tylko szyderstwo, rozwieral pomiedzy nimi przepasc, zadawal klam milosci, byl tylko udreczonym grymasem z ciemnej otchlani.
– Tego nie mozna zniesc – powiedziala odstawiajac kieliszek i patrzac mu prosto w oczy.
– Co sie stalo? – zapytal zdziwiony.
– Powiedz mi, co ty o mnie myslisz?
– No, wiesz – obruszyl sie – przeciez nawet nie mialem czasu wyrobic sobie zdania.
– Miales czas – zaprzeczyla, dziwnie gladko wymawiajac slowa, mimo ze jezyk ociezal jej troche od wina. – Widze to po twojej twarzy. Masz o mnie sad, bardzo wyczerpujacy, bardzo interesujacy i zalezy mi na tym, zeby go uslyszec.
– No coz… – Tony oparl sie plecami o porecz krzesla. Postanowil wprowadzic ja w wesoly nastroj. – Musze sie przyznac, ze od samego rana bez przerwy cie podziwiam.
– Podziwiasz? – spytala ostro. – Z jakiej racji?
– Z tej racji, ze jestes wciaz taka mloda, piekna i pelna zycia – odparl usmiechajac sie. – To bardzo madrze z twojej strony.
– Madrze… – powtorzyla wyczuwajac, ze chcial ja dotknac tym slowem, i zdajac sobie sprawe, ze mu sie to udalo.
– Ciekaw jestem, jak potrafilas to zrobic – dodal swobodnym tonem.
– Twoja zona pytala mnie o to samo.
– Musze ja w takim razie zapytac, co jej odpowiedzialas.
– Wcale nie odpowiedzialam – rzekla Lucy. – Ty jej to wytlumaczysz. Jestem przekonana, ze masz na ten temat swoja wlasna teorie.
– Moze i mam.
Patrzyli na siebie przez stol jak dwaj wrogowie, gotowi ranic sie wzajemnie.
– Wiec zdradz mi ja – zazadala. – Taka trafna diagnoza moze miec dla mnie duze znaczenie przez najblizszych dwadziescia lat.
– Tak… – zaczal Tony. Mowil sobie, ze przeciez sama tego chciala, przyjechala tutaj, odgrzebala wszystko na nowo, upierala sie, zeby zobaczyc grob, niech wiec sie dowie. – Obawiam sie, ze moje zdanie opiera sie na troche staroswieckich przeslankach. Myslalem sobie, ze grzech sie oplaca. Ze mlodosc najdluzej sluzy tym, co nie maja serca. A zatem – grzesz i kwitnij! Nic cie nic moze dotknac. Naokolo rodziny sie rozlatuja, upadaja cale imperia, ale na twojej glowie jeden wlosek nie posiwial.
– Nic mnie nie moze dotknac… – Lucy chwiala glowa w zdumieniu. – Wiec tak myslales przez te wszystkie lata?
– Oczywiscie… w sensie przenosnym – sprostowal bezlitosnie.
Na chwile zaleglo miedzy nimi milczenie. Oboje wsluchiwali sie w echo jego szyderczych slow.
– Mylisz sie, Tony – odezwala sie w koncu cicho. – Zdaje ci sie, ze jestes niedobrym, nieprzyjemnym czlowiekiem, i wobec tego starasz sie tak zachowywac, zeby usprawiedliwic to wyobrazenie o sobie. Aleja nie wierze, zebys byl taki naprawde. Wiem, jaki byles jako chlopiec, a cokolwiek by sie potem zdarzylo, ten chlopiec nie mogl przestac istniec. Ja dobrze wiem, Tony, co to znaczy mylic sie co do siebie, bo przez ostatnie dziesiec lat staralam sie tylko odrobic krzywde, ktora wyrzadzilam dlatego, ze pomylilam sie w swoim wyobrazeniu o sobie. Wszystko bylo nie tak. Wszystko nie tak… Same przypadki i pomylki. – Mowila przeciagajac leciutko slowa, jakby w jej glosie spiewalo wino. – Przypadki i pomylki. Gdyby ta obrzydliwa dziewczynka nie przyjechala tamtego lata nad jezioro, gdyby sie nie nudzila w to chmurne popoludnie i nie poszla na spacer do lasu, gdyby wyjrzalo slonce i ona zdecydowala sie poplywac, gdybys ty nadszedl o pol godzinki pozniej – dzisiaj nie siedzielibysmy tutaj, tak jak siedzimy. Gdybys nie byl tak ciezko chory i bliski smierci, ojciec nigdy by nie wpadl na mysl, zeby przyjac dla ciebie mlodego opiekuna. Gdyby nie zajechal ktoregos dnia do garazu i nie dowiedzial sie, ze nie zaplacilam rachunku, chociaz zdawalo mi sie, ze zaplacilam, gdyby nie wypomnial mi tego przez telefon w taki sposob, ze poczulam sie upokorzona i obudzilo sie we mnie pragnienie buntu… Nic by sie nie stalo. Nic zupelnie. – Pokiwala glowa, jak gdyby zdumiewajac sie nad zawilymi i zlosliwymi sciezkami losu, na ktorych jej zycie potknelo
sie i upadlo. – Ale coz, bylo pochmurno, byla ta wstretna dziewczynka, byl twoj mlody opiekun, a ty nie nadszedles pol godziny pozniej. I dlatego cos, co moglo byc tylko odosobnionym, troche niemadrym i niepotrzebnym wyskokiem, czyms, co sie zdarza milionom kobiet i co w koncu staje sie niewaznym, zwietrzalym sekretem, o ktorym kobiety w starszym wieku mysla juz tylko z poblazliwoscia – to cos stalo sie katastrofa. Nieprzebytym dzialem wodnym, ktory oddzielil moje zycie od twojego i od zycia twojego ojca.
