moc w sobie odrodzic optymizm. Facet dochodzi do pewnego wieku, powiedzmy – dwadziescia piec, trzydziesci lat, to zalezy od inteligencji, i wtedy zaczyna sobie mowic: „To wszystko jest do kitu!” Zaczyna rozumiec, ze kazdy nastepny dzien przynosi nowa porcje tego samego, tyle ze wlasnie z kazdym dniem troche gorsza. Jezeli facet jest religijny, to zapewne powiada sobie: „Smierc jest moim celem. Alleluja, slysze, jak aniolowie stroja zlote harfy, moja dusza przygotowuje sie na ziemi do chwaly niebieskiej.” Ale jezeli nie jest religijny, jezeli uwaza, ze tamte sprawy to jest znowu to samo, tylko z niedziela wlacznie, to co mu zostaje? Ksiazeczka czekowa, nie zaplacone rachunki, coraz chlodniejsza krew w zylach i – co mamy dzisiaj na obiad, kto bedzie na obiedzie, co jedlismy w zeszlym tygodniu, kto nas odwiedzal w zeszlym roku? Wez tych z biletami pracowniczymi, co wracaja pociagiem do domu co dzien kolo szostej. Ladunek nudy wcisnietej w taki jeden pociag wystarczy, zeby zniesc z powierzchni ziemi duze miasto. Nuda. To jest poczatek i koniec pesymizmu. I wtedy przychodzi dziecko. Maly chlopczyk nie wie, co to pesymizm. Czlowiek patrzy na niego, przysluchuje mu sie, a on w kazdej sekundzie dyszy pasja. Pasja wyrastania, czucia, poznawania. Ma w sobie cos takiego, co mu daje pewnosc, ze warto rosnac, warto sie uczyc porozumiewania sie z ludzmi, uczyc sie jesc lyzka, uczyc sie korzystac z ustepu, uczyc sie czytac, walczyc na piesci, kochac… Jest na grzbiecie fali, ktora go niesie naprzod. W kazdym razie, jemu sie wydaje, ze naprzod, i wcale mu nie przychodzi na mysl, zeby sie obejrzec za siebie i zapytac: „Kto mnie pcha naprzod? Dokad zmierzam?” Czlowiek patrzy na syna i zaczyna rozumiec, ze w ludzkiej rasie jest cos, co kaze jej wierzyc slepo w zycie. Dla czlowieka, ktorego ojciec wszedl w morze w Watch Hill i utopil sie, taka rzecz moze miec cholernie duze znaczenie. Kiedy miales trzy lata, lubilem ci sie przygladac. Siedziales na podlodze i probowales sam wkladac skarpetki i buty. Pociles sie okropnie, a ja ryczalem ze smiechu. W tych chwilach, gdy siedzialem w twoim pokoju, wsrod twoich rowiesnikow, i smialem sie jak wiejski parobek w cyrku, bylem razem z toba na grzbiecie fali, podkradalem ci troche optymizmu na wlasny uzytek. Bylem ci za to wdzieczny i chowalem cie w sercu jak skarb. A teraz… – Oliver popil whisky i usmiechnal sie chytrze, spogladajac na Tony’ego ponad krawedzia szklanki. – A teraz wcale cie nie chowam w sercu. Nowa porcja tego samego. Mlody czlowiek z pretensja do swiata. Przypomina mi mnie samego, kiedy bylem mlodszy, przypomina mi pewna ladna kobiete, z ktora akurat sie ozenilem, przypomina mi, ze podciagnelismy w gore nasza drukarnie…
– Ojcze – przerwal mu Tony udreczonym glosem – po co opowiadasz to wszystko?
– Wlasnie, po co? – wymamrotal 01iver ustami na krawedzi szklanki. – Jest po co! Ostatnia wola, testament. Przed wyruszeniem na wojne. Wojna tez bardzo pomaga, a jakze! Jak nie mozna miec syna, to koniecznie na wojne. To takze taka fala. Nie ma czasu obejrzec sie ani zapytac, kto popycha i dokad.
Zludzenie jakiegos celu, jakiegos dokonania. Zdobywasz miasto. Nie pytaj, jakie miasto. Nie pytaj, kto jest w tym miescie. Nie pytaj, co oni beda tam robic, kiedy ty pojdziesz dalej. Nie pytaj, czy trzeba je bylo zdobywac. Tylko nie trac nadziei, ze wojna potrwa dostatecznie dlugo, ze nie zabraknie miast do zdobywania, ze juz nie wrocisz…
– Nie mowilbys takich rzeczy, gdybys nie byl pijany – powiedzial Tony.
