec, kiedy sie przypadkiem spotkamy? Pamietasz, co mi powiedzialas?
Lucy skinela glowa. Tak, pamietala to ciche popoludnie, gleboki, tchnacy jesienia blekit gorskiego jeziora i chlopca w miejskim ubraniu, z ktorego wyrosl w ciagu jednych wakacji.
– Powiedzialam, ze chyba zawolamy do siebie: Halo!
Tony wyswobodzil sie lagodnie z uscisku matki i popatrzyl jej w oczy.
– Halo! – powtorzyl bardzo powaznie. – Halo, halo!
Usmiechneli sie do siebie. Byli w tym momencie zupelnie podobni do kazdej innej matki i do kazdego innego doroslego syna w chwili, gdy rozstaja sie pogodnie po calym dniu spedzonym wspolnie za miastem.
Lucy rzucila wzrokiem na swoja zmieta, podarta suknie, na ponczochy w strzepach i podrapane kolana.
– Ladna historia – powiedziala. – Jak mnie zobacza w hotelu w takim stanie, gotowi pomyslec, ze Bog wie co dzisiaj wyczynialam. – Rozesmiala sie. Wspiela sie troche na palce i pocalowala go w policzek z takim spokojem, jak gdyby od dwudziestu lat co wieczor calowala go w ten sposob na dobranoc. – Spij dobrze – rzucila na pozegnanie, odwrocila sie i weszla do hotelu.
Stal przez chwile patrzac, jak szla przez westibul w kierunku lozy portiera. Wysoka, troche ociezala kobieta, samotna i juz niemloda, solidna i pogodzona z losem, nie zywiaca zadnych zludzen co do swojej osoby. Wsiadl do samochodu i odjechal do domu.
Otworzyl drzwi, w mieszkaniu bylo ciemno. Wszedl do dziecinnego pokoju, stanal przy lozeczku Boba i wsluchiwal sie w jego spokojny oddech. Po chwili chlopczyk obudzil sie i usiadl w lozeczku.
– Tatus – wymamrotal zdziwiony.
– Chcialem ci tylko powiedziec dobranoc. Przed chwilka pozegnalem sie z babcia. Przyjdzie do ciebie jutro, jak sie obudzisz po poludniu.
– Po poludniu – powtorzyl sennie chlopczyk, jak gdyby chcial zapamietac to slowo, zanim znowu ogarnie go otchlan zapomnienia.
– Przyniesie ci zabawke – szeptal Tony w ciemnosciach.
– Ja chce traktor – powiedzial Bobby. – Albo nie, lepiej okret.
– Zatelefonuje rano do babci. Na pewno przyniesie okret.
– Taki duzy – mowil chlopczyk ukladajac sie znow na poduszce. – Na dalekie podroze.
Tony skinal glowa.
– Wielki okret na duzo dalekich rejsow – zapewnil syna.
Ale Bobby juz go nie slyszal. Usnal.
Tony wszedl do pokoju, ktory byl wspolna sypialnia jego i Dory. Dora spala takze. Lezala na wznak oddychajac spokojnie, z glowa „odrzucona do tylu i obu rekami podniesionymi na wysokosc twarzy, jakby sie przed czyms bronila. Tony rozebral sie cicho po ciemku i wsunal sie do lozka. Przez chwile lezal bez ruchu. Pomyslal: „Oto jeszcze jeden dzien mego zycia!”
Potem obrocil sie na bok, odjal delikatnie rece zony od jej twarzy, objal ja ramionami i usnal.
Irwin Shaw
![](/pic/1/0/1/2/1/9//pic_2.jpg)
![](/pic/1/0/1/2/1/9//pic_3.jpg)