– To zbyt latwe wytlumaczenie – powiedzial Tony pelen nienawisci do matki za to, ze tak dokladnie wszystko pamietala. – Za latwo zrzucasz z siebie odpowiedzialnosc.
– O nie! – zaprzeczyla. – Nie powinienes tak myslec. Nigdy nie powinienes tak myslec. Kazdy czlowiek jest odpowiedzialny za swoje przypadki i ja odpowiadam za moje. Tylko ze nikt nie moze uniknac przypadku, takiego czy innego. Nie spodziewaj sie, ze tobie uda sie wymknac. Wazne jest tylko to, jak sie zachowasz wobec twojego przypadku, jak z niego wybrniesz i jak wynagrodzisz szkody. Tak, ja postapilam, jak mozna bylo najgorzej. Bo utrwalilam moj przypadek. Popelnilam wszystkie bledy, jakie tylko mozna bylo popelnic. Poniewaz po pietnastu latach malzenstwa doznawalam przez pare letnich tygodni przyjemnosci w obcowaniu z mlodym mezczyzna, doszlam do wniosku, ze jestem kobieta zmyslowa. No, a tymczasem okazalo sie, ze wcale nie jestem. Balam sie twego ojca, sklamalam przed nim, klamstwo bylo paskudne i wyszlo na jaw. Wstydzilam sie i wobec tego doszlam do wniosku, ze tylko bezwzgledna szczerosc moze nas uratowac. Ale okazalo sie, ze nic nie uratowala. Ty byles swiadkiem przeciwko mnie, cierpiales z powodu tej sprawy i kazales nam cierpiec, wiec postanowilam, ze to cierpienie bedzie nie do naprawienia. Zbyt bolesne byloby dla mnie wowczas twoje swiadectwo, wiec wyslalam cie z domu. Ale nieobecnosc twoja swiadczyla przeciwko nam, z kazdym rokiem potepiala nas coraz surowiej…
– Uwazasz, ze byloby lepiej, gdybym z wami pozostal? – zapytal bez przekonania.
– Tak. Jakos musielibysmy przetrzymac. Rodzina to zywe cialo. Mozna ja zranic, ale jesli tylko zostawic jej szanse, zrosnie sie i zagoi. Nie wyleczy sie nigdy, jesli trzymac rane otwarta. A my zrobilismy z tej rany po prostu instytucje, na niej zbudowalismy nasze malzenstwo, cale zycie, i musielismy za to zaplacic.
– Musielismy zaplacic… – mruknal Tony przygladajac sie silnej, zdrowej, dobrze zakonserwowanej kobiecie, ktora miala gladka twarz bez jednej zmarszczki, mlode usta i delikatna cere, ladnie zarozowiona od wina i slonca. – To znaczy: kto za to zaplacil?
– Wiem, wiem, o czym myslisz – powiedziala kiwajac glowa. – Uwazasz, ze ty zaplaciles. Ze ojciec zaplacil. A ja wyszlam gratis. Ale mylisz sie. Ja takze musialam zaplacic.
– Moge sobie wyobrazic, w jaki sposob ty zaplacilas – rzekl bez milosierdzia.