– Nie mowilbym? Mozliwe, ze nie. – 01iver zasmial sie cicho. – W takim razie warto bylo sie upic. Ty nie pamietasz, bo byles za maly, ale kiedys mialem bardzo wysokie mniemanie o sobie. Wyobrazalem sobie, ze Pan Bog specjalnie sie wysilil, zeby polaczyc w mojej osobie inteligencje, uczciwosc, pracowitosc i dowcip. O cokolwiek bys mnie zapytal w tamtych czasach, natychmiast mialem gotowa odpowiedz, niczym papiez albo mozg elektronowy. Bylem solidny jak nasza republika, czego sie nie dotknalem, musialo sie udac, pewnosc to bylo moje drugie imie. Bylem pewien swego zdania o roznych sprawach w pracy, o malzenstwie, o uczciwosci, o wychowaniu dzieci i nie dbalem o to, co inni wiedza na ten temat. Patrzylem na swiat szeroko otwartymi oczami lunatyka. Bylem produktem zacnej rodziny i ojca-samobojcy. Mialem za soba pieniadze, dobra szkole i dobrego krawca, totez zaden piorun nie mogl mnie zabic, chocby mnie trafil miedzy oczy w sam dzien Czwartego Lipca. I nagle, tamtego lata, w malej smierdzacej dziurze nad jeziorem, w ciagu pietnastu minut wszystko sie zawalilo. Oczywiscie, falszywa decyzja. Ale moze jedyna sluszna decyzja byloby wtedy powiesic cie za nogi i utopic w jeziorze. Na to, naturalnie, nie pozwalalo moje stanowisko spoleczne. Abraham i Izaak! Nie, ten numer nigdy by nie przeszedl w stanie Vermont, chocby nie wiem jacy aniolowie czuwali w poblizu. Wobec tego, rzecz jasna, obrocilem noz przeciw samemu sobie, chociaz ty na pewno jestes innego zdania. Co, u wszystkich diablow! – zawolal wojowniczo. – Jakaz to krzywda ci sie stala? Rozstales sie z domem troche wczesniej, niz to sie zwykle dzieje, i pare razy byles sam w czasie swiat. To wszystko.
– Tak, to wszystko – - powiedzial Tony glosem nabrzmialym gorycza tych siedmiu lat.
– A ja… – mowil 01iver nie zwracajac uwagi na syna. – Dla mnie po prostu skonczylo sie zycie. Kiedy pozniej wracalem mysla do tamtych czasow i rozumialem juz, ze to moja wina, mowilem sobie: „To zmysly kazaly ci tak postepowac.” Mozliwe, ze tak bylo. Tylko ze wkrotce potem niewiele zostalo z moich zmyslow. Naturalnie, udawalismy przed soba, bo w malzenstwie obowiazuje pewna kurtuazja w tych sprawach, ale juz wtedy za duzo innych rzeczy nam przeszkadzalo i w koncu prawie zupelnie dalismy temu spokoj.
– Ja nie chce o tym slyszec.
– Dlaczego? Masz juz dwadziescia lat. Podobno przepowiadaja ci kariere jako ozdobie wydzialu medycznego w college. Wiec chyba nie urazam dziewiczych uszu? Znaj ojca twego i matke twoja. Jezeli nie mozesz ich czcic, to przynajmniej znaj ich. To nie jest byle jaka sprawa, w tym jest naprawde cos ciekawego. Wojna zrobila ze mnie z powrotem mezczyzne. Mialem jedna kelnerke w Columbus, w Polnocnej Karolinie. W czasie decydujacego weekendu przetrzymalem pewnego sedziego i dwoch kapitanow ze sztabu. Byl wtedy upal, wszystkie dziewczeta chodzily bez ponczoch. Gdybym byl katolikiem, to zupelnie powaznie pomyslalbym o swieceniach kaplanskich. Ty jestes teraz moim spowiednikiem, a moj ulubiony konfesjonal miesci sie na dziewiatym pietrze hotelu Shelton.
– Ide juz – powiedzial Tony zmierzajac do drzwi. – Uwazaj na siebie i daj mi znac, pod jakim adresem mam pisac i…
– Na rozgrzeszenie trzy lyki bourbon – belkotal 01iver. – Gdzie sie podziala ta butelka? – Zaczal macac rekami po podlodze kolo fotela, znalazl butelke i nalal sobie whisky do jednej trzeciej wysokosci szklanki. Odstawil butelke z powrotem na podloge i przymykajac jedno oko jak strzelec wyborowy, strzelil korkiem przez pokoj do kosza na smieci. – Dwa punkty – powiedzial zadowolony. – Wiesz ty o tym, ze w mlodosci bylem doskonalym sportowcem? Caly dzien moglem biegac, pierwszorzednie gralem na pierwszej bazie, chociaz na tym stano wisku wszyscy najlepsi gracze to mankuty. Wybijalem tez dlugie pilki, ale malo bylo okazji, wiec w koncu nie warto bylo sie tego trzymac. Ciagnelo mnie, zeby zostac bohaterem w mundurze, jak moj cioteczny dziadek, ktory polegl pod Wilderness w wojnie domowej, ale pierwsza wojna swiatowa wyleczyla mnie z tych ciagotek. Cale szesc miesiecy pobytu we Francji spedzilem w Bordeaux i przez ten czas slyszalem tylko jeden jedyny strzal oddany po to, zeby kogos zabic. To zandarm polowy strzelal do dwoch Senegalczykow, ktorzy rozwalili szybe w winiarni na Place Gambetta. Nie odchodz jeszcze – powiedzial proszaco. – Moze kiedys twoj syn zapyta cie o najwazniejsze zdarzenia w dziejach naszej rodziny i wtedy dopiero pozalujesz, ze nie chciales zostac
piec minut dluzej, zeby nasiaknac rodzinna tradycja. Na naszej tarczy herbowej wypisane sa trzy wielkie slowa: Samobojstwo, Kleska i Cudzolostwo. Gotow jestem wyzwac kazda amerykanska rodzine, ktora ma w zylach krew, a nie wode, zeby pokazala, czy potrafi sie lepiej spisac.
– Teraz bredzisz – powiedzial Tony nie odstepujac od drzwi. – Nie ma zadnego sensu w tym, co opowiadasz.
– Moj synu, za taka obraze idzie sie pod sad wojenny – oswiadczyl z powaga Oliver ze swego fotela. – Milosierdzie zaczyna sie w hotelu Shelton.
Tony otworzyl drzwi.
– Nie, nie odchodz! – zawolal 01iver usilujac sie wydobyc z fotela. Chwial sie na nogach, ale ostroznie trzymal w reku szklaneczke…- Mam cos dla ciebie. Zamknij drzwi. Jeszcze tylko piec minut. – Twarz mu drgala z bolesnego napiecia. – Przepraszam cie. Mialem ciezki dzien. Zamknij drzwi. Juz nie bede pil wiecej. Widzisz… – Niepewnym ruchem odstawil szklanke na kredens. – Najwieksza ofiara. Chodz tu, Tony – prosil pieszczotliwym glosem, chwiejac niepewnie glowa. – Zamknij drzwi. Nie zostawiaj mnie jeszcze samego. Jutro juz mnie nie bedzie w kraju, dam ci spokoj na Bog wie jak dlugo. Mozesz chyba zostac jeszcze piec minut. Prosze cie, Tony, nie chce byc teraz sam.
Tony zamknal niechetnie drzwi. Wrocil i usiadl sztywno na lozku.
– No widzisz – rozczulil sie 01iver. – No widzisz, jaki z ciebie chlopak. Prawde powiedziawszy, pilem dzisiaj na twoja intencje. Nie smiej sie. Znasz mnie przeciez, nie jestem pijakiem. Tylko ze tyle sie nazbieralo, tyle ci chcialem powiedziec. Od tak dawna nie moglismy ze soba pogadac. Te przeklete obiady… – Potrzasnal glowa. – Przede wszystkim chce sie przed toba usprawiedliwic.
– O Jezu! – jeknal Tony obejmujac glowe rekami. – Nie teraz, ojcze, nie teraz!
01iver stal nad nim kiwajac sie lekko w tyl i naprzod.
– Zlozylismy ciebie w ofierze – mowil. – Tak, przyznaje. Wtedy wydawalo sie, ze byl w tym jakis sens. Skad moglismy przewidziec, ze to sie odmieni? Chcesz zemsty? Spojrz na mnie, masz dostateczna zemste.
– Niczego nie chce – oswiadczyl Tony. – Nie chodzi mi o zemste.
– Naprawde? – zapytal Oliver z napieciem.
– Naprawde.
– Dziekuje ci, synu! – - 01iver wyciagnal gwaltownie obie rece, pochwycil dlon Tony’ego i zaczal ja sciskac jak szalony. – Dziekuje ci, dziekuje!
– To wszystko co miales mi do powiedzenia? – zapytal Tony podnoszac glowe i spogladajac na ojca, ktory stal pochylony, z metnymi oczami, i chwial sie na nogach.
– Nie, nie. – 01iver puscil Tony’ego i zaczal predko mowic, jak gdyby sie bal, ze jesli przestanie na chwile, Tony zostawi go samego w pokoju. – - Powiedzialem ci przeciez, ze mam cos dla ciebie. – Podszedl do otwartego worka na rzeczy, zwalil sie przy nim na oba kolana, az steknela podloga, i zaczal grzebac w jego wnetrzu. – Juz od dawna chcialem ci to dac. Balem sie, ze moze sie nie nadarzyc odpowiednia okazja i… O jest! – Wyciagnal mala paczuszke owinieta w bibulke i sciagnieta gumowa opaska. Kleczac zdzieral niezdarnie bibulke. Odrzucal podarte strzepy na podloge, az w koncu ukazal sie staroswiecki zloty zegarek. – To zegarek mojego ojca – powiedzial unoszac go w gore. – Masywne zloto. Zawsze go mialem przy sobie, zeby mi przynosil szczescie, chociaz wlasciwie wole zegarek na reke. Dal mi to na dwa tygodnie przed smiercia. Masywne zloto – powtorzyl przygladajac sie zegarkowi pod swiatlo i obracajac go powoli w trzesacych sie rekach. – Stary Waltham. Ma juz przeszlo czterdziesci lat, ale doskonale chodzi. – Wstal z kleczek i podszedl znow do Tony’ego nie przestajac podziwiac zegarka. – Nie musisz go przeciez nosic, jest strasznie niemodny, ale moglby sobie lezec na biurku, taki zegarek…
Podal go synowi, ale Tony nie chcial go wziac.
– Dlaczego nie masz go dalej nosic? – zapytal z uczuciem przesadnego leku. – Jezeli ci przynosil szczescie.
– Szczescie… – 01iver usmiechal sie gorzko, bolesnie. – Miej go ty, zamiast mnie. Moze tobie przyniesie wiecej szczescia. Prosze cie, wez.
Tony wyciagnal powoli reke. Oliver polozyl na niej zegarek, niezwykle ciezki i gruby. Zlota oprawa byla bogato grawerowana, na nieco pozolklej tarczy widnialy cienkie, staroswieckie cyfry rzymskie. Tony spojrzal uwazniej, bylo po jedenastej. „O, do diabla! – zaklal w duchu. – Nie spotkam sie z Elizabeth. Nie bedzie na mnie czekala.
– Dziekuje – powiedzial glosno. – W odpowiednim czasie oddam go mojemu synowi.
01iver usmiechnal sie niepewnie.
– O, wlasnie. To jest mysl.
Tony wsunal zegarek do kieszeni i podniosl sie z lozka.
– No, ale ja… – zaczal sie wycofywac.
– Nie odchodz jeszcze. Tylko chwile. Jeszcze tylko jedna rzecz.
– Co takiego? – Tony usilowal stlumic w swym glosie nute rozdraznienia z powodu ojca, z powodu tego wieczoru, z powodu ponurego, rozbabranego pokoju.
– Poczekaj. Tylko poczekaj – powiedzial 01iver wykonujac szeroki, tajemniczy gest reka.
Podszedl do telefonu, usiadl na lozku (ciagle w plaszczu i w czapce) i podniosl sluchawke. Zastukal niecierpliwie w widelki.
– Prosze. Orange 7654 – powiedzial do telefonistki. – To w stanie New Jersey.
– Do kogo telefonujesz? – zapytal podejrzliwie Tony.
– Tak, w porzadku, Orange. – 01iver odwrocil sie do syna nie odejmujac od ucha sluchawki. – Wiesz o tym, ze przenieslismy sie kilka lat temu do New Jersey?
– Tak.
– No, oczywiscie. Przeciez byles tam kiedys. Radosne Swieto Dziekczynienia. Okazalo sie, ze naprawde trudno bylo dluzej wytrzymac w Hartford. Pod jednym wzgledem wyszlo nam to rzeczywiscie na dobre. Drukarnia byla juz bardzo przestarzala, a w New Jersey udalo mi sie kupic nowy zaklad i ogromnie go rozwinalem. Ta przeprowadzka zrobila ze mnie bogatego czlowieka. –