– Tak, masz racje – zgodzila sie znuzona. – Placilam w wielu lozkach. Ale to bylo dawno temu i skonczylo sie jednej nocy, kiedy ojciec przyjechal do domu, zeby sie pozegnac przed odjazdem na wojne. – Przymknela oczy, by sie odgrodzic od syna, i przywolala z pamieci swoj wlasny obraz, gdy lezala pod sciana obryzgana krwia po wymierzonej karze, o czwartej godzinie w chlodny zimowy ranek. Przypomniala sobie zatrzasniecie sie drzwi wejsciowych za mezem, ktorego nie miala juz nigdy wiecej zobaczyc. – Nie tylko w ten sposob placilam. Placilam takze poczuciem winy, osamotnieniem i zawiscia. – Otworzyla oczy i popatrzyla na niego. – Zdawalo mi sie, ze juz wszystko splacilam, ale teraz widze, ze nie. Jeszcze nie. Wszystko jedno, co o mnie myslisz, ale ostatecznie przypuszczam, ze mozesz uwierzyc w poczucie winy i osamotnienie. Najgorsza ze wszystkiego byla chyba zawisc. Zazdroscilam wszystkim. Zazdroscilam kobietom, ktore zyly w spokojnych, nudnych stadlach, i tym, ktorych zycie malzenskie bylo burzliwe, pelne walk, rozstan i pojednan. Zazdroscilam kobietom uprawiajacym bezmyslna rozpuste, zdolnym miec siedmiu mezczyzn w ciagu jednego tygodnia i zapominac o nich z taka sama latwoscia, z jaka sie oddawaly. Zazdroscilam tym, ktore swiadomie postanowily wytrwac w wiernosci przez caly czas wojny i nie zachwialy sie ani razu, ale zazdroscilam takze i tym, ktore dawaly sie porywac milosci albo zadzy rozkoszy i gotowe byly wszystko poswiecic, walczyc przeciw kazdemu, kazda bronia, o wybranego mezczyzne. Zazdroscilam kobietom, ktore przezywaly te rzeczy powaznie, i tym, ktore braly je lekko, bo sama w ogole nie wiedzialam, jak mam je traktowac. W szpitalu bylo mnostwo kobiet i czesto powtarzaly sobie jeden i ten sam dowcip. Mowily, ze naleza do klubu, ktory powstal w Anglii, bo tam wojna zaczela sie wczesniej. Ten klub nazywal sie w skrocie U.M.O., co oznaczalo: Uszczesliwiajcie Mlodych Oficerow. Od czterdziestego do czterdziestego piatego roku wszystkie kobiety pracujace w szpitalu zasmiewaly sie z tego dowcipu. Ja smialam sie razem z nimi i zazdroscilam im. A najwiecej zazdroscilam samej sobie. Sobie takiej, jaka bylam przedtem.
Zazdroscilam swojego malzenstwa, az do tamtych wakacji nad jeziorem. Nie dlatego, zebym miala sentymentalne pojecie o sobie albo zebym falszowala we wspomnieniu obraz mojego malzenstwa. Bylo w nim sporo brakow i niedociagniec, a jezeli ojciec nie mowil ci nic o tych sprawach, to posluchaj, ja ci teraz opowiem. Ojciec byl czlowiekiem namietnym i zawiedzionym. Za mlodych lat mierzyl wysoko. Kochal sie w samolotach, w tych, ktorzy je budowali i latali na nich. Wytwornia samolotow, ktora zalozyl, zapowiadala sie bardzo dobrze i zdaje sie, ze ojciec lubil myslec o sobie jako o pionierze, o eksperymentatorze, ktory stanie sie w kraju Kims. Wlasnie w tym czasie umarl jego ojciec, wiec musial wrocic do rodzinnej drukarni i do miasta, od ktorego przez dziesiec lat staral sie oderwac. Zrozumial, ze jest niczym, ze do niczego nie dojdzie, i wtedy zapragnal cala swoja pasje i rozczarowanie zyciowe zrekompensowac we mnie. Ja nie doroslam do takiej roli, wiedzialam o tym, czulam do niego niechec z tego powodu i w koncu kazalam mu za to cierpiec. Balam sie go, za duzo ode mnie wymagal, komenderowal kazdym moim krokiem i najczesciej nie potrafil mnie zaspokoic. Mimo to kochalam go i kiedy teraz mysle o tamtych sprawach, uwazam, ze nasze malzenstwo bylo udane, chociaz wtedy nie zdawalam sobie z tego sprawy. Bylam niesmiala, chwiejna i sklonna do msciwosci, mialam marne wyobrazenie o sobie, totez zaczelam szukac bardziej pochlebnej opinii w ramionach innych mezczyzn. Z poczatku wmawialam sobie, ze szukam milosci, ale to nie byla prawda. Nie znalazlam ani milosci, ani dobrej opinii o sobie. A przeciez staralam sie o to.
Umilkla i zaczela sie kolysac na krzesle, pochylona do przodu, z lokciami wspartymi o stolik, z broda na skrzyzowanych dloniach, wpatrzona ponad glowa Tony’ego w splatany chaos twarzy. Zdawalo jej sie, ze slyszy w normandzkim ogrodku tajemne, natarczywe glosy, przyciszony smiech meski, westchnienia, szepty i placz, slyszy, jak ja wolaja, jak mowia: „Lucy, Lucy”, „Najmilsza” i „Kocham cie”, i „Bylo cudownie”, mowia: „Pisz do mnie co dzien” i „Nigdy cie nie zapomne”, slyszy w mroku nasyconym znuzeniem: „Dobranoc, ukochana, dobranoc…”
– Najrozmaitsi mezczyzni… – podjela cichym, bezbarwnym glosem. – Byl jeden adwokat, ktory chcial rzucic zone i troje dzieci, zeby sie ze mna ozenic, bo mowil, ze nie moze beze mnie zyc, ale zyje zupelnie dobrze i ma teraz piecioro dzieci. Byl mlody trener pilki noznej z princetonskiego uniwersytetu, temu poslalam jako slubny prezent srebrny talerz na ciastka. Byl pewien wlasciciel sklepu z antykami, ktory ciagnal mnie na koncerty muzyki kameralnej
po calym Nowym Jorku i chcial, zebym z nim zamieszkala, bo to go mialo uchronic przed homoseksualizmem, ale nie zamieszkalam z nim i teraz on zyje z jakims meksykanskim chlopcem. Byl autor scenariuszow filmowych, ktorego poznalam w pociagu i spalam z nim, bo i tak mielismy sie rozstac nazajutrz rano. Byl nawet jeden chlopak z twojego roku w Columbia, opowiadal mi, ze wspaniale sie uczysz, ze nie masz przyjaciol i ze wedlug niego, na dalsza mete nie zajdziesz wysoko. Byl oficer marynarki handlowej, ktory w zimie plywal na statku wycieczkowym po Morzu Karaibskim. Mial cialo tancerza, wielu rzeczy nauczyly go panie odbywajace wycieczki po cieplych morzach i ten jeden jedyny raz, kiedy z nim bylam, wlasnie wtedy zdawalo mi sie, ze nareszcie znalazlam to, czego szukalam przez cale zycie… Ale gdy wstal, zeby sie ubrac, troszeczke za dlugo podziwial siebie w lustrze zawiazujac krawat. Przygladalam mu sie. Pogwizdywal i usmiechal sie z zadowoleniem do swego perkatego nosa, i po prostu wszystkimi porami wypacal z siebie tanie meskie zarozumialstwo. Wiedzialam, ze juz nigdy go nie zobacze, bo przez niego doznalam uczucia ponizenia. To nie byl kochanek, ktory ma sie za chwile rozstac ze swoja partnerka, to byl zawodowy basebalhsta, ktory przyklada dwa palce do czapki klaniajac sie publicznosci po drodze na swoja baze. Odtad – mowila tym samym, bezbarwnym glosem – zrozumialam, ze to nie dla mnie. Zmyslowa rozkosz jest dla natur zmyslowych, a ja pomylilam sie co do siebie.
Potem, oczywiscie, byla armia ladowa, marynarka i lotnictwo – ciagnela z nieublagana szczeroscia. – Tylko ze wtedy niczego juz nie szukalam, nie spodziewalam sie niczego. Po prostu milosierne uczynki. Ale do milosierdzia takze trzeba miec talent, totez razem wziawszy, jak bylo do przewidzenia, moja amatorska dzialalnosc dobroczynna wyrzadzila wiecej szkody, niz przyniosla pozytku. Zadawalam bol rannym i porzucalam niepocieszonych w rozpaczy. Z litosci zrobilam sie kurwa i obrazalam uczucia tych, ktorzy szli na spotkanie smierci, bo im nie kurwy byly potrzebne. Im trzeba bylo czulosci i otuchy, a ja potrafilam dac tylko przelotne zaspokojenie, ktorym moze obdarzyc kazda prostytutka. Obrazalam takze’ wlasne uczucia, bo ta profesja nie byla dla mne i robila ze mnie karykature, ktorej nie moglam scierpiec. Stalam sie nieczula, klamalam i wymyslalam chytre sztuczki w telefonicznych rozmowach, kokietowalam w lozku, postepowalam jak oszust marnotrawiacy caly swoj rzeczywisty majatek na falszowane rachunki, ktorych nikt w koncu nie uzna.
Lucy zalewala Tony’ego potokiem zwierzen nie dopuszczajac go
do slowa. Jak rachmistrz zliczajacy dluga kolumne cyfr, chciala ja ostatecznie podkreslic i wyprowadzic saldo, zanim sie zabierze do innych rzeczy.
– Wreszcie – mowila dalej – kiedy nadszedl moment przelomowej decyzji, kiedy, byc moze, jedno moje slowo zdolaloby uratowac i ojca, i mnie, powiedzialam nie to slowo, ktore bylo potrzebne. To jasne. Czlowiek musi latami sumiennie sie przygotowywac, musi rozumiec samego siebie, zeby w krytycznej chwili umiec znalezc wlasciwe slowo. A ja nie rozumialam niczego, do niczego